„Od lat uczę dzieci, ale takiego talentu nigdy nie widziałem. Chora rywalizacja rodziców mogła doprowadzić do tragedii”

Starszy mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Yagi Studio
„Natalia przypominała mi moją córkę. Naprawdę miała niezwykły talent, którego nie mogłem zignorować. Niestety okazało się, że ambitna mamusia jej rywalki, zaczęła sabotować występ dziewczynki”.
/ 16.10.2023 15:15
Starszy mężczyzna fot. iStock by GettyImages, Yagi Studio

Mogę się pochwalić. Mam chyba dobre ucho do wyławiania zdolnych dzieciaków. Sprawdzam się jako belfer od nut, gam i pasaży. Moi uczniowie, którzy biorą udział w przeglądach i konkursach, spisują się całkiem dobrze. Kilkoro dostało stypendia, część z nich pracuje w orkiestrach, niektórzy zostali zawodowcami.

Właśnie prowadziłem kolejną lekcję, gdy z zamyślenia wyrwał mnie dysonans.

– Stop, stop, stop! Kochani, uważajcie. Po to ćwiczycie razem, żeby starannie pilnować rytmu i tempa. Słuchajcie siebie nawzajem, nie przyspieszajcie, nie zwalniajcie. Chyba nie chcecie, żebym włączył wam, jak małym dzieciom, metronom?

Trójka „moich” dzieciaków jak na sygnał batutą buchnęła śmiechem. Elwira i Natalia miały po jedenaście lat, a Piotrek – trzynaście. Wszyscy czuli się bardzo dorośli, bo nazywałem ich studentami, więc nawiązanie do prostych ćwiczeń dla młodszych dzieci szalenie ich bawiło.

– Pamiętajcie, że podczas występu sami jesteście dyrygentami. Ćwiczenie, które wykonujecie teraz, pomaga i uczy dzielić uwagę na grę i na słuchanie. Spróbujcie jeszcze raz. Uwaga, od taktu czternastego. Raz, dwa, trzy i…

Zagrali czysto i równiutko. Elwira i Piotr zerkali na pozostałych, tylko Natalka przymknęła oczy i  słuchiwała się w kolegów.

Chciałem żeby skupili się na muzyce

Tak, bez wątpienia to ona była najzdolniejsza z tej grupki, choć wszyscy mieli talent i zapał do pracy. Na razie im tego nie powiedziałem. Rodzicom także. Nie chciałem, by wdali się w chorą rywalizację, zamiast skupić się na muzyce. A ponieważ wszyscy szykowali się do poważnego, pierwszego w ich życiu konkursu, zależało mi, by byli jak najlepiej przygotowani.

Równiutko skończyli 37. etiudę Kreutzera i niczym wielcy skrzypkowie zawiesili smyczki na wysokości piersi.

– Brawo! – zawołałem. – Teraz było świetnie, sami to czuliście. Do zobaczenia za dwa dni.

Dzieciaki z powagą chowały swoje skrzypce. Elwira i Piotrek wyszli, ale Natalka ociągała się jakoś.

– Panie profesorze – powiedziała wreszcie. – Ja chyba nie wystartuję w konkursie…

Aż mnie zamurowało.

– Ależ dlaczego? Natalko, jesteś świetną skrzypaczką, masz cudownie brzmiący stary instrument, ćwiczysz i muszę ci szczerze powiedzieć, że masz ogromne szanse na sukces! Nie możesz zrezygnować. Coś się stało?

Dziewczynka spuściła głowę i choć moje słowa sprawiły jej przyjemność, zaczęła płakać. Podałem jej chusteczkę i wziąwszy delikatnie za ramiona, posadziłem ją w moim fotelu. Natalia wytarła nos.

– Nie mamy pieniędzy, panie profesorze… Wpisowe, ubranie, buty – to wszystko kosztuje, a mama nie ma pieniędzy. Jedynie instrument mam porządny. Mnie po prostu nie stać…

– Natalko… – nie mogłem pozwolić, żeby taki talent nie pokazał swych możliwości z powodu bluzki czy trzewików! – Natalko, posłuchaj: powiedz mamie, żeby jutro do mnie przyszła, dobrze? Koniecznie. Będę czekał.

– Dobrze, profesorze. Powtórzę. Do widzenia.

Natalia wyszła, a ja siedziałem w fotelu i zastanawiałem się, czy na pewno nowela „Janko muzykant” tak bardzo się zdezaktualizowała. Ale wiedziałem, co mam zrobić. Oby tylko duma jej mamy nie stanęła na przeszkodzie mojemu planowi.

Natalka musi wziąć udział w konkursie

Pani Krystyna przyszła po dziewiętnastej. Siedziała teraz przy stole, a ja podawałem herbatę.

– Mam kilka ciasteczek – powiedziałem. – Pani pewnie prosto z pracy, więc proszę śmiało się częstować.

Uśmiechnęła się i od razu spostrzegłem, że mimo widocznego na twarzy zmęczenia jest bardzo atrakcyjną kobietą o błyszczących, wesołych oczach.

– Przepraszam za ton, ale mógłbym być pani ojcem, więc proszę wierzyć w moją życzliwość. Nie będę owijał w bawełnę. I bardzo proszę się nie krygować…

– Spróbuję.

– Pani Krystyno, Natalka musi wziąć udział w konkursie! Ona go wygra i zdobędzie stypendium. I oboje musimy zrobić wszystko, żeby tak się stało.

Podniosła na mnie zdziwione oczy.

– Ona ma niebywały talent i musi się rozwijać! – kontynuowałem. – Nigdy pani ani jej tego nie mówiłem, bo to stres i obciążenie. Ale teraz, kiedy stoimy, kiedy Natalka stoi przed ogromną szansą, pani musi o tym wiedzieć. Natalia powiedziała mi, że nie stać pani na przygotowanie jej do konkursu. I dlatego zaprosiłem panią do siebie.

Wstałem i otworzyłem skrajne skrzydło starej szafy.

– Proszę podejść – gestem zaprosiłem zdziwioną kobietę do siebie. – To są koncertowe ubrania mojej córki… Miała wtedy tyle lat co Natalia teraz. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby ona w nich wystąpiła. Proszę wybierać, co potrzeba. Umie pani szyć?

– Umiem…

– No, to w razie czego dopasuje pani…

Matka Natalii z kobiecą wprawą przerzucała dziewczęce ubrania, co chwila odkładając coś na krzesło.

– To są przepiękne ubrania! Jedwab, wełna najwyższego gatunku. Wspaniałe szycie, wykończenia, ręczne hafty. Te ubrania mają wielką wartość. Nie mogę ich przyjąć…

– Może pani, może. To dla Natalii, jej się przydadzą na wiele występów. U mnie w szafie nikomu. Jeszcze buty!

Otworzyłem wielką szufladę i Krystyna przykucnęła przy meblu. Wyjmowała pudełka i z zachwytem przyglądała się eleganckim pantofelkom. Znowu przebierała wśród bluzek, spódnic, serdaków i żakiecików. Wszystko starannie składała i układała na stole.

– Naprawdę to dla Natalki? – spytała.

– Tak, naprawdę. Proszę brać wszystko, co będzie na nią pasowało. Zaraz wszystko elegancko spakujemy – powiedziałem i poszedłem do kuchni po karton i papier do pakowania, które przygotowałem wcześniej.

– A jeśli chodzi o wpisowe, to już wpłaciłem.

Krystyna podeszła do mnie i objęła mocno za szyję. Cmoknęła mnie w policzek i jeszcze raz przytuliła.

– Dziękuję panu. Bardzo dziękuję. Jest pan nie tylko wspaniałym nauczycielem, ale i cudownym człowiekiem…

Spojrzałem jej w oczy i otarłem łzy.

– Dla Natalii… Tylko proszę jej nic nie mówić. A teraz spakujmy to i odwiozę panią.

Wracałem pustymi ulicami przekonany, że zrobiłem coś ważnego i dobrego.

Chciała mnie przekupić!

Następnego wieczoru czekała mnie niespodzianka. Dzwonek do drzwi przerwał mi słuchanie koncertu nr 3 Grażyny Bacewicz. Niezadowolony otworzyłem.

– Dobry wieczór, profesorze. Można na chwilę? – w drzwiach stała Barbara, mama Elwiry.

– Proszę wejść. Herbaty?

– Nie, ja na króciutko. Konkretnie w sprawie konkursu…

– Ach, konkurs. Proszę siadać. Słucham…

– Ja wiem, że w konkursie startuje wiele dzieci, ale mnie bardzo zależy, żeby Elwirka zdobyła jakąś nagrodę… – pani Barbara sięgnęła do torebki i położyła na stole kopertę. Nie musiałem zaglądać, żeby wiedzieć, co jest w środku. – No, więc pomyślałam, że pan, jako jej profesor, człowiek uznany i mający znajomości w świecie muzyki, mógłby jakoś naszej córce pomóc.

– Pani Barbaro, Elwira jest zdolną skrzypaczką, dużo pracujemy i ma takie same szanse jak inne dzieci. Od niej zależy, jak wypadnie na przesłuchaniach.

– No, ale mógłby pan jej jakoś pomóc…

Najpierw zdębiałem ze zdziwienia. I w zasadzie nie wiedziałem, co powiedzieć. Ale dotarł do mnie sens jej słów i po prostu aż się zagotowałem.

– Proszę pani! Uczę muzyki od pięćdziesięciu lat. Bywało, że moi podopieczni zostawali wirtuozami, wygrywali konkursy światowe, nagrywali płyty z najlepszymi orkiestrami, ale byli i tacy, którzy po prostu grali na skrzypcach dla przyjemności, a pracowali jako listonosze, urzędnicy czy sklepowe. Nie da się kupić talentu, wrażliwości, techniki gry. Jeszcze raz pani mówię, że Elwira ma takie same szanse jak inne dzieci, tak jak Natalia, którą pani zapewne zna, czy Piotrek, także mój uczeń, startujący w grupie starszych dzieci.

– Ale mógłby pan chociaż zarekomendować Elwirkę, a nie tę drugą dziewczynkę…

Wstałem już naprawdę wzburzony.

– Ja nikogo nie rekomenduję, proszę pani. Ja uczę grać na skrzypcach i kochać muzykę. Nikogo nie foruję, nie przepycham, nie faworyzuję. Mam nadzieję, że Elwira nie wie o pani wizycie u mnie. Bardzo by się wstydziła. Do widzenia, pani. Proszę zabrać to… poparcie. Uznam, że go nie widziałem…

Napuszona kobieta zgarnęła kopertę ze stołu z miną obrażonej księżniczki.

– No, cóż – prawie sapała. – Myślę, że będę musiała znaleźć innego nauczyciela dla Elwirki. Bardzo zawiodłam się na panu, ale poradzimy sobie jakoś. I z panem, i z konkursem.

– Nie wątpię, do widzenia pani.

Kiedy zamknąłem drzwi, czułem, że w środku aż się gotuję. Co za bezczelność! Podłość wręcz. A najgorsze, że Elwirka nie jest temu winna i na pewno nie powiem jej o „wyczynie” mamusi.

Ostatnia lekcja przed konkursem nie różniła się od tych wcześniejszych. Skończyliśmy o czasie i życzyłem im wszystkim powodzenia w sobotnim występie. Ale tak naprawdę to chyba ja miałem większą tremę.

Minutę po wyjściu dzieciaków znowu zadzwonił dzwonek. Za drzwiami stała Natalia.

– Wejdź, proszę. Zapomniałaś czegoś?

– Chciałam tylko podziękować za wszystko, jest pan bardzo fajny… – mała skrzypaczka zarumieniła się, ale przytuliła do mnie. – I… czy będzie pan na moim występie?

– Oczywiście! – zawołałem. – I mam dla ciebie mały upominek. Chodź i zobacz, spodoba ci się.
Weszliśmy do pokoju. Wyjąłem z biblioteczki malutki brelok w kształcie skrzypiec i wręczyłem dziewczynce.

– Śliczny… Dziękuję. O, ma moje inicjały z tyłu: NK.

Przynosi szczęście, więc miej go przy sobie – powiedziałem i przypiąłem srebrne skrzypki do zapięcia futerału skrzypiec Natalii.

– Do widzenia w sobotę, profesorze! – zawołała.

Pomachałem jej ręką i wróciłem do domu. „Wygra – pomyślałem. – Wygra na pewno. Jest świetna”.

Sabotaż!

Sala koncertowa w domu kultury powoli się wypełniała. Stałem przed wejściem i z dumą odpowiadałem na powitania wielu moich dawnych uczniów. Wspaniała chwila…Nagle ogólny szmer przerwał krzyk.

– Złodziej! O matko, ktoś ukradł skrzypce! Na pomoc…

Przez hall biegła zapłakana matka Natalii, a dziewczynka stała blada przy ścianie. Złapałem kobietę za ramiona.

– Co się dzieje?!

– Och, profesorze – pani drżała. – Wyszłam z Natalką do łazienki poprawić jej bluzkę… Z garderoby, wie pan. A kiedy wróciłyśmy, nie było naszych skrzypiec… Rozumie pan! Nie ma. Wszystko stracone, nikt nam nie da instrumentu… A Natalka tak się starała… Co za świństwo, akurat dziś…

– Proszę się zająć małą… – powiedziałem i galopem możliwym dla osiemdziesięciolatka pobiegłem na parking. Dopadłem do bagażnika swojego starego peugeota i podniosłem klapę. Wyciągnąłem szybko sztywny futerał i pomknąłem do holu. Dysząc jak parowóz, stanąłem przed zapłakaną Natalią i jej mamą.

– Bierz, dziecko. To moje stare Amati… Są nastrojone, a brzmią pięknie jak twoje. Bierz i biegnij się rozgrzać. Zaraz występ.

– Ale… – mama Natalii chciała coś powiedzieć.

– Żadnego „ale”! Biegiem!

Mała wytarła buzię i zniknęła w korytarzu, a ja łapałem oddech. Jej mama nie wiedziała, w którą stronę ma iść.

– Na salę! – rozkazałem.

Pobiegła na widownię, a ja powoli się uspokajałem. Serce przestało walić. Wyprostowałem się. Uff… Już dobrze. I wtedy zobaczyłem kroczącą po schodach mamę Elwiry. Z dumną miną i paskudnym uśmiechem minęła mnie bez słowa, kręcąc na palcu kluczykami od samochodu. Nagle stanęła i odwróciła się do mnie:

– Będzie pan kibicował Elwirce? Chyba nie ma konkurencji, prawda?

– Ładny breloczek – odpowiedziałem. – Założę się, że ma inicjał NK – wskazałem na malutkie skrzypki kiwające się obok kluczyka z symbolem audi. – I mam nadzieję, że Elwirce pójdzie tak samo dobrze jak Natalii. Mimo pani podłości będę trzymał kciuki…

Zbladła, odwróciła się i udała się na widownię.

Usiadłem obok szatni. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer mojego byłego ucznia.

– Witaj, komisarzu! Nie na koncercie? No tak, służba. Chcę zgłosić kradzież cennych skrzypiec. Tak, znam złodzieja i wiem, gdzie jest. Przyjeżdżaj do sali koncertowej… Czekam.

Czytaj także:
„Dla marynarza przeprowadziłam się na drugi koniec Polski. Miał dziewczynę w każdym porcie i żonę w domu”
„Nie mam szczęścia w miłości. Mikołaj miał być jurnym księciem z bajki, jednak okazał się bandyckim farbowanym lisem”
„Arek rozbudzał we mnie najgłębsze fantazje i pragnienia. Niemal się utopiłam w jego łobuzerskich oczach”

Redakcja poleca

REKLAMA