Miałam zwyczajne marzenia. Domek z ogródkiem, dwójka dzieci, kochający mąż, kot i pies. No i jeszcze własny salon fryzjerski. A jednak zainteresował się mną zupełnie wyjątkowy facet!
Zawsze byłam niepoprawną romantyczką. Tak przynajmniej siebie określałam. Mój brat był mniej delikatny. Twierdził, że czasem zachowuję się jak naiwna idiotka. No cóż, on z kolei cierpiał na nieuleczalny cynizm. Taki, który nie pozwoliłby mu rozpoznać miłości, nawet gdyby się o nią potknął.
Dlatego gdy mnie odwiedził, nawet nie wspomniałam mu o Mikołaju. Nie chciałam, by zniszczył nasze kiełkujące uczucie swoimi docinkami. Wystarczy, że sama się zastanawiałam, co taki facet jak Mikołaj we mnie widzi.
Owszem, jestem ładną, zgrabną blondynką z niezłym biustem, ale takich dziewczyn wokół są setki, o ile nie tysiące. Wystarczy przejść się ulicą albo wstąpić w sobotę do klubu. Właśnie tam się zresztą poznaliśmy. Niczym specjalnym się nie wyróżniałam, a jednak to właśnie na mnie Mikołaj zwrócił uwagę. Zagadnął mnie, zaproponował drinka. Czyli dostrzegł we mnie coś, czego nie dostrzegali inni! A przecież od razu było widać, że na powodzenie nie narzeka!
Elegancki, szarmancki, przystojny i przebojowy
Przyjeżdżał po mnie sportowym samochodem. Za każdym razem przynosił kwiaty. Koleżanki z internatu wyglądały przez okna i pękały z zazdrości, kiedy wsiadałam do jego auta. Chętnie bym im go przedstawiła, ale Mikołaj mówił, że na razie chce się mną nacieszyć w pojedynkę.
Dlatego chodziliśmy do małych lokalików i siadaliśmy w najciemniejszym kącie, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Zawsze on płacił, zawsze otwierał mi drzwi, podsuwał krzesło, pomagał założyć czy zdjąć płaszcz. Dżentelmen w każdym calu.
Pewnie nawet moja mama byłaby pod wrażeniem, choć najchętniej zaraz po tym, jak skończyłam szkołę, wydałaby mnie za Witka. Po pierwsze znała go od dziecka i lubiła, po drugie on wyraźnie do mnie zarywał, a po trzecie jego rodzice mieli sklep spożywczy i warsztat samochodowy. Nie twierdzę, że Witek nie stanowił dobrej partii. Ale nie dla mnie. Był miły, ale zbyt zwyczajny, zbyt przyziemny. Taki kupi dziewczynie rajstopy zamiast kwiatów. Zero polotu.
Słuchał moich opowieści, ale o sobie mówił niewiele
Co innego Mikołaj. Modne ciuchy, świetna figura wypracowana na siłowni i nienaganne maniery. Po tygodniu byłam zakochana po uszy!
Spotykaliśmy się dość często, dużo rozmawialiśmy o moich planach zawodowych (chciałam mieć własny salon fryzjerski), rodzinnych (chciałam mieć męża, dwójkę dzieci, psa, kota i domek z ogródkiem), o moich ulubionych filmach, aktorach, piosenkarzach, potrawach, książkach, miejscach, o moich kłótniach z bratem.
Byłam zachwycona, że spotkałam faceta, który umie słuchać, który interesuje się kobietą, a nie tylko sobą.
Chociaż z drugiej strony Mikołaj wydawał się skryty. Sam niechętnie opowiadał o swoim życiu. Nie musiał się rozgadywać, ale… prawie nic o nim nie wiedziałam.
Twierdził, że jest sierotą wychowanym przez surowych dziadków, dlatego nie lubi mówić o dzieciństwie i rodzinie. Gdy rozmawiał przez telefon, to zawsze na osobności, zaś po skończeniu rozmowy często wracał chmurny i podenerwowany. Gdy raz zapytałam, czy coś stało, uśmiechnął się nieco z przymusem i odparł:
– Praca jak praca. Każdy ma jakiegoś szefa. Mój się niecierpliwi, bo czeka na nową partię towaru, ale pewnych rzeczy nie przeskoczę.
– A czym ty się właściwie zajmujesz? – chciałam wiedzieć. – Bo właściwie to nigdy mi nie mówiłeś…
– Pracuję w handlu, robię interesy tu i tam – odparł. – Niby często jeżdżę za granicę, ale nie po to, żeby zwiedzać czy się bawić. Teraz akurat mam nieco spokojniejszy okres, więcej wolnego czasu, który z radością… poświęcam tobie, Beatko… – zakończył, stopniowo ściszając głos.
Umiał odwrócić moją uwagę. Tonem głosu, gorącym spojrzeniem, dotykiem, od którego cała miękłam w środku. I zawsze wtedy przestawałam dociekać. Tym bardziej, że choć o sobie zdradzał niewiele, to naprawdę pięknie mówił… o mnie.
Nazywał mnie swoją ślicznotką. Mówił, że jestem piękna jak cztery pory roku: wesoła jak wiosna, fascynująca jak zima, barwna jak jesień i zmysłowa jak lato. Mam wspaniałe, długie nogi modelki, skórę jak jedwab i usta stworzone do całowania.
Chłonęłam każde słowo.
– Zawróciłaś mi w głowie – szeptał. – Całymi dniami myślę tylko o tobie… Uwielbiam cię całować i dotykać.
Więc pozwałam się dotykać i całować. I marzyłam o czymś więcej.
W jego ustach pretensjonalne banały brzmiały oryginalnie. Bo mówił je do mnie i dzięki temu czułam się wyjątkowa. Wierzyłam mu, bo chciałam kochać i być kochana. Marzyłam o szczęściu jak w bajce i sądziłam, że mam je na wyciągniecie ręki.
Nie chciałam go na razie przedstawiać rodzicom
Po trzech tygodniach znajomości Mikołaj zaproponował mi weekendowy wyjazd do jakiegoś pensjonatu pod Berlinem. Ucieszyłam się jak głupia i zgodziłam natychmiast, bez zastanowienia. Nie uznałam nawet za stosowne powiadomić rodziców, że w ten weekend nie przyjadę do domu. Zaczęliby wypytywać o powód, a ja nie byłam jeszcze gotowa, by powiedzieć im o moim ukochanym.
Mikołaj miał ponad dziesięć lat więcej niż ja, co mimo wszystkich jego zalet, mogło stanowić pewien problem dla mojej rodziny. Podobnie jak wspólny wyjazd ledwie po paru tygodniach znajomości. Moi rodzice mieli dość surowe zasady. Wolałam nic nie mówić. Po co? Żeby wysłuchiwać morałów mamy i patrzeć na niezadowoloną minę ojca? Nie, dziękuję.
Wyjazd miał być krótki, więc nie zabrałam dużo rzeczy. Zresztą Mikołaj powiedział, że mam się nie przejmować drobiazgami, bo dostanę wszystko, co będzie mi potrzebne.
– Z pewnością czekają cię niezapomniane chwile, ślicznotko… – dodał z tajemniczym uśmiechem.
To był piękny dzień, wyjątkowo słoneczny jak na tę porę roku. Kilka godzin jazdy do granicy Niemiec minęły nam w radosnej atmosferze.
Słuchaliśmy muzyki, śpiewaliśmy bardziej znane kawałki, przekomarzaliśmy się. Było naprawdę miło.
Wszystko się zmieniło niedługo po przekroczeniu granicy. Najpierw Mikołaj odebrał jakiś telefon. Rozmawiał po niemiecku, więc niewiele zrozumiałam, ale sądząc po jego minie, rozmowa nie była przyjemna. Potem zaczęło mnie mdlić. Mam chorobę lokomocyjną i wzięłam coś, co miało mi pomóc. No i to coś najwyraźniej przestało działać.
– Wiesz co, chyba muszę wysiąść na chwilę, przewietrzyć się… – jęknęłam w pewnym momencie. – Może zatrzymamy się na jakiejś stacji?
– Gdy dojedziemy na miejsce – usłyszałam krótką odpowiedź.
– A daleko jeszcze? – chciałam wiedzieć, a wtedy on zmarszczył brwi.
– Dalej niż sądziłem. Wygląda na to, że umówiona miejscówka nie wypaliła. Jakiś kocioł tam mają.
– Mogę nie wytrzymać… – poskarżyłam się, ale Mikołaj milczał.
Zaczęłam się wiercić.
– Słuchaj ja naprawdę muszę…– sapnęłam w końcu. – Niedobrze mi.
Wtedy zjechał na pobocze, zatrzymał auto i kazał mi się streszczać. Ale zrobił to takim tonem, jakiego wcześniej nie słyszałam.
Kompletnie zdezorientowana, jeszcze się nie bałam. Zaskoczenie było zbyt duże. Jeżeli cień jakiegoś podejrzenia przemknął mi przez głowę, to były to podejrzenia rodem z filmów sensacyjnych. Pomyślałam, że może Mikołaj jest jakimś tajnym agentem, stąd ta jego tajemniczość odnośnie pracy i niechęć do afiszowania się z naszą znajomością. Może przez telefon dowiedział się, że ktoś go ściga albo coś w tym stylu… I dlatego stał się nagle taki przykry i agresywny.
Tak, to wszystko z troski. Na pewno. Przecież jeszcze pół godziny temu zachwycał się miękkością mojej skóry i mówił, że nie może się doczekać, by sprawdzić, czy na całym ciele jest taka jedwabista. Więc zapewne…
– Szybciej! – warknął Mikołaj przez zęby. – Dawaj, ku…a, te buty!
Wreszcie dotarło do mnie, co się tak naprawdę dzieje
Szok. Pierwszy raz usłyszałam z jego ust takie słowo! Ale nie to mnie zdumiało najbardziej, ale łatwość
z jaką je wypowiedział! Co więcej, ta wulgarność do niego pasowała! Książę okazał się farbowanym lisem!
Co się dzieje?
Jak tylko z powrotem wsiadłam do samochodu, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wokół nas zatrzymało się mnóstwo samochodów, w tym niemiecka i polska policja. Oboje zostaliśmy zatrzymani.
Co się dzieje, dowiedziałam się dopiero na komendzie. Okazało się bowiem, że Mikołaj owszem, był handlowcem, tylko zapomniał wspomnieć, że różnych nielegalnych substancji.
Szybko oczyszczono mnie ze wszelkich podejrzeń współpracy, co więcej, sam Mikołaj zeznał, że miałam być tylko przykrywką dla jego interesów. Kiedy spotykaliśmy się w knajpach, on wymieniał się w międzyczasie dobrami i informacjami. Chodziło o to, by sprawiać wrażenie, że jesteśmy normalną parą.
Kiedy minęłam go na korytarzu, gdy szedł zakuty w kajdanki, uśmiechnął się do mnie z politowaniem. Jakby chciał mi przekazać, że byłam tylko naiwnym tłem dla jego biznesu.
Wciąż się zastanawiam, jakim cudem dałam się aż tak omamić. Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że Mikołaj był naprawdę świetnym aktorem. Może nawet chwilami sam wierzył we własne kłamstwa?
Zawsze byłam niepoprawną romantyczką. Czy zmieniłam się po tym wszystkim? Czy przestałam wierzyć w miłość? Nie. Ale nauczyłam się, że prawdziwe uczucie nie kryje się w słowach, lecz w czynach. Zaczęłam też dostrzegać romantyzm w zwykłych rzeczach. Takich jak adidasy do biegania, które podarował mi Witek.
Czytaj także:
„Arek rozbudzał we mnie najgłębsze fantazje i pragnienia. Niemal się utopiłam w jego łobuzerskich oczach”
„Rwałem panny jak świeże czereśnie. Aż spotkałem Andżelikę, która opanowała moją ułańską fantazję”
„Chciałam harców na leśnej polanie, a nie starego grzyba w fotelu. No i stało się, mąż harcował, ale nie ze mną, tylko z Dianą”