„Szybko wpuściłam go do swojego łoża i równie prędko tego pożałowałam. To był najlepszy pomysł na zrujnowanie życia”

płacząca kobieta fot. Getty Images, Tom Merton
„Żadne światło w mózgu mi się nie zapaliło, dzwonek ostrzegawczy nie zadzwonił, nie odezwał się instynkt samozachowawczy. Nic z tych rzeczy! Nawet kiedy mi zaczęły ginąć pieniądze i drobne przedmioty z mieszkania, też się nie zaniepokoiłam”.
/ 10.10.2023 20:30
płacząca kobieta fot. Getty Images, Tom Merton

Czułam się fatalnie psychicznie. Wszystkiemu było winne moje zachowanie sprzed kilku miesięcy. Byłam bezradna i przerażona. Wydawało mi się, że moje życie kończy się po tym, co zrobiłam. Za chwilę wszyscy zobaczą te straszne zdjęcia! On powiedział, że czeka do jutra. Nie wytrzymam dłużej.

Miał w sobie jakiś magnes

Mam prawie czterdziestkę, ale wyglądam na dużo mniej (to zasługa genów), pracuję z młodzieżą, jestem lubiana i szanowana, przez kilkanaście lat w zawodzie wyrobiłam sobie opinię osoby sympatycznej, ale z zasadami. Cieszę się poważaniem, nawet niedawno proponowano mi dyrektorskie stanowisko, i poważnie rozważałam tę ofertę.

Mieszkam wygodnie, w ładnym, nowym bloku na ósmym piętrze. Miałam męża, ale mnie zostawił dla innej. Przebolałam, chociaż strasznie cierpiałam z rozpaczy, tęsknoty i z upokorzenia. Wszyscy twierdzili, że to raczej ja go rzucę, bo taki partner to żadne osiągnięcie, i pasuje do mnie jak pięść do nosa. Bez wykształcenia, średnio przystojny, przeciętnie rozgarnięty. Żadne męskie cudo, a jednak mnie porzucił, i podobno nieźle na tym wyszedł. Ma firmę, robi pieniądze, urodziło mu się dziecko. Wygrał! A ja zostałam sama z kotem. 

Kiedyś moja babcia miała kołnierz z lisiego futra, tak samo rudego i puchatego jak mój kocur. Lubiłam go przymierzać. Po jednej stronie twarzy dyndał mi ogon z ciemniejszym pędzelkiem na końcu, a po drugiej szpiczasta mordka z koralikowymi oczami. Teraz jest podobnie, tylko kołnierz miauczy, prycha, ma wilgotny, różowy, płaski nos i szorstki język, a oczy zielone i ogromne.

Szalik mnie kocha, wiem o tym. Mruczy mi do ucha miłosne serenady, kiedy zasypiamy razem na jednej poduszce. Nigdy by mnie nie zostawił. Siadam na dywanie obok kanapy, tak by go mieć na wysokości twarzy. Szalik patrzy na mnie i ślepia mu płoną jak małe ogniska. Przechyla łepek, zbliża się, ociera o moją brodę. Mruczy. Długo się tak do siebie tulimy. Mijają minuty, a mnie się nie chce ruszyć, chociaż zdrętwiałam w trochę niewygodnej pozycji.
Jest taki mięciutki i ciepły, że mogę jeszcze raz wszystko sobie przemyśleć. Przy nim łatwiej, spokojniej, bezpieczniej, nic mnie przy nim nie rani ostrymi kolcami jak oset albo jeżyna.

Szybko poszło

On przyszedł do naszej szkoły naprawiać sprzęt w pracowni komputerowej. Młody, wysoki, przystojny, taki czaruś z wybielonymi zębami. Dzisiaj wiem, że to były zęby rekina ludojada! Jakoś się zgadało, że mam kłopot także z moim domowym laptopem.

– Żadna sprawa! – powiedział. – Proszę o adresik i będzie po problemie.

Ten „adresik” powinien mnie zmrozić, bo nie cierpię takiego zdrabniania, ale tym razem nawet mi się to spodobało. Przyszedł do mnie wieczorem i już został na noc. Naprawdę niczego nie zaplanowałam. Samo się stało, chociaż przyznaję, chciałam tego od początku.

Od chwili, gdy niby z gorąca zdjął sweter i został tylko w opiętym tiszercie. Wtedy zapragnęłam, żeby mnie dotknął, a on zrobił dokładnie to, czego chciałam. Do rana nie zmrużyliśmy oka, poszłam do pracy nieprzytomna i szczęśliwa. On został w rozgrzebanym łóżku. Jeszcze spał, kiedy wróciłam.

Na palcach przygotowałam coś dobrego do jedzenia i obudziłam go pocałunkiem. Znowu było jak we śnie! Po tygodniu poprosił o zapasowe klucze.

– Wiesz, słonko… – powiedział – jest mi u ciebie rozkosznie, ale muszę wyjść do ludzi. Mam pewne zobowiązania. Wrócę, kiedy wszystko pozałatwiam. Nie chcę, żebyś się czuła zobowiązana do czekania, więc najlepiej, żebym mógł sobie sam otworzyć i czekać na moją królową!

Żadne światło w mózgu mi się nie zapaliło, dzwonek ostrzegawczy nie zadzwonił, nie odezwał się instynkt samozachowawczy. Nic z tych rzeczy!
Nawet kiedy mi zaczęły ginąć pieniądze i drobne przedmioty z mieszkania, też się nie zaniepokoiłam.

Okazał się damskim bokserem

Dopiero kiedy mnie pierwszy raz uderzył za to, że zapytałam, kto się kąpał w mojej wannie, bo zostały czarne, długie włosy, a nikt z nas, łącznie z kotem, takich nie ma, oprzytomniałam.

– Bo co? – zapytał. – Nie wolno mi przyjmować gości? Też tu mieszkam!

– Nie mieszkasz, tylko przebywasz czasowo bez zameldowania – wyjaśniłam spokojnie. – Gości twoich nie chcę tu widzieć. I wiesz co, najlepiej oddaj mi klucze! – zażądałam.

Wtedy dostałam z liścia. Mocno. Zatoczyłam się i uderzyłam głową o szafę. Na drugi dzień musiałam mocno maskować podkładem i pudrem siniak pod okiem i malinki na szyi, bo zaraz potem przewrócił mnie na łóżko i przepraszał. Uległam.

– Przepraszam – szeptał skruszony. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wybaczysz? Nigdy więcej, przysięgam… Jak chcesz, to mi oddaj, no, mocno, mocniej… Z całej siły! Och, ty bidulo, nawet porządnie przywalić nie potrafisz!

Tak się zaczęło. Kiedy się tylko próbowałam bronić i mówiłam, że pójdę na policję, zaczynał mnie straszyć:

– No idź, tylko w podskokach, bo ja wcześniej trafię do twojej roboty i narobię ci takiego brudu, że popamiętasz. Chcesz się przekonać? Bardzo proszę, ale wcześniej wstawię do netu pewne foty… Nie jesteś ciekawa jakie?

Byłam ciekawa. Wtedy Szymon (tak ma na imię ten drań) pokazał mi pornograficzne zdjęcia robione z ukrycia. Byłam na nich w obrzydliwych pozach, robiłam rzeczy, które wtedy wydawały mi się piękne i zmysłowe, a teraz były ohydne! Fotografował mnie tak, żeby nie było najmniejszych wątpliwości, że to ja jestem modelką. Specjalnie pokazywał niedoskonałości mojego ciała, wyglądałam brzydko i staro. Wstrętnie!

Zaczął mnie szantażować

Błagałam go na kolanach, żeby tego nie robił, nie pokazywał nikomu. Dawałam mu pieniądze. Wzięłam kredyt, pożyczałam od znajomych, ciągle było mu mało! Wreszcie postawił ultimatum:

– Zameldujesz mnie na pobyt stały – zażądał. – Chałupa jest duża, sprowadzę tu swoją kobietę. Ty się nie musisz wynosić, w końcu ktoś nam powinien prać, gotować i sprzątać, a poza tym masz stałą robotę i przynosisz kasę. To też się liczy… No to jak? Dogadamy się?

Chyba się zdrzemnęłam, siedząc przy tej kanapie, bo obudził mnie nagły dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Szalika… Siedział na ramieniu sąsiada mieszkania naprzeciwko.

Sąsiad śmiał się i mówił:

– Oddaję wędrowniczka. Przeszedł przez poręcz balkonową i znalazł się u mnie. Miły gość, ale pewnie się pani niepokoi, więc wracaj, mały, do domu – postawił kota na podłodze.

Faktycznie zostawiłam otwarty balkon. 

– Istotnie – zaczęłam jednak iść za ciosem. – Rozglądam się za nowym miejscem dla niego, może pan lubi koty?

– Uwielbiam, a ten jest wspaniały, ale chyba nie mógłbym ze względu na pracę. A pani co, jakiś wyjazd?

Nagle zakręciło mi się w głowie. Od wczoraj nic nie jadłam, nie spałam, żyłam w napięciu, więc nic dziwnego, że prawie zemdlałam. Sąsiad się wyraźnie zaniepokoił. Przyniósł wodę, zmierzył mi puls i zapytał:

– Czy pani nie potrzebuje pomocy? Jakoś dziwnie pani wygląda.

Musiałam to komuś wyznać

Pojęcia nie mam dlaczego, ale mu o wszystkim opowiedziałam. Nieznajomemu człowiekowi o wszystkim. Z najdrobniejszymi szczegółami.

– Co ja mam robić? – zapytałam.

– Pani nic nie musi robić – odpowiedział. – Ja zrobię herbatę i razem poczekamy na tego uroczego młodzieńca. Zgoda?

– Ale to się może źle dla pana skończyć – zaprotestowałam. – To naprawdę jest łobuz! Bandzior!

– Nie szkodzi – uspokoił mnie. – Proszę się nie martwić. Będzie dobrze.

Wziął jakąś książkę z półki i poprosił, żebym spokojnie siedziała na kanapie. Milczeliśmy. Szymon przyszedł po godzinie.

– Co to za dupek? – zapytał.

– Starszy aspirant K.– usłyszał w odpowiedzi. – Pogadamy?

Jeśli widzieliście, jak uchodzi powietrze z przebitego balona, to właśnie tak było. Mój nieproszony lokator został poinformowany o odpowiedzialności za groźby karalne, uszkodzenie ciała i szantaż. Usłyszał, że ma się zgłosić na komendę, na razie w celu złożenia wyjaśnień. Dowiedział się, że każda próba upublicznienia szczegółów naszego intymnego pożycia jest przestępstwem, i żeby się zastanowił, zanim cokolwiek zrobi.

– Proszę teraz oddać klucze od lokalu, w którym nie ma pan od teraz prawa przebywać – powiedział mój sąsiad. – Czy pan wszystko dobrze zrozumiał?

Trzęsłam się z emocji, ale jeszcze bardziej trząsł się mój oprawca; jednak on  ze strachu. A miał się czego bać. Okazało się, że nie jestem jedyną oszukaną i okradzioną. Zgłosiły się inne kobiety. Wyrok brzmi: trzy lata bezwzględnego pozbawienia wolności!

Mam czas, żeby rozpocząć nowe życie, uspokoić się, odetchnąć, odzyskać pewność siebie. Mój sąsiad – miły pan Janusz – przekonał mnie do profesjonalnej terapii, to naprawdę pomaga! Ale prawdziwym zwycięzcą jest kot Szalik. Wiedział, co robi, przełażąc jak linoskoczek z balkonu na balkon, na wysokości ósmego piętra. To on mnie uratował. Jak go nie kochać?

Czytaj także:
„Żona z siłowni wróciła z brzuchem. Jej trener personalny szkolił ją też w sypialni”
„Mój mąż, podstarzały bawidamek, wyrwał sobie panienkę w sanatorium. Mdliło mnie na myśl o ich starczych harcach”
„Szef ślinił się do wszystkich kobiet w zasięgu wzroku. Kolejne ściągnięte majtki odhaczał na liście sukcesów”

Redakcja poleca

REKLAMA