Na szczęście żona również szybko się mną zainteresowała. Nie wiem, czy faktycznie odegrał tu rolę mój portfel, czy moja osobowość. Nieważne. Istotne było to, że udało mi się ją zdobyć.
Szybko się jej oświadczyłem, bo różniła się od moich poprzednich partnerek. Tamte często bywały płytkie, zapatrzone w siebie i próżne, a do tego leniwe. To była częsta zmora moja i moich dobrze sytuowanych kolegów. Wiele kobiet szukało w nas tylko bankomatów. Ciężko było nawiązać naprawdę prawdziwą i głęboką relację.
Agata była zupełnym przeciwieństwem takich dziewczyn. Miała swoją pracę (była farmaceutką w aptece), nigdy nie nadużywała mojej hojności. Oczywiście, przyjmowała prezenty, które otrzymywała ode mnie na różne okazje, ale nigdy nie prosiła o pieniądze na swoje wydatki, kosmetyki, ciuchy czy spotkania z koleżankami. Imponowało mi to, bo świadczyło o jej dojrzałości i tym, że jestem dla niej pełnoprawnym partnerem, a nie sponsorem.
Jasne, mieszkaliśmy w domu, który ufundowałem i który zapewniał Agacie wygodne życie: nie musiała płacić za wynajem czy za kredyt. To było duże odciążenie w porównaniu z jej koleżankami, które regularnie żaliły się na wysokie raty lub kosztowne remonty mieszkań odziedziczonych po dziadkach.
Wiedziałem, że żona mnie docenia
Agata nigdy nie ukrywała, że ceni sobie stabilizację finansową, którą jej zapewniam. Dawała mi jednak do zrozumienia, że kocha mnie niezależnie od ilości pieniędzy na naszym koncie.
Byłem zachwycony naszą rutyną. Ona również była inna niż u wielu moich kolegów. Żona miała swoją pracę, swoje pasje i swoich znajomych, ale nadal lubiła ze mną spędzać czas. Proponowała wspólne spacery, wyjścia do restauracji czy weekendowe wyjazdy. W małżeństwach, które miałem okazję regularnie obserwować, działało to z reguły strasznie. Albo kobieta owijała się wokół partnera jak bluszcz i domagała nieustannej uwagi, albo prowadziła zupełnie oddzielne życie, bo przecież zależało jej tylko na pieniądzach.
Przez długi czas myślałem, że jesteśmy idealnym małżeństwem, naprawdę. Miałem mądrą, zaradną i piękną żonę, która mnie kochała i szanowała. Na co tu narzekać? Niestety, któregoś dnia moja bajka zwyczajnie runęła.
Pewnego dnia otrzymałem telefon
Na wyświetlaczu zobaczyłem nieznany numer, ale odebrałem.
– Żona pana zdradza – usłyszałem w słuchawce, bez żadnego wstępu ani powitania.
– Kto mówi? – zapytałem ostrym tonem.
– Życzliwy informator. Proszę się przyjrzeć temu, jak pana żona spędza wolny czas.
Byłem wściekły, ale nie na Agatę. Jak ktoś może robić sobie takie żarty? Kto jest na tyle złośliwy, że chciałby w ten sposób zatruwać życie innym? Zupełnie nie potraktowałem poważnie plotki o rzekomej zdradzie żony. To nie był pierwszy raz, kiedy ktoś „życzliwy” sugerował mi podobne rzeczy. Najczęściej był to zazdrosny kolega po fachu albo odrzucona była dziewczyna, która nie mogła znieść, że postanowiłem uczynić moją żoną inną kobietę.
Nigdy wcześniej nie informowałem Agaty o tego typu złośliwych komentarzach, bo po co jej psuć krew? Postanowiłem zapomnieć o tym incydencie i natychmiast zablokowałem numer.
Niestety, wkrótce otrzymałem maila z przedziwnego adresu. „Czy rozmawiał już pan z żoną o jej zdradzie? Jeśli nie przestanie się lepić do mojego męża, ostrzegam, że zniszczę nie tylko ją, ale i pana. Proszę kontrolować swoją kobietę”, brzmiała treść wiadomości.
Tym razem mojej furii towarzyszyło już zaniepokojenie. Nigdy wcześniej nie dostawałem takich pogróżek, a tutaj ktoś bezpośrednio chciał zadziałać na moją niekorzyść.
Postanowiłem, że porozmawiam z Agatą
Żona głośno się roześmiała na wieść o moich nieprzyjemnych anonimach.
– Ludzie to naprawdę nie mają granic! Niestety, liczyliśmy się z tym zawsze. Masz pozycję i pieniądze. To zawsze będzie dla kogoś solą w oku i małostkowo posunie się nawet do takich świństw – uspokajała mnie.
– Masz rację, pewnie o to chodzi… – mruknąłem, choć dalej byłem zmartwiony.
Nie bałem się o wierność żony, ale o to, że ewidentnie jakiś szaleniec był gotowy posunąć się do tak drastycznych czynów. Na maila postanowiłem odpisać.
„Proszę dać nam spokój, bo inaczej podejmę kroki prawne. Dziś nie jest trudno kogoś namierzyć przez internet”, odpowiedziałem.
Wiadomość zwrotna przyszła już po kilku minutach.
„Nie wierzy mi pan? Pana żona jest w ciąży i wkrótce się pan o tym dowie. Niestety, ojcem dziecka jest mój mąż, a nie pan”, brzmiała odpowiedź.
Na chwilę mnie zmroziło. Precyzja w „przepowiadaniu przyszłości” jeszcze bardziej mnie zaniepokoiła. Nigdy nie planowaliśmy z żoną dzieci, więc dokonałem zabiegu wazektomii. To nie tak, że dziecko byłoby dla nas końcem świata, ale zgodnie stwierdziliśmy, że rodzicielstwo nie jest dla nas życiowym priorytetem.
Ale jak mam zweryfikować czy anonim mówi prawdę, czy nie? No cóż, takie sprawy i tak prędzej czy później wychodzą na jaw, ale ja musiałem wiedzieć teraz, już. Niepewność i obawy mnie wykańczały.
Posunąłem się do czegoś szalonego
Nie znałem innych metod niż domowe testy ciążowe, chociaż i one wydawały mi się być bardzo trudne do wykonania bez wiedzy kobiety. Chyba że… Tak! „Dobry pomysł, Kuba”, pochwaliłem się w myślach.
Postanowiłem poprosić hydraulika o całkowite wyłączenie wody w naszym domu. Agatę poinformowałem o awarii i powiedziałem, że przez kilka godzin będzie musiała korzystać z przenośnej toalety, którą kazałem ustawić w ogrodzie.
– O rany, powrót do młodości – zaśmiała się, ale nie zgłosiła żadnych zażaleń.
Mój plan był dość obrzydliwy, ale na nic innego nie wpadłem. Po kilku godzinach od rzekomej „awarii” zakradłem się do ogrodowej toalety, aby pobrać „materiał” do testu ciążowego. Wystarczyło mi aż na trzy próbki, bo chciałem mieć pewność.
Wykonałem zupełnie trzy różne testy różnych marek. Gdy czekałem na wynik, myślałem, ze zemdleję. „Czy jestem pierwszym mężczyzną w historii wszechświata, który samotnie czeka w lęku na wynik testu ciążowego?”, pomyślałem. Sytuacja była tak absurdalna, że zaśmiewałbym się do łez, gdyby ktoś mi o niej opowiedział.
Po kilku minutach z wielką gulą w gardle postanowiłem spojrzeć na testy. Nie pozostawiały złudzeń. Wszystkie trzy były pozytywne. „A więc to prawda, Boże”, pomyślałem z rozpaczą.
Siedziałem bez ruchu prawie godzinę
Analizowałem każdy krok, który miałem do dyspozycji. W końcu postanowiłem spokojnie skonfrontować żonę ze szczerym pytaniem. Nie chciałem na nią napadać, nie chciałem jej atakować awanturą już od wejścia. Usiadłem delikatnie na naszym łóżku w sypialni, gdy żona akurat czesała włosy w łazience.
– Agata, czy ty jesteś w ciąży? – zapytałem zupełnie znienacka.
Szczotka wypadła jej z dłoni. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa, a w powietrzu tylko rosło napięcie.
– Skąd wiesz? – zapytała w końcu cicho.
– To nieważne – odparłem, siląc się dalej na spokój. – Kto jest ojcem?
– Mój trener... – w jej oczach zaczęły wzbierać łzy. – Przepraszam cię, Kuba. Nie wiem, co mogłabym powiedzieć, żeby to naprawić.
Znowu zapadło między nami milczenie.
– Ja też nie – odpowiedziałem po dłuższej chwili.
Żona usiadła koło mnie na łóżku i próbowała delikatnie objąć dłonią, ale się uchyliłem. Siedzieliśmy tak, patrząc w wykładzinę. Minęło kilka minut, kiedy odważyłem się zadać pytanie.
– Agata dlaczego? Powiedz mi, dlaczego to zrobiłaś? Źle ci było? Nie kochałem cię? Nie okazywałem ci uczuć? Nie dbałem o ciebie? – po pierwszym pytaniu z moich ust zaczął wylewać się potok pretensji.
– Kuba, to nie tak… Ja się… Ja się zakochałam – Agata nie była w stanie na mnie spojrzeć, gdy wypowiadała te słowa, ale widziałem, że po jej policzkach płynęły łzy.
To były ostatnie słowa, które zamieniliśmy, zanim wyszedłem z domu. Nie wróciłem do niego już od dwóch dni. Śpię w hotelu i zastanawiam się, co zrobić ze swoim życiem. Nie potrafię pogodzić się z tym, że moje idealne małżeństwo tak po prostu się rozpadło. Nawet nie wiem kiedy i dlaczego…
Czytaj także:
„Liczyłam na związek z Pawłem, a on liczył moje pieniądze. Dałam się podejść jak nastolatka i drogo za to zapłaciłam”
„Mąż i dzieci przestali mnie dostrzegać i szanować, bo siedzę w domu. Ja wam jeszcze pokażę, do czego jest zdolna znudzona kobieta”
„Była mi jak siostra, a dziś nie mogę oderwać wzroku od jej ciała. Byłem ślepy. Nie widziałem, że taki skarb mam pod nosem”