„Szwagierkę skręca z zazdrości, że mamy już własny dom i dwójkę dzieci. Ona ma tylko ciepłe obiady u mamusi”

zazdrosna kobieta fot. Getty Images, Jamie Grill
„– Kaśka zawsze chciała zarobić, ale się nie narobić. Jeśli tylko będzie mogła wyszarpać coś za darmo, to stawiam dolary przeciwko orzechom, że zrobi wszystko, żeby to osiągnąć – śmiał się gorzko mój mąż”.
/ 24.03.2024 07:15
zazdrosna kobieta fot. Getty Images, Jamie Grill

Szwagierka i jej mąż byli przekonani, że złapali Boga za nogi i że ustawili się w życiu wygodnie. Niestety, pomylili się i teraz wyżywają się na nas za swoje złe decyzje!

Dom teściów był spory

Teściowie od początku powtarzali, że nie po to budowali taki duży dom, żeby zostać w nim na starość we dwójkę.

– Po co macie się pakować w jakieś kredyty, skoro jest gdzie mieszkać i miejsca starczy jeszcze dla co najmniej jednej rodziny? – proponowali stale podczas rodzinnych zjazdów.

Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że szwagierka już ostrzy sobie pazury na przejęcie części domu rodziców.

– Kaśka zawsze chciała zarobić, ale się nie narobić. Jeśli tylko będzie mogła wyszarpać coś za darmo, to stawiam dolary przeciwko orzechom, że zrobi wszystko, żeby to osiągnąć – śmiał się gorzko mój mąż.

– Ale w końcu tobie ten dom czy jego część należą się tak samo… Dlaczego to my mamy spłacać kredyt albo płacić za wynajem, a ona mieszkać za darmo? –  dziwiłam się.

– A tam, daj spokój. Ja się z nią szarpał nie będę. Nie zarabiam źle, ty też nie, mamy jakieś oszczędności z pieniędzy ze ślubu, mamy część odszkodowania, które dostałem po wypadku… Poradzimy sobie. Niech Kaśka sobie bierze tyle, że aż się udławi – uśmiechnął się do mnie spokojnie.

Mąż nie chciał oddawać swojej części

Ciężko mi było to zrozumieć, ale uszanowałam wolę Antka. Faktycznie, gdy Kaśka tylko zwietrzyła, że nie będziemy stawać jej na drodze do darmowego lokum, natychmiast zabrała się za urabianie rodziców, żeby jak najszybciej przepisali dom na nią. Wywierała także presję na Antka, żeby się go zrzekł. Na to już nie chciałam się zgodzić.

– Niech sobie mieszka, ale jeśli rodzicom coś się stanie, odpukać, to spadek należy się wam obojgu! –  oburzałam się.

Mąż, na szczęście, nie miał zamiaru podpisywać żadnych dokumentów orzekających o zrzeczeniu się praw do rodzinnego domu. Sytuacji roszczeniowej szwagierki nie poprawiały także jej argumenty. Zachowywała się, jakby brat był jej śmiertelnym wrogiem, który tylko czeka na moment, w którym będzie mógł wbić jej nóż w plecy i zarobić na jej nieszczęściu!

– Nie mierz wszystkich swoją miarą – odpowiedział jej w końcu Antek, ale chyba zupełnie nie zrozumiała tego przekazu.

– No ale Antek, chyba mnie rozumiesz. Zamieszkam tu, przywiążę się, zainwestuję coś w remont, a potem będziesz chciał, żebym cię spłacała! –  denerwowała się.

– Bo tak działa prawo. Dlaczego mam się zrzekać domu, który mnie również się należy? –  argumentował spokojnie mąż.

– Bo ty sobie poradzisz! Przecież zarabiasz dużo lepiej ode mnie – stwierdziła bezczelnie szwagierka.

– Bo pracuję dużo ciężej od ciebie –zauważył mąż z uśmiechem. –  Mam się zrzekać czegoś, czego rodzice dorobili się po to, żeby nam było łatwiej i żebyśmy obydwoje mogli się tym podzielić? Tylko dlatego, że ty jesteś mniej zaradna życiowo?

Kaśka strasznie się wtedy zapowietrzyła, a potem śmiertelnie obraziła – ale, na szczęście, przez długi czas nie wracała już do tematu.

I tak wiodło nam się lepiej

Z początku, gdy tylko przeniosła się do domu rodziców razem ze świeżo poślubionym mężem, miałam nawet wrażenie, że jeszcze bezczelnie chełpi się tym, że wiedzie jej się dobrze. „Wyjątkowo paskudna baba”, myślałam poirytowana. Gdy my harowaliśmy na raty kredytu i odkładaliśmy na porządne meble, które posłużą nam na lata, ona chwaliła się, że jedzie na kolejne w tym roku wakacje.

– Nie mogę tego słuchać, Antek! – piekliłam się, gdy wracaliśmy do domu po wizycie u teściów i szwagierki.

– A tam, niech sobie pogada. Zupełnie to po mnie spływa i ty też nie powinnaś się tym przejmować – odpowiadał mi zwykle mąż z odpowiednią sobie anielską cierpliwością.

Poza tym, nie mogłam narzekać. Owszem, pracowaliśmy ciężko, ale owoce tej pracy były wyjątkowo satysfakcjonujące. Upolowaliśmy mieszkanie do remontu w pięknej części miasta i stopniowo robiliśmy z niego naprawdę wspaniałe gniazdko. Wysokie sufity i stare, stylowe okna łączyliśmy z bardziej kosztownymi meblami, które dokupowaliśmy sobie stopniowo przez kilka lat. Stworzyliśmy naprawdę przepiękne wnętrze.

Byliśmy z siebie dumni

–  Ale tu u was pięknie! Jak z żurnala! –  chwaliła teściowa, kiedy w końcu zaprosiliśmy rodzinę męża do wykończonego mieszkania.
Oczywiście, tylko szwagierka chodziła po domu, zaglądając w każdy kąt, i kręciła nosem.

–  O proszę, droga lampa… Ja to bym takiej nie kupiła. Powodzi wam się – komentowała.

Puszczaliśmy te uwagi mimo uszu, chociaż w środku aż mnie korciło, żeby solidnie się jej odgryźć. „Przecież tak świetnie ci się wiodło i dostałaś dom praktycznie za darmo… To chyba powinno cię być stać na wszystko”, myślałam zgryźliwie. Kaśkę wyraźnie gryzło, że układa nam się lepiej, mamy lepszą pracę, ładniejsze mieszkanie i bardziej poukładane życie niż ona – mimo że przecież to ona dostała od rodziców wielkie ułatwienie w postaci dachu nad głową.

Pokłóciłyśmy się

Wkrótce zaszłam w pierwszą ciążę, a niedługo później w kolejną. Wtedy zazdrość szwagierki sięgnęła zenitu. Tak naprawdę było to dość przykre: wydaje mi się, że sama chciała już zostać matką, ale jej mąż, wieczny Piotruś Pan, stale nie był gotowy. Gdy więc do naszych ciężko wypracowanych sukcesów doszła jeszcze pełna rodzina, Kaśka aż dławiła się żółcią.

Gdy któregoś dnia opowiadałam teściowej o problemach w pracy, nie potrafiła się powstrzymać przed złośliwymi komentarzami.

– Naprawdę? To wy macie jakieś problemy? Tak wam wszystko przychodzi łatwo, pięknie i przyjemnie, że myślałam, że nie dotyczą was kłopoty zwykłych szaraków… – skwitowała kwaśno.

– Łatwo, pięknie i przyjemnie? – oburzyłam się. – Chyba mamy trochę inne zdanie na ten temat.

– No pewnie, że mamy! Gdybyś zarabiała niewiele więcej niż minimalną krajową to wiedziałabyś, o czym mówię –odparła gorzko.

„O nie! Ktoś musi w końcu utrzeć nosa tej bezczelnej smarkuli!”, pomyślałam.

Niczego od nikogo nie dostaliśmy za darmo, w odróżnieniu od ciebie – odgryzłam się. – Na swoje kariery i pensje również zapracowaliśmy sami. Może gdybyś kiedykolwiek miała większe ambicje i odrobinę chęci do ciężkiej pracy, to nie zarabiałabyś minimalnej krajowej.

Była bezczelna

Teściowa spuściła wzrok zakłopotana, a Kaśka zamilkła, czerwieniąc się ze złości. Przez dłuższą chwilę zapowietrzała się i z powrotem spuszczała powietrze, szukając odpowiednich słów, żeby odeprzeć mój atak. Niestety, nie miała argumentów.

Chwilę później teściowa zaczęła nerwowo krzątać się po kuchni w poszukiwaniu cukru pudru do posypania szarlotki, a między nami nadal panowała pełna napięcia cisza. W końcu jednak Kaśka zebrała się na odpowiedź. I była ona… najgłupszą rzeczą, którą mogła powiedzieć w tej sytuacji!

–  No, mniejsza o to, kto na co zapracował… –  mruknęła pod nosem. –  Ale skoro wam się powodzi, to chyba teraz oddacie mi ten dom po rodzicach, co? Przecież macie stumetrowe mieszkanie warte o wiele więcej niż ten dom. Po co wam on?

Ryknęłam śmiechem. Po prostu nie wiedziałam, jak inaczej zareagować!

–  To już nie jest moja decyzja, tylko Antka – odpowiedziałam, podziękowałam teściowej za gościnę i wyszłam.

Nie oddamy jej niczego za darmo

Gdy opowiedziałam całą sytuację Antkowi, przyglądał mi się z szeroko otwartymi oczami.

–  Co ty mówisz! Zawsze wiedziałem, że Kaśka jest bezczelna, ale naprawdę nie sądziłem, że aż tak!

–  Wiesz, teraz mi trochę głupio… Może nie powinnam była odpowiadać jej tak ostro? –  zaczęłam się kajać.

–  A skąd! Bardzo dobrze, że w końcu ktoś zgasił te jej żenujące teksty. Rodzice chyba nigdy nie mieli odwagi, a po mnie to zwyczajnie spływało i nie chciało mi się z nią wdawać w bezsensowne dyskusje. Ale absolutnie nie powinnaś sobie tego wyrzucać. Dobrze zrobiłaś – pochwalił mnie mąż.

Uspokoiłam się nieco, chociaż przez pewien czas miałam jeszcze jakieś małe poczucie winy. Nie dało się jednak ukryć, że moja ostra reakcja zadziałała. Od tamtego czasu ani razu nie usłyszeliśmy już od Kaśki, że wszystko przyszło nam samo. Nie wyliczała też cen naszych mebli, ubrań czy hoteli, w których zatrzymywaliśmy się na wakacje… A spadek po rodzicach? Nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu, teściowie cały czas mają się dobrze, a Kaśka obiadki podane prosto pod nos, ale gdyby coś… na pewno nie oddamy tego, co nam się należy!

Czytaj także: „Jako samotna matka nie miałam nadziei na miłość. Los cudownie mnie zaskoczył w bardzo dziwnych okolicznościach”
„Kumpel śmiał się z mojego hobby, a po jednej wyprawie na bazar przepadł. Między kapustą i pomidorami znalazł miłość”
„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”

 

Redakcja poleca

REKLAMA