Teściowa zadzwoniła do mnie tuż przed południem.
– Nie denerwuj się, Madziu, ale jestem w szpitalu. Zasłabłam na poczcie, ktoś wezwał karetkę, no i się dowiedziałam od lekarza, że muszę przez parę dni poleżeć na kardiologii – usłyszałam.
– W którym szpitalu? Przyjadę, jak tylko wyjdę z pracy – obiecałam.
– Na Borsuczej. I ręcznik mi jakiś przywieź, coś do picia.
– Przywiozę. Nie denerwuj się w każdym razie. W sumie dobrze, że twój lekarz tak się o ciebie troszczy – powiedziałam.
– No, niby tak, ale wiesz, jak to w szpitalu. Do domu bym najchętniej poszła, ale mówią, że nie mogę – westchnęła teściowa.
– Wytrzymasz, to tylko parę dni. Przywiozę ci coś do czytania, kupię słodycze. Muszę kończyć, mamo – szef tu idzie – zniżyłam głos.
– Acha i jeszcze nocną koszulę mi weź – zdążyła jeszcze powiedzieć teściowa, zanim się rozłączyłam.
Martwiłam się o teściową...
Kwadrans później zadzwonił mąż.
– Słuchaj, mama jest w szpitalu i tak sobie pomyślałem, że do niej wpadniesz – zaczął.
– No wiem, już do mnie dzwoniła. Nie martw się, jakoś sobie poradzimy – obiecałam.
– Że też coś się zawsze musi dziać, kiedy jestem na jakimś wyjeździe – mruknął mąż.
– Takie życie. W każdym razie mamie niczego nie zabraknie.
– Dzięki, kocie. Zadzwonię wieczorem, ok? Acha, jeszcze jedno – byłbym wdzięczny, gdybyś mogła złapać Anitę. Dzwonię do niej od pół godziny, ale nie odbiera. Pewnie nawet nie wie, że mama jest w szpitalu.
– Zaraz do niej zadzwonię. Powiem, żeby po południu pojawiła się na oddziale – mama na pewno się ucieszy.
– Super, dzięki. Dobra, kończę. Całuję – powiedział Igor i się rozłączył.
– Urwanie głowy. W domu mam glazurnika, u weterynarza chorego kota, a teraz jeszcze mama Igora jest w szpitalu – powiedziałam cicho.
– Dobrze żyjesz z teściową? – zainteresowała się koleżanka.
– Świetnie. Właściwie polubiłyśmy się podczas pierwszego obiadu u niej i tak już zostało.
– To masz szczęście. Moją teściową mam ochotę zadusić gołymi rękoma.
– Współczuję ci. My z mamą Igora wybieramy się nawet czasem w góry.
Ostatnio zaliczyłyśmy trzy dni w Zakopanem i nawet przez moment się nie nudziłam.
– Już widzę, jak jadę z matką Grześka na weekend – roześmiała się Tośka.
Cztery godziny później wyszłam w końcu z firmy i zrobiłam szybkie zakupy. Soczki, ciastka i gazety dla teściowej, jogurty dla mnie, karma dla kota. Następnego dnia odbierałam Fiodora od weterynarza i wolałam mieć pewność, że w domu nie zabraknie żadnego jego przysmaku. W drodze do samochodu jeszcze dwukrotnie usiłowałam skontaktować się z Anitą, ale starsza siostra męża wciąż nie odbierała telefonu. Może jest gdzieś w plenerze, pewnie oddzwoni wieczorem – pocieszałam się, świetnie wiedząc, że Anita jako fotograf ślubny wiele czasu spędza w najprzeróżniejszych urokliwych zakątkach naszej okolicy.
Nikt nie mógł się do niej dodzwonić
Do szpitala dotarłam zaniepokojona stanem teściowej. Problemy z sercem miała od lat, ale że trafiła do szpitala, zaniepokoiło mnie nie na żarty.
– Cześć, mamuś. Mam dla ciebie wszystko. Po drodze wstąpiłam do twojego mieszkania i wzięłam parę rzeczy. Kosmetyczka, ręcznik, dwie nocne koszule, garnuszek.
– Dziękuję, Madziu. Złota jesteś – uśmiechnęła się teściowa. – Siadaj, mów, co tam u was słychać.
– A nic nowego. Fiodor jest u weterynarza i jakoś źle to znoszę. Igora szef wysłał w kilkudniową delegację, a u mnie żadnych rewolucji. Praca, dom, wieczorem jogging.
– Nie powinnaś biegać po ciemku. Tyle się teraz słyszy.
– Oj, daj spokój. Przecież nie biegam po chaszczach. Osiedle jest strzeżone, nie ma się czego bać.
– To dobrze, Madziu. O, gazety mi kupiłaś. Fajnie, bo strasznie się nudzę. A do Anitki się dodzwoniłaś? Bo ja próbowałam chyba z dziesięć razy, ale nie odbiera.
– No właśnie mnie też się nie udało. Pewnie pracuje – pocieszyłam teściową i wyjęłam z torebki czekoladę.
– Mleczna z orzechami. Ty to wiesz, jak mi dogodzić, córciu – uśmiechnęła się teściowa.
– Zanim wyjdę, pogadam jeszcze z lekarzem, dobrze?
– Daj spokój! Na wyniki trzeba czekać i nie marudzić, tyle mi powiedział – machnęła ręką matka męża.
– Skoro tak, to nie marudź – pocałowałam ją w czoło i poprawiłam jej poduszkę. – Jeśli chcesz, zajrzę jeszcze do ciebie wieczorkiem, co?
– A dajże spokój, nie będziesz jechać przez pół miasta, żeby tu ze mną posiedzieć. Skoro mam gazetki, to się nudzić nie będę. Tylko jutro przyjedź i jakieś soczki mi jeszcze dokup.
– Będę zaraz po pracy – obiecałam.
– Super. Tylko Anitką tak się martwię. Nie odbiera telefonu…
– Mamo, ona nigdy nie odbiera. Taka już jest. Napisałam jej zresztą SMS-a, ale chyba go jeszcze nie odczytała. Skoro milczy…
– No nic, trudno – westchnęła teściowa. – To leć już, nie ma sensu w szpitalu przesiadywać. Dziękuję za wszystko, Madziu.
– Daj spokój, nie ma za co. Pa, mamuś – pomachałam jej.
Jak można być taką egoistką?
Wieczorem, z książką w ręku, co jakiś czas wybierałam numer szwagierki, jednak wciąż nie odbierała. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy aby przypadkiem coś jej się nie stało, kiedy w końcu zadzwoniła.
– Cześć. Co się dzieje? – rzuciła pośpiesznie.
– Twoja mama jest w szpitalu, nie dostałaś mojego SMS-a?
– Dostałam. Myślałam, że coś się stało, skoro tak wydzwaniasz…
– No stało się. Twoja mama jest w szpitalu – powtórzyłam, zaskoczona jej reakcją. – Wpadnij do niej jutro, na pewno się ucieszy.
– Jutro? Dziewczyno, rano mam sesję w plenerze, po południu pomagam kumplowi robić zdjęcia do katalogu ślubnych sukien, a…
– Chodzi o twoją matkę! – weszłam jej w słowo.
– Powiedziałam, nie dam rady! Pozdrów ją ode mnie. Cześć – rzuciła i rozłączyła się.
Chryste, co za egoistka – skrzywiłam się. Znałam Anitę nie od dziś i wiedziałam, czego się po niej spodziewać, ale żeby nie znaleźć chwili na odwiedziny własnej matki w szpitalu? Przecież nie kazałam jej tam siedzieć pół dnia!
Wyszłam zdenerwowana na balkon, kiedy zadzwonił mój mąż.
– I jak? Gadałaś z Anitą?
– Owszem. Wygląda na to, że nie znajdzie czasu na wizytę w szpitalu.
– Jasne, czego ja się spodziewałem… Wiesz, co najbardziej mnie wkurza? Dostała od mamy wszystko i nie ma na tyle przyzwoitości, żeby pofatygować się do kliniki!
– No wiem, ale co mam ci powiedzieć? Taka już jest…
– To niech się zmieni! Niedługo skończy trzydzieści pięć lat, a zachowuje się, jak rozkapryszona smarkula! – wkurzył się mąż.
Bo jest rozkapryszoną smarkulą – pomyślałam. I przypomniały mi się wszystkie występki starszej siostruni męża. To, jak olała nasz ślub, bo wolała jechać z jakimś świeżo poznanym facetem do Berlina. I jak rozwaliła pożyczony ode mnie samochód i nie powiedziała nawet „przepraszam”. Albo święta, kiedy jej matka miała złamaną nogę, a Anita jej nawet nie odwiedziła…
Rano zjawiłam się u teściowej tuż przed ósmą.
– Anitka już wie, gdzie jestem? – zapytała mama Igora.
– Wie, ale nie da rady przyjść. Całuje cię serdecznie, ale nie zdąży wrócić..
Nie powinno się kłamać, ale co miałam zrobić? Teściowa od razu się rozpromieniła.
– Zdolna ta Anitka, tyle ma zleceń.
– Bardzo zdolna – przytaknęłam.
Przez chwilę pogawędziłyśmy, w końcu wyszłam ze szpitala. A w drodze do pracy obiecałam sobie, że pogadam z naszą infantylną Anitką. I nie będę przebierać w słowach. Może jeśli ktoś mocniej tą księżniczką wstrząśnie, coś się w niej obudzi? Zrobię to dla teściowej. Zasłużyła na odrobinę więcej uwagi ze strony jedynej, wychuchanej córuni.
Czytaj także:
„Dziecięca zabawa o mały włos nie skończyła się w szpitalu. Już chyba wolę, gdy syn siedzi z nosem w laptopie”
„Kochałem Ninę, ale ona potraktowała mnie jak zabawkę. Na szczęście mam nasze wspólne zdjęcia, na pewno zaciekawią jej męża”
„Dzieci od lat żyły jak pies z kotem, bo poróżniły je pieniądze. Dopiero moja wymyślona choroba zakopała ich topór wojenny"