Oszukuję własne dzieci, ale tylko dzięki temu znów mogę je widzieć razem, w jakiej takiej zgodzie. Boję się tylko, że któregoś dnia odkryją podstęp i stracę ich oboje.
Ostatnia Wielkanoc była najpiękniejsza w moim życiu. Jeszcze nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, spokojna i zrelaksowana w święta. Te trzy dni przebiły nawet najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa, kiedy razem z piątką rodzeństwa opychaliśmy się słodyczami bez umiaru. Teraz byłam najszczęśliwsza, bo wreszcie miałam obok siebie dwójkę ukochanych dzieci, które nie dość, że opiekowały się mną, to po prawie czterech latach zaczęły ze sobą rozmawiać, a nie warczeć na siebie.
Ten zabieg usunięcia żylaków odkładałam od dobrych kilku lat. Zawsze miałam coś ważniejszego do zrobienia. A to nie można było zakładu na tak długo zostawić, a to mąż złamał nogę na oblodzonym chodniku, a to córka poprosiła mnie, żebym wzięła na wakacje wnuczkę
i trochę ją odciążyła. Nie umiem odmawiać, i przez to naprawdę zaniedbałam swoje zdrowie.
– Pani Tereso, jeśli natychmiast nie zgłosi się pani do szpitala, grozi pani zator tętnicy płucnej – grzmiał mój lekarz. – Czy pani wie, że to się może skończyć nawet śmiercią? Przecież pani już ma stany zapalne. Proszę przestać faszerować się prochami przeciwbólowymi i iść zrobić porządek z tymi żylakami.
Nie było mi to na rękę, ale poszłam na tę operację
Zakładem fryzjerskim zajęła się jedna z moich najlepszych pracownic, mąż też doglądał interesu, mogłam spokojnie zaszyć się w szpitalu na tydzień. Brakowało mi tylko zgody między dziećmi. Choroba, długie godziny spędzone w szpitalu sprzyjają tęsknocie za bliskimi. A ja miałam za kim tęsknić. Moje dzieci wprawdzie pamiętały o mnie. I syn, i córka odwiedzali mnie w szpitalu, ale nigdy razem.
Od lat unikali się nawzajem jak ognia. Specjalnie wypytywali mnie o to, kiedy to drugie zamierza przyjść w odwiedziny, żeby przypadkiem na siebie nie wpaść. Niby rodzeństwo, niby nikogo bliższego nie mieli, a nie znosili się jak pies z kotem.
Poszło o wesele Anki. Niecałe cztery lata temu, zamiast dołożyć Tomkowi obiecane pieniądze na zakup mieszkania, wydaliśmy je na ślub córki. Fakt, inna była umowa. Anka nie miała w planach zamążpójścia, a my z mężem mieliśmy odłożone pieniądze dla Tomka. Ale niespodziewana ciąża córki wywróciła wszystkie plany do góry nogami.
– To co, mam nie pomóc córce? – zżymał się mąż. – Przecież trzeba ją wesprzeć z tym ślubem, zawsze marzyła o weselu z prawdziwego zdarzenia. Może powinno to być za dwa, trzy lata, ale los widać chciał inaczej. Tomek przecież może zaczekać ze zmianą tego mieszkania. W końcu nie mieszka pod mostem. A jak jeszcze rok przemęczy się w kawalerce, to korona mu z głowy nie spadnie. Przez kilkanaście miesięcy odłożymy trochę grosza i dostanie to, co mu obiecaliśmy.
Uległam mężowi. Dziś wiem, że nie powinnam
Obiecaliśmy coś Tomkowi, a przecież on pod ten termin układał sobie plany rodzinne. Okazało się, że planowali z żoną dziecko, bo wiedzieli, że zmienią mieszkanie na większe. Wpadka Ani wszystko im pokrzyżowała. Tomek śmiertelnie się na nas obraził. Przez kilka tygodni w ogóle się u nas nie pokazywał. Później też przychodził niechętnie, raczej z poczucia obowiązku. A Ankę już kompletnie skreślił.
– Jak możesz być taką egoistką?! – wykrzyczał jej przy nas. – To, że nie umiesz się nawet zabezpieczyć przed ciążą nie znaczy, że wszystko ma być teraz postawione na głowie. My z Kariną gnieździmy się w tych trzydziestu metrach od kilku lat. Haruję jak wół, żeby zmienić mieszkanie na większe, potrzebuję tego wsparcia od rodziców. Teraz będę czekał kolejny rok albo i więcej, bo moja młodsza siostrzyczka bez grosza przy duszy musi mieć iście królewskie wesele! Jak chcesz mieć imprezę na sto pięćdziesiąt osób i piętrowy tort, to sobie na to zarób, chociaż w połowie!
Tomek nie przyszedł ani na ślub, ani na wesele Anki. Od tamtej pory unikał jej jak ognia. Tak się zacietrzewił w tej złości, że z roku na rok żal w jego sercu narastał. Skończyły się niedzielne obiadki. Wpadali do nas, ale zawsze osobno. Nawet w wigilię nie usiedli przy jednym stole.
– W tym roku wigilię spędzamy u rodziców Kariny – mówił mi co roku przed świętami syn.
Bolało mnie to potwornie. Nie mogłam patrzeć jak moje własne dzieci się nienawidzą. Zawsze żyłam w przekonaniu, że będą dla siebie największym oparciem. A tu przez głupie pieniądze, które już dawno się rozeszły – i na wesele, i na mieszkanie Tomka – rodzina się rozpadła.
– Mamo, tu nie chodzi o pieniądze – powiedział mi któregoś dnia. – W końcu je dostałem, dziękuję wam za to, mogliśmy się z Kariną przeprowadzić. Tu chodzi o to, kim jest moja siostra. Jaki ma charakter. Jest podła i egoistyczna. Nie chcę takich ludzi wokół siebie. Zrozum.
Tydzień po operacji byłam już w domu. Stawiałam pierwsze kroki, choć nogi bolały mnie niemiłosiernie. Chciałam jak najszybciej wrócić do dawnej formy, a ja byłam w lesie.
Oni razem? Nie, ja chyba śnię…
– Daj spokój – strofował mnie mąż. – Nic się nikomu nie stanie, jak w tym roku zjemy ciasta ze sklepu, a barszcz wielkanocny zrobię ja. Może niech Ania się włączy do gotowania, bo przychodzi do nas co roku, a praktycznie nigdy nie angażuje się w przygotowanie stołu świątecznego. Nie musisz nam całe życie usługiwać, kochanie – powtarzał mi.
Dwa dni później dostałam silnego krwotoku w nodze. Najpierw pojawiło się duże twarde zgrubienie. Później noga zsiniała, w końcu zrobiło mi się słabo i zemdlałam. Trafiłam do szpitala. Okazało się, że operacja nie została przeprowadzona prawidłowo. Nie wszystkie żylaki zostały usunięte. Przez te powikłania ledwo uszłam z życiem.
Gdy obudziłam się na sali pooperacyjnej, myślałam, że mam jeszcze majaki po narkozie. Nad sobą widziałam męża, córkę i syna. Wszyscy wpatrywali się we mnie dużymi, wystraszonymi oczami. „Jeszcze śpię – pomyślałam. – Ale ważne, że żyję”.
– Mamo, mamo, słyszysz nas? – córka pomachała mi ręką.
– Tak – usłyszałam swój głos.
To nie był sen ani przewidzenia. Cała moja rodzina czuwała przy mnie! Tomek siedział obok Anki, nie warczeli na siebie, nie kłócili się. I tak zostało przez całe święta. Bolała mnie ta noga jak diabli, ale w życiu nie byłam szczęśliwsza. Dzieciaki chyba naprawdę najadły się strachu o mnie, bo z całymi rodzinami stawili się u nas w święta.
Anka własnoręcznie zastawiła cały stół. Tomek pomagał jej w kuchni, a mąż czuwał nade mną. Traktowali mniej jak księżniczkę, ale dla mnie królewskim komfortem było to, że moje dzieci zapomniały o wzajemnych urazach. Strach o moje życie i zdrowie, w końcu skruszył ten mur między nimi.
Jak przyjdzie czas, przestanę kłamać
Boje się, co będzie, gdy wszystko wróci do normy. Gdy zupełnie wyzdrowieję, wrócę do pracy, nie będę potrzebowała ich opieki, a oni zajmą się swoimi własnymi sprawami. Bo przecież dopiero co zostały przełamane pierwsze lody. Dzieciaki obserwują się nawzajem, powoli zaczynają ze sobą rozmawiać. Potrzeba trochę czasu, żeby znów obdarzyły się sympatią i zaufaniem.
Dlatego udaję. Od miesiąca coraz bardziej skarżę się na tę nogę, choć wszystko już jest pięknie wygojone. Co kilka dni łapie mnie wysoka gorączka, miewam bardzo groźnie wyglądające duszności. To wszystko tylko gra, ale działa! Moje dzieci zbiegają się wtedy do domu jak na gwizdek. Działają razem, próbują mnie odciążyć, działają wspólnie. Nawet mój osobisty lekarz wszedł ze mną w małą zmowę.
– Nie zaszkodzi, jak im trochę ubarwię sytuację – uśmiechnął się. – Pani Tereso, pani tak czy siak za mało dba o siebie. Jak dzieci będą myśleć, że jest z panią gorzej niż w rzeczywistości, to może się panią lepiej zajmą i nie dojdzie do takiego zaniedbania jak przed operacją.
Udało mi się zlepić w całość rodzinę. Dzięki kłamstwie, ale tylko ten sposób się sprawdził. Jak więź między dziećmi znów stanie się silna, przestanę urządzać te spektakle. Tylko co, jeśli wcześniej się wyda, że nie jestem aż taka schorowana?
Czytaj także:
„Kumpel zaplanował mi randkę z dziewczyną moich marzeń. Gdy zobaczyłem, co wymyślił, miałem ochotę zatłuc jajcarza”
„Najlepszy kumpel męża się we mnie kocha. Wiem o tym od zawsze, bo marnie się kryje. Teraz wreszcie wyznał to otwarcie"
„Po śmierci rodziców musiałam niańczyć o 2 lata młodszą siostrę. Zajęta jej sprawami, latami nie miałam czasu na miłość”