„Kochałem Ninę, ale ona potraktowała mnie jak zabawkę. Na szczęście mam nasze wspólne zdjęcia, na pewno zaciekawią jej męża”

mężczyzna, który dostał kosza fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk
„– Owszem, mówiłam, że kocham. A co miałam powiedzieć?! – patrzyła na mnie z pobłażaniem. – Miałam zepsuć taką piękną, romantyczną chwilę? To byłoby głupie. Dałam się ponieść emocjom. Piękne miasto, piękna noc, młodzieńcza miłość. Naprawdę było cudownie. Nie chciałam tego psuć. Lubię mieć miłe wspomnienia”.
/ 25.08.2022 09:15
mężczyzna, który dostał kosza fot. Adobe Stock, Viacheslav Yakobchuk

Nalałem sobie solidną porcję whisky, wypiłem, nalałem drugą i bezmyślnie patrzyłem w ścianę. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. To nie mieściło mi się w głowie! To musi być sen. Zaraz zadzwoni telefon i Nina wszystko mi wyjaśni. Powie, że to był żart, głupi, ale żart. Przecież to nie może być prawda!

– Przykro mi, Michasiu, ale nie zamierzam przeprowadzać rewolucji w moim życiu – wciąż dźwięczały mi w uszach słowa wypowiedziane ledwie dwie godziny temu. – Radek jest kiepskim mężem, ale ma inne zalety. Mnie w tym układzie jest dobrze i wygodnie. Nie będę nic zmieniać! – postawiła sprawę jasno.

– Ale przecież… nasza miłość, mówiłaś… – nie wiedziałem, jak ją przekonać.

– Nie rób scen, Michasiu, nie psuj dobrego wrażenia – powiedziała twardo. – Jesteś fajnym facetem, dobrym człowiekiem, to była piękna przygoda… Sam rozumiesz!

Nie rozumiałem! Nie chciałem rozumieć! Nie wierzyłem, że moja ukochana kobieta mówi takie rzeczy… Przecież miała się rozwieść, mieliśmy wreszcie być razem. Nie może być taka obłudna! To niemożliwe!

– Jak to się… – nie dokończyłem, bo Ninka mi przerwała:

– Tak to! Tak zwyczajnie! Po prostu coś się zaczyna, coś się kończy! Bądź mężczyzną! Tylko mi się tu nie rozpłacz! – roześmiała się tak złośliwe, że poczułem fizyczny ból.

– Ale przecież…

Przerwałem, bo Nina mnie nie słuchała. Wstała od stolika przy i wyszła z kawiarni. Czułem się, jakbym dostał cios w szczękę od Gołoty! Celny i silny! Zapłaciłem i powlokłem się do domu. Byłem tak oszołomiony, że nie widziałem ludzi, samochodów, mijanych sklepów.

Była moją pierwszą miłością

Poznaliśmy się w liceum, bardzo mi się podobała, ale bałem się zagadać. Była niedostępna, takie wtedy odnosiłem wrażenie. Sądziłem, że nie zechce ze mną rozmawiać, bo wszystko nas dzieli. Jej ojciec był bogatym przedsiębiorcą, a moi rodzice ledwo wiązali koniec z końcem. Towarzysko miałem kiepskie notowania, nie należałem do klasowej elity.

To Nina pierwsza wyciągnęła do mnie rękę. Zaprosiła mnie na domówkę. I tak to się zaczęło. Po kilku tygodniach zostaliśmy parą. Pierwsza prawdziwa miłość. Marzyliśmy o tym, że będziemy zawsze razem, do końca życia. Wierzyliśmy w te marzenia. Kto wie, jak potoczyłby się nasz los, gdyby nie wtrącił się ojciec Ninki. Po maturze wysłał ją na studia do Londynu. Pojechała, a ja zostałem. Półtora roku później straciliśmy kontakt. Więcej się nie widzieliśmy.

Studiowałem we Wrocławiu. Gdy skończyłem politechnikę, dostałem pracę w rodzinnym mieście. Ożeniłem się z Julią, nie mieliśmy dzieci. W 7. rocznicę ślubu zdiagnozowano u niej złośliwego guza. Walczyliśmy oboje prawie pięć lat. Guz wygrał. Zostałem sam. To był dla mnie bardzo trudny czas. Straciłem najbliższą mi osobę. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Żyłem, jakby mnie nie było. Szczęśliwie czas powoli zacierał złe wspomnienia.

Po ponad 4 latach od śmierci Julii wreszcie doszedłem do wniosku, że jestem gotowy na nowe otwarcie. Gotowy na nowo ułożyć sobie życie. Na 70-lecie naszej budy wpadłem z ciekawości i natychmiast natknąłem się na Janinę. W szkole nazywaliśmy ją Ninka.

Michaś, to ty? – zapytała.

Przywitaliśmy się serdecznie jak kiedyś. Poczułem dreszcz, gdy wziąłem ją za rękę, miałem wrażenie, że poraził nas prąd. Rozmawialiśmy wiele godzin. Wróciły wspomnienia. Dowiedziałem się, że Nina pracuje w przedstawicielstwie handlowym zagranicznej firmy. Dużo podróżuje. Zdarza się, że i dwa tygodnie spędza poza domem, głównie w pociągach, samolotach i hotelach. Ma męża, ale uczucie się wypaliło. Nie mają dzieci.

– Żyjemy razem tylko z przyzwyczajenia – skwitowała swój związek. – Nie wiem, jak to zakończyć, bo jednak dużo razem przeżyliśmy.

Opowiedziałem jej o Julii i o jej chorobie. O tym, jak marniała z dnia na dzień, jak walczyła z chorobą i jak cierpiała, i o tym, jak ja bezsilny musiałem na to patrzeć, a pomóc nie mogłem. Opowiedziałem o bólu, o śmierci. Czułem, że mimo upływu lat znów coś nas łączy. W jej spojrzeniu widziałem, że czuje i myśli to samo co ja. Grubo po północy żegnaliśmy się pod jej domem. Spojrzałem jej w oczy:

– Już mam na twoim punkcie bzika! – próbowałem żartować, by przykryć wzruszenie.

– Ja też, kochany, ja też – szepnęła, całując mnie czule. – Przecież jesteś moją dawną, pierwszą miłością.

Do domu wróciłem piechotą. Musiałem ochłonąć. Przepełniała mnie radość i szczęście. Wczesnym rankiem z półsnu obudził mnie telefon.

– Lecę do Gdańska – powiedziała szybko Nina. – Wracam wieczorem, przyjedź po mnie na lotnisko…

Namawiałem ją, by odeszła od męża

Samolot wylądował punktualnie. Po 20 minutach już siedzieliśmy w samochodzie. Było dużo ciepłych słów i gorących pocałunków. Byłem wniebowzięty. Nina nie chciała, bym odwoził ją do domu. Bała się, że ktoś nas zauważy i jej mąż, się dowie.

– Nie chcę dawać Radkowi żadnych argumentów rozwodowych – tłumaczyła.

Wydało mi się to rozsądne, więc nie protestowałem. Nie wiedziałem, że nasze spotkania to będą tylko kradzione chwile, spacery w przerwie na lunch, powroty z lotniska itp.

Lato minęło błyskawicznie. Udało nam się kilka razy wyjechać razem w góry do przyjaciół. Miłość kwitła. Byłem przekonany, że nasze młodzieńcze uczucie wybuchło na nowo. Że Nina mnie kocha tak jak dawniej, przed maturą. Tyle że teraz jest to dojrzała miłość dojrzałej kobiety. Byłem szczęśliwy. Uwierzyłem, że życie chce mi wynagrodzić cierpienia. Zacząłem ją namawiać, by uporządkowała swoje życie.

– Skoro między wami wszystko się już wypaliło – przekonywałem – może trzeba zakończyć ten związek. Sytuacja będzie czysta, a my nie będziemy musieli się ukrywać. Przecież nic cię z nim nie łączy.

– To nie jest takie proste – tłumaczyła. – Jesteśmy razem 15 lat. Wiele przeżyliśmy, było trudno i było wspaniale. Mamy wspólnych znajomych, środowisko, w którym się obracamy.

– Ty i ja też mamy wspólnych znajomych – perswadowałem.

– Zostawmy to na razie, jutro jadę do Rzeszowa, wrócę za dwa dni. Odbierzesz mnie?

Odebrałem, gdy wróciła z Rzeszowa, z Wrocławia, Olsztyna. Odwoziłem na dworzec, gdy jechała do Lublina, Białegostoku… Zamieniłem się w firmę przewozową. Czekałem na nią w przerwie na lunch. Jednocześnie aż do przesady dbałem o dyskrecję. Nikt nie mógł nas widzieć, bo Radek się dowie… Wkurzała mnie ta konspiracja, ale jej spokój był dla mnie bardzo ważny, więc… się podporządkowałem.

Często mi mówiła, jak bardzo ceni tę moją opiekę, że tylko przy mnie czuje się bezpieczna, że marzy o naszym wspólnym życiu. Słysząc to, rosłem z dumy i czułem, że szczęście jest coraz bliżej. Skąd miałem wiedzieć, ze to jest gra?

Jesienią pojechaliśmy razem do Rzymu. Liczyłem na to, że spokój i romantyczne wieczory w wiecznym mieście sprawią, że w końcu się dogadamy. Przecież chcieliśmy tego samego. Chcieliśmy być razem.

Było tak, jak planowałem. Śródziemnomorskie smakołyki, morze doskonałego wina, długie spacery i jeszcze dłuższe rozmowy. Miałem wrażenie, że moja Nina zaczyna inaczej patrzeć na świat. Że myśli o tym, jak zwolnić tempo, bo przyznała, że uciekła w pracę, by nie mieć czasu na rozwiązywanie problemów. Widziałem, jak się zmienia. Na schodach hiszpańskich wyznaliśmy sobie wzajemną miłość. Przy fontannie Di Trevi przyrzekliśmy, że wrócimy tu jako małżeństwo. Byliśmy szczęśliwi.

Któregoś dnia po powrocie napomknąłem, jak pięknie było w Rzymie i że może już czas na decyzję. Popatrzyła na mnie i powiedziała:

Masz rację, już czas! Spotkajmy się jutro o 18 w naszej kawiarni.

Mieliśmy taki ulubiony lokal na uboczu, w którym się spotykaliśmy. Kupiłem kwiaty i pół godziny przed umówionym czasem już siedziałem w kawiarni. Byłem pewien, że będzie to przełomowa rozmowa, że ustalimy, kiedy zamieszkamy razem. 

To był cios w samo serce

Przyszła spóźniona prawie pół godziny. Miała poważną minę. Na moim policzku złożyła zdawkowy pocałunek. Usiadła naprzeciw, poprosiła o herbatę. I popatrzyła mi w oczy.

Bardzo mi przykro – powiedziała, gdy kelnerka przyniosła jej zamówienie. – Tylko mi się nie rozpłacz! – wyczułem ironię w jej głosie.

– Martwię się, że coś złego się stało, tak dziwnie mówisz… Ale widzę, że jesteś cała, chwała Bogu. Jeśli jest jakiś problem, razem damy sobie z tym radę. Nic nas nie złamie, zobaczysz, kochana…

– Michał, co ty gadasz?! Nie ma żadnych „nas”, rozumiesz? Co ty myślałeś, że rozwalę sobie wygodne życie? – otwarcie szydziła. – Musiałabym być idiotką, a nie jestem! Zapewniam cię, że nie! Radek jest, jaki jest, ostatnio się między nami poprawiło. Apartament w Hiszpanii kupił, wiesz, że lubię słońce…

– Ninuś, co ty mówisz? Przecież w Rzymie przy fontannie, na schodach…

– Nie mów do mnie Ninuś – przerwała mi. – To idotyczne. Nie ma żadnej Ninusi!

– Ale przyrzekałaś – chciałem jej przypomnieć cudowne chwile przy Di Trevi, nie pozwoliła mi dokończyć.

– A co miałam powiedzieć?! – patrzyła na mnie z pobłażaniem. – Miałam zepsuć taką piękną, romantyczną chwilę? To byłoby głupie. Dałam się ponieść emocjom. Piękne miasto, piękna noc, młodzieńcza miłość. Naprawdę było cudownie. Nie chciałam tego psuć. Lubię mieć miłe wspomnienia. Ty też będziesz to miło wspominał, zobaczysz, że mam rację.

– Co ja złego… – znowu nie dokończyłem.

– Przestań się mazgaić! Kończmy już to.

To strasznie boli. Już wiem, że nie ma i nigdy nie było mojej Niny. Ja ją sobie wymyśliłem. Była Ninka, koleżanka ze szkoły, która chciała przeżyć fajną przygodę… Dlaczego pozwoliła mi wierzyć, że będziemy razem?! Bo takie zachowanie należało do konwencji! Dlatego kłamała, że chce ze mną być. Poczułem się wykorzystany i zdradzony. Potraktowała mnie jak zabawkę. Jedyne, na czym jej naprawdę zależało, to żeby się ten jej Radek nie dowiedział!

W laptopie miałem kilkadziesiąt naszych zdjęć z Rzymu i jeszcze kilkanaście z innych podróży. Każde w prawym rogu miało datę i nawet godzinę, kiedy zrobiono ujecie. Wydrukowałem kilka włożyłem je do koperty i zaadresowałem na Radosława. Niech facet ma kilka argumentów.

Czytaj także:
„Przyjaciółka była zaradną, energiczną babką. Gdy poznała faceta, rzuciła pracę, zaszyła się w domu i zerwała ze mną kontakt”
„Kumpel zaplanował mi randkę z dziewczyną moich marzeń. Gdy zobaczyłem, co wymyślił, miałem ochotę zatłuc jajcarza”
„Najlepszy kumpel męża się we mnie kocha. Wiem o tym od zawsze, bo marnie się kryje. Teraz wreszcie wyznał to otwarcie"

Redakcja poleca

REKLAMA