„Szwagierka to oczko w głowie teściów. Na Wigilię sprowadza nowego gacha i jego dzieci, a oni nawet się nie zająknęli”

niezadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Wszyscy spoglądali na siebie, jakby nie mogli uwierzyć, że to wszystko stało się naprawdę. Tylko moja szwagierka wpatrywała się ze wstydem w podłogę. Zafundowała nam koszmarne święta i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, jak bardzo się wygłupiła, zapraszając Andrzeja z dziećmi”.
/ 24.12.2023 14:30
niezadowolona kobieta fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Dla mnie święta Bożego Narodzenia to rodzinny czas. W naszym domu wciąż obowiązuje zwyczaj zostawiania pustego miejsca przy wigilijnym stole, ale mówiąc szczerze, to tylko tradycja i nic więcej.

Nie chcę spędzać świąt z obcymi i nie uważam, że czyni mnie to egoistką. Po prostu, w pamięci wolę zachować wspomnienia związane z najbliższymi mi osobami, a nie z tymi, których pierwszy raz widzę na oczy. Pierwszy i pewnie ostatni. Gdy usłyszałam, że szwagierka znowu zamierza sprowadzić na święta nowego faceta, byłam zniesmaczona. Kiedy dowiedziałam się, że przyprowadzi także dwójkę jego dzieci, niesmak przerodził się w złość. 

Nigdy za nią nie przepadałam 

Wiele osób żyje z teściami jak pies z kotem, ale ja nie zaliczam się do tego grona. Rodzice mojego męża jeszcze przed naszym ślubem właściwie zastąpili mi moich. Straciłam mamę i tatę, gdy byłam jeszcze na studiach. Dziadków nigdy nie miałam okazji poznać. Jestem jedynaczką, a z wujostwem... odkąd sięgam pamięcią nie było mi po drodze z ciotkami, wujami i kuzynami. U progu dorosłości zostałam sama, ale rodzice Marcina robili wszystko, by pomóc mi pogodzić się z moją osobistą stratą. Zawsze będę im wdzięczna za dobroć, którą mnie wówczas obdarzyli. Dla mnie to cudowni ludzie.

Nigdy natomiast nie potrafiłam się dogadać z Natalią, moją szwagierką. Uważam ją za bumelantkę, która żeruje na swoich rodzicach i bracie. Brzydzi się etatem i w wieku 28 lat wciąż wierzy, że zostanie wielką i cenioną malarką. Żaden ze mnie krytyk sztuki, ale jak dla mnie, to spod jej pędzla wychodzą same bohomazy. Chyba nie jestem zbyt pochopna w ocenie, bo jak dotąd jej prac nie wystawiła żadna galeria. Zresztą, jak może liczyć na wystawę, skoro nawet nikt z odwiedzających portal aukcyjny, na którym wystawia swoje obrazy i szkice, nie zainteresował się jej „sztuką”.

Żyje na koszt rodziców

Jest dorosłą kobietą, a rodzice muszą opłacać jej wynajmowane mieszkanie. Gdy przepuści wszystkie pieniądze, które zarobi dorywczo, nie waha prosić o pożyczkę, najczęściej bezzwrotną. Rodzice nie odmawiają jej wsparcia, podobnie jak Marcin, choć każdy wie, że nigdy nie doczeka się zwrotu. 

Mało tego, Natalia zmienia facetów jak rękawiczki i zawsze wybiera sobie największych nieudaczników. Cóż, przynajmniej do siebie pasują. Powiecie pewnie, że nic mi do tego. W końcu nie muszę spędzać czasu z jej gachami. Byłaby to prawda, gdyby nie przyprowadzała ich na święta. Mam w albumie masę świątecznych zdjęć, na których są zupełnie obcy faceci. Nawet nie pamiętam ich imion. Chciałabym kiedyś mieć dzieci i już teraz wyobrażam sobie, jak moja pociecha pyta mnie podczas przeglądania rodzinnych fotografii: „Mamusiu, a kim jest ten pan?”. Jak wytłumaczyć dziecku, że to tylko kolejny kochanek cioci, o którym zapomniała wkrótce po świętach? 

Liczyłam na rodzinne święta 

W naszej rodzinie organizacją świąt zajmujemy się naprzemiennie – w jednym roku spotykamy się u mnie i Marcina, w kolejnym u teściów. Tegoroczna wigilia należała do teściowej. Oczywiście nie pozwoliłam, żeby wzięła na swoje barki cały związany z tym ciężar. Pomagałam jej jak tylko mogłam, a ku mojemu zaskoczeniu, do pracy zabrała się nawet Natalia. „Na pewno coś się za tym kryje” – pomyślałam sobie. Miałam rację. 

– Mamo, w tym roku będzie nam potrzebny większy stół – oznajmiła podczas lepienia pierogów. 

– Jak to większy? A co jest nie tak z naszym? – zapytała zdziwiona Sabina, moja teściowa.

– Wszystko z nim OK. Chciałam po prostu przyprowadzić kogoś na wigilię.

– Kolejnego faceta? – wtrąciłam się do rozmowy.

– Lucynko, daj spokój – przywołała mnie do porządku teściowa. Może słusznie, bo nie powinnam im przerywać. W końcu w tym roku święta spędzam u teściów, więc to oni decydują. – Kim jest ten pan, córeczko? – zapytała Natalię. 

– Ma na imię Andrzej. Poznałam go miesiąc temu.

Ja się złościłam, teściowa przeciwnie

Czułam, że powinnam milczeć, ale po prostu nie potrafiłam .

– Znasz go od miesiąca i już mościsz mu miejsce przy wigilijnym stole? To musi być ktoś naprawdę wyjątkowy – stwierdziłam ironicznie.

– Dla twojej informacji, tak. Jest kimś wyjątkowym – odburknęła mi szwagierka.

– Ale po co większy stół? Przecież przy naszym zmieści się jeszcze jedna osoba.

– Tak, ale Andrzej przyprowadzi także dwójkę swoich dzieci.

Sabina uradowała się, jakby miały odwiedzić ją wnuki, których nie widziała całe lata. „Jurek, Jurek! Słyszałeś? Natalka przyprowadzi na święta narzeczonego z jego dziećmi! Trzeba nam kupić większy stół” – krzyczała zachwycona do swojego męża.

Poprosiłam teściową na słowo.

– Ty naprawdę się na to zgadzasz? – zapytałam.

– Lucynko, rozumiem twoje obawy, ale jeżeli to akurat ten, z którym Natalka założy rodzinę?

– Mamo, proszę cię. To samo mówiłaś rok temu i w każde poprzednie święta, gdy Natalia sprowadzała kolejnego faceta.

– Dajmy mu szansę. Czuję, że okaże się sympatycznym i wartościowym mężczyzną.

Mąż też był wyrozumiały

Mąż stwierdził, że przesadzam, ale ja wiedziałam, że to się źle skończy.
Gdy wróciłam do domu, Marcin od razu poznał, że jestem zdenerwowana.

– Czym Natalia wyprowadziła cię z równowagi tym razem? 

– Jak to? To jeszcze nie słyszałeś najnowszych wieści? – zapytałam zdziwiona.

– Nie. A co się stało?

– Wyobraź sobie, że twoja siostra ma nowego gacha i zaprosiła go na święta.

– Nic nowego.

– A jednak! Ten facet, chyba Andrzej, ma dwójkę dzieci i one też spędzą z nami święta. Jakby tego było mało, twoi rodzice są zachwyceni tym pomysłem. Jestem pewna, że mama już planuje sobie ich ślub.

– Skarbie, chyba przesadzasz. Skoro partner Natalii i jego dzieci nie mają gdzie spędzić wigilii, dlaczego mamy mieć coś przeciwko?  

– Bo to się źle skończy. Jej gachowie zawsze psują nam święta, ale mam przeczucie, że w tym roku ten dzień będzie istnym koszmarem.
Naprawdę nie potrafię tego wytłumaczyć, ale gdy tylko Natalia przekazała nam radosną nowinę, od razu poczułam, że wydarzy się coś złego. Dziwne, bo zwykle nie miewam żadnych przeczuć.

Ten facet był dziwny

Wigilijny wieczór rozpoczął się o 18, a raczej rozpocząłby się, gdybyśmy nie musieli czekać na Natalię, jak co roku. W końcu dzwonek do drzwi oznajmił, że przyszła. „Tylko pół godziny spóźnienia, to jeszcze nie rekord” – wyszeptałam do Marcina, a on lekko trącił mnie w bok łokciem, choć sam ledwo powstrzymywał śmiech. Wydaje mi się jednak, że bardziej niż moja ironia rozśmieszył go Andrzej.

Wybranek Natalii wyglądał jak motocyklista z amerykańskiego filmu. Potężnie zbudowany, ubrany w czarną skórę i z bandaną na głowie prezentował się, jakby dopiero zsiadł z motoru. Oczy zasłaniały mu ciemne okulary.

– Po co mu te szkiełka o tej porze dnia? – zapytałam Marcina i zaczęłam chichotać. 

– Skarbie, proszę cię, nie rozśmieszaj mnie.

– A to przypadkiem nie ty twierdziłeś, że twoja siostra musi się w końcu ustatkować?

Musiałam przerwać, bo jeszcze chwila, a nie mogłabym już powstrzymać śmiechu. Poza tym przeszła mi przez głowę myśl, że nie można oceniać kogoś po pozorach. Za chwilę jednak przekonałam się, że gdy okładka książki nie zachęca do sięgnięcia po nią, lepiej po prostu zostawić ją na półce. 

Nie miał w sobie kultury

Zanim zdążyliśmy przywitać gościa, do domu wpadły jego dzieci. Dosłownie, bo od razu wbiegły do salonu i zaczęły rozpakowywać prezenty. Nie tylko te, które były przeznaczone dla nich, ale wszystkie. „Te dzieciaki to żywe srebro” – usprawiedliwiała je Natalia. Andrzej przedstawił się i od razu udał się do stołu. Znowu zaczęłam szeptem wyrażać swoje uwagi.

– Ciekawe, czy twojej mamie podoba się, że nawet nie zdjął butów...

– Chyba nie, sądząc po jej minie.  

Teściowie stali w przedpokoju jak zamurowani. Z osłupienia wyrwał ich dopiero głos Andrzeja. 

– Ten barszczyk jest wyśmienity – krzyknął gość.

– Panie Andrzeju, cieszę się, że panu smakuje. My jednak mamy w zwyczaju przełamać się opłatkiem i zmówić modlitwę, zanim siądziemy do wieczerzy – zwróciła mu uwagę Sabina.

– Nie musicie się krępować, jesteście u siebie. Ale te bzdury nie są dla mnie – oznajmił. 

– Andrzejek nie wierzy w modlitwę – wtrąciła Natalia.

– A w co wierzy Andrzejek? – zapytałam ją nieco złośliwie, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Zamiast tego, Natalia spuściła wzrok, jakby dotarło do niej, że się wygłupiła, sprowadzając tu swojego faceta.

– Chyba nie ma już sensu odmawiać modlitwę. Po prostu siądźmy do stołu – zaproponował ojciec Marcina.

To była katastrofa

Nie mieliśmy okazji spróbować ani barszczu, ani pierogów. Któreś z dzieci gościa Natalii szarpnęło za obrus i wszystko wylądowało na podłodze. „Jakie to szczęście, że nie podałam od razu wszystkich potraw” – powiedziała Sabina, chyba bardziej do siebie niż do nas.
Po wieczerzy przyszedł czas na rozmowę. Żeby przełamać lody i ośmielić dotąd milczącego Andrzeja, Jerzy zapytał go, czym się zajmuje.

Tworzę dzieła, panie starszy, prawdziwe dzieła – odpowiedział pogardliwie i wyniośle.

– A w jakiej dziedzinie się specjalizujesz? – dopytał Marcin.

– Andrzejek jest pisarzem – odpowiedziała za niego Natalia.

– Miałam okazję przeczytać coś, co napisałeś? – zaciekawiłam się, choć widziałam, jaką odpowiedź uzyskam.

– Jeszcze nie. Od kilku lat pracuję nad debiutancką powieścią. To będzie coś niesamowitego. Kryminał osadzony w polskich realiach.

– Mróz wydaje przynajmniej trzy takie książki w ciągu roku – stwierdziłam zgodnie z prawdą.

– Proszę cię! Ja nie jestem maszynistą, ja jestem artystą. Muszę dopracować każdy szczegół, choćby miało mi to zająć całe życie. 

– A z czego zamierzasz żyć do czasu debiutu? – zapytałam i parsknęłam śmiechem.

– Lucyna! – skarciła mnie Natalia.

– No co? Jestem po prostu ciekawa.

To sprowokowało Andrzeja do wygłoszenia długiego i bezsensownego monologu. Mówił coś o cierpieniu literatów i braku zrozumienia, z którym spotykają się na każdym kroku. Mama Marcina najwyraźniej nie mogła tego słuchać, bo wyszła do kuchni po ciasto. Nagle usłyszeliśmy krzyk: „Co najlepszego narobiliście?!”. 

Pobiegłam za nią. Słodkie wypieki były wszędzie, na ścianie, podłodze i na dzieciach Andrzeja, tylko nie na paterach. Gdy spuściliśmy z oczu te małe potworki, one urządziły sobie wojnę na jedzenie. Tego było za wiele. Miałam wyrzucić ich z domu, ale zanim to zrobiłam, Andrzej uniósł się honorem.

„Chodźcie, dzieci. Nie jesteśmy tu mile widziani” – stwierdził gość Natalii i wyszedł bez pożegnania.

Wszyscy spoglądali na siebie, jakby nie mogli uwierzyć, że to stało się naprawdę. Tylko moja szwagierka wpatrywała się ze wstydem w podłogę. Zafundowała nam koszmarne święta i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, jak bardzo się wygłupiła, zapraszając Andrzeja z dziećmi. Gdy teściowa przyznała, że mogła mnie posłuchać, powinnam poczuć satysfakcję. Nie poczułam. Zamiast tego, było mi przykro, że zachowamy w pamięci takie wspomnienia.     

Czytaj także: „Na Wigilię zaprosiłem bezdomną, tułającą się po osiedlu. Dzieci pukały się w głowę, mówiąc, że nie starczy jedzenia”
 „Święta są dla mnie ciężarem. Tęsknię za rodzicami, nic nie ma sensu. Łzy kapią mi nad makowcem, ale ocieram je ścierką”
„Przed świętami muszę zawsze brać tydzień wolnego i stać przy garach. Teściowa tylko wchodzi na gotowe i ocenia”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA