„Przed świętami muszę zawsze brać tydzień wolnego i stać przy garach. Teściowa tylko wchodzi na gotowe i ocenia”

Zmęczona kobieta w kuchni fot. iStock by GettyImages, YakobchukOlena
„Do świąt było jeszcze kilka dni, ale ja musiałam już nimi żyć. Gotować, sprzątać, dbać, by ze wszystkim zdążyć. Bo potem teściowa przyszłaby do nas i kręciła nosem, że jak zwykle z niczym się nie potrafię wyrobić. A ona? Nawet ciasta nie przywiezie. Nie łudziłam się, że tym razem będzie inaczej”.
/ 18.12.2023 22:00
Zmęczona kobieta w kuchni fot. iStock by GettyImages, YakobchukOlena

Kiedy w telewizji zaczynali puszczać te wszystkie reklamy związane z Bożym Narodzeniem, mnie robiło się niedobrze. Inni się cieszyli, czekali na rodzinnie spędzony czas i prezenty, a ja… ja przeżywałam horror. Bo znowu czekało mnie to, co zawsze. Latanie, załatwianie, gotowanie, sprzątanie. I naprawdę, nie byłoby w tym nic złego, bo nie ja jedna przygotowywałam się do świąt. Sęk w tym, że musiałam ogarniać wszystko sama.

Do Czarka, mojego męża, nie miałam pretensji. Pracował po wiele godzin, wracał do domu zmęczony, zwłaszcza że ostatnio zwalił się na niego jakiś bardzo ważny projekt, więc trudno, żeby jeszcze w tym wszystkim miał czas i ochotę myśleć o porządkach.

Nasze dzieci, jedenastoletnia Ania i dziewięcioletni Szymek, miały swoje sprawy. Zresztą, zawsze starały się pomagać, chociaż tego ostatniego dnia, przed wieczerzą wigilijną. Z kolei moja siostra, Luiza, zawsze wyjeżdżała gdzieś z mężem. Nie wiedziałam, jakie plany będą mieć tego roku, ale nie spodziewałam się innych niż zwykle.

Jak co roku, harowałam jak wół

Największy żal miałam jednak do teściowej. Rodzice moi i Luizy nie żyli – zginęli w wypadku, gdy miałam 20 lat. Teściowa właściwie też była sama, bo jej mąż zmarł kilka lat temu przez zaniedbane zapalenia płuc. I ona, zamiast zdecydować się wraz ze mną przygotować cokolwiek, tak, żebyśmy mogły pogadać, powspierać siebie nawzajem, wolała siedzieć w domu. No i przyjechać do nas w Wigilię, dokładnie na umówioną godzinę wieczerzy.

Nie wierzyłam w cuda, więc odpowiednio wcześnie zarezerwowałam sobie tydzień przed Gwiazdką na urlop. Znajomi z pracy, w tym też przełożony, byli przekonani, że gdzieś się z Czarkiem i dzieciakami wybieramy. No cóż, nie miałam zamiaru wyprowadzać ich z błędu.

Do świąt było jeszcze kilka dni, ale ja musiałam już nimi żyć. Gotować, sprzątać, dbać, by ze wszystkim zdążyć. Bo potem teściowa przyszłaby do nas i kręciła nosem, że jak zwykle z niczym się nie potrafię wyrobić. A ona? Nawet ciasta nie przywiezie. Nie łudziłam się, że tym razem będzie inaczej ‒ w końcu trochę ją już znałam.

Wzięłam się więc od razu do pracy, uznając, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę. Wieczorami trochę pomagała mi Ania, która chciała się bardzo nauczyć robienia świątecznych ozdób i łakoci, z kolei Szymek obiecał ubrać choinkę. Cieszyłam się, że chociaż dzieci próbują uczestniczyć w tych przedświątecznych przygotowaniach.

Pożaliłam się siostrze

Na trzy dni przed Gwiazdką zadzwoniła do mnie Luiza. Byłam przekonana, że zamierza pochwalić się, gdzie tym razem wybywają z Arturem.

– No jak tam, siostra? – rzuciła z entuzjazmem. – Gotowa na święta?

– A, daj spokój – rzuciłam z goryczą. – Nie wiem zupełnie, w co ręce włożyć.

– No ale to jeszcze trzy dni przecież… – zauważyła.

Przewróciłam oczami. Wiedziałam, że nie ma jej co tego tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie.

– Tak, nieważne – mruknęłam. – A jak tam u was? Gdzie się wybieracie tym razem?

– A nigdzie nie jedziemy – stwierdziła, czym jednocześnie mocno mnie zaskoczyła. – Jakoś się w tym roku nie złożyło, nie było żadnych fajnych ofert, a Artur ostatnio trochę zabiegany. – Urwała na moment. – No i tak sobie pomyślałam… że może spędzilibyśmy te święta razem z wami?

W tym momencie zrobiło mi się słabo. Nie, żebym miała coś przeciwko Luizie i jej Arturowi, ale… od razu zaczęłam to przeliczać na kolejne porcje jedzenia, kolejne komplety pościeli, analizować podział naszych miejsc do spania, żeby teściowa nie narzekała, że znowu zajmuje najmniejszy i najzimniejszy pokój… No a tam przecież siostra z mężem by się nie zmieścili.

– Jasne, wpadajcie – mruknęłam, w myślach przeklinając swój brak asertywności. – Myślę, że wyrobię się z wieczerzą na osiemnastą.

Siostra wydawała się uradowana. Ja natomiast przez krótką chwilę miałam ochotę iść do łóżka, zakopać się pod kołdrę i nie wychodzić stamtąd aż do wigilijnego wieczoru.

Nie sądziłam, że wybawi mnie z kłopotu

W Wigilię wstałam o szóstej rano, żeby mieć pewność, że ze wszystkim zdążę. Wiedziałam, że muszę być cicho, bo Czarek, który wziął sobie na dzisiaj urlop i dzieci jeszcze śpią. W sumie to cieszyłam się, że nie kręcą się po domu i nie przeszkadzają. Jeszcze tego tylko brakowało do pełni szczęścia.
Zdziwiłam się, gdy tuż po siódmej zadźwięczał dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a na progu zobaczyłam Luizę z mężem.

– Nie za wcześnie? – spytała szeptem siostra. – Nie wiedziałam, czy was nie obudzimy…

Wpuściłam ich do środka, przyglądając im się w zdumieniu.

– Ja już nie śpię, ale… co wy tu robicie? – rzuciłam. – Przecież wieczerza dopiero pod wieczór

– No a co, tak na gotowe mieliśmy przyjść? – obruszyła się Luiza. – Pomożemy trochę, nie, Artur?

– Pewnie – zawtórował jej mąż. Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach ściska dwie wielkie torby. – Mamy też sernik, pierogi, jeszcze nieugotowane, ciasteczka i taką sałatkę, co wam tak bardzo smakowała.

Nie wierzyłam. Naprawdę przywieźli ze sobą jakieś jedzenie!

Zaprosiłam ich do kuchni i wspólnie zabraliśmy się do przygotowań. Kiedy Czarek się zbudził, zrobiło mu się chyba jakoś głupio, bo pół godziny później też zameldował się przy blacie, żeby kroić warzywa na zupę. Szło nam wszystkim tak sprawnie, że o piętnastej musiałam zadzwonić do teściowej i powiedzieć, żeby przyjechała szybciej.

Kiedy się zjawiła, od razu zaczęła wszystko krytykować.

– A przepraszam, pani to co zrobiła? – rzuciła z przekąsem Luiza.

– No wiesz – obruszyła się natychmiast teściowa. Popatrzyła na Czarka, szukając u niego poparcia, ale ten przezornie gapił się w sufit. – Ja siedzę sama, mam tyle obowiązków…

– A Marysia musiała wziąć wolne, żeby w ogóle się z tym wszystkim wyrobić – przerwała jej moja siostra.

Teściowa wytrzeszczyła oczy.

– Wzięłaś… wolne w pracy, żeby to wszystko przygotować? – nie dowierzała.

– E tam… – mruknęłam. Czułam się trochę zmieszana, kiedy Luiza tak to wszystko wyciągała. – Czego to się nie robi dla rodziny…

– Co roku skraca sobie życie, zaharowując się, żeby reszta rodziny miała się czym nażreć – skwitowała moja siostra z tą swoją brutalną szczerością.

Do teściowej coś chyba w końcu dotarło

Te święta wyjątkowo były trochę inne niż wcześniejsze. Zupełnie niespodziewanie teściowa przestała krytykować wszystko, co przygotowałam, a parę dań nawet pochwaliła. Co więcej, sama atmosfera wydawała się jakaś przyjemniejsza i mniej sztuczna. Możliwe, że napięcie rozładowywała Luiza, a i Czarek pierwszy raz miał z kim po męsku pogadać, bo miał obok Artura. Siostra zapowiedziała zresztą, że w kolejne święta też wpadają do mnie.

Najbardziej zdziwiło mnie jednak zapewnienie teściowej. Już po świętach podeszła do mnie w kuchni i stwierdziła, że w kolejnym roku koniecznie musimy się umówić i podzielić obowiązkami. Nie chciała podobno, żebym więcej rezygnowała z pracy.

Myślę, że mogłabym polubić Boże Narodzenie. Zwłaszcza że to wcale nie było tak przykre i przygnębiające, jak wszystkie poprzednie.

Czytaj także:
„Miałam 100 zł w portfelu, adres ciotki i ważny paszport. Wolałam żebrać na ulicy niż żyć z damskim bokserem”
„Kocham żonę, ale w kuchni ma dwie lewe ręce. Po kryjomu jeżdżę dokarmiać się u mamy”
„W stolicy miałam znaleźć bogatego męża. Pech chciał, że zakochałam się w zwykłym parobku bez szkoły i zaszłam w ciążę”

Redakcja poleca

REKLAMA