„Szwagierka szarogęsiła się w moim domu. Niby pomagała, ale czuła się uprawniona do wchodzenia z butami w nasze życie”

Mąż nie uznawał żony za część rodziny fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„– Pomaga, pomaga, tylko że strasznie władcza się zrobiła – skrzywiła się Elżbieta. – Nie przeczę, z wiekiem jej się nasiliło. Siostra po naszym ojcu to ma, do rządzenia się lubi brać, ale dobra z niej kobieta, więc można jej wybaczyć. – O! Słyszała pani? Ciągle tak mówi, tłumaczy ją, ja już nic we własnym domu nie mam do powiedzenia”.
/ 09.11.2022 14:30
Mąż nie uznawał żony za część rodziny fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

– Właściwie to Janka wpadła na pomysł, żebyśmy tu przyszli. Dotąd wierciła mi dziurę w brzuchu, aż się zgodziłem. Powiedziała, żeby oddać nasze rodzinne sprawy w ręce kogoś, kto to wszystko zrozumie, bo ona już dawno zrezygnowała… Nie dziwię się, bo to nie do pojęcia jest.

Marek mówił, z mozołem dobierając słowa. Niezbyt dobrze się czuł w moim gabinecie, siedział na kozetce, jakby skórzane pokrycie było rozgrzane do czerwoności. Jego żona Elżbieta nie miała podobnych problemów, rozgościła się wygodnie i z ufnością zostawiła mężowi trud rozmowy na niewygodne tematy.

Dotąd jeszcze ani razu się nie odezwała

– Powiedziałem Jance, że to głupi pomysł chodzić po psychologach, a ona na to, żebym wymyślił inny, jak taki mądry jestem. Wyczytała w internecie, że pani rozwiązuje kłopoty małżeńskie i strasznie się napaliła, żebyśmy poszli na terapię par. Nie mogłem się od niej opędzić, więc dla świętego spokoju umówiłem wizytę. No i jesteśmy.

Kiwnęłam głową i zadałam pytanie, które od kilku minut mnie nurtowało.

– Kim jest Janka?

– Nie mówiłem? – zdziwił się Marek. – Janka jest moją siostrą, mieszkamy obok siebie, pobudowaliśmy domy na gruncie podarowanym przez ojca. To najlepszy układ z możliwych, żyjemy rodzinnie, bez swad i sporów, pomagamy sobie. Tyle lat było dobrze, ale teraz coś się popsuło. Janka ma do mnie pretensje, Ela się złości o każdy drobiazg, nie mogę już z nimi wytrzymać. Uciekłbym, gdybym miał dokąd.

Miałam nieodparte wrażenie, że siedzący przede mną mężczyzna żyje w związku z dwiema kobietami i nie widzi w tym nic złego, chociaż jedna z nich jest jego rodzoną siostrą. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić widziadło, ale nie stałam się od tego ani odrobinę mądrzejsza.

Co ma do waszego małżeństwa Janka i dlaczego się złości? – spytałam bezradnie.

Marek ożywił się jak uczeń, który trafił na pytanie ze znanego mu materiału.

– Na przykład wczoraj. Janka wpadła zostawić zakupy, robiła dla siebie, to i o nas nie zapomniała, jak zwykle. Do sklepu mamy kawałek, trzeba jechać samochodem, a moja Ela nie ma prawa jazdy, więc to zawsze kłopot. Wyłożyła siostra na stół, co tam kupiła, i zaczęła do szafek chować, żeby na wierzchu nie leżało. Na to akurat wróciła z podwórka Ela i zrobiła jej awanturę, że się szarogęsi. Nie dosyć, że kupiła produkty po swoim uważaniu, to jeszcze wszystko w kuchni przestawia. O co chodzi, pytam? Zawsze tak robiła i dobrze było, Ela była zadowolona, że ma pomocną szwagierkę i jeszcze jej dziękowała. Dziewczyny się przyjaźniły, Janka doradzała mojej we wszystkim, hołubiła ją jak rodzoną siostrę. Ela jest wątłego zdrowia, ciągle niedomaga, dobrze, że miała przy sobie Jankę, nie poradziłaby sobie sama z domowym gospodarstwem, ogrodem i wychowaniem dzieci. Dwoje ich mamy, teraz już dorosłe, ale przecież wymagały starania, prawda?

Z jego opowiadania wyłaniał się obraz małżeństwa opartego na sprawdzonym, tradycyjnym podziale ról. Mąż pracował, żona zajmowała się domem i dziećmi, korzystając z pomocy innych kobiet z rodziny.

Ten układ miał swoje zalety

Ale funkcjonował dobrze tylko, dopóki nie zabrakło jednego z małżonków. Znałam niejedną kobietę, która poświęciła się rodzinie, a po rozwodzie została bez środków do życia. Spojrzałam na Elżbietę, nie wyglądała na zmartwioną swoją sytuacją. Siedziała wygodnie, wyręczając się mężem, odniosłam wrażenie, że ma w tym dużą wprawę. Z nich dwojga tylko Marek wydawał się przejęty sytuacją, która skłoniła ich do wizyty w moim gabinecie. Zaraz, jaką sytuacją? Do tej pory nie dowiedziałam się, z czym małżonkowie do mnie przyszli, bo przecież kłótnie między Elżbietą i Janką nie mogły być wystarczającym powodem. Spytałam o to Marka.

– Pojęcia nie mam – rozłożył bezradnie ręce. – Za cholerę nie wiem, o co babom chodzi, ale za te pieniądze, co płacę za terapię, spodziewam się tego dowiedzieć, bo dłużej już nie wytrzymam.

Taka determinacja biła z jego twarzy, że zrezygnowałam z wyjaśniania, że nie jestem jasnowidzem i sama wszystkiego się nie domyślę. Różne pary siedziały już na mojej kozetce, wcześniej czy później zawsze potrafiłam odkryć, jaki problem je dręczy. Ale nie tym razem… Spojrzałam na zegar. Minęło prawie pół godziny, a ja wciąż byłam w lesie. Zaczynałam żałować, że nie przyszła z małżonkami tak często wspominana Janka, z nią na pewno łatwiej byłoby mi się dogadać.

– Albo jak Janka porządki w ogrodzie zrobiła, polikwidowała ozdobne badyle, grządki przyzwoite wytyczyła pod warzywa, to Ela o mało mnie nie zamordowała – nie rezygnował ze skarg Marek. – A co ja mam do ogrodu? To kobieca sprawa, mnie chabazie nie interesują.

Spojrzałam z niedowierzaniem na drobną, siedzącą jak trusia żonę Marka, zauważyła, że się jej przyglądam, i posłała mi miły uśmiech. Mimo dojrzałego wieku wciąż robiła wrażenie eterycznej, delikatnej istoty, trochę niezaradnej, budzącej w co bardziej energicznych osobach instynkty opiekuńcze. Na pewno nie była zdolna do urządzania scen i mordowania męża. Miałam ochotę nie uwierzyć w opowieści Marka, ale przecież Elżbieta też ich słuchała i nie protestowała.

Coś tu się nie zgadzało

– O co właściwie chodzi?

Zwróciłam się wprost do niej. Poruszyła się niespokojnie, gotowa udać, że nie zauważyła mojego wymownego spojrzenia. Nadal nic nie mówiła, czekała, aż się znudzę lub mąż ją zastąpi. Marek coś zaczął mówić, ale obie nie zwracałyśmy na niego uwagi, zajęte trwającym między nami pojedynkiem na spojrzenia. Takiej pacjentki jeszcze nie miałam! Poddała się pierwsza, spuściła wzrok i spojrzała błagalnie na męża. Marek rozpoczął kolejną zawiłą opowieść, w której często przewijało się imię Janki, ale mu przerwałam.

– To jest terapia par, mąż już się wypowiedział, teraz chciałabym usłyszeć, co pani sądzi na ten temat – powiedziałam nieustępliwie do Elżbiety, gotowa zmusić oporną pacjentkę do mówienia.

– Nie umiem tak dobrze wszystkiego wyłuszczyć jak Marek, on pani wszystko najlepiej opowie.

– Nie!

Niepotrzebnie podniosłam głos, w tej kobiecie było coś takiego, co mnie irytowało. Puszczały mi nerwy, terapeuta nie powinien się tak zachowywać. Może pora pomyśleć o emeryturze? Zebrałam się w sobie i wyjaśniłam Elżbiecie łagodnie, dlaczego jej opinia na temat pożycia z mężem jest dla mnie ważna. Poprosiłam, by podzieliła się przemyśleniami, czego jej brakuje, co chciałaby zmienić.

– Chyba nic – otworzyła szeroko oczy. – Dobrze nam się z Markiem układa.

Zgrzytnęłam w myślach zębami i spytałam prosto z mostu:

– Po co więc przyszliście na terapię par?

Bo Janka… moja szwagierka…

Wyraźnie poczułam, że skoczyło mi ciśnienie, w głowie zrobiło się tak ciasno, jakby miała mi eksplodować. Znów nawiedziła mnie myśl o zasłużonym odpoczynku.

– Ona we wszystko się wtrąca, mówi, co mam robić, traktuje mój dom jak własny, a na to żadna kobieta nie może pozwolić – wyjaśniła miłosiernie Elżbieta. – Marek jej na wszystko pozwala, jest bardzo związany z siostrą i jej ciągła obecność jemu nie przeszkadza tak jak mnie.

Marek sapnął zniecierpliwiony, ale uciszyłam go gestem. Zaczynałam rozumieć, w czym rzecz, pierwsze wrażenie mnie nie omyliło, to był związek trojga ludzi.

Pani szwagierka nie założyła rodziny…

Miałam na myśli znany stereotyp. Według niego niezamężna siostra traktuje rodzinę brata jak własną.

– Ma męża i dwoje dzieci. Dorosłych – Ela spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

Zgrabna teoria poszła precz, znów przestałam cokolwiek rozumieć.

– Mimo posiadania własnego domu wciąż przesiaduje u was? Zajmuje się zakupami dla was i waszym i ogrodem? – spytałam z niedowierzaniem.

Janka musiała mieć niespożyte siły, żeby ogarnąć dwa domy wraz z warzywnikami!

– Ktoś musi – odezwał się z niespodziewanym przekąsem Marek. – Jak mówiłem, żona nie ma prawa jazdy, więc nie może pojechać po zakupy, a gdyby przekopała ogród, tydzień z łóżka by nie wstała. Na szczęście Janka nam pomaga – dodał, zerkając niechętnie na żonę..

– Pomaga, pomaga, tylko że strasznie władcza się zrobiła – skrzywiła się Elżbieta.

Marek kiwnął głową i uśmiechnął się wyrozumiale.

Nie przeczę, z wiekiem jej się nasiliło. Siostra po naszym ojcu to ma, do rządzenia się lubi brać, ale dobra z niej kobieta, więc można jej wybaczyć.

– O! Słyszała pani? – Elżbieta nareszcie się ożywiła. – Ciągle tak mówi, tłumaczy ją, cokolwiek by zrobiła, ja już nic we własnym domu nie mam do powiedzenia.

Głos Elżbiety podejrzanie zadrżał, nie dziwiłam się jej zdenerwowaniu. Wszechwładna szwagierka z powodzeniem zastępowała wtrącającą się do wszystkiego natrętną teściową, która nie przyjmuje do wiadomości, że jej rola w życiu dorosłego syna powinna być całkiem inna.

Obie kobiety mieszkały obok siebie

Janka miała łatwy dostęp do domu brata, który nie widział nic złego w jej ingerencji w domowe gospodarstwo. Był nawet z tego zadowolony, bo Janka zdejmowała mu z barków troskę o rodzinę. Ożenił się z kobietą delikatnego zdrowia, uroczą, lecz niezaradną, która nie radziła sobie z obowiązkami. Ktoś musiał ją zastąpić i zrobiła to Janka, co na dłuższą metę okazało się dla małżeństwa niezdrowe. Elżbiecie przeszkadzało, że szwagierka organizuje jej życie, czemu dawała wyraz w burzliwych rozmowach z mężem. Tylko że on niczego nie rozumiał, uważał, że wszystko jest w porządku, poza tym, że obie kobiety jego życia pokłóciły się, a on nie wiedział, o co. Czuł, że wojna między nimi odbija się na małżeństwie z Elżbietą, więc popychany przez Jankę zdecydował się szukać pomocy. Znowu wyskoczyła mi Janka jak ten diabeł z pudełka – koniecznie musiałam rozplątać ten galimatias.

Elżbieta wystarczająco długo tkwiła w układzie, który się jej nie podobał, z czasem oswoiła go na tyle, by móc tolerować rządzącą się w domu szwagierkę, ale chyba właśnie jej cierpliwość się skończyła i była gotowa obyć się bez czyjegokolwiek wsparcia. W każdym razie tak myślałam, wnioski nasuwały się same.

Prosiła pani szwagierkę, by ograniczyła pomoc dla was? – spytałam Elżbietę.

Wzruszyła bezradnie ramionami.

– U nas takie sprawy załatwia mąż – powiedziała cicho.

O mało nią nie potrząsnęłam. Zakupy robiła jej Janka, zajmowała się także pracą w ogrodzie, wcześniej słyszałam, że pomagała przy dzieciach i Bóg wie przy czym jeszcze. Zaś niewygodne rozmowy przeprowadzał maż. Miałam ochotę zapytać Elżbietę, czym wobec tego ona się zajmuje? Nagle przyszło mi do głowy coś jeszcze. Małżonkowie byli w dojrzałym wieku, a to znaczyło, że Elżbieta znosiła wszechwładną szwagierkę ponad dwadzieścia lat. Dlaczego dopiero teraz się zbuntowała? Żadne z nich nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie, więc dałam spokój.

Były ważniejsze sprawy do załatwienia

Doradziłam im, żeby spokojnie omówili wszystko z Janką, dziękując jej za wieloletni wysiłek, a przede wszystkim, by przestali się wyręczać tą kobietą.

– To będzie trudna rozmowa – uprzedziłam – ale musicie ją przeprowadzić. Najlepiej oboje. Dla pańskiej siostry to może być szok, tyle lat miała na głowie dwa domy, trudno będzie jej się odzwyczaić. Ale mam nadzieję, że zrozumie, jakie to ważne, i pogodzi się z nową sytuacją.

Marek mi przytaknął. Wyglądał na zafrasowanego, nie zazdrościłam mu misji, bo o ile zdążyłam poznać Elżbietę, nieprzyjemna rozmowa z siostrą spadnie wyłącznie na niego. Następną sesję zaczęłam od pytania, jak powiodły się ustalenia z Janką.

– Na szczęście wszystko już za mną, drugi raz bym tego nie przeżył – westchnął Marek. – Siostra okrutnie się spłakała, mnie też było przykro i głupio, że muszę z nią postąpić jak jaki niewdzięcznik. Bo to konieczność była, prawda?

Potwierdziłam, więc trochę się uspokoił.

– Zawsze to nieprzyjemnie, wyszło tak, jakbyśmy się nią wysługiwali, dopóki córka nie zaczęła pomagać Eli. Janka poświęciła nam wiele serca, nie szczędziła rąk, w naszym warzywniku pracowała jak we własnym. Dzieciaki do szkoły odwoziła i przywoziła, razem ze swoimi co prawda, ale nie zawsze jej po drodze było.

Potarł czoło, jakby chciał zetrzeć nieprzyjemne myśli.

Teraz Janka ze mną nie rozmawia, ale przejdzie jej, bo to dobra kobieta. Najważniejsze, że w domu będzie spokój. Jakoś wszystko się ułoży.

– Kto teraz będzie jeździł do sklepu? – spytałam zaciekawiona.

– Agnieszka, nasza córka. Mieszka w sąsiednim miasteczku, to skoczy po zakupy, niewiele drogi nadłoży – odparł z prostotą Marek. – Przy okazji nas odwiedzi, wnuka przywiezie, o rodzinne więzy trzeba dbać.

Powoli docierało do mnie, jak bardzo pozwoliłam się oszukać. Zrozumiałam, dlaczego dopiero teraz szwagierka zaczęła przeszkadzać Elżbiecie. Dzieci już dorosły i mogły z powodzeniem przejąć zadania Janki, nie było powodu, by dłużej znosić obecność nielubianej kobiety. Elżbieta jak zwykle milczała. Spojrzałam na nią z mimowolnym podziwem. Rękami męża i częściowo moimi pozbyła się szwagierki, zatrudniając na jej miejsce córkę, mimo że dziewczyna miała małe dziecko. Byłam ciekawa, jakie zadania przydzieli synowi, bo że tak będzie, nie miałam wątpliwości. Elżbieta należała do cichych, nienarzucających swojego zdania kobiet, które zawsze dostają wszystko, czego zapragną.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA