Rodzice, przyzwyczajeni do tego, że Jacek sam sobie radzi, nie proponowali mu pomocy. Nie umiał się więc o nią zwrócić, nawet kiedy wpadał w chwilowe kłopoty i naprawdę potrzebował wsparcia.
Zawsze uważał, ze rodziców nie należy obciążać, bo „sami mają swoje wydatki”. Nie burzył się jednak gdy mama i tata przeznaczali swoje wcale nieduże pensje na zachcianki Kaśki. Kaśce wymarzyła się stancja w centrum Lublina – rodzice płacili. Nieważne, że Jacek w jej wieku utrzymywał się już sam. Kaśka chciała pojechać z koleżankami na letni festiwal – rodzice płacili. Upierali się przy tym, że wolą jej sfinansować wyjazd niż wysyłać ją do jakiejś ciężkiej, wręcz katorżniczej (w ich mniemaniu) pracy w gastronomii.
– Jeszcze sobie coś nadwyręży albo kręgosłup uszkodzi. To taka drobna, delikatna dziewczyna – wzdychała teściowa.
Szwagierka bez skrupułów korzystała z hojności rodziców. Ba, było jej tak wygodnie, że w ogóle nie rozważała podejmowania pracy, aż nie skończy studiów. A studiowała filozofię, więc na pracę miała dość dużo czasu...
Mąż długo nie widział tego, co ja
Albo było mu wygodniej udawać, że nie widzi. Może w ten sposób unikał poczucia niesprawiedliwości, które na pewno towarzyszyłoby mnie, gdybym miała taką siostrę i takich rodziców. A może tak długo wmawiano mu, że Kasia jest taka słaba, biedna i malutka, że faktycznie uwierzył w to, że jest zupełnie niezaradna?
Dla mnie było jasne, że szwagierka jest zwyczajnie leniwa i rozpuszczona. Kilka razy nawet ścięliśmy się na tym polu. Jacek miał taką cechę (bo właściwie nie wiem, czy to wada, czy zaleta), że nie dawał powiedzieć złego słowa na swoją rodzinę. Z początku ceniłam w nim to: świadczyło to przecież o jego lojalności. Później jednak zaczęłam zauważać, że bywa bezkrytyczny wobec swojej rodziny nawet w momentach, kiedy zasłużą sobie na krytykę.
W pewnym momencie teściowie zaczęli chorować. Dla mnie było oczywiste, że to Kaśka ma więcej czasu na wspieranie ich. Mieszkała bliżej, miała znacznie więcej czasu, bo przecież nie pracowała. Jacek miał poważną pracę, mnie, a w tamtym momencie także naszą córeczkę w drodze. Oczywiście wyszło zupełnie inaczej. To Jacek praktycznie co weekend pokonywał kilkaset kilometrów, żeby zajrzeć do rodziców, bo Kasi nie chciało się wsiąść po piątkowej imprezie w pociąg i poświęcić czterdziestu minut na drogę do domu. W końcu wybuchłam.
– Jacek, jak twoi rodzice mają ochotę, to sobie mogą niańczyć dorosłą babę do końca życia! Ty masz żonę, rodzinę, obowiązki!
– Ale rodzice przecież też są moim obowiązkiem... – próbował się bronić mąż.
– Który powinieneś dzielić z siostrą! Czy wy nie widzicie, jak ona was wszystkich robi w konia?! Cały czas jej wszyscy bronicie, ale dosyć tego! Jestem w ciąży, noszę twoje dziecko, nie obchodzi cię to?! Co jeśli pewnego weekendu gorzej się poczuję, co jeśli będę potrzebowała pojechać do szpitala? Gdybyś był jedynakiem, zrozumiałabym to, ale nie jesteś! – krzyczałam.
Jacek po raz pierwszy się na mnie nie obraził
Może w głębi duszy wiedział, że mam rację.
– Kochanie, co jeśli rodzicom się nie polepszy? Za chwilę będziemy mieli dziecko. Ja sobie nie poradzę sama w każdy weekend, co tydzień, tylko dlatego, że twojej siostrze nie chce się odwiedzić rodziców, o ile nie ma do nich jakiejś sprawy... – powiedziałam już łagodniej.
– Ale... – mąż niemrawo próbował bronić siostry.
– Nie. Przecież doskonale wiesz, że ona nie ma żadnych obowiązków. Przecież nie pracuje. Ma dosłownie trzy dni zajęć w tygodniu. Proszę cię, spójrz na to trzeźwo – prosiłam.
Jacek głęboko westchnął.
– Może masz rację... Może powinienem z nią porozmawiać.
W tamtym momencie cieszyłam się pierwszym odniesionym sukcesem na polu krnąbrnej szwagierki, ale niestety, tak, jak się obawiałam, rozmowy z Kaśką nie przyniosły żadnych rezultatów. Siostra męża kompletnie nie widziała problemu. Odpysknęła mu tylko, że jest za młoda, żeby brać na siebie takie obowiązki i że przeżywa obecnie najlepszy okres w swoim życiu.
– Kasia, ale chodzi o rodziców. Przecież mamy ich jednych. Zawsze przy tobie byli, gdy ich potrzebowałaś, finansowali ci wszystko, co chciałaś, dbali o ciebie... Naprawdę nie czujesz potrzeby, żeby im się odwdzięczyć? Przecież teraz to oni potrzebują pomocy – tłumaczył jej cierpliwie mój mąż.
Nic. Jak grochem o ścianę
Na nasze głowy wkrótce spadły jednak zupełnie inne problemy. Teściowie zmarli. Najpierw teściowa, a potem teść, dosłownie dwa miesiące później. Wiedziałam, że Jacek bardzo przeżywa śmierć rodziców, ale nie dawał tego po sobie poznać. Byłam wtedy w siódmym miesiącu ciąży. Przechodziliśmy ciężki czas, ale perspektywa narodzin dziecka skutecznie odciągała nas od przykrych myśli i pozwalała skupić się na organizacji przestrzeni i życia na najbliższe miesiące.
Chociaż zawsze powodziło nam się dobrze, tym razem musieliśmy nieco ograniczyć przyjemności przez piętrzące się wydatki. Wózek, remont domu, wyposażenie pokoju, akcesoria dla dziecka... To wszystko kosztowało krocie!
Perspektywa spadku po rodzicach Jacka spadła nam wtedy z nieba. Oczywiście poradzilibyśmy sobie jakoś i bez tych pieniędzy, ale, szczerze mówiąc, uważałam, że mężowi należy się po rodzicach chociaż to.
Nigdy, odkąd stał się dorosły, nie korzystał z ich pomocy. Ba, sam pomagał im, jak tylko mógł, zarówno finansowo, jak i na inne sposoby. Oczywiście mężowi należała się połowa mieszkania i oszczędnościi, które zgromadzili teściowie – druga połowa należała do Kaśki. Niestety, nie przypuszczałam, że szwagierka okaże się być jeszcze bardziej zachłanna niż zwykle.
Uważała, że należy jej się cały spadek
Gdy Jacek zaprosił do nas siostrę, żeby obgadać sprawę sprzedaży mieszkania i podzielenia pamiątek, Kaśka była wyraźnie poirytowana.
– Brat, no słuchaj, nie sądzisz, że rodzice oddaliby mnie mieszkanie? – zapytała bezczelnie.
– A dlaczego tobie? – wtrąciłam się szybko.
– No bo przecież wy już macie dom, a ja ciągle mieszkam na stancji. Przydałoby mi się mieszkanie. Sprzedam je sobie i kupię coś małego w mieście.
– No tak, właściwie tak... – zaczął mruczeć nieśmiało mąż.
– Chwila moment! – zainterweniowałam. – Spadek należy wam się po równo. Tak zapisali rodzice. Gdyby chcieli, żebyś dostała całe mieszkanie, to by to uwzględnili w testamencie, albo przepisali je na ciebie wcześniej. Więc widocznie nie chcieli.
– Ty mi będziesz mówić, czego chcieli moi rodzice? – zaatakowała mnie Kaśka.
Po raz pierwszy wywiązała się między nami tak nieprzyjemna rozmowa, ale w tej sprawie postanowiłam, że nie odpuszczę.
– Wyjaśnij mi: rodziców mieliście wspólnych, więc dlaczego tobie ma się należeć więcej? – zapytałam poirytowana.
– Bo wy i tak macie kupę kasy! Dobrze zarabiacie, macie dom! Ja nie mam nic! – wyrzuciła nam.
– Hm, może dlatego, że pracujemy? Nie pomyślałaś o tym? Z nieba nam nie spadło – odparowałam.
– Jacek, twoja żona ewidentnie ma mnie za jakąś wyłudzaczkę. Nie zamierzasz się za mną wstawić? – przyparła brata do muru Kaśka.
Przeczuwałam, że mąż nie będzie w stanie jawnie i prosto w twarz postawić się siostrze, ale... zaskoczył mnie!
– Kasia, dosyć, naprawdę. Rodzice ufundowali ci znacznie więcej niż mnie. Ciężko pracuję odkąd tylko dostałem się na studia, a ty tylko lawirujesz, prześlizgujesz się przez egzaminy i imprezujesz... Dostaniesz swoją połowę, ale nic poza tym. To i tak bardzo dużo pieniędzy, jak na tak młodą osobę. Ja w twoim wieku tyle nie miałem i proszę, nie wiedzie mi się źle – chociaż mąż silił się na twardy ton, widziałam, że tego typu słowa przechodzą mu przez gardło z trudem.
Szwagierka zapowietrzyła się z oburzenia i wyszła, trzaskając drzwiami. A ja mocno uściskałam swojego męża.
– Chodź, kochanie, upiekę ci ciasto. Jestem z ciebie bardzo dumna – powiedziałam, na co Jacek odpowiedział mi nieśmiałym uśmiechem.
Czytaj także:
„Żona z siłowni wróciła z brzuchem. Jej trener personalny szkolił ją też w sypialni”
„Mąż i dzieci przestali mnie dostrzegać i szanować bo siedzę w domu. Ja wam jeszcze pokażę, do czego jest zdolna znudzona kobieta”
„Była mi jak siostra, a dziś nie mogę oderwać wzroku od jej ciała. Byłem ślepy. Nie widziałem, że taki skarb mam pod nosem”