„Szwagierka chce dla swoich dzieci drogich prezentów. Moim kupiła tanie zabawki w Pepco i nie widzi w tym problemu”

rodzina w święta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Przecież podrzuciłam ci parę propozycji – syknęła szwagierka i sprzedała mi kuksańca w bok. – Miały być klocki Lego. – Ale są planszówki i słodycze – odparłam również szeptem, nie kryjąc satysfakcji. Marta była wściekła”.
/ 22.12.2023 21:06
rodzina w święta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Odkąd zostałam mamą, przestałam czekać na Boże Narodzenie. Wszystko przez zamieszanie z prezentami, które doprowadza mnie do szału. Mój mąż uważa, że to, co zażyczą sobie dzieci pod choinkę, to świętość. Nie widzi niczego złego w tym, że jego siostra co roku wysyła nam listę życzeń dla swoich pociech – znajdują się na niej wyłącznie drogie pozycje.

Kiedy byłam małą dziewczynką, uwielbiałam Boże Narodzenie. Teraz jednak magia świąt jest dla mnie bladym wspomnieniem – zamiast cieszyć, tylko irytuje i podnosi ciśnienie.

To lista żądań, a nie prezenty

Wychodzę z założenia, że kupowanie upominków powinno być przyjemnością, a nie udręką. Przypomina to realizowanie listy żądań – zupełnie jakby była to sprawa życia i śmierci. Najbardziej denerwujące jest to, że nikt nawet nie raczy zapytać, czy mam na to pieniądze. Nie da się bowiem ukryć, że dzisiaj dzieci mają dość kosztowne życzenia.

Czy ludzi w ogóle obchodzi, czy kogoś na nie stać? Poza tym chyba nie moją rolą jest spełnianie cudzych oczekiwań. Jestem przeciwniczką drogich podarunków. Szkoda, że niektórym ciężko to zrozumieć, np. mojej szwagierce. Marta wychodzi z założenia, że ma prawo stawiać nam wymagania, którym my musimy sprostać – w przeciwnym razie nastąpi obraza majestatu.

– To przecież dzieciaki tego chcą, nie ja – zwykła mawiać swoim przesłodzonym głosikiem.

Oczywiście, nie wierzę, że nie macza w tym paluchów i nie namawia synów na konkretne rzeczy. Jednakże nie przyjdzie jej do głowy, żeby zrewanżować się czymś o podobnej wartości. Moje dziewczyny dostają od niej jakieś taniochy z Pepco. Najlepsze są jej tłumaczenia.

– Bo wiecie, my tak skromnie, bo z kasą jest trochę słabo – to rzecz jasna kolejne kłamstwo, ponieważ z tego, co mi wiadomo, Marta i Darek na brak pieniędzy nie narzekają.

Po prostu nie chcą ich wydawać na kogoś innego, niż oni sami. Dla mojego Artura nie ma w takim podejściu niczego niestosownego, co już totalnie wyprowadza mnie z równowagi. Niejednokrotnie od niego słyszałam, że jeśli dziecko zapragnie czegoś, to Boże Narodzenie jest idealną okazją, aby takie marzenie się ziściło. W mojej opinii to gruba przesada.

Temat ciągnął się od listopada

We Wszystkich Świętych dostałam od Marty SMS.

„Cześć, myślałaś już o małym co nieco dla moich chłopców na Boże Narodzenie? Podrzucam kilka propozycji. Tak między nami – najbardziej ucieszyliby się z nowych klocków Lego Technic, ale wiesz, to tylko sugestia. Koniecznie daj znać, co wybrałaś z listy”.

Miałam ochotę odpisać jej coś niecenzuralnego, ale się powstrzymałam. Pokazałam wiadomość Arturowi.

– No co – wzruszył ramionami – jest jeszcze trochę czasu, więc raczej wyrobimy się z zakupami.

– Serio? – nie dowierzałam własnym uszom. – Tobie to nie przeszkadza?

– Nie – popatrzył na mnie zdziwiony – to ty urządzasz jakieś dramy.

– Weź przejrzyj na oczy – pokręciłam z dezaprobatą głową. – Ona się zachowuje jak jakaś królowa, tylko rozkazy potrafi wydawać.

– Chyba przesadzasz – skwitował Artur.

– Proszę, przypomnij sobie, co nasze dziewczyny dostały od niej w ubiegłym roku i raz jeszcze przemyśl temat.

Z okazji zeszłorocznej Gwiazdki Iga i Anetka zostały obdarowane przez ciocię tandetnymi wiaderkami i foremkami do zabawy w piasku. Pamiętam, jak zbierałam szczękę z podłogi. Artur również był zażenowany – widziałam to po jego minie, chociaż na głos się nie przyznał. Pomijając już wartość tych upominków, szwagierka nie raczyła uwzględnić tego, że nie były adekwatne do wieku dziewczynekGdy nadeszła wiosna, oddaliśmy te nieszczęsne wiaderka znajomym, których maluchy znajdowały się akurat na etapie zabaw w piaskownicy.

Nie chciałam się na to zgodzić

W każdym razie wspomnienie tych podarunków sprawiło, że mój małżonek przestał nagle bronić siostry. Po cichu liczyłam na to, że zastanowi się nad tym wszystkim. Wiem, że mam rację – zastanawiałam się jedynie, co z tym począć.

Sprawdziłam w internecie ceny tych klocków Lego oraz paru innych rzeczy, o których napisała Marta – aż mi ciarki przeszły po plecach. Nie wyobrażałam sobie, żeby wyłożyć tyle pieniędzy na gwiazdkowe prezenty dla synów szwagierki – zwłaszcza że mnie i Artura czekały ważniejsze wydatki.

Właśnie w związku z nimi wpadłam na pewien pomysł. Nie zamierzałam dzielić się nim z mężem. Skoro obowiązek tego typu zakupów zawsze spadał wyłącznie na moje barki, to doszłam do wniosku, że nic mu do tego.

Wprawiłam wszystkich w osłupienie

Wigilię oraz pierwszy dzień Bożego Narodzenia od lat spędzamy w tym samym gronie: ja i Artur, Marta i Darek oraz teściowie. Do tego rzecz jasna dzieciarnia. Moi rodzice nie żyją – niespełna dekadę temu oboje zginęli wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę. Scenariusz jest zawsze ten sam. Najpierw dzielenie się opłatkiem, potem prezenty, a następnie można zasiąść do stołu i zabrać się za jedzenie.

Nikt się nie spodziewał, że w tym roku postanowiłam nieco urozmaicić ów porządek. Bratankowie dostali po grze planszowej i czekoladzie.

– Przecież podrzuciłam ci parę propozycji – syknęła szwagierka i sprzedała mi kuksańca w bok. – Miały być klocki Lego.

– Ale są planszówki i słodycze – odparłam również szeptem, nie kryjąc satysfakcji.

Marta była wściekła, chociaż sama standardowo nie wysiliła się, jeśli chodzi o upominki dla Igi i Anety – z tą różnicą, że akurat do tego przywykliśmy.

To był najważniejszy prezent

– Mam coś jeszcze dla was – oznajmiłam, kiedy towarzystwo zaczęło zajmować miejsca przy stole. – Usiądźcie, bo prezent ode mnie na pewno zrobi duże wrażenie.

Marcie, Darkowi oraz teściom wręczyłam po kopercie, natomiast Arturowi dałam niewielkie pudełeczko zapakowane w ozdobny papier i przewiązane kokardą. Natychmiast je rozpakował i zamarł.

– Mój Boże, kochanie, czy ty… – ze środka wyjął parę malutkich, wydzierganych na szydełku bucików.

– A jak myślisz? – uśmiechnęłam się promiennie.

Przy stole zapanowała konsternacja. W kopertach umieściłam listę rzeczy, jakie na ten moment najbardziej przydałyby się mnie i Arturowi w związku z oczekiwanymi narodzinami nowego potomka.

– Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? – mój mąż nie mógł opanować wzruszenia.

Chciałam zrobić ci niespodziankę – odparłam zgodnie z prawdą.

Posypały się gratulacje. Teściowa rozpłakała się ze wzruszenia. Uwielbiała swoje wnuki – starałam się nie prosić jej często o pomoc przy córeczkach, ale nigdy nie robiła z tym problemu. Od czasu do czasu podrzucała też nam obiady. Miałyśmy świetną relację.

– Chłopiec czy dziewczynka? – zapytała drżącym głosem, ocierając łzy z policzków.

– Nie wiem, to się okaże wkrótce i nie jest wcale takie ważne.

– Masz rację – przytaknęła – najważniejsze, żeby było zdrowe.

Nie sądziłam, że mając 38 lat, zajdę w ciążę, ale tak się czasami zdarza. Ja i Artur bardzo się kochaliśmy, więc oboje ekscytowaliśmy się na samą myśl o powitaniu w naszej rodzinie kolejnego członka. Dziewczynki też szalały z radości. Atmosfera ta udzieliła się nawet Marcie, która darowała sobie krytyczne uwagi dotyczące upominków gwiazdkowych dla jej synów. Powinszowała mnie i Arturowi, dodając, że dobrych nowin na święta nigdy dosyć.

Czytaj także: „Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”
„Koleżanka podwoziła mnie do biura, ale chciała czegoś w zamian. Bez skrupułów wykupiła na mój koszt połowę drogerii”
„W tym roku święta spędzamy pod palmami. Mam dość stania w garach. Niech się synowa na trudzi”

 

Redakcja poleca

REKLAMA