Pięć lat temu mój syn poznał przemiłą dziewczynę o imieniu Kasia. Wydawała się nieśmiała, dobrze wychowana i delikatna. Stanowiła idealne uzupełnienie mojego Karola, który należał do tych w gorącej wodzie kąpanych i szalonych. Spotykali się przez dwa lata, aż postanowili zawrzeć związek małżeński. I w zasadzie wtedy dopiero zaczęło się okazywać, że moja synowa to niekoniecznie trafiony model.
Przygotowania do ślubu przebiegały w zasadzie w ten sposób, że to ja musiałam znaleźć dom weselny, uzgodnić menu, postarać się o dekoracje i zespół, który miał grać na imprezie. Kasia teoretycznie brała udział w przygotowaniach, ale w praktyce tylko mi towarzyszyła i nie potrafiła sama niczego ani zarezerwować, ani zdecydować, ani postanowić. Mój syn pracował za granicą, więc miał ograniczone możliwości pomocy przy organizacji tej uroczystości.
Synowa wydawała się niezaradna
Nawet nie wiedziałam w tamtym czasie, jak bardzo się myliłam. Nie była bowiem niezaradna, a po prostu niewdzięczna i leniwa. Zaraz po weselu okazało się, że Kasia jest zupełnie inna. Na drugi dzień na tzw. poprawinach siedzieliśmy przy stole z jej rodzicami. I nagle teściowa mojego syna powiedziała:
– Wszystko fajnie, ale ten zespół nie potrafił poprowadzić imprezy. Bywałam na weselach, gdzie wodzirej lepiej radził sobie ze wciąganiem gości do zabawy.
Kasia pokiwała głową i powiedziała: – To mama Karola wybierała, moje zdanie się nie liczyło.
Popatrzyłam na nią zdumiona, bo zupełnie mnie zamurowało. Jej mama westchnęła ciężko i dodała:
– No kuchnia też taka sobie, bo porcje obiadowe były takie, że gdyby nie późniejsze potrawy, to byłabym głodna – zresztą nie tylko ja.
– Tak mamo – powiedziała Kasia. – To też była decyzja mamy Karola.
Już otwierałam usta, by to skomentować, że Kasia od początku mogła uczestniczyć i pomagać w dokonywaniu wyboru, ale mój syn złapał mnie za rękę pod stołem i pokręcił głową. Ze względu na niego przełknęłam więc ślinę i nic nie powiedziałam.
Wesele było latem i potem przez pół roku wszystko znowu było OK. Kasia zachowywała się jak w okresie przed małżeństwem, a oboje wydawali mi się idealną parą. Pomyślałam wtedy, że może była zestresowana i ostatecznie zostawiłam temat bez komentarza.
I tak nadszedł grudzień…
– Mamo, czy moglibyśmy Wigilię zrobić w naszym domu? Kasi rodzice mieszkają w małym mieszkaniu, a tak moglibyśmy się spotkać wszyscy u nas – zapytał Karol. Rzeczywiście my mieliśmy dom jednorodzinny z dużym salonem, więc to nawet nie był zły pomysł. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
– Pewnie – uśmiechnęłam się do syna. – Poproś tylko mamę Kasi, żeby się ze mną skontaktowała, to ustalimy, kto co robi na Wigilię.
Karol pokiwał głową i obiecał przekazać. Święta zbliżały się wielkimi krokami, ale nikt z rodziny mojej synowej się nie odzywał. Zapytałam więc syna, z czego to wynika. Powiedział, że jego teściowa choruje teraz i być może dlatego się nie kontaktuje. No a Kasia się nią opiekuje, więc nie ma czasu.
Nie dopytywałam, co jej dolega, bo założyłam, że jeśli nie jest w stanie zająć się przygotowaniem do świąt i potrzebuje opieki, to jest to coś poważnego. Potem z biegiem czasu dowiedziałam się, że po prostu się przeziębiła. Nie wiem więc za bardzo, do czego jej była potrzebna opieka.
Wtedy jednak machnęłam ręką i pomyślałam, że zwłaszcza w okresie Świąt nie można być niedobrym dla innych. Dlatego postanowiłam już nie narzekać i wziąć przygotowanie wieczerzy wigilijnej na siebie. Podpytałam tylko Karola, co lubi jeść rodzina jego żony, jakie potrawy podaje się u nich w czasie Świąt i postanowiłam przygotować w miarę możliwości coś, co przypadnie im do gustu.
Okazało się, że u nich w zasadzie jada się to samo co u nas, a to znacznie ułatwiało mi zadanie. Kiedyś pracowałam na kuchni, więc generalnie dobrze gotowałam i zawsze wszyscy chwalili moje potrawy. Miałam więc nadzieję, że i tym razem będzie dobrze.
Muszę przyznać, że się napracowałam. Co innego jest gotować dla trzech osób, a co innego dla sześciu. Zrobiłam pierogi, ciasto, sos z suszonych grzybów, karpia w galarecie, rybę po grecku, kapustę z grochem, zupę grzybową i śledzie w oleju. Upiekłam też sama chleb. Goście Zaczęli schodzić się na godzinę 17.
Usiedliśmy przy stole, podzieliliśmy się opłatkiem i zaczęła się wieczerza.
– Widzę, że u was ja się trochę inaczej – powiedziała Kasia. – Nie macie 12 potraw.
– Nie wszyscy kultywują tradycję, Kasiu – rzuciła jej mama. Myślałam, że powiedziała to, akceptując sytuację u nas w domu, ale okazało się, że byłam w błędzie. – Ryba po grecku to też nie jest polska potrawa z wigilijnych stołów. Zresztą za dużo w niej marchewki. Została ci z gotowania zupy grzybowej? – zwróciła się do mnie.
– Nie – odpowiedziałam. – Taki mam przepis.
Ich niewdzięczność mnie zraniła
To naprawdę nie chodzi o to, że oczekuję wystawienia mi pomnika za przygotowanie wieczerzy wigilijnej. Rozumiem też, że każdy może mieć różne zwyczaje czy smaki. Jednakże w tym wypadku mogli przyjść mi z pomocą i wziąć udział w przygotowaniu, a nie tylko mieć pretensje, bo tym nie było końca.
– Ta galareta jest za luźna – nagle odezwał się tata Kasi. – Moja żona robi bardziej jędrną.
– Tak, masz racje kochanie – zawtórowała mu żona. – No i zdecydowanie ten karp jest mało posolony.
Syn widział moją minę, ale dłuższą chwilę nie reagował. Po kolejnych komentarzach on zaczął zachwalać przygotowane przeze mnie jedzenie. Moja synowa i jej rodzina niby przytakiwali, ale jednocześnie za każdym razem znaleźli coś, co było nie tak. Siedziałam z grobową miną i niewiele mówiłam.
Wieczorem, gdy poszli, padłam bez sił w fotelu.
– Heniu – powiedziałam do męża. – Ty i Karol sprzątacie, bo ja nie mam siły i dostałam migreny z nerwów.
– Przepraszam mamo – powiedział mój syn. – Nie wiem, co ich napadło. Powiedziałem Kasi, że przyjadę do domu później, bo chcę ci pomóc sprzątać. Zapytałem ją, czy pomoże, ale ona uznała, że jest już zbyt zmęczona. – Ja tylko uśmiechnęłam się smutno.
– Byłaś bardzo dzielna – pochwalił mnie mąż. – Nigdy się z czymś takim nie spotkałem i przyznam szczerze, że nie wiedziałem, jak zareagować.
– Ja też nie Heniu, ja też… – powiedziałam, wzdychając.
W tym roku tupnęłam nogą
W następnym roku była powtórka z rozrywki. Ponownie przygotowanie całej wigilii spadło na mnie, bo rodzice Kasi nie mogli pomóc. Jej tata miał wypadek samochodowy i uraz kręgosłupa, ale jak się później okazało, wcale nie tak dotkliwy. Dalej bowiem w weekend wychodził z kolegami na kręgle.
W tamtym czasie, gdy dowiedziałam się o wypadku, zrobiło mi się głupio i ponownie wzięłam na siebie przygotowanie całej wieczerzy. Szybko się okazało, jak i poprzednim razem, że nic, co zrobiłam, nie smakuje. A to karp był zasłony, a to grzyby za słabo wypłukane i z piaskiem, a to słabo doprawiona kapusta. Tym razem nie wytrzymałam do końca kolacji i powiedziałam, że nic nie stało na przeszkodzie, by któryś z nich, chociaż odrobinę pomogło. Mój komentarz niby przeszedł bez echa, ale już godzinę po nim wszyscy zbierali się do drzwi.
W tym roku ponownie pojawiła się dyskusja, gdzie spędzona będzie Wigilia.
– Może jak co roku u was, mamo? – Powiedziała Kasia, uśmiechając się słodko. – To już tradycja.
Zaśmiałam się gorzko i popatrzyłam na nią z politowaniem.
– Tradycja? Przecież wiecznie wam coś nie pasuje, ale odpowiadając na twoje pytanie kochanie – nie mogłam pozbyć się uszczypliwego tonu w głosie. – W tym roku ja i Heniu jedziemy na okres świąt Bożego Narodzenia do Egiptu. Także nie wiem, kto przygotuje wam kolację.
Na twarzy zarówno mojego syna, jak i synowej, malowało się niedowierzanie. Ja i Heniu spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem i cieszyliśmy się, że w tym roku spędzimy te święta tylko we dwoje w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Przede wszystkim zaś miałam dość braku wdzięczności i chamstwa, który spotykało mnie przez ostatnie dwa Boże Narodzenia. W tym roku postanowiłam spędzić święta po swojemu pod palmami.
Czytaj także:
„Mój mąż to dusigrosz jakich mało. Nie chciał kupić synowi mieszkania, więc zagroziłam rozwodem. Teraz szasta pieniędzmi”
„Żyłem, jak król, a teraz kisnę w pasiaku. Nawet, jak wyjdę na wolność, smród więzienia będzie się za mną ciągnął”
„Babcia przepisała dom na kościół. Ja się kiszę w wynajmowanej kawalerce, a ta emerytka rozdaje innym majątek”