„Szwagier to gnida, zniszczył życie mojej siostrze. Zostawiła go dopiero, gdy zachorował, ale teraz ma wyrzuty sumienia”

dwie siostry rozmawiają fot. Adobe Stock, shurkin_son
„Żyje z pieniędzy z ubezpieczenia, a niedługo będzie dostawać niemiecką emeryturę. Czy jest szczęśliwa? Można tak powiedzieć. Żyje tak, jakby męża nie było. Nie jeździ do niego, nie dzwoni do ośrodka pytać o niego. Załatwia tylko formalności i wysyła pieniądze. I tyle. Wiem też, że czeka, aż Wojtek umrze, bo wówczas odetchnie z ulgą”.
/ 08.07.2022 14:30
dwie siostry rozmawiają fot. Adobe Stock, shurkin_son

Moja siostra Jola wyjechała do Niemiec jeszcze za czasów komuny. Tata i ja bardzo się o nią baliśmy, bo pojechała tam z mężem, którego żadne z nas nie lubiło. To był facet, którego poznała na dyskotece, i to miejsce bardzo dobrze go charakteryzowało. Był człowiekiem rozrywkowym. Miał czarne włosy ułożone na żel i ciemną karnację, nosił kolorowe koszule, gruby, złoty łańcuch na szyi i złoty zegarek. Pochodził z nie najlepszej rodziny, wychowało go podwórko. Ale nie zamieniło go w boiskowego bandziora, tylko w gładkiego, wypucowanego lowelasa.

Nie był głupi – przeciwnie, był wręcz dość inteligentny, miał gadane, dziewczyny na niego leciały. Moja siostra też należała do atrakcyjnych dziewcząt, dlatego się na nią połasił. A ona, głupia, odrzuciła zaloty tylu fajnych chłopaków, a wybrała sobie właśnie Wojtka. 

Zachowywał się jak panisko

Najbardziej z całej rodziny nie lubił go mój świętej pamięci ojciec – prosty, ale mądry chłop. Pochodził ze wsi, po przeprowadzce do miasta najpierw pracował jako budowlaniec, a potem jako konserwator w urzędzie. Miał łeb na karku i serdecznie nie znosił pozerstwa. Tymczasem mój, pożal się Boże, szwagier, tym właśnie był – pozerem. Kiedy tylko pojawił się u nas w domu, od razu zaczął opowiadać niestworzone historie o interesach, które miał robić ze swoimi kolegami, i o pieniądzach, które już były w zasięgu jego ręki. Te interesy nazywał biznesami.

Wtedy to słowo było jeszcze mało w Polsce znane, więc szczególnie drażniło mojego tatę. Tym bardziej, że te interesy działały tylko w wyobraźni mojego szwagra. Mój ojciec nie lubił go do tego stopnia, że nawet po ślubie Joli i Wojtka nie próbował kryć swojej niechęci.

– Tato, pożyczysz mi wiertarkę? Bo nie mam czasu pójść do sklepu i sobie kupić – pytał go na przykład Wojtek, kiedy tylko moi szwagrostwo zamieszkali w wynajętym pokoju.

– No dobra, pożyczę, tylko powiedz mi, jaki ja dla ciebie tato, co? – denerwował się ojciec.

Siostra i jej mąż, zanim wyjechali, mieszkali niedaleko nas. Już wtedy poznaliśmy się na tym jej Wojteczku. Mimo że oboje pracowali, to tylko Jola zajmowała się domem, a on często po pracy wyskakiwał z kolegami na piwko. Kupował sobie najlepsze ciuchy, a jej na wszystko żałował. Nie sprzątał, nie prał, nie zmywał po sobie. W domu robił tylko jedno: czasem prasował. Po prostu się bał, że Jolka zniszczy mu jego eleganckie koszule i spodnie w kant. A miał ich wiele par.

Jolka ciągle go broniła, jak to zakochana kobieta. Nawet gdy poroniła pierwszą ciążę, on w następny wieczór – kiedy jeszcze była w szpitalu – poszedł z kolegami na dyskotekę. Ojciec się dowiedział i chciał mu łeb urwać, ale Jolka jak zwykle stanęła w jego obronie:

– Tato, on się tak tym przejął, że musiał jakoś odreagować. Bo co miał robić? Siedzieć tu, przy moim łóżku?!

– A co? Może Ulka i ja tu nie siedzimy? – warknął tato.

– Oj, dajże spokój! – zdenerwowała się Jolka. – Przecież wiesz, że on tam nie poszedł na żadne baby, tylko posiedzieć z kolegami.

No właśnie tego wcale nie byliśmy pewni. Jolka mu święcie wierzyła, ale my wszyscy podejrzewaliśmy, że jeśli Wojtusiowi nadarzy się okazja, od razu z niej skorzysta. 

W końcu wyjechali do Niemiec. Na początku było im bardzo ciężko. Trafili do obozu dla uchodźców. Dopiero po trzech miesiącach Wojtek dostał pracę jako magazynier i mogli wynająć jakiś kącik. A potem, jak to w Niemczech w tamtych czasach, zaczęło im się szybko dobrze wieść. Wojtek zaczął zarabiać coraz więcej. Zrobił uprawnienia na wózek widłowy, a Jolka poszła sprzątać mieszkania. W krótkim czasie byli w stanie wynająć sobie czteropokojowe mieszkanie i żyć na poziomie.

Żyłoby się im znacznie dostatniej, gdyby nie miłość Wojtka do szybkich samochodów. Już na początku kupił takie auto, o którym u nas w Polsce można było wtedy tylko pomarzyć. Jak pierwszy raz do nas przyjechali, to nam szczęki poopadały: wszyscy się tym cackiem zachwycali. Nawet ja musiałam przyznać, że robiło wrażenie. Tylko tacie nie przypadło do gustu.

Pamiętam, że Wojtek pokazywał je nam wszystkim, ubrany w garnitur, jedwabną koszulę, w eleganckich butach o długich noskach. A w samochodzie, na przednim siedzeniu, trzymał elegancką, skórzaną aktówkę. Nie tylko mnie zdziwiła ta teczka, bo jakie dokumenty mógł ze sobą wozić operator wózka widłowego?

Najlepiej skwitował to tata.

Mecenas, cholera, się znalazł – burknął i poszedł do domu.

Wstydziła się za jego zachowania

Wtedy właśnie przylgnęła do Wojtka ksywka Mecenas. Kiedy nie słyszał, właśnie tak go nazywaliśmy. Zresztą, zachowywał się, jakby naprawdę skończył prawo. Poza tym w rozmowach wciąż próbował wykazywać wobec nas swoją wyższość, przekonując, że z niemieckiej perspektywy świat wygląda zupełnie inaczej.

– My, w Niemczech, jesteśmy bliżej Europy. Widzimy, jak wygląda świat. Tutaj u was, w Polsce, nic nie widać. Nawet nie macie po czym jeździć, bo nie ma żadnej Autobahny. Na głupie cukierki rzucacie się jak Murzyn na blaszkę – potrafił nas obrażać takimi odzywkami, robiąc aluzje do słodyczy, które nam przywoził.

Czasem ktoś mu w odpowiedzi rzucił parę słów do słuchu, jednak on się nie zrażał.

– Ty się tak, Janek, nie wnerwiaj – tłumaczył mojemu mężowi. – Pierwszą lepszą Tankstelle zobaczysz u nas, jak cię zaproszę, i od razu to wasze wsiowe kartoflisko będziesz chciał zostawić – przekonywał Mecenas.

Tak na Polskę mówił: kartoflisko.

Zaczął też bardzo szybko wplatać w polskie zdania niemieckie wyrazy. Tych „tanksztel" i „autobanów” szybko mieliśmy po dziurki w nosie, a było tego znacznie więcej. Wkrótce zaczął zapominać polskie słowa. No i spotęgowały się u niego wielkopańskie nawyki.

Mąż i ja gościliśmy ich zawsze u nas, bo przecież nie wypadało wysłać mojej siostry do hotelu. Oni zresztą nie kwapili się spać na wynajmowanym. Lepiej i znacznie taniej było im w naszym domu. Miałam więc okazję zobaczyć, jak na co dzień zachowuje się Wojtek. 

A on na przykład rano nie ścielił po sobie łóżka. Nawet jak w południe zdarzało mu się uciąć sobie drzemkę, to potem zostawiał koc i poduszkę na kanapie, tak że w końcu ja musiałam po nim sprzątać. Gdy pytałam, co zje, zawsze grymasił. Kiedy już mu coś ugotowałam, i tak ciągle mu coś nie odpowiadało. Moja siostra nie wiedziała, gdzie oczy podziać.

Przy tym zawsze ubrany był jak spod igły i rano spędzał w łazience godzinę. No i cały dzień chodził podpity. Jego superauto stało więc pod domem, a on śmigał po mieście taksówkami. A jeździł dużo. Codziennie zaglądał do jakiegoś baru. Odwiedzał starych kolegów i zapraszał ich na wódkę, żeby móc odgrywać przed nimi ważną figurę. A ci, kiedy im stawiał, nie mieli nic przeciwko temu. Wieczorem też nie potrafił usiedzieć z rodziną. Zawsze popił, kłócił się z Jolką i wychodził na miasto.

Bywało, że szedł z moim mężem. Zresztą, sama Janka o to prosiłam.

– Kochany, jedź z nim, pilnuj go.

– A co to, dziecko? – oburzał się mąż.

– Nie, ale wiesz, jaki on jest.

Mój Janek też dobrze o tym wiedział. Nieraz mi mówił, że Wojtek, niby w żartach, chciał iść do agencji towarzyskiej. Podrywał też dziewczyny w lokalach. Oczywiście, śmiał się, że to tylko dla hecy, żeby nie wyjść z wprawy, i że nigdy niczym poważnym się to nie kończy. Ale któregoś wieczoru jakaś biuściasta kelnerka się na niego obraziła, a on kupił jej czterdzieści róż. Janek nieopatrznie wspomniał o tym w domu i Jolka zrobiła Wojtkowi straszną awanturę. Nie dziwię się, bo zawsze narzekała, że jej to Wojtek nigdy żadnych kwiatów nie kupił. Pamiętam, jak się wtedy u nas kłócili.

Kupiłeś kwiaty jakieś obcej babie, a mnie nawet na urodziny nie przyniosłeś?! – krzyczała moja siostra. – Do szpitala też nie raczyłeś mi przynieść chociaż małego bukietu! Wszystkie dostawały, a tylko ja, durna, nie!

– Co ty zawsze z tym szpitalem?! Przecież to było szmat czasu temu – stropił się szwagier.

– Szmat czasu, ale nic się nie zmieniło!

– A co miało się zmienić, skoro ty jesteś tą samą wieśniarą co wtedy? Nic cię Niemcy nie naprostowały! – przystąpił do ataku Wojtek. – Moi kumple się śmieją, że tylko cyce masz, a mózgu połówkę!

– Kłamiesz! – aż rozpłakała się Jolka, ugodzona do żywego. – A jak nie kłamiesz, to jesteś dupa nie facet, bo powinieneś był im od razu dać za to w mordę!

– Za co? Za prawdę?! – zaperzył się szwagier. – Ty tyle wiesz, co do sprzątania trzeba!

– A ty niby co? Mecenas?

Przynajmniej mam jakieś aspiracje – odparował dumnie. – Wiem, że można zarobić i żyć jakoś tak bardziej światowo!

– Tylko w teorii, bo jeszcze nic nie zarobiłeś – odgryzła się Jolka. – Mocny jesteś tylko w gębie, nawet w łóżku się nie sprawdzasz! Dzisiaj bym cię nawet z tymi czterdziestoma różami nie wzięła! Jaka ja byłam głupia…

Jolka rozpłakała się na całego, a on wyszedł i resztę pobytu spędził w hotelu. Sam.

Wreszcie może żyć tak, jak chce

Próbowałam pocieszać siostrę, jak umiałam. Jolka opowiedziała mi wtedy, jak ciężko jej się żyje z Wojtkiem na tym Zachodzie. Bardzo jej współczułam. Namawiałam, żeby rzuciła Wojtka i wróciła do kraju. Ale ona nie chciała. Mówiła, że nie ma po co ani do czego wracać. A poza tym wciąż bardzo tego dupka kochała.

Rok po tej kłótni był taki czas, że już prawie ją namówiłam, żeby zaczęła nowe życie tutaj, w Polsce. Przekonałam, że z taką urodą szybko znajdzie sobie kogoś lepszego. Już miała się zgodzić, gdy tymczasem… zaszła w ciążę. Na wieść o tym aż się popłakałam. Jednak wcale nie ze szczęścia, jak w normalnej rodzinie, tylko z rozpaczy. Dotarło do mnie wtedy, że już nic z jej przyjazdu do Polski na stałe nie wyjdzie. Że teraz to ona już zostanie w tych Niemczech do starości.

I tak się stało. Urodziła syna i została. Przez wiele lat przyjeżdżała do nas i skarżyła się, jak jej źle. Często też dzwoniła. On przyjechał jeszcze tylko dwa razy, a potem już zostawał w domu. Ciężkie życie miała ta moja Jola. Dwa razy dowiedziała się, że Wojtek, dupek jeden, ją zdradził. Raz nawet z Polką, jej koleżanką. Została jednak przy tym łobuzie.

Została nawet wtedy, jak stracił wszystkie oszczędności w kasynie. Tak wyglądała ta jego przedsiębiorczość, te jego biznesy! Chodził na ruletkę i regularnie przegrywał pieniądze. Za to, co mu zostało, stawiał drinki jakimś obcym babom. Jeden raz próbował naprawdę zrobić jakiś interes, ale był na tyle głupi, że zadał się z oszustami i cała kasa przepadła. Jolka wtedy posiwiała i bardzo dużo straciła ze swojej urody.

Żeby jeszcze syn był dla niej pocieszeniem… Marzenie ściętej głowy! W wychowywanie młodego zaczął wtrącać się Wojtek i gówniarz poszedł w jego ślady. Wykorzystywał mamę, marudził, naciągał, cwaniakował, a do tego uwielbiał się z niej nabijać. Bez żadnych ceregieli, nawet przy nas.

– Mamusia, jak idzie na zakupy, to bierze mały słownik. Tak zna niemiecki! – zaczął rechotać mój siostrzeniec, kiedy pewnego dnia go do nas przywiozła.

– Markus, przestań – prosiła go Jola, czerwieniąc się ze wstydu.

– A co, nie mam racji? Mama jest niezła wieśniara. Mówię ci, ciociu! – śmiał się do mnie, a ja miałam ochotę przełożyć tego nastolatka przez kolano i nauczyć go szacunku do matki.

– Markus… – jęknęła Jolka.

– Tata mówi, że mama nawet nie wie, gdzie iść, żeby sobie zęby zrobić. Dlatego ma takie polskie. Jak to tata mówi: pse… pszeze.. przezedzone – wyseplenił z zadowoleniem, którego Janek nie wytrzymał i podniósł go za fraki, a potem tak nim potrząsnął, że chłopak rozbeczał się i już u nas więcej nie nocował.

Byliśmy przekonani, że ten rodzinny dramat nigdy się nie skończy. Że Jolka zostanie z tym potworem w Niemczech do końca, że będą się kłócić, że mąż i syn będą już zawsze traktować ją jak popychadło. Jednak pewnego dnia zmieniło się wszystko. Bo Wojtek – który przez te lata z latynoskiego adonisa zmienił się w pana brzuszkiem – dostał wylewu. Pił dużo, nie dbał o siebie. Te kasyna i interesy, na których wszystko stracił, też dały mu się we znaki.

Było z nim bardzo kiepsko. Przeżył, ale nie chodził, siedział na wózku i nie był zdolny się sobą zająć. Trzeba go było karmić, wysadzać, myć, a do tego wszystkiego nie mówił. Jolka najpierw była zrozpaczona, ale potem wzięła się w garść i podjęła decyzję.

– Ula, słuchaj, wracam! – powiedziała mi przez telefon.

– Z nim?!

– Nie, sama. On zostaje tutaj, w specjalnym ośrodku. Mam pieniądze z ubezpieczenia. Wystarczy, żeby opłacać jego pobyt w Niemczech, a mnie jeszcze zostanie na urządzenie się i życie w Polsce.

– Jesteś pewna?

– Tak zdecydowałam.

– A Markus?

– Jest już przecież duży, na studia pojechał. Da sobie radę.

I Jolka wróciła. Żyje z pieniędzy z ubezpieczenia, a niedługo będzie dostawać niemiecką emeryturę. Czy jest szczęśliwa? Można tak powiedzieć. Chociaż nie do końca. Gryzie ją sumienie, że zostawiła Wojtka. Ja też miałam mieszane uczucia co do jej decyzji, ale nic nie powiedziałam. Tak bardzo chciałam mieć ją tutaj z powrotem! Tak bardzo chciałam, żeby żyła wśród ludzi, którzy ją szanują…

Nawet sobie w Polsce kogoś znalazła…

– Ma na imię Jurek. Jest stolarzem i jest naprawdę wspaniały – opowiadała mi.

– Powiedziałaś mu o Wojtku? – zapytałam.

Pokręciła głową, że nie. Żyje tak, jakby męża nie było. Nie jeździ do niego, nie dzwoni do ośrodka pytać o niego. Załatwia tylko formalności i wysyła pieniądze. I tyle. Wiem, że ma wyrzuty sumienia, ale doskonale też rozumiem, czemu zdecydowała się wrócić do Polski bez męża. Wiem też, że czeka, aż Wojtek umrze, bo wówczas odetchnie z ulgą. A ja się boję, że dopiero wtedy zaczną ją dręczyć ją prawdziwe wyrzuty sumienia.

Czytaj także:
„Odkąd mąż przeszedł na emeryturę, tylko mi przeszkadza. Stał się stetryczałym dziadkiem i nie wie, co ma ze sobą zrobić”
„Nie wytrzymałam presji i poszłam do łóżka z byłym. Wyrzuty sumienia przyszły razem z pozytywnym testem ciążowym”
„Córka robiła nadzieję osieroconemu chłopcu. Maluch się przywiązał, a ona z dnia na dzień zerwała z nim kontakt!”

Redakcja poleca

REKLAMA