„Szwagier najpierw bezczelnie oskubał moją żonę ze spadku, a teraz płacze, bo ma kłopoty? W końcu dopadła go karma”

wściekły mąż fot. Adobe Stock, Ivan
„Kiedy Mariusz wszedł, zobaczyłem przed sobą złamanego człowieka. Na ulicy mógłbym go nawet nie poznać. Wyglądał na starszego o dziesięć lat niż w rzeczywistości, miał bruzdy trosk wokół ust. Przywitał się, ale nie patrzył mi prosto w oczy. Zrozumiałem, że wiele musiało go kosztować, żeby przyjść tutaj, prosić o pomoc”.
/ 10.04.2023 20:00
wściekły mąż fot. Adobe Stock, Ivan

Kiedy Waldek przyszedł do mojej kancelarii, myślałem, że znów w coś się wpakował i chce prosić o pomoc. Mój drogi szwagier miał tendencje do zachowań zwanych ryzykownymi, szczególnie jeśli chodziło o kobiety.

– Słuchaj – powiedziałem na wstępie. – Jeśli znów nie chcesz przyznać się do jakiegoś dziecka, polecę ci innego fachowca. To naprawdę nie moja działka.

– Jakiego dziecka? – wytrzeszczył na mnie oczy. – W ogóle nie o mnie chodzi.

Poczułem ulgę. Ostatnio reprezentowałem go przed sądem właśnie w sprawie ustalenia ojcostwa. Zapewniał mnie, że nie ma nic wspólnego z narodzinami nowego obywatela naszego pięknego kraju, jednak badania genetyczne okazały się bezwzględne. Niestety, moja ulga okazała się tylko chwilowa.

– Skoro nie o ciebie, to o kogo? No i przecież mogłeś przyjść do nas w gości, jak zawsze.

– Nie chcę, żeby Eliza się dowiedziała. No, przynajmniej nie od razu.

Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się uważnie szwagrowi. Wyglądał wyjątkowo poważnie, a to wprawiło mnie w niepokój.

– O czym ma nie wiedzieć moja żona, a twoja siostra? – zapytałem ostrożnie.

– Przychodzę w sprawie Mariusza. To on potrzebuje dobrego papugi.

Imię mojego drugiego szwagra wprawiło mnie w coś podobnego do stuporu.

– Oszalałeś? – wytrzeszczyłem oczy na Waldka. – To jakbyś przychodził do proboszcza w sprawie ochrzczenia diabła.

Szwagier skrzywił się i pokiwał głową

– Wiem przecież – mruknął. – Ale to w końcu mój brat i jest w potrzebie.

– W potrzebie? – zaśmiałem się. – Taki bogacz? Przecież stać go na najlepszych prawników.

Waldek milczał dłuższą chwilę.

– Na najlepszych stać go było kiedyś. Teraz może dostać co najwyżej adwokata z urzędu.

Zdziwiłem się niepomiernie. Mariusz został bez pieniędzy? Niesamowite.

Śmierć rodziców Elizy zaskoczyła całą rodzinę. Oni też się z tym nie liczyli, bo nie spisali testamentu, chociaż ich namawiałem. Teść burknął tylko, że jakby zmarli, krzywdy mieć nie będziemy. Uznałem, że ich ostatnią wolą będzie, aby okazały majątek podzielić równo między zstępnych. Po ich śmierci mieliśmy z żoną wiele innych rzeczy na głowie, bo na nas spadła organizacja pogrzebu i przyjęcia po nim, a poza tym trzeba się było zająć ich psem oraz kotami.

Tymczasem znalazł się jednak testament. Rewelację ogłosił właśnie Mariusz. „Przypomniał sobie”, że ojciec coś kiedyś mówił o ostatniej woli schowanej w jakichś dokumentach. I może nie byłoby w tym nic wielce podejrzanego, gdyby testament nie ustanawiał właśnie jego głównym spadkobiercą.

Waldkowi dostał się jakiś ochłap, a mojej żonie praktycznie nic, jedynie biżuteria po matce, warta może dziesięć tysięcy. Próbowaliśmy podważyć oczywiście tak niesprawiedliwą wolę, głównie ze względu na Waldemara, bo ja na brak pieniędzy nie mogłem narzekać.

Bolała mnie tylko niesprawiedliwość

I świadomość, że albo dokument został sfałszowany, albo Mariusz podsunął go rodzicom podstępem. W każdym razie grafolog nie potrafił ustalić z całą pewnością, czy podpisy zostały podrobione. Owszem, budziły pewne wątpliwości, jednak ekspertyza nie była jednoznaczna. Podobnie jak dwie inne. W każdym razie przegraliśmy batalię sądową. Chociaż… czy można to nazwać batalią? Właściwie nie, bo daliśmy po prostu spokój. Waldek zawsze miał dość swobodny stosunek do pieniędzy, a Eliza stwierdziła, że nie ma sensu marnować czasu i nerwów.

– Źle mu nie życzę – powiedziała pewnego dnia. – Tylko jeśli coś się buduje na cudzej krzywdzie, nie przynosi dobrych owoców. Ale niech mu się szczęści.

Eliza zawsze była bardzo wierząca i pewnie dlatego wybaczająca. Ja wykazywałem w tych sprawach mniej gorliwości i chętnie bym dał nauczkę lawirantowi, ale uszanowałem decyzję jego rodzeństwa. Postanowiłem tylko, że jeśli kiedyś Mariuszkowi powinie się noga, a ja się o tym dowiem, postaram się go jeszcze dobić.

– Słuchaj, naprawdę chcesz, żebym go reprezentował? – spojrzałem na Waldka z niedowierzaniem.

Waldek westchnął ciężko i pokręcił głową.

– Obaj wiemy, jak jest – rzekł. – Wszystkich nas załatwił z tym testamentem. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzył, że starzy zostawili prawie wszystko największemu lawirantowi w rodzinie. Ale wy odpuściliście, ja dałem spokój, niech mu będzie. Tylko wiesz…   Jego też ktoś wykręcił. A konkretnie żoneczka z kochankiem. Tak go wykiwali, że został dokładnie z niczym, a do tego ma długi i sprawę za oszustwo. Oszustwo, którego nawet tym razem nie popełnił.

– Karma wraca – uśmiechnąłem się. Nie mogłem sobie darować. – Powiedz tylko, dlaczego miałbym mu pomagać? Co mnie to obchodzi?

– Ciebie może nic – Waldek zamilkł na chwilę. – Ale to jednak brat. Jaki jest, taki jest, ale brat. Przyszedłem od razu do ciebie, a nie do Elizy. Wiem, jaka jest, zaraz by cię namawiała, żebyś pomógł.

No cóż, miał rację i znał moją żonę nie gorzej niż ja.

– A ty tego nie chcesz?

– Nie – potwierdził. – Nie chcę, żebyś uległ pod jej naciskiem. Jeśli zechcesz pomóc, dobrze. Jeśli nie, pójdę do kogoś innego i nie będę miał pretensji. Tylko że ja też nie jestem za bogaty, sam wiesz. A z ciebie jest jeden z najlepszych karnistów. Kij z długami Mariusza, niech sobie idiota sam z nimi radzi. Ale jemu grozi więzienie. Za to niby oszustwo.

Widziałem go tak poważnego chyba pierwszy raz w życiu. Nie, jednak drugi – pierwszy raz na pogrzebie teściów. Ale we mnie wszystko się sprzeciwiało, żebym miał pomagać Mariuszowi! Pamiętam, że kiedy już było po sprawie o spadek, spotkałem go na ulicy. W pierwszej chwili miałem go minąć obojętnie, ale nie wytrzymałem. Miał na sobie drogi garnitur, w ręce skórzaną elegancką teczkę. Wysiadł z drogiego samochodu.

– Dobrze się żyje za kradzione? – rzuciłem, zatrzymując się.

Roześmiał się tylko i poszedł dalej.

To dla niego największa kara

Waldek wiercił się w fotelu.

– To jak będzie? – spytał.

– Dobrze, zastanowię się – postanowiłem zagrać na zwłokę. – Ale zanim podejmę decyzję, muszę się dowiedzieć, o co chodzi, porozmawiać z Mariuszem. Nie da się tak na łapu-capu. Przyprowadź go jutro…

– On czeka na dole! – Waldek zerwał się i wybiegł, nim zdążyłem zaprotestować.

Kiedy Mariusz wszedł, zobaczyłem przed sobą złamanego człowieka. Na ulicy mógłbym go nawet nie poznać. Wyglądał na starszego o dziesięć lat niż w rzeczywistości, miał bruzdy trosk wokół ust. Przywitał się, ale nie patrzył mi prosto w oczy. Zrozumiałem, że wiele musiało go kosztować, żeby przyjść tutaj, prosić o pomoc. I nagle cała moja złość minęła. Eliza miała rację, że na cudzym nieszczęściu trudno zbudować coś dobrego i trwałego.

– Wiesz, że powinienem zrzucić cię ze schodów? – spytałem.

Mariusz przełknął ślinę i milczał. Po chwili odezwał się głucho:

– Wiem. Sam bym siebie zrzucił…

Zrobił w tył zwrot, żeby opuścić gabinet, a Waldek rozłożył bezradnie ręce.

– Stój! – warknąłem, a on się zatrzymał. – Wiesz, co będzie teraz największą karą dla ciebie?

Odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy, czekając, aż wyjaśnię.

– Moja pomoc. Nasza pomoc – poprawiłem się zaraz. – Moja i twojego rodzeństwa.

– Tak – odrzekł takim samym głuchym głosem. – Już żałuję…

– Mów, o co chodzi – przerwałem mu. – Nie ma czasu na głupoty.

Może dla niego to była rzeczywiście dotkliwa kara, lecz dla mnie nagroda. Bo kiedy wreszcie dotarłem do domu, żona rzuciła mi się na szyję. Gaduła Waldek zdążył już do niej zadzwonić. Doskonale wiedział, jak zareaguje ta dobra do szpiku kości kobieta.

A poza tym sam czułem się dobrze z podjętą decyzją. O wiele lepiej, niż gdybym się po prostu odegrał na Mariuszu.

Czytaj także:
„Cieszyłem się jak głupi, że kuzyn dobrowolnie oddał mi >>lepszą<< część spadku. Po czasie odkryłem, że wcale nie jest lepsza”
„Mój brat to pazerna hiena. Nigdy nie kiwnął palcem przy chorym ojcu, a teraz chce po nim spadek? Po moim trupie”
„Mąż dostał spadek po matce i niemal od razu rzucił pracę. Rozpił się i rozleniwił, sam sprowadził na siebie nieszczęście”

Redakcja poleca

REKLAMA