Ile lat nie rozmawiałem z Bartkiem? Chyba z dziesięć. Pokłóciliśmy się o spadek po ojcu. Brat nie mógł pogodzić się z tym, że tata zapisał warsztat samochodowy tylko mnie. Nie widziałem w tym niczego złego, bo gdy Bartek tułał się po świecie w poszukiwaniu nie wiadomo czego, ja od świtu do nocy zasuwałem przy naprawie aut. A gdy tata zachorował, wraz z żoną opiekowałem się nim aż do końca.
Brat doskonale o tym wiedział, ale i tak oskarżył mnie o oszustwo. Gdy wrócił z tych swoich zagranicznych wojaży, najpierw zażądał pieniędzy za połowę warsztatu, a gdy odmówiłem, zaczął rozpuszczać na mój temat złośliwe plotki. Twierdził, że jestem zwykłym oszustem, który podstępem zmusił ojca do spisania takiego, a nie innego testamentu. Niczego takiego oczywiście nie zrobiłem, więc jasna krew mnie zalewała.
Miałem już serdecznie dość tych plotek
Mimo to nie reagowałem zbyt nerwowo. Łudziłem się, że jak Bartek się już wyżali i pogodzi się z rzeczywistością, to przestanie wygadywać głupoty.
Pomyliłem się. I to bardzo. Brat, zamiast się opamiętać, rozkręcał się coraz bardziej. Nie było tygodnia, by ktoś z dalszej lub bliższej rodziny nie zapytał niby mimochodem, jak to naprawdę z tym testamentem było.
Miałem już serdecznie dość tych plotek i pytań, więc postanowiłem zrobić porządek z bratem. Na imieninach u kuzynki Magdy powiedziałem w krótkich, żołnierskich słowach, co myślę o jego zachowaniu. A on, zamiast wreszcie odpuścić, zaczął się awanturować, więc nie wytrzymałem. Wrzasnąłem, że nie jest już moim bratem i nie chcę go więcej oglądać na oczy. Przestraszona Magda próbowała mnie uspokoić, ale jej wysiłki na nic się zdały.
Przeprosiłem ją tylko za to, że popsułem imprezę, i wyszedłem, nie oglądając się za siebie. Gdy jechałem do domu, obiecałem sobie, że na zawsze wymażę Bartka z pamięci. Przez następne lata krewni próbowali namówić mnie na spotkania z bratem, licząc na to, że się pogodzimy, ale nie chciałem o tym słyszeć. Może gdyby pierwszy wyciągnął rękę na zgodę, przyznał się do błędu, przeprosił za to, że napsuł mi tyle krwi i zszargał opinię, tobym mu wybaczył. Ale on nawet nie próbował się ze mną skontaktować. Ba, od bliskich słyszałem, że wini mnie za ten spór i czuje się skrzywdzony i urażony. Wydawało się więc, że nasze drogi nigdy się już nie zejdą. A jednak…
Oj, to chyba poważna sprawa…
Wszystko zaczęło się pod koniec lata ubiegłego roku. Żona pojechała z dzieciakami na działkę do rodziców, więc byłem w domu sam. Właśnie wróciłem z pracy i miałem zamiar chwilę odsapnąć przed telewizorem, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Magda. Ta sama, u której po raz ostatni widziałem brata. Byłem zaskoczony, bo od czasu tamtej awantury nie widywaliśmy się zbyt często.
– Co cię do mnie sprowadza? Masz jaki problem? – zapytałem, gdy już usiedliśmy w salonie.
– Nie. U mnie wszystko w porządku. Przyszłam porozmawiać z tobą o Bartku
– odparła.
– Co?! O tym gnojku? To tracisz czas. Nie mam zamiaru się z nim spotykać, a tym bardziej godzić! Za bardzo zalazł mi za skórę! – zdenerwowałem się.
– Nie chodzi o zgodę, tylko o jego życie! – wypaliła.
– Życie? – powtórzyłem zdziwiony.
– Życie, życie… Może więc zamiast się wściekać, najpierw spokojnie mnie wysłuchasz? – wpatrywała się we mnie.
– No dobrze, to słucham…
Kuzynka nie należy do osób, które robią z igły widły, czułem więc, że sprawa rzeczywiście jest poważna. To, co potem usłyszałem, potwierdziło moje przypuszczenia. Okazało się, że Bartek choruje na białaczkę. I że życie może mu uratować tylko przeszczep. Niestety, w bankach dawców nie ma odpowiedniego kandydata, więc jestem jego ostatnią nadzieją.
– Proszę cię, zrób badania. Jesteście najbliższą rodziną, macie pewnie tę samą grupę krwi. Może zdołasz mu pomóc? – prosiła.
Poczułem jak ogarnia mnie złość
– Zrobię, pewnie, że zrobię… Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego Bartek sam do mnie nie przyjechał? Jest już aż tak słaby? Leży w szpitalu?
– Nie, na szczęście czuje się całkiem dobrze, bo choroba jest w stanie remisji
– powiedziała.
– A więc dlaczego? Bał się, że odmówię? Przegonię go na cztery wiatry? – nie odpuszczałem.
– A czy to takie ważne? – wzniosła oczy do góry.
– Dla mnie tak. A więc? – patrzyłem na nią wyczekująco.
– Mam być szczera?
– Jak na spowiedzi.
– No dobrze. Bo… Bo głupia duma mu nie pozwala… Próbowałam go namówić, tłumaczyłam, że to nie czas na wzajemne żale i pretensje, ale zaciął się. Woli umrzeć, niż o cokolwiek cię poprosić. Sam przecież powiedziałeś, że nie chcesz go więcej widzieć. Pamięta o tym do dziś – westchnęła.
– I dlatego wysłał ciebie?
– Nie…. Prawdę mówiąc, nie ma pojęcia, że tu przyjechałam. Gdyby się dowiedział, pewnie by się wściekł – przyznała.
– Tak? W takim razie chyba nie zrobię tych badań! Nie mam na to ani czasu, ani ochoty – warknąłem.
– O czym ty mówisz? Własnym uszom nie wierzę! Przecież to twój brat! Remisja nie będzie trwać wiecznie. Jego stan w każdej chwili może się pogorszyć!
– No i co z tego? Ja też mam swoją dumę! I nie odpuszczę tylko dlatego, że Bartek jest ciężko chory. Albo sam przyjedzie, przeprosi za wszystko, co mi zrobił, i poprosi o pomoc, albo niech czeka na obcego dawcę. Może mu się poszczęści – naburmuszyłem się.
– To twoje ostatnie słowo? Może się jednak jeszcze zastanowisz – kuzynka patrzyła na mnie z nadzieją
– Ani myślę. Albo będzie tak, jak ja chcę, albo nic z tego. A teraz przepraszam, ale jestem bardzo zmęczony. Chcę odpocząć – spojrzałem w stronę drzwi, dając wyraźnie do zrozumienia, że uważam rozmowę za zakończoną.
Magda wstała i ruszyła do wyjścia
– Wiesz co? Myślałam, że chociaż ty jesteś mądrzejszy. Ale jak widzę, bardzo się pomyliłam. Obaj jesteście takimi samymi idiotami – westchnęła i zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, wybiegła na klatkę.
Po wyjściu kuzynki usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Ale nawet nie wiedziałem, co oglądam. Moje myśli krążyły wokół Bartka. Byłem wściekły, że nawet w obliczu śmiertelnej choroby nie jest w stanie przyznać się do błędu i pierwszy wyciągnąć rękę na zgodę. Uważałem, że powinien to zrobić.
Przecież to on potrzebował pomocy, nie ja. Im jednak dłużej nad tym myślałem, tym bardziej wstyd mi się robiło. Zrozumiałem, że zachowałem się jak małe, rozkapryszone dziecko, a nie odpowiedzialny, dorosły facet. Przecież gdyby chodziło o pomoc zupełnie obcej osobie, nie wahałabym się nawet minuty. Już dawno myślałem o tym, żeby zostać dawcą.
A teraz stawiałem warunki, stroiłem fochy. Po to tylko, żeby moje było na wierzchu, by mile połechtać swoje ego… Poczułem się jak ostatnie bydlę pozbawione serca, rozumu, a nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zadzwoniłem do Magdy. Choć było już grubo po północy, odebrała natychmiast.
– Chcesz mi powiedzieć, że jednak pójdziesz na badania? – zapytała, zanim zdążyłem się odezwać.
– Tak. Choćby jutro. A skąd wiesz?
– Bo w ciebie wierzyłam. Wiedziałam, że jak sobie wszystko przemyślisz, to zmienisz zdanie. To dlatego czatowałam przy telefonie. Byłam pewna, że zadzwonisz…
– No proszę, widać znasz mnie lepiej niż ja sam. Ale wracając do tych badań… Nie mam pojęcia, gdzie się zgłosić. Podpytaj Bartka i daj mi znać. Zadzwoń albo najlepiej przyjedź. Aha, i nie mów mu, że chodzi o mnie. Po co ma się na ciebie wściekać. W jego stanie to niewskazane. A i tobie nie będzie miło – odparłem.
Gdy to powiedziałem poczułem nagle olbrzymią ulgę. Już nie byłem zły na brata, nie chciałem, żeby mnie przepraszał. Nie chciałem rozdrapywać starych ran. To nie miało już żadnego znaczenia. Chciałem tylko jak najszybciej zrobić badania. I żeby wynik był pozytywny…
Czytaj także:
„Mój brat pożyczył mojemu mężowi pieniądze na rozkręcenie biznesu. Kiedy Jacek go oszukał, winę zrzucił na mnie”
„Mój brat to płytki babiarz. Gdy zechciał się ustatkować z nową dziewczyną, okazało się, że poprzednia jest w ciąży”
„Mój brat zginął w wypadku, za który obwiniliśmy jego dziewczynę. Zgotowaliśmy jej piekło, na które nie zasłużyła”