Zawsze się zastanawiałem, co kieruje tym człowiekiem, że próbuje grać najmądrzejszego i najlepszego na świecie. Był mężem mojej siostry i tylko z tego powodu musiałem spędzać z nim czas. Inaczej nie chciałbym być obok niego nawet jednej minutki, nie ma takiej możliwości! Zachowanie, jakie funduje mi Irek, jest dla mnie gorsze niż najwymyślniejsze tortury.
Gdy tylko wchodzi się do jego mieszkania, bierze każdego na własność. Zaraz zaczyna się chwalić, puszyć ostatnimi zakupami, okazjami i zdobyczami.
Na przykład na wielka lodówka to była jakaś oferta pomyłkowo wystawiona za grosze. Ogromny telewizor był akurat przeceniony, a przecież ma same wspaniałe funkcje i właściwości. Podobno takich kolorów i głębi nigdzie indziej nie zobaczę.
Zaraz szwagier zaczyna swój pokaz – przełącza programy, skacze po kanałach jak sarna po polu, ustawia dźwięk na najwyższe i najniższe tony. Muszę przecież przekonać się na własnej skórze także o głośnikach dołączonych do tego cuda. Podobno szukał tego zestawu cały rok.
– Mówię ci, ja wszystko po taniości potrafię załatwić. Okazje same pchają mi się w ręce! – chwalił się bez końca.
Słyszałem te słowa już z tysiąc razy i zawsze reaguję na nie uprzejmym uśmiechem. Nie wiem, co miałbym powiedzieć – że ja tak nie umiem? Tego na pewno nie usłyszy.
– Najważniejsze to mieć zawsze gotówkę pod ręką. Na raty tego nie załatwisz! – podpowiadał mi z miną znawcy szwagier. – Inaczej przepłacisz za każdym razem. No zawsze! – kiwał głową z namaszczeniem.
Był jak z innej planety
– A ty, zobacz, masz męża, który wydaje kupę pieniędzy na każdy sprzęt i nie umie znaleźć żadnej „złotej okazji”! – mówiłem do żony, gdy wracaliśmy do domu.
– Oj tam, może i niezbyt rozgarnięty, ale za to jaki kochany! – Żona mnie przytula i zaczyna mówić o czymś innym, żebym mógł ochłonąć po tym spotkaniu. Wizyta u siostry i jej króla dobrych okazji zawsze działała mi na nerwy.
Wkrótce znowu mieliśmy się do nich wybrać, bo nadchodziły imieniny mojej siostrzyczki. Nie mogłem się nie pojawić, bo nie chciałem sprawiać jej przykrości. Dobrze wiedziałem, że to byłoby świństwo! Musiałem ją odwiedzić, nawet jeśli jej mężem byłby sam diabeł. Starałem się zachować nerwy na wodzy, ale zbliżając się do jej domu, czułem już podnoszące się ciśnienie.
Żona spojrzała na mnie badawczo i wzięła mnie pod rękę. „Tym razem na spokojnie przetrawię te jego przechwałki” – stawiałem sobie obietnice. Myślałem jednak i o tym, że chciałbym, by mój szwagier zmienił się nagle w normalnego faceta, z którym da się pogadać na poziomie. Miałem dość jego opowieści. Wszedłem do korytarza i zacząłem składać siostrze życzenia. W mig pojawił się jej mąż i rzucił gromkie:
– Super, że wpadłeś!
W tym momencie spojrzałem na niego zaskoczony, bo nigdy się tak nie witał. Zapewne zaraz czeka mnie jakaś fantastyczna opowieść o tym, jak to kupił rakietę międzyplanetarną, bo była okazja i razem ją przetestujemy. A on tylko skierował swój telefon w moją stronę.
„A to co? Jakiś nowy model z super ekranem za kilka tysięcy?” – domyślałem się.
Zaskoczył mnie całkowicie
– Wiesz, ty może będziesz się na tym znał… To dziadostwo nie działa, a ja nie mam pojęcia, dlaczego – szwagier wydawał się poirytowany.
Stanąłem jak wryty. Fakt, na co dzień pracuję w salonie z telefonami, ale nie miałem pojęcia, że Irek o tym pamięta, a co dopiero, że uzna mnie za znawcę! Niesamowite.
– No dobrze, zaraz się temu przyjrzymy – rzuciłem, sięgając po smartfona. „Całkiem fajny model” – oceniłem w myślach.
– Co się z nim dzieje nie tak? – spytałem, niemal jak lekarz.
– On nie wykrywa karty, sieci… A przecież jest nowy, nie rozumiem! – niemal krzyczał szwagier.
– Pokaż mi gwarancję, jeśli masz – doradziłem od razu, ale on tylko smutno pokręcił głową. – Jak to, przecież mówiłeś, że to nowy…
– A… bo to była taka super okazja, ale… – zaczął swoją starą śpiewkę.
„A więc to tak! – skwitowałem w myślach. – Takie są te twoje okazje”.
Zrobiłem minę profesjonalisty i obejrzałem sprzęt z każdej strony. W końcu zdecydowałem się zdjąć obudowę i pogmerać w środku. Okazało się, że brakuje karty z numerem IMEI.
W Polsce to nazywa się Indywidualny Numer Identyfikacyjny Telefonu Komórkowego i musi mieć go każdy aparat. Znajduje się zazwyczaj pod baterią. Można dzięki niemu przykładowo zablokować skradziony telefon. Wystarczy na policji pobrać dokument o potwierdzeniu kradzieży, a operator zablokuje go zdalnie. Wtedy złodziej w żaden sposób już nie uruchomi sprzętu.
No i jak się okazało, telefon zakupiony przez szwagra nie miał tego numeru. Od razu wiedziałem, o co chodzi. Prawie parsknąłem śmiechem, ale się powtrzymałem.
Ale dał się zrobić! Jak dziecko!
– A skąd ty go wziąłeś, stary? – zapytałem.
– Mówiłem ci przecież! Znalazłem w necie świetną ofertę, no za bezcen! – zaczął opowiadać w swoim stylu.
– I dużo cię to kosztowało? – dopytywałem dalej, nie zdradzając się jeszcze z moim zabawnym odkryciem.
– Tylko tysiąc złotych, a na pewno wart jest o wiele więcej – pochwalił się szwagier.
No tak, z całą pewnością byłą to wspaniała okazja i miał rację, co do wartości aparatu. Ale sedno sprawy było takie, że to nie był prawdziwy smartfon, ale wersja demonstracyjna… Gdy mu to powiedziałem, oniemiał.
– Jak to demo? Co to znaczy? – oburzał się szwagier. – Pierwsze słyszę coś takiego!
– Widzisz, to jest taki model, który ma tylko wyglądać dobrze na półce w salonie. Nie działa w nim nic tak, jak powinno. Niby ma wszystkie części, ale w środku są pustki. Nie da się go połączyć z siecią i internetem. Karta też nic nie ta.
Szwagier słuchał tego wywodu z otwartymi ustami.
– Można w nim co najwyżej robić zdjęcia, włączyć muzykę i obejrzeć niektóre aplikacje.
– No to po co to się produkuje? – zdenerwował się Irek, bo dotarło do niego, że przepłacił trzy razy za nic niewartą zabawkę.
– Takie komórki są do demonstracji w salonie – przypomniałem mu na spokojnie, choć w środku kipiałem ze śmiechu. – Wystawiamy je, żeby ludzie mogli sobie pooglądać funkcje telefonów. Sam na pewno takie widziałeś. No ale czasem ktoś się skusi na kradzież, wystarczy chwila nieuwagi…
– To ja… mam atrapę, którą ktoś wyniósł cichaczem z salonu? – zapytał z nieszczęśliwą miną.
– Tak, niestety taka jest prawda – przyznałem poważnie, oddając mu sprzęt. – Teraz powinieneś odnaleźć kontakt do sprzedającego i pociągnąć go do odpowiedzialności. Zostałeś w końcu oszukany.
– Ale ja… nie mam kontaktu – rzucił zrezygnowany szwagier. – Jakiś dzieciak to wystawił, odebrałem towar bezpośrednio na mieście, płaciłem gotówką. – Jak nie udało mi się tego włączyć, to próbowałem się z nim jakoś kontaktować, ale usunął konto.
– Co się tanio kupuje, to się marnuje – podsumowałem powiedzonkiem naszego ojca, ale Irek postanowił tego nie komentować.
Michał, 33 lata
Czytaj także:
„Rodzice nie tolerowali mojego męża, bo nie klękał na widok krzyża. Łapali się za głowę, bo w piątki jadł schabowe”
„Pożyczyłem narzeczonemu córki 50 tysięcy na mieszkanie. Żałuję, ze zrobiłem to na gębę, bo mnie wydoił i zwiał”
„Brat poczuł zapach kasy i zmienił się w wyniosłego dorobkiewicza. Zamiast pomóc rodzinie trwoni pieniądze na panienki”