„Nie słyszałam nigdy wcześniej, by brat tak gnębił brata. Mój mąż był ofiarą, a został wygnany z rodzinnego domu”

smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa
„Mirek dręczył mnie, od kiedy pamiętam, a oni nic nie widzieli, nigdy mi nie pomogli, nigdy nie próbowali zrozumieć ani wysłuchać. To ja byłem tym złym bratem, choć nic nie zrobiłem. Jeden jedyny raz nie wytrzymałem. Nie żałowałem i nie żałuję, zasłużył sobie za to wszystko, co mi zrobił. Moja noga nigdy więcej nie stanęła w domu rodziców”.
/ 19.06.2023 15:15
smutny mężczyzna fot. Adobe Stock, New Africa

Jesteśmy razem od 15 lat, ale pierwszy raz zdarzyło się, że mój mąż rzucił telefonem, i to z taką złością, że aż bateria wypadła. Wojtek to uosobienie spokoju, a teraz gdy zmierzał sztywnym krokiem w stronę kuchni, gniew niemal z niego parował. Płomień w oczach, pionowa bruzda między brwiami, zaciśnięte, wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie usta – wszystko to sprawiało, że jego twarz wyglądała jak twarz obcego człowieka.

Zwalił się na fotel ogrodowy, ciężko jak kamień. Stanęłam w drzwiach z szeroko otwartymi oczami. Nie poznawałam własnego męża.

Mirek umarł – odezwał się wreszcie.

– Kto? – nie miałam pojęcia, o kim mówi.

– Mój brat. Dzwoniła jego żona.

Przez chwilę nie kojarzyłam, ale po intensywnym zastanowieniu przypomniałam sobie. Aha, ten brat, o którym nie rozmawiamy, który został z rodzicami, podczas gdy Wojtek wyprowadził się do dziadków. Nie mogłam uwierzyć, że na to pozwolili, że wyrzekli się jednego z synów.

– Wybierasz się? – zagaiłam ostrożnie.

– Ani mi się śni! – warknął. – I nie mam pojęcia, czemu w ogóle śmiała do mnie zadzwonić. Jakbyśmy byli rodziną. Ja nie mam rodziny, poza tobą!

Dziadkowie Wojtka nie żyli. Z rodzicami nie utrzymywał kontaktu, więc tylko od niego samego mogłam się czegoś dowiedzieć. Czułam, że póki nie poznam jego przeszłości, a raczej póki mój mąż się od niej nie uwolni, nie zostaniemy rodzicami. Wojtek wyraźnie się tego bał, jakby nie wierzył, że może być dobrym ojcem, skoro nigdy nie miał odpowiedniego wzorca. Niby mówił, że kiedyś dojrzeje do ojcostwa, ale wciąż zwlekał. A ja nie robiłam się młodsza… Przysiadłam w fotelu obok.

Pogładziłam męża po ramieniu. Wstrząsnął nim spazm, jakby płakał.

– Ciii…

Nie wiem, czy zadziałał alkohol, czy mój dotyk, ale po upływie kilku pełnych napięcia minut Wojtek przemówił.

To był najpodlejszy człowiek na świecie.

– Twój brat?

– Tak. Bałem się go. Był o rok starszy i nigdy nie wiedziałem, co strzeli mu do głowy.

Ten drań niszczył wszystko, co Wojtek polubił lub pokochał

Głos mu zadrżał. Zamilkł. Myślałam, że to koniec. Jednak po kilku głębokich wdechach Wojtek kontynuował:

– Kiedy byłem mały, stawał nad moim łóżkiem i patrzył. Nic nie robił, nie mówił, nie uśmiechał się, tylko przeszywał mnie spojrzeniem. Bałem się tak, że zdarzało mi się posikać. A potem płakałem, bo szczypał mnie, ciągnął za ręce i nogi. Zawsze zdążył się ulotnić, zanim mama wpadła do pokoju. Przytulała mnie, myśląc, że przestraszyłem się jakiegoś wymyślonego potwora.

– Nie mówiłeś jej, że to przez brata?

Broda mojego męża drżała, gdy cofał się w czasie do nieprzyjemnych zdarzeń.

– Próbowałem, ale nie chciała mnie słuchać, nie chciała mi wierzyć.

Zrobił pauzę, spojrzał ponad moją głową, chrząknął i wrócił do przerwanego wątku:

– Problem w tym, że Mirek wyglądał jak aniołek. Kręcone blond włoski, niebieskie oczy, słodki uśmiech.

Wojtek wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego.

– Znalazłem kiedyś w ogródku sikorkę z uszkodzonym skrzydłem. Postanowiłem się nią zaopiekować. Pobiegłem do mamy, żeby jej o tym powiedzieć, po czym wróciłem do ptaszka. I przeżyłem szok. Poczułem się tak, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w twarz. Sikorka leżała tam, gdzie ją zostawiłem. Nieżywa. – Wojtek zaciągnął się papierosem. – Mirek stał pod szopą na narzędzia. Uśmiechał się szyderczo. Mama usłyszała mój krzyk, więc wybiegła z kuchni. Mirek odwrócił się i poszedł w stronę lasu. Ja ryczałem w głos, mama mnie tuliła, próbując uspokoić. Wtedy powiedziałem jej, że boję się Mirka. I to był mój wielki błąd.

– Dlaczego? Miałeś okazję wyjaśnić, co się naprawdę stało. Uświadomić mamie, jakie z Mirka ziółko. Wojtek cały się trząsł.

Zwiesił ramiona, skurczył się w sobie. Wyglądał jak przerażone dziecko.

– Tak właśnie zrobiłem – odparł. – Ale mama nazwała mnie kłamczuchem. Nie miałem prawa oskarżać jej kochanego cherubinka. Wiesz, co było najgorsze? Następnego dnia zawiozła mnie do psychologa.

Jęknęłam na te słowa.

Mocno ścisnęłam ramię męża.

– Nie wierzę!

– Uznała, że to ja mam problem, nie on. Kiedy szykowaliśmy się do wyjścia, Mirek stanął za jej plecami, spojrzał na mnie i przejechał palcem po szyi.

– Chryste… – wymamrotałam do głębi poruszona.

– Nie powiedziałem psychologowi ani słowa o moim bracie – Wojtek znów zaciągnął się papierosem. – Od tamtej pory unikałem go jak ognia. Przestałem jeść wspólne kolacje, wymawiając się bólem brzucha, albo brałem kanapki do pokoju. W szkole miałem oczy dookoła głowy. Uważałem, żeby nie wpaść na niego na przerwie. Do domu wracałem inną drogą. Zachowywałem się jak zbieg. Osaczony.

Wojtek zapatrzył się w szumiące akacje

– Zacząłem się zadawać z chuliganami. To byli chłopcy z blokowiska. Mali, ale sprytni. Często uciekali z lekcji, a ja razem z nimi. Chociaż lubiłem się uczyć, wolałem być blisko nich. Czułem się bezpieczniej. Mirek nigdy mnie przy nich nie zaczepiał.

– I dał ci spokój?

Sięgnęłam do paczki i też zapaliłam.

Mąż wyglądał spokojniej, ale teraz ja się zdenerwowałam.

– Tylko pozornie. Dostaliśmy oddzielne pokoje. Unikaliśmy swojego towarzystwa. Jednak niemal codziennie wyrządzał mi małe podłości. A to wtarł w koszulkę owoc dzikiej róży, a to rozsypał wokół łóżka pinezki. Przez to wszystko moje oceny zaczęły spadać na łeb na szyję. Ponieważ przy rodzicach Mirek zachowywał się jak ideał, stawiali mi go za wzór. Nienawidziłem tego. Miałem ochotę go sprać. Niestety, był ode mnie większy i silniejszy. W pojedynkę nie dałbym mu rady, a kiedy byłem z chłopakami, znikał z mojego radaru.

Popiół spadł Wojtkowi na kolana. Nawet tego nie zauważył. Myślami był gdzie indziej.

– Kiedy poszedł do liceum, poczułem się w szkole wolny – ciągnął. – Nadrobiłem materiał, poprawiłem oceny. Na wakacje przeniosłem się do dziadków na wieś, odpocząłem. Przygotowałem się do egzaminu do technikum. Potem praktycznie się nie widywaliśmy. Mirek znalazł sobie jakąś bandę.

I wreszcie zostawił cię w spokoju? – spytałam z nadzieją.

– Bardzo bym chciał – odparł mój mąż.

Zgasił papierosa. Zapalił kolejnego.

– Poznałem Ankę. Była podobna do ciebie, może trochę mniej zwariowana – parsknął śmiechem. – Zakochałem się szczenięcą miłością. Wszędzie chodziliśmy razem, oczywiście nie licząc mojego domu. Pewnego razu Anka zapragnęła zobaczyć mój pokój. Byłem przerażony. A jeśli wpadniemy na Mirka? Długo się wykręcałem, ale Anka nie dawała za wygraną. Musiałem się zgodzić, żeby nie wyjść na dziwaka.

Zresztą moi rodzice też chcieli ją poznać.

Sądząc po minie męża, to co najgorsze, miało się dopiero wydarzyć.

– Nie wiem, czy powiedzieli Mirkowi, że przyprowadzę przyjaciółkę, czy miał jakiś szósty zmysł, ale siadł z nami do obiadu. Był przesympatyczny. Zastanawiałem się, kiedy uderzy, ale nie zrobił nic. Szok. Anka stwierdziła, że mam fajnego brata. Dalszego ciągu łatwo się domyślić.

– Czyżby… – zaczęłam.

– Dokładnie tak. Zastałem ich całujących się pod szopą na narzędzia. Nie wyobrażasz sobie, jak się wtedy czułem. Zalała mnie krew. Byłem tak wściekły, że sam siebie nie poznawałem. Jakby wstąpił we mnie inny człowiek, jakby coś mnie opętało. Ruszyłem na niego z furią. Mirek się nie spodziewał. Miał opuszczone ręce...

– A Anka?

– Wrzeszczała. Próbowała nas rozdzielić.

Długa pauza, papieros.

– W końcu przybiegli rodzice. Ojciec siłą oderwał mnie od Mirka, mama krzyczała, żebym się wynosił i nigdy nie wracał, że jestem bandytą. Ona się mnie wyparła.

– Co zrobiłeś?

– Uciekłem do dziadków. Później przyszedł ojciec. Porozmawiał z nimi, zostawił moje rzeczy. Nie wiem, co im nagadał, ale było mi już wszystko jedno. Gorzej czuć się nie mogłem. Porzucenie przez rodziców było dla mnie ostatecznym dowodem, że mnie nie kochają. Mirek dręczył mnie, od kiedy pamiętam, a oni nic nie widzieli, nigdy mi nie pomogli, nigdy nie próbowali zrozumieć ani wysłuchać. To ja byłem tym złym bratem, choć nic nie zrobiłem. Jeden jedyny raz nie wytrzymałem. Nie żałowałem i nie żałuję, zasłużył sobie za to wszystko, co mi zrobił. Moja noga nigdy więcej nie stanęła w domu rodziców.

Nie chcę ich oglądać, nie chcę ich znać…

Zwierzenia są jak katharsis, ale może tych ran nic nie uleczy

Nawet nie zauważyłam, kiedy mój papieros się wypalił. Wrzuciłam go do popielniczki, wzięłam głęboki wdech. Miałam mężowi coś ważnego do powiedzenia.

Uważam, że powinieneś pojechać na pogrzeb – odezwałam się wreszcie. – Zobaczysz, jak nad Mirkiem zamyka się wieko trumny, jak przyczyna twoich nieszczęść znika pod ziemią. To ci pomoże. Pozwoli na zawsze zamknąć tamten straszny rozdział i zacząć nowy. Nie wierzę, że zło jest dziedziczne, jeśli… jeśli tego się właśnie boisz. Nasze dziecko nie musi być takie jak twój brat, a ty na pewno będziesz lepszy dla naszych dzieci niż twoi rodzice byli dla ciebie. No i pamiętaj, że masz mnie.

Wojtek długo milczał.

Zastanawiał się nad tym, co powiedziałam. Oboje czuliśmy, że już sama opowieść pozwoliła mu się oczyścić. Nawet wyglądał lepiej niż w chwili, gdy rozpoczynał bolesne zwierzenia. Jego twarz nie wyglądała już jak twarz obcego człowieka.

Na pogrzeb pojechaliśmy razem.

Rodzice Wojtka przywitali nas skinieniem głowy. Po uroczystości podeszła do nas wdowa po Mirku. Chyba coś wiedziała o przeszłości obu braci, bo powiedziała, że dorosły Mirek, zmagający się przez lata z chorobą nowotworową, był zupełnie innym człowiekiem niż potwór z dzieciństwa. Zmienił się, bo choroba zmienia perspektywę, wręcz uważał ją za swoją karę.

Wyspowiadał się żonie, podobno wyznał również prawdę rodzicom, lecz nigdy nie zdobył się na odwagę, by przeprosić brata. Żona zrobiła to w jego imieniu.

W końcu podeszli rodzice Wojtka. Teściowa nieśmiało objęła dorosłego syna i zaprosiła go na stypę. Odmówił. Teść miał łzy w oczach, dając mu numer telefonu i prosząc, by chociaż zadzwonił.
Wojtek nie komentował wydarzeń tamtego dnia zbyt wylewnie. Widziałam jednak, że obecność na pogrzebie mu pomogła. Wyprostował się, odprężył.

Czy zadzwoni do rodziców? Czy im wybaczy? Nie wiem. Czas leczy rany, a zwierzenia są jak katharsis, ale może pewnych ran nic nie uleczy? Może trzeba zostać rodzicem, by zrozumieć, jak trudno uwierzyć, iż własne dziecko jest diabłem wcielonym? Może rodzice Wojtka woleli odepchnąć dobrego syna, by pilnować złego? Kto wie…

Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”

Redakcja poleca

REKLAMA