„Szukałem szczęścia w kasynie. Okradłem nawet żonę i szefa, byle mieć za co grać. To było silniejsze ode mnie”

zmartwiony mężczyzna fot. Adobe Stock, Minerva Studio
„Rzadko nosiła te kolczyki, a pierścionek dawno temu zrobił się za mały. Dlatego właśnie te przedmioty zabrałem do lombardu. Leżały sobie spokojnie w samym tylnym kącie szuflady, żona przez lata do nich nie sięgała, a teraz właśnie, jak na złość, musiała się tym zainteresować”.
/ 23.11.2023 07:15
zmartwiony mężczyzna fot. Adobe Stock, Minerva Studio

Słowo „pokusa” ma sporo odniesień i dotyczy różnych rzeczy i spraw. Dla mnie tego dnia pokusę stanowiła marynarka. Nie jakaś wyjątkowa od światowej sławy projektanta, w cenie samochodu. Owszem, była droga, znakomitej jakości, ale tak w ogóle najzupełniej zwykła. Jak nietrudno się domyślić, chodziło o jej zawartość. Wisiała sobie na oparciu fotela, taka samotna i smutna, że właściciel ją porzucił. Och, jak prosiła się o uwagę.

Nie miałem skrupułów

A ten fotel stał naprzeciwko mnie, po drugiej stronie szerokiego dyrektorskiego biurka. Trzeba powiedzieć, że szef bardzo rzadko zdejmował marynarkę i luzował krawat, ale tego dnia było tak parno, że nawet klimatyzacja zawodziła.

Siedziałem więc i czekałem na powrót przełożonego, wpatrując się w tę marynarkę. Powinienem się denerwować, bo to nie była przyjemna rozmowa, ale obawę przed dalszym jej ciągiem, kiedy dyrektor wróci, tłumiła właśnie ona. Wiedziałem, że zostawił w niej portfel. A nawet to widziałem. Jeszcze rok temu w ogóle nie zwróciłbym na to uwagi. Lecz teraz miałem zmysły wyczulone na takie rzeczy, dlatego dostrzegałem leciutkie wybrzuszenie po lewej stronie, a gdybym odchylił klapę marynarki, mógłbym pewnie dostrzec krawędź eleganckiego, skórzanego portfela. Szef nieraz mówił, że zawsze nosi ze sobą trochę gotówki, bo karty mogą zawieść, nawet te platynowe. Potrzebowałem forsy, a już nie miałem od kogo pożyczyć.

Tymczasem marynarka spokojnie sobie wisiała, a ja zostałem z nią sam na sam w gabinecie. Odwróciłem głowę i zapatrzyłem się w okno, żeby się na niej nie skupiać, ale to była beznadziejna sprawa. Oko ciągle mi uciekało i zahaczało o to wybrzuszenie.

Nabrałem głęboko powietrza. Nie wiedziałem, ile mam czasu, ale dyrektor wyszedł zaledwie minutę temu, wezwali go pilnie do działu informatycznego, więc samo przejście do drugiego skrzydła budynku powinno co najmniej tyle potrwać, tam przecież musi wysłuchać, o co chodzi, pewnie podjąć jakąś decyzję…. Muszę się jak najszybciej zdecydować…

Zastawiłem biżuterię żony

Poprzedniej nocy miałem pewne kłopoty z zaśnięciem. Koło drugiej usiadłem przy komputerze i wszedłem na najczęściej ostatnio odwiedzaną stronę kasyna online. Do trzeciej przepuściłem ponad dwie stówy i położyłem się w jeszcze gorszym nastroju. Może zdołałbym się odegrać, ale Kaśka zaczęła się kręcić na łóżku w sypialni. Wolałbym, żeby mnie nie przyłapała.

Tym bardziej że nie dalej jak dwa dni wcześniej zaczęła dociekać, gdzie się mogły podziać jej złote kolczyki i narzeczeński pierścionek. Diabli nadali! Rzadko nosiła te kolczyki, a pierścionek dawno temu zrobił się za mały. Dlatego właśnie te przedmioty zabrałem do lombardu. Leżały sobie spokojnie w samym tylnym kącie szuflady, żona przez lata do nich nie sięgała, a teraz właśnie, jak na złość, musiała się nimi zainteresować. Jak pech, to pech. Na razie przekonywałem ją, że musiała to wsadzić gdzieś indziej.

– Ale gdzie? – zastanawiała się. – Naprawdę nie kojarzysz?

– Kobieto – zaśmiałem się i miałem nadzieję, że brzmi to autentycznie.

– Przecież nie noszę twojej biżuterii. Pewnie się znajdzie, jak przestaniesz szukać.

Niby machnęła ręką, ale przeglądała szafki. Gdyby zobaczyła mnie przy graniu po nocy w kasynie, mogłaby coś skojarzyć. Bo nie tylko to złoto znikło w ostatnich miesiącach, a Kaśka głupia nie była.

Czekała mnie rozmowa z szefem

Dyrektor wezwał mnie na rozmowę jeszcze poprzedniego dnia przed końcem pracy, ale kazał przyjść do siebie rano, zanim przystąpię do wypełniania obowiązków. To nie wróżyło dobrze, ale też w ostatnim czasie niewiele było rzeczy, o których mógłbym powiedzieć, że dobrze mi wróżą.

– Panie Januszu – powiedział, wskazując mi miejsce dla petentów. – Coś się z panem dzieje.

Nie rozumiem – od razu zacząłem grać głupiego.

– Na pewno pan rozumie – to nie był człowiek, którego można było wyprowadzić w pole i zbyć byle czym. – Pański stosunek do pracy ostatnio pozostawia wiele do życzenia. A był pan przecież jednym z najbardziej obowiązkowych i solidnych pracowników. Coś złego się wydarzyło?

– W firmie jest w porządku – odparłem. – Ale jeśli…

– To może w życiu prywatnym? – przerwał mi. – Wiem, że pożycza pan pieniądze od współpracowników. Jeśli coś pana spotkało, proszę powiedzieć.

– Jak by to powiedzieć… – chwyciłem deskę ratunkową.

Tylko że nie spodziewałem się po surowym przełożonym takich słów. Nastawiłem się raczej na obronę.

Perfidnie skłamałem

Bo przecież doskonale wiedziałem, o co mu chodzi. Rzeczywiście od jakiegoś czasu opuściłem się dość mocno w robocie, na tyle, żeby współpracownicy zaczęli okazywać niezadowolenie, bo często moje zaniedbanie stawało się ich kłopotem. A ja po prostu myślałem tylko o jednym – żeby zdobyć pieniądze i iść zagrać, najlepiej do kasyna, a jeśli się nie da, usiąść przed ekranem i spróbować szczęścia w sieci.

Trzeba uczciwie przyznać, że tego szczęścia miałem niewiele, więc najczęściej moje myśli krążyły wokół tego, żeby się w ogóle odegrać.

– No, niech pan mówi – zachęcał dyrektor.

Gorączkowo szukałem w głowie odpowiedniego kłamstwa. Wreszcie przyszło mi do głowy chyba najbardziej oczywiste rozwiązanie. Rak!

– Widzi pan, panie dyrektorze, moja żona… Kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że cierpi na nowotwór.

– Och! – aż się odchylił w fotelu. – Poważna sprawa?

– Raczej tak – odparłem ostrożnie. – Sprawy kobiece, coś z jajnikami.

Pokiwał głową i chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili zadzwonił telefon i szef poszedł do informatyków.

Początki były niewinne

Pierwszy raz poszedłem do kasyna z przyjacielem jakieś półtora roku wcześniej. Od razu spodobało mi się to miejsce – atmosfera, wystrój, odgłosy maszyn do gier, przenikające się z grzechotem ruletki i formułkami krupierów.

– Ładuj się na ruletkę – powiedział Robert.

– A co, początkujący zawsze ma szczęście? – zaśmiałem się.

– Nie zawsze, ale bardzo często – odrzekł z powagą. – Na tyle często, żeby się nad tym zastanowić.

I rzeczywiście – pierwsza gra poszła rewelacyjnie, żałowałem, że nie postawiłem więcej. Zresztą drugi raz też zakończył się sukcesem. Ale potem przyszła zwykła krzyżówka szczęścia i pecha. I nie powinno dziwić, jeśli powiem, że koniec końców byłem finansowo nieco do tyłu. Chyba powinno mnie to zniechęcić, lecz stało się inaczej. Jak orzekł mój kumpel, miałem w sobie żyłkę prawdziwego hazardzisty, a tacy trudno się zrażają.

– Prędzej czy później się odkujesz – mówił. – Najważniejsze to wyjść na zero albo niewiele stracić. Odchodzisz od stołu, zanim zaczniesz się pogrążać.

Ruletka, blackjack, czasem poker. Najmniej grałem na automatach.
Nie umiem określić momentu, kiedy straciłem nad tym kontrolę. Myślę, że nie stało się to z dnia na dzień. W każdym razie chodziłem do kasyna, gdy tylko mogłem. Jednak nie chciałem, aby żona zaczęła coś podejrzewać.

Oszukiwałem żonę

Do tego pożyczałem pieniądze, a potem miałem oczywiście problem z regulowaniem długów. Uciekałem się też do chwilówek. W rejonie kasyna kilka takich przedsiębiorstw miało swoje filie.

– Idę z Robertem na piwo – meldowałem Kaśce mniej więcej raz w tygodniu.

– Znów wrócisz nad ranem? – krzywiła się.

– Postaram się wcześniej – odpowiadałem.

A potem lecieliśmy z kumplem do przybytku gier. To był idealny układ, bo w razie zainteresowania naszych lepszych połówek, czy na pewno jesteśmy razem, mogliśmy się wzajemnie kryć. A że nigdy nie wracałem do domu pijany, żona jakoś to tolerowała. Nieraz się tylko zastanawiałem, ile jej zaufanie potrwa. Bo w końcu kiedyś musi zauważyć, że zginęły z domu różne przedmioty w stylu prawie nigdy nieużywanego malaksera i tym podobne drobiazgi.

Mówiłem sobie, że zanim Kaśka coś wywęszy, do tego czasu się odegram i wykupię fanty z lombardu albo kupię coś nowego. Kiedy tylko się odegram…

Problem w tym, że nawet kiedy coś mi się udało zdobyć, z powrotem puszczałem całe pieniądze, licząc na jeszcze większy zysk. A ponieważ nie mogłem bywać w kasynie tak często, jak bym chciał, wziąłem się za hazard internetowy. W porównaniu z realną, fizyczną grą było to trochę jak lizanie lodów przez szybę, jednak zawsze to coś.

Dyrektor wrócił do rozmowy ze mną

– Bardzo przepraszam, że musiał pan czekać, panie Januszu – usiadł na fotelu, zasłaniając mi widok na rysujący się pod materiałem marynarki portfel. – Wynikła pilna sprawa. Jak rozumiem, ma pan domowe kłopoty – wrócił do tematu.

– Bardzo współczuję. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, w końcu na takie przypadłości cierpi sporo kobiet.

– I część umiera – mruknąłem ponuro.

Sam powinienem uwierzyć, jaki jestem nieszczęśliwy, żeby zachowywać się autentycznie.

– To prawda – zgodził się. – Nie ma sensu mówić, że białe jest czarne. Trzeba być dobrej myśli. Ale nie może być tak, żeby nawet bardzo poważne problemy wpływały na jakość pracy do tego stopnia, aby to zakłócało pracę całego działu.

– Oczywiście, panie dyrektorze. Obiecuję, że od dziś będę pracował tak jak dawniej. Bardzo przepraszam.

Pokiwał głową, otworzył szufladę i wyjął jakiś papier.

– Przygotowałem już nawet rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron – rzekł, a mnie zrobiło się zimno.

– Ale na razie się z tym wstrzymam.

Wsunął dokument do maszyny przy biurku, rozległ się chrobot pracującej niszczarki.

– Proszę jednak mieć na uwadze, że nie mogę w nieskończoność tolerować niestaranności pracowników.

Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową.

Upiekło mi się

Pomyślałem, że faktycznie muszę wziąć się ostro do pracy. Bywały dni, że granie w kasynie internetowym zajmowało mi o wiele więcej czasu niż moje obowiązki służbowe.

Idąc długim korytarzem do swojego działu, myślałem, że jutro jest piątek i wyskoczymy z Robertem do kasyna. Dzisiaj przyłożę się do pracy, nadrobię część zaległości, nazajutrz poświęcę na to cały dzień i niech tak już będzie codziennie.

Usiadłem przy biurku, odpaliłem komputer i odruchowo kliknąłem w znajomą ikonę w rogu pulpitu. Zmieniłem jej wygląd na zupełnie niewinny. Wyglądała jak skrót do folderu z dokumentami. Pojawiło się okno logowania. Zastanawiałem się przez chwilę, a potem wzruszyłem w duchu ramionami. Co tam, zacznę harować od jutra. Dzisiaj jeszcze trochę się rozerwę, może coś ugram.

Pomacałem kieszeń spodni, usłyszałem cichy, miły szelest.
Miałem nadzieję, że dyrektor nie doliczy się braku kilku stówek. Zresztą nawet jeśli zauważy, nie powinien chyba skojarzyć tej straty ze mną. A ja będę miał jutro środki na dobry rozruch w kasynie.

Czytaj także: „Marzyłam, że na emeryturze będę korzystać z życia. A syn już pierwszego dnia wstawił mi dzieci do domu”
„Rodzice sprzedali dom i wyjechali w podróż po świecie. Ogołocili mnie ze spadku i nie pomyśleli, żeby coś zostawić”
„Z Adamem było miło, ale się skończyło. Gdy zaszłam w ciążę, jego miłość wyparowała, a ja zostałam samotną matką”

 

Redakcja poleca

REKLAMA