Jak tylko skończyłam piętnaście lat, uzmysłowiłam sobie, że będę mogła mieć każdego. Podobałam się rówieśnikom, starszym kolegom i co mnie jeszcze wtedy dziwiło, dojrzali mężczyźni też nieraz puszczali do mnie oko. Uroda stanowiła moją broń, więc robiłam wszystko, by nauczyć się z niej jak najlepiej korzystać. Faceci byli tacy nieskomplikowani. Wystarczyło pokazać to i owo, a już tracili głowę.
Wiedziałam, że jestem ładna
Nie zamierzałam utknąć z jakimś gościem bez grosza przy duszy, który za swoje królestwo miał rozwalającą się klitkę w bloku z wielkiej płyty. Wiele godzin spędzałam przed lustrem, robiąc makijaż, dobierając pasujące do siebie ubrania i dodatki.
Zawsze musiałam się nienagannie prezentować, niezależnie od tego, czy szłam do szkoły, jechałam w gości do ciotki czy wybierałam się z koleżankami do miasta. Wszędzie mogłam przecież kogoś spotkać. A o wygląd i własną opinię trzeba było dbać.
Chciałam kogoś z kasą
Myślałam, że na studiach będę miała w czym wybierać. Chciałam znaleźć sobie odpowiedniego męża, by już się ustawić na całe życie. Nie zamierzałam skończyć tak jak matka, z ochroniarzem z marketu. Nie dość, że musiała pracować w jakimś obskurnym barze, to jeszcze na nic nie miała czasu. No i wiecznie brakowało jej kasy. Nie wiem, jak to znosiła, ale ja miałam zdecydowanie większe ambicje.
Niestety, już pierwsze dni na uczelni przyniosły mi gwałtowne rozczarowanie. Moi rówieśnicy kompletnie do niczego się nie nadawali, podobnie zresztą jak studenci ze starszych roczników. Byli jak banda rozwrzeszczanych, nie do końca rozgarniętych dzieci. Kasy nie mieli, wiecznie od kogoś pożyczali i zwykle żyli na garnuszku rodziców.
Oczywiście, nie spieszyło im się, żeby się ustatkować, a nawet jeśli, podejmowali jakieś śmieszne prace typu kelner, sprzedawca w sklepie odzieżowym czy gość z obsługi kina. Nie miałam czasu ani ochoty wychowywać takiego chłopczyka. Doszłam do wniosku, że na dzieci przyjdzie jeszcze pora, a dziecinnego tatusia do kompletu nie potrzebowałam. Zresztą, do ciąży też mi się nie spieszyło. Jak ja bym wyglądała z brzuchem?
Joachim się nadawał
Mojego wymarzonego faceta poznałam w barze, kiedy poszłyśmy z koleżankami świętować zdaną sesję. One oczywiście miały chłopaków, a jedna była nawet zaręczona i kompletnie nie pojmowały, dlaczego ja z żadnym nie chodzę. Na szczęście, to miał być babski wieczór, więc nie musiałam patrzeć na tych ich wiecznych, niedojrzałych chłopców.
Kiedy tak siedziałyśmy, śmiejąc się z głupot, jakiś facet postawił wszystkim drinki. Joachim – tak wołali na niego znajomi. Jak się okazało, zrobił to z okazji swoich trzydziestych trzecich urodzin. Przyglądałam mu się, gdy siedział w otoczeniu kolegów, roześmiany i wyraźnie szczęśliwy. Oceniłam jego idealny strój, starannie ułożone włosy, złoty zegarek na nadgarstku. Wszystko to sprawiło, że w mig się nim zainteresowałam.
Biedni nudziarze ze studiów mogli się schować. Joachim był poukładany, stateczny i, co najważniejsze, bajecznie bogaty. Między nami było co prawda dziesięć lat różnicy, ale co to komu przeszkadza? Miałam być jego ozdobą. Błyszczeć na każdym przyjęciu i bankiecie.
Skusiłam go
Dziewczyny zaczęły się zbierać, a ja powiedziałam, że jeszcze moment zostanę. Niewiele myśląc, jak tylko sobie poszły, podeszłam do stolika, gdzie świętował Joachim.
‒ Dziękuję za drinka ‒ odezwałam się. Rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu. ‒ To miłe z pana strony. I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Nieco zaskoczony, odwzajemnił uśmiech. Jego koledzy natychmiast umilkli, pewnie oszołomieni moją urodą.
‒ Dziękuję ‒ odparł. ‒ I żaden pan, tylko Joachim. A ty zdradzisz mi swoje imię?
Oczywiście zdradziłam. Trzepocząc rzęsami, ciągnęłam rozmowę. Dosiadłam się do nich i spędziłam z nimi trochę czasu. Potem znajomi Joachima się rozeszli, a ja ucieszyłam się, gdy zostaliśmy sami.
Pozwalałam mu mówić o sobie. Przytakiwałam, gdy uznałam, że trzeba to zrobić i dbałam o to, by zachować skupioną minę, jakby rzeczywiście interesowało mnie to, co mówi. Jednocześnie ukazywałam mu moje wdzięki, posyłałam coraz to słodsze uśmiechy i dbałam, by przez cały ten czas miał mój biust w zasięgu wzroku.
Potem rozeszliśmy się każde w swoją stronę, ale Joachim dał mi swój numer. Już wtedy wiedziałam, że zrobię z niego użytek.
Dostałam, co chciałam
Szybko zaczęliśmy ze sobą chodzić. Wtedy wydawało mi się, że Joachim świata poza mną nie widzi. Obsypywał mnie mnóstwem drogich prezentów, zabierał na przeróżne wycieczki i spełniał niemal każdą moją zachciankę. Pieniądze nie miały dla niego znaczenia – w końcu pracował w bardzo dużej i prężnie się rozwijającej firmie farmaceutycznej na kierowniczym stanowisku. Zależało mu na tym, żeby dawać mi szczęście i świetnie mu to wychodziło.
Koleżanki zazdrościły mi Joachima. Taki facet to przecież prawdziwy skarb, trofeum, którym trzeba się chwalić przed innymi. Trudno im się dziwić, skoro ich chłopcy w najlepszym razie wykosztowali się na bukiet kwiatków z okazji dnia kobiet i tyle. A ja dostawałam drogą biżuterię, wspaniale pachnące, markowe perfumy, piękne sukienki z najlepszych sklepów oraz cudowne buty i torebki. Miałam wrażenie, że mogłabym zażyczyć sobie wszystkiego, a on by to zdobył, niezależnie od tego, ile by go to kosztowało.
Po pół roku postanowił mi się oświadczyć. Zrobił to w drogiej restauracji. Zamówił nawet muzyków, żeby było bardziej nastrojowo. Pierścionek, który mi wybrał, był nieziemsko piękny. I od razu dało się dostrzec, że to naprawdę wartościowa rzecz.
Po oświadczynach miał dla mnie jakby trochę mniej czasu. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo mogłam robić, co chciałam, a kiedy czegoś potrzebowałam, zawsze mogłam przecież do niego zadzwonić lub skontaktować się z nim w inny sposób. Wierzyłam w naszą świetlaną przyszłość mocniej niż w cokolwiek innego. Dlatego nie dostrzegałam wyraźnych znaków, że coś jest nie tak, a Joachim powoli się ode mnie oddala.
Zostawił mnie dla przeciętniary
Kiedy to piszę, nadal nie wierzę, że to się stało. Joachim mnie zostawił! Tak po prostu. Z dnia na dzień. Przyszedł do mnie, powiedział, że zrywa zaręczyny, bo nie byłby ze mną fair. Podobno się zakochał. Jakie to żałosne! Jak mógł się głupio zakochać akurat w tym momencie, gdy miał być mój?!
I kto jest jego wybranką? Dziewczyna z mojej uczelni, która studiuje rok wyżej. Kiedy ją zobaczyłam z nim po raz pierwszy, oniemiałam. Ze zgrozą odkryłam, że nie jest ani ona ładna, ani dobrze ubrana, ani nawet się dobrze nie prezentuje. Wręcz potyka się o własne nogi! Czy on naprawdę mógł mnie zostawić dla kogoś tak przeciętnego? I jeszcze podobno jej rodzice są nauczycielami, a ona póki co sama nie zarabia. Żeby to chociaż zrobił dla kasy, to jeszcze bym zrozumiała… Ale nie, on się zakochał!
Tak czy inaczej, definitywnie go skreśliłam. Skoro nie potrafił stanąć na wysokości zadania, nie jest mnie wart. A ja, choć przyznaję to z ciężkim sercem, znowu muszę rozpocząć poszukiwania właściwego męża. I pewnie wcale nie będzie tak łatwo.
Czytaj także: „Ani się obejrzałam, a zaokrągliłam się tu i ówdzie. Koleżanki ze mnie szydziły, ale ja byłam najszczęśliwsza”
„Żona mnie zdradziła, a jej kochanek z nami zamieszkał. Jestem mu wdzięczny, bo gdy ją zostawił, nasz związek ożył”
„Beztroski bawidamek zrobił mi dzieciaka i odszedł w siną dal. Niespodziewanie pomogła mi niedoszła teściowa”