„Szkolny prześladowca okazał się być moim nowym szefem. Uknuł zemstę, a ja dałam się złapać w jego sidła”

smutna płacząca kobieta fot. Getty Images, Elena Popova
„Od tamtej pory zaczęłam się bać. Pod moimi oknami wystawali znajomi dresiarze Bogdana, ktoś wybił szyby w golfie mojego taty i wrzucił nam przez otwarte okno „kopcia”. To było straszne! I znikąd pomocy, bo policja twierdziła, że nie można niczego Bogdanowi udowodnić. Koszmar!”
/ 20.09.2023 21:30
smutna płacząca kobieta fot. Getty Images, Elena Popova

Był jedyną osobą spotkaną w całym moim życiu, która naprawdę mnie przerażała. Bałam się go nawet wtedy, gdy zniknął. To zwykły psychopata, który kiedyś zaszczuł całą szkołę, a teraz będzie się wyżywał na pracownikach.

Nie wierzyłam własnym oczom

Nie bałam się spotkania z przedstawicielem nowego właściciela. Niepokój – tak. Ale strach? Niby dlaczego? Byłam przecież fachowcem, który kierował tym zakładem krawieckim od ośmiu lat, gdy poprzedni właściciel, sympatyczny pan Leon, powierzył mi stanowisko dyrektorki.
I sprawdziłam się! Pod moimi rządami wydajność wzrosła, przybywało zamówień.

Kiedy więc pan Leon sprzedał interes zagranicznej korporacji, spodziewałam się, że ja i mój zespół zostaniemy docenieni. Siedziałam w swoim gabinecie ubrana w szarą garsonkę podkreślającą rangę mojego stanowiska, na szafce perkotał ekspres do kawy, w teczce na biurku leżały dobrze przygotowane dokumenty.

– Spóźnia się – zauważyła Ela, nasza księgowa i moja przyjaciółka zarazem.

– To zły znak.

– Spokojnie, facet podobno nie mieszka w Ł., może więc utknął w korkach.

Ledwie przebrzmiały moje słowa, gdy wszedł…

Nie, to niemożliwe! Poczułam, jak serce podjeżdża mi do gardła. Dawno stłumiony i zapomniany strach powrócił z pełną siłą. Niezdolna do wyduszenia słowa, powoli uniosłam się z fotela. Może się pomyliłam? Może to nie on? Wybałuszonymi oczami wpatrywałam się w stojącego w progu mężczyznę. Wysoki, dobrze zbudowany, zadbany aż do przesady. Niestety, choć jego włosy przyprószyła nieco siwizna, wiedziałam, że to nikt inny, tylko Bogdan.

Ela, widząc, że nie jestem w stanie wydusić powitania, pospieszyła z pomocą:

– Dzień dobry panu, nazywam się Elżbieta K., a to jest nasza szefowa – wskazała na mnie.

Bogdan uśmiechnął się półgębkiem i spokojnie przeniósł spojrzenie ze mnie na nią.

– Czym pani się zajmuje w tej firmie? – zadał pytanie Eli.

– Od dwudziestu lat jestem tu księgową, więc odpowiadam za finanse i tak dalej – odpowiedziała, posyłając mu ciepły uśmiech człowieka, który zna swoją wartość.

– Księgowa? A to świetnie! Nie będę musiał pani szukać po pokojach. Jest pani zwolniona w trybie dyscyplinarnym. Mój asystent – Bogdan wskazał za siebie, gdzie dopiero teraz dostrzegłam przyczajoną postać – wręczy pani wypowiedzenie wraz z uzasadnieniem.

Nie znam bardziej sumiennej i oddanej pracy osoby niż Ela. Słowo „dyscyplinarka” dosłownie więc wbiło mnie w ziemię. Ją też, bo nagle zbladła, a okulary zaszły jej mgłą.

– No już! – warknął Bogdan. – Proszę zostawić nas samych! Mam do pomówienia z tą waszą… szefową.

Nogi miałam jak z waty

Księgowa wyszła, nie potrafiąc stłumić łez, a ja dalej stałam jak wryta. Drzwi za plecami Bogdana się zamknęły, a ja poczułam uderzenie paniki.

– No proszę, proszę – rozpiął guzik marynarki i opadł na sofę. – Co za spotkanie.

Jeśli miałam dotąd nadzieję, że dawny kolega z klasy w podstawówce mnie nie poznał, to mogłam już ją porzucić. Z trudem przełknęłam ślinę.

– To ty jesteś tym przedstawicielem nowego właściciela, o którym słyszałam? – zapytałam, choć jego manifestacja władzy nie pozostawiała złudzeń.

– Wolałbym, żebyśmy w pracy zwracali do siebie per „pan”, „pani” – powiedział z zimnym uśmieszkiem.

– Jak sobie życzysz… Jak pan sobie życzy – poprawiłam się szybko, opadając na fotel.

Po tych słowach zapadła cisza. Siedziałam jak na szpilkach. Ja – pewna siebie, spełniona kobieta, dla której ten zakład był tym samym, czym statek dla kapitana. Gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl, że nie powinnam tak się go bać. Teraz jesteśmy dorośli, są inne czasy – to już nie podstawówka. Niewiele to pomogło.

Bogdan był jedyną osobą spotkaną w całym moim czterdziestoletnim życiu, która naprawdę mnie przerażała. Bałam się go, nawet gdy zniknął. Właściwie to uspokoiłam się dopiero, kiedy poznałam swojego męża – Maćka. W jego ramionach poczułam się bezpieczna. Zaczęłam nowe życie i uznałam, że mam już spokój.

– Może napije się pan kawy? – przerwałam w końcu to ciężkie milczenie.

– Wybacz, ale nie pijam takiej lury.

– Myślałam, że jesteśmy na „pan”, „pani”? – spytałam zdezorientowana.

– Ty jesteś – odpowiedział wciąż z tym samym uśmieszkiem. – Dla ciebie jestem pan Bogdan.

Od zawsze był potworem

Powinnam wtedy wyjść, trzaskając drzwiami. Nic się nie zmienił! Pozostał tym samym psychopatycznym dupkiem, jakim był w szkole, zanim go nie wywalili. Jedynie nabrał nieco ogłady. Już nie marszczył groźnie brwi, lecz jego uśmiech robił jeszcze gorsze wrażenie. Nie zrobiłam tego jednak. Bardzo potrzebowałam tej pracy – dzieci akurat kończyły podstawówkę i liceum. Starsza Ania chciała studiować w Warszawie, a Janek kontynuować karierę sportową, co też wiązało się z wydatkami. Gdybyśmy musieli utrzymywać się z pensji Maćka, o tych marzeniach można by zapomnieć.

Nie to jednak sprawiło, że siedziałam dalej jak posąg. Zwyczajnie, jak za szkolnych czasów, sparaliżował mnie strach.

– Co teraz z tym zrobimy? – starałam się, żeby mój głos nie zadrżał.

– Teraz opuścisz ten gabinet i przekażesz wszystkim, że będą tutaj wzywani według listy wyczytywanej przez mojego asystenta. A ja zajmę twoje miejsce. Tylko się nie oddalaj. Ty też jesteś na liście.

– Kim jest ten fircyk? Czego się po nim spodziewać? – spytały mnie dziewczyny, kiedy tylko przekazałam im polecenie „pana Bogdana”.

Dobre pytanie! Bogdan był zakałą mojej edukacji w podstawówce. Zręczny manipulator, który świetnie potrafił wkraść się w łaski nauczycieli, i bezduszny sadysta dręczący inne dzieciaki. Najlepszego ucznia w klasie, Janusza, tak zaszczuł, że chłopaka nie tylko rodzice zabrali ze szkoły, ale nawet sami przenieśli się na inne osiedle. Kuba, sportowiec i jedyny chłopiec, który się go nie bał – trafił do poprawczaka, kiedy Bogdan pobił w ciemnym zaułku żeliwną rurką innego ucznia, a potem zakrwawione narzędzie zbrodni włożył do jego szafki.

Ale najgorsze, co zrobił Agacie, najładniejszej dziewczynie w szkole. Najładniejszej, ale nie najmądrzejszej. Chyba tylko ona nie zorientowała się w porę, jakim potworem jest Bogdan. A on z nią flirtował, zapraszał do kina. Był przystojny, miał kasę od zamożnych rodziców i umiał tak ładnie gadać.
Początkowo Agata się więc w nim podkochiwała, zwłaszcza że wcisnął jej kit, że jest pomocnikiem znanego łódzkiego fotografa mody. Namówił ją nawet na rozbierane zdjęcia, które wykonał polaroidem.

Wcześniej chyba coś dziewczynie dosypał do napoju, bo nawet Agata nie była tak głupia, żeby rozbierać się przed chłopakiem. Zdjęcia jednak powstały i wtedy Bogdan zrzucił maskę. Zaczął ją szantażować, że rozrzuci odbitki w szkole i na osiedlu. Tak ją zastraszył i omotał, że dziewczyna posłusznie robiła wszystko, czego chciał. Nie tylko uprawiała z nim seks.

Bogdan sprzedawał ją jakimś starszym szemranym typom z osiedla, publicznie upokarzał. Dobra dotychczas uczennica powtarzała klasę, wychudła, popadła w nerwicę. Ale nikt nic z tym nie robił. Inne dzieciaki bały się już wtedy Bogdana, a nauczyciele albo byli ślepi, albo woleli nic nie widzieć. I tylko ja w końcu odważyłam się pójść do dyrektora. Porządny gość od razu wezwał policję.

Sądziłam, że będzie chciał zemsty

Zrobiła się chryja, ale Agata nie była w stanie zeznawać. I ostatecznie Bogdan nie poniósł większych konsekwencji. Zmuszono go tylko do zmiany szkoły.

– Zapłacisz mi za to! – wysyczał, kiedy wpadłam na niego na klatce swojego bloku. – Ty będziesz następna! Zrobię z ciebie jeszcze większą szmatę niż z Agaty!

Od tamtej pory zaczęłam się bać. Pod moimi oknami wystawali znajomi dresiarze Bogdana, ktoś wybił szyby w golfie mojego taty i wrzucił nam przez otwarte okno „kopcia”. Na ścianie bloku pojawiły się napisy informujące, że jestem tanią dziwką – opatrzone moim domowym numerem telefonu. To było straszne! I znikąd pomocy, bo policja twierdziła, że nie można niczego Bogdanowi udowodnić. Koszmar!

Nie wiadomo, do czego by to wszystko doprowadziło, gdyby nie pomogła mi… Agata. Biedna dziewczyna po tej całej aferze trafiła na oddział dziecięcy do psychiatryka. A tam, po kilkumiesięcznym pobycie, zmarła. W każdym razie po jej śmierci rodzina Bogdana wyprowadziła się z Łodzi. Chyba nawet oni poczuli, że ludzie mają dosyć wyczynów ich synalka. W ten sposób mi się upiekło. Aż do dziś…

– Kim jest? – powtórzyłam pytanie otaczających mnie kręgiem, przestraszonych pracownic. – To zwykły psychopata, a tacy niestety robią menedżerskie kariery w korporacjach takich jak ta, która nas wykupiła od pana Leona. Możemy spodziewać się więc wszystkiego.

Jakby na potwierdzenie moich słów pierwszych kilkanaście dziewczyn, które kolejno zostały wezwane do gabinetu, wyszło z płaczem i od razu zaczęło pakować manatki. Już jakiś czas temu większość pracowników przeszła na jednoosobowe firmy, więc teraz Bogdan rozwiązywał z nimi umowy z dnia na dzień.

– Mam męża i dzieci na utrzymaniu – głosem robota oświadczyła Mańka. – Jak ich teraz wyżywię?

Włos jeżył mi się na głowie, gdy patrzyłam, co się dzieje. Wszędzie wokoło słyszałam pochlipywanie i skargi, widziałam, jak kolejne pracownice pakują swój skromny dobytek. Za halą produkcji, w otwartych drzwiach pokoju księgowej, swoje rzeczy zbierała Ela. Postanowiłam do niej podejść i podnieść ją na duchu, ale wtedy wyprzedził mnie bezimienny asystent Bogdana.

– Szef panią prosi w trybie natychmiastowym – zwrócił się do niej swoim sepleniącym głosem.

– Ale ja przecież…

– Radzę się pospieszyć, zanim zmieni zdanie.

Stosował przedziwne sztuczki

Ela posłała mi tylko ponure spojrzenie i wróciła do gabinetu. Długo tam siedziała. A kiedy wyszła, wyglądała, jakby wygrała „Milionerów”!

– Przywrócił mnie do pracy! – szepnęła rozemocjonowana. – Zostaję!

Chciałam ją uprzedzić, że to stary trik cynicznych manipulatorów – najpierw dać komuś w pysk (w przenośni, rzecz jasna), a potem przeprosić i wyściskać.

Taka podstępna sztuczka wiąże pracownika z przełożonym bardziej niż awans czy nagroda. I nic go nie kosztuje. Nie zdążyłam jednak się odezwać.

– Teraz pani – asystent spojrzał na mnie zza swoich grubych okularów. – Szef prosi do gabinetu.

Kiedy wchodziłam do niego na miękkich nogach, solennie sobie obiecywałam, że więcej nie pozwolę się upokarzać. Rzucę mu w twarz wymówienie, odwrócę się i odejdę. Nie chcę pracować z psychopatą! A rodzina? Trudno się mówi. Jakoś sobie damy radę.

W pierwszej chwili zgłupiałam, kiedy na mój widok wstał zza biurka, rozłożył ramiona i mnie uściskał.

– Przepraszam – szepnął z tym samym uśmieszkiem, z jakim wcześniej wyrzucał mnie zza mojego własnego biurka. – Źle zacząłem. Oczywiście, że możesz mi mówić po imieniu. Cenię cię jako fachowca i świetnego menedżera. Pragnę także zapewnić, że nie musisz się martwić o pracę. Będziesz dalej robić to, co dotychczas… pod moim dyskretnym kierownictwem. Napijesz się kawy?

Doskonale wiedziałam, że to ta sama manipulacja, jakiej ofiarą padła przede mną Ela. Nie potrafiłam jednak się jej przeciwstawić. Wbrew sobie poczułam ulgę, do oczu nabiegły mi łzy i mało brakowało, a oddałabym Bogdanowi uścisk. Cholera, jacy ludzie są głupi! Szybko zgodziłam się na jego warunki (wszystko zostaje po staremu i tylko pozostałe pracownice biorą na siebie obowiązki tych zwolnionych), a przecież wiedziałam, że horror wkrótce powróci. Nie spodziewałam się jednak, że cios nadejdzie ze strony mojej kochanej i poczciwej Eli.

Tego się po niej nie spodziewałam

W jeden dzień Bogdan przerobił tę na wskroś uczciwą kobietę na swojego wspólnika. Przekonałam się o tym już po miesiącu pracy pod nowym sztandarem.

– Szef panią prosi – przy moim stojącym w korytarzu biurku niczym duch objawił się asystent.

Powinnam się była domyślić, że wyruszam na wojnę, ale moja czujność została uśpiona. Nawet się więc ucieszyłam, kiedy w pokoju zajmowanym obecnie przez Bogdana zobaczyłam Elę. Posłałam jej uśmiech. Nie odpowiedziała.

– Mamy problem – rzucił nowy szef, a księgowa pokiwała głową ze wzrokiem wbitym w podłogę.

Wstrzymałam oddech. Po plecach przeszły mi ciarki.

– Pamiętasz, jak chciałem zwolnić dyscyplinarnie Elę?

Trudno było o tym zapomnieć! Słuchałam w milczeniu.

– To dlatego, że mój asystent wykrył w waszej księgowości pewne nieścisłości, które skarbówka z pewnością zakwalifikowałaby jako oszustwo.

– Niemożliwe, Ela to bardzo skrupulatna osoba. I uczciwa!

Bogdan posłał mi krzywy uśmiech.

– W to akurat już nie wątpię – odparł, sięgając po leżący na biurku skoroszyt z dokumentami. – Ale w papierach jest sporo nieścisłości.

Nachyliłam się nad biurkiem, wpatrując się w to, co pokazał. I od razu się uspokoiłam. To były drobiazgi! Kawa kupiona na firmową fakturę, środki czystości, benzyna do mojego służbowego auta i tort, jaki zamówiłam dla pracowników na rocznicę powstania zakładu.

– Uważam, że te wydatki nie powinny być wrzucone w koszta firmy – Bogdan powiedział to takim głosem, jakby właśnie odkrył piramidę finansową.

– No dobrze, może racja – zgodziłam się lekko. – Tort rzeczywiście mógł był przesadą. Tankować też mogę na własny rachunek. Coś jeszcze?

– Tylko to – uśmiech zgasł na jego ustach, kiedy podawał mi kartkę z nagłówkiem „Oświadczam”.

Przeczytałam ją pobieżnie, a potem – czując, jak kurczy mi się żołądek – raz jeszcze. Był to obrzydliwy paszkwil podpisany przez… Elę. Informowała w nim, że od dawna zmuszałam ją do księgowania „lipnych faktur” za benzynę i słodycze, i wyjaśniała, że zarówno jedno, jak i drugie nie stanowiło „przedmiotu niezbędnego do funkcjonowania firmy, lecz ewidentną prywatę dyrektorki”.

W pierwszej chwili chciałam się roześmiać. Takie „przekręty” robią wszystkie firmy, jak kraj długi i szeroki! Zaraz jednak zrozumiałam, że za taki donos od księgowej skarbówka naprawdę mogłaby się do mnie przyczepić.

– Myślałem, że to Ela jest nieuczciwą księgową – perorował Bogdan. – Wychodzi jednak, że to nie ona, tylko ty.

Chciał mnie ukarać

Spojrzałam na swoją dawną koleżankę. Spuściła wzrok, a ja zrozumiałam, że ten donos to jej cena za to, że nie została zwolniona.

– I co? Chcesz mnie wyrzucić? Proszę bardzo! – hardo uniosłam podbródek.

Bogdan odpowiedział mi uśmiechem.

– Elu, mogłabyś zostawić nas samych?

Księgowa natychmiast uciekła. A Bogdan wstał, okrążył biurko i stanął tuż przede mną. Już się nie uśmiechał

– I co, zdziro? Naprawdę myślałaś, że ci darowałem? Nic z tego! Ja nigdy nie wybaczam.

– Rozumiem, zaraz spakuję rzeczy – poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.

– Zaczekaj! – warknął. – Wiem dobrze, że tort i trochę benzyny to za mało, żeby cię wsadzić do więzienia – wycedził. – Właśnie dlatego, razem z Elą, pozwoliliśmy sobie podłożyć ci w ostatnim czasie kilka dokumentów. Byłaś tak zaaferowana i tak bardzo ufasz swojej „przyjaciółce”, że podpisałaś wszystkie, jak leci. Chcesz wiedzieć, co sygnowałaś? Mam tu kilka faktur za ten sam towar, wystawionych na różne podmioty. Wiesz, jak takie coś nazywają organy ścigania? Karuzelą VAT. I wsadzają za to za kratki.

– Po co to zrobiłeś? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Przez chwilę nie odpowiadał, sycąc się swoją przewagą. A potem zachichotał:

Teraz zrobisz wszystko, co ci każę. Będziesz sygnować papiery bez ich czytania, brać na siebie każdą transakcję, jaką ci zlecę. Bo jak nie, to…

Tego dnia nie wróciłam prosto do domu. Za bardzo byłam przestraszona i zdenerwowana. Z kieszeni żakietu wyjęłam dyktafon, który nagrał całą naszą rozmowę. Z trzęsącymi się dłońmi weszłam na najbliższy komisariat policji.

Czytaj także:
„Myślałam, że mam prześladowcę, tymczasem życie pokazało mi, że nie każdy mężczyzna o zmroku oznacza niebezpieczeństwo”
„Wszyscy myślą, że osiągnąłem sukces w pracy, bo jestem zdolny. Tymczasem ja zawdzięczam go... szkolnemu prześladowcy”
„Sąsiad dbał o mój dom… w tajemnicy. Myślał, że mnie podrywa, a ja chciałam dzwonić po policję, że mam prześladowcę!”

Redakcja poleca

REKLAMA