Siedziałem na murku, uciskając nos palcami. Krew nadal kapała, ale wolniej, więc chyba działało, jeszcze trochę i będę mógł wrócić na salę, do Agnieszki, o ile nos nie spuchnie jak kartofel. I o ile Adrian mi na to pozwoli.
– Przyda ci się zimny okład.
Agnieszka podała mi zmoczoną chustkę i usiadła obok. Nie była to wymarzona sytuacja, nie chciałem, żeby mnie widziała w tym stanie.
– Skąd wiedziałaś, gdzie mnie szukać?
Wyszło trochę bełkotliwie, rozbity nos rezonował jak dziurawe blaszane pudło.
– Adrian się pochwalił, że ci przywalił, to przyszłam cię pocieszyć. Dlaczego się pobiliście, nie wstyd wam? Dorosłe chłopy…
– On mnie uderzył, ja go nie tknąłem – powiedziałem z urazą. – Zawsze był łobuzem z zadatkami na bandytę.
Całe życie podążał za mną jak cień
Agnieszka mi się podobała, kiedyś kochałem się w niej na zabój, nie mogłem jej powiedzieć na jakiego idiotę przez niego wyszedłem. Zanim mi przywalił, wyśmiał mnie i moje przed nim ucieczki. W dodatku miał, niestety, rację – wykazałem się konkursową głupotą. Podejmowałem życiowe decyzje na oślep, byle tylko zejść mu z drogi, a on i tak podążał za mną jak cień. Gdzie ja, tam i on. Myślałem, że to zbieg okoliczności, dziś Adrian wyjaśnił mi, jakie to było proste, nie krył, że miał niezły ubaw, widząc jak przed nim uciekam. A potem niespodziewanie dał mi fangę w nos i poszedł.
Adrian prześladował mnie w szkole średniej, dręczył, poniżał, zabierał drobne, które dostawałem, żebym kupił sobie śniadanie w szkolnym sklepiku. Jak mnie okradł, chodziłem głodny, ale nigdy nie poskarżyłem się na niego, to by tylko pogorszyło sprawę. Przerastał mnie o głowę, bary miał napakowane, nie miałem z nim szans. Nie potrafiłem się bić, byłem mózgowcem, chudym chłopaczkiem w okularach, które cwany Adrian kazał zdejmować, zanim zasunął mi codzienną fangę w czoło.
– Przystawiał się do mnie, dlatego poszłam cię szukać – powiedziała Agnieszka niechętnie. – Mówił, że razem pracowaliście, to prawda?
Uuu, bez pudła trafiła na drażliwy temat, właśnie o tym wolałem nie mówić, człowiek niechętnie przyznaje się do głupoty.
Na Adriana natknąłem się już w pierwszej pracy, ale nie od razu, bo nie zostałbym tam nawet pięciu minut. Byłem świeżo upieczonym informatykiem, zatrudniłem się w dużej firmie, równie prestiżowej, co słabo płacącej. Przystałem jednak na kiepskie warunki – nie miałem zbyt dużych wymagań i gdzieś przecież trzeba było zacząć. Nowa praca wydała mi się idealna, proste zlecenia, nikt się nie czepiał, mogłem na boku zajmować programowaniem na własny użytek. Robota była nudna, ale w sam raz dla mnie, ambicja mnie nie zżerała.
Adriana spotkałem po godzinach na korytarzu, szedł z drugim ochroniarzem, gasząc po drodze światła. Był taki, jak go zapamiętałem, duży i groźny. Szkolna przeszłość wróciła, prawie przywarłem do ściany, w nadziei, że mnie nie zauważy. Minął mnie, ale odwrócił głowę.
– Kostek?
Odezwała się szkolna trauma, miałem wielką ochotę uciec, jak zawsze, gdy go tylko zobaczyłem.
– To naprawdę ty! Siema, brachu! Chyba się za tobą stęskniłem czy coś. Mieliśmy w szkole kupę zabawy, nie? Też tu pracujesz? Będziemy się często spotykać, robię w ochronie obiektu.
Spotykać? Mowy nie ma. W szkole musiałem znosić tego bandytę, teraz miałem wybór. Gardziłem sobą za strach, jaki mnie oblatywał w jego obecności, ale wiedziałem, co mam robić. Uciekać, czyli odsunąć się od agresora na bezpieczną odległość.
Musiałem zmienić przez niego pracę
Następnego dnia położyłem na biurku szefa wypowiedzenie. Trochę marudził, lecz nie namawiał mnie do pozostania w zespole, nie byłem nikim ważnym. Chciał szybko kogoś zatrudnić na moje miejsce, więc rozwiązaliśmy umowę za porozumieniem stron i byłem wolny. Wolny od Adriana i od lęku, jaki we mnie budził.
Nowa praca była lepiej płatna, ciekawsza, a wymagania większe. Dla mnie małe piwo. Nadal udawało mi się wykroić czas na własne sprawy, nie miałem dziewczyny, więc nie widziałem problemu, żeby zostawać po godzinach, w sumie było mi wszystko jedno, czy siedzę przed komputerem w pracy, czy w domu. Jeść musiałem, więc zamawiałem pizzę i wszystko grało, dopóki znów nie natknąłem się na Adriana.
Ochroniarz jak zwykle zadzwonił, że kurier przywiózł żarcie, zjechałem windą na parter zadowolony, że to już, bo głód ściskał mi kiszki. Podszedłem do kontuaru recepcji, w której wieczorem zasiadali ochroniarze, i zatrzymałem się jak wryty. Adrian? To niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe!
– Co się tak gapisz? Zapłać panu i daj gryza, bo nabrałem apetytu.
Trzymał w rękach moje pudełko z pizzą i szczerzył zęby. Drugiego ochroniarza nigdzie nie było widać, tylko ja i Adrian, bo kurier się nie liczył. Zrobiłem posłusznie, co kazał. Po dawnemu zapłaciłem haracz w postaci połowy pizzy, którą mój prześladowca szybko wyjął z opakowania.
– Dzięki, brachu, głodny byłem jak diabli. Dobrze spotkać starego kumpla, no nie?
Byłem dokładnie przeciwnego zdania, więc zrobiłem to co poprzednim razem. Szybko zwolniłem się z firmy. Tym razem nie poszło tak łatwo, szef namawiał mnie do zostania, twierdził, że jestem obiecujący. Miły był z niego facet, ale nie mogłem nic dla niego zrobić. Czułem oddech Adriana na plecach, wiedziałem, że przy moim trybie pracy będę na niego wpadał wieczorami w opustoszałym budynku. Będzie mi zabierał co popadnie i dręczył, inaczej niż w szkole, ale równie skutecznie. Musiałem oddzielić się od niego przestrzenią.
W trzeciej z kolei pracy spotkałem się z podejrzliwością. Pytano, dlaczego tak często zmieniam pracodawców, czy można na mnie liczyć, czy też znowu znajdę sobie lepszą robotę i wystawię zespół do wiatru. Wyglądało na to, że nie mam szans zatrudnienia, zdziwiłem się więc, kiedy mnie jednak przyjęto.
Zespół składający się z kilku kolesiów powitał mnie bez entuzjazmu.
– My tu wszyscy zasuwamy, gwiazdorów nie szukamy – wyrwał się jeden. Załapał, że zrymował i ucichł na wieki.
Reszta porechotała dla towarzystwa, ale kiedy uprzejmie poprosiłem, żeby prozą wyjaśnili mi, w czym rzecz, nabrali wody w usta.
Nie, tym razem nie dam się zastraszyć
– Macie mnie za informatycznego celebrytę? – podpuściłem kolesia poetę.
Dobrze wybrałem, temperament nie pozwolił mu trzymać języka za zębami.
– Skaczesz z jednej roboty do drugiej, idziesz tam, gdzie więcej dają. Teraz też cię podkupili? Pewnie dostałeś dwa razy tyle co my.
Nie wierzyłem własnym uszom, tymczasem typ ciągnął dalej:
– Masz opinię niestabilnego, trudnego do zatrzymania, nie wypadłeś z rynku, bo jesteś podobno świetny. Niektórzy mówią nawet, że genialny, ale to musiałbyś nam udowodnić. Tutaj nie ma przeciętniaków, będziesz miał sporą konkurencję.
Miał rację. W nowej pracy dobrze płacili, musiałem się jednak ostro wykazywać, nie było taryfy ulgowej. Po emocjonującym dniu wypełnionym interesującą robotą trudno było mi zasnąć, miałem czas, żeby porozmyślać o Adrianie. Drań wpływał na moje życie, przez niego zmieniałem prace jak rękawiczki i dorobiłem się opinii niestabilnego, trudnego do zatrzymania. No i musiałem intensywniej zasuwać, niż miałem to w planach, brakowało mi czasu na własne projekty. Za to miałem kupę kasy, ale to według mnie nie równoważyło poniesionych przez Adriana strat moralnych.
Minęło kilka tygodni, zanim przestałem oglądać się za siebie, idąc wieczorem biurowym korytarzem. Adriana nie było, związana z nim trauma przybladła, mogłem się rozluźnić. Zżyłem się z kolesiami z zespołu, wykroiłem trochę czasu na dokończenie własnych projektów, czyli cieszyłem się życiem, jak potrafiłem.
Nie uwierzyłem własnym oczom, kiedy pewnego dnia rano przy wejściu do firmy przywitał mnie Adrian. Stał jak szeryf na szeroko rozstawionych nogach i skanował wzrokiem wchodzących do budynku pracowników. Na mój widok rozjaśnił się.
– Siema, brachu! Wiedziałem, że w końcu cię dorwę!
Mówił żartobliwie, ale ja wyraźnie słyszałem ukrytą groźbę. Szkolna trauma podniosła łeb, Adrian zagnał mnie do narożnika. Jak miałem się od niego uwolnić, znowu uciekać? Nie chciałem porzucać dobrej pracy, nie tym razem. Postanowiłem przyzwyczaić się do jego obecności, tłumaczyłem sobie, że jestem bezpieczny, bo co może mi zrobić? Gdyby mnie uderzył, musiałby za to odpowiedzieć, nie sądziłem, żeby się na to zdobył.
Jak będę pracował z domu, to już go nie spotkam
I rzeczywiście, Adrian nie próbował rękoczynów. Swoim zwyczajem traktował mnie z lekceważeniem, nabrał zwyczaju wpadania do mnie wieczorami i wyżerania czipsów, krakersów czy co tam akurat miałem pod ręką. Nie dzielił się, brał jak swoje, wiedział, że się nie postawię. Kiedy zażądał drobnej pożyczki, nie odmówiłem, ale zapaliło mi się czerwone światełko alarmu. On przyjdzie po więcej, szykują się kłopoty, trzeba zwiększyć dystans, oddzielić się morzem od agresora.
Gdybym wtedy odgadł, dlaczego Adrian podąża za mną jak cień, skąd biorą się te zbiegi okoliczności, nie musiałbym uciekać, mógłbym załatwić to inaczej. System zatrudniania ochroniarzy i ich rotacja nie były tajemnicą, wystarczyło popytać, ale ja wtedy o tym nie pomyślałem, wolałem zrobić to po swojemu. Zagrożenie ze strony Adriana potraktowałem poważnie, inaczej nigdy nie porzuciłbym tamtej roboty, pasowała mi. Z bólem złożyłem wypowiedzenie, wiedząc, że grabię sobie na rynku pracy.
Tym razem szukając miejsca, w którym na pewno nie spotkam Adriana, aplikowałem do potężnej międzynarodowej firmy, mającej główną siedzibę za oceanem. Poszukiwali zdolnych programistów, w grę wchodziła praca online. Normalnie bym się nie odważył aspirować do grona najzdolniejszych, zdopingował mnie Adrian, a raczej idąca za nim szkolna trauma, chciałem pracować w domu, bo tam na pewno go nie spotkam.
Przyjęto mnie. W życiu się tak nie zdziwiłem, ale i ucieszyłem. Dotarło do mnie, że odniosłem prawdziwy, rzetelny zawodowy sukces. Poganiany przez ścigającego mnie Adriana wspiąłem się prawie na szczyt drabiny i teraz będę musiał uważać, żeby z niej nie spaść, ale tego się nie bałem. Byłem gotów na wszystko, byleby bez niego za plecami.
Zaproszenie na siedemdziesieciolecie szkoły przyszło pocztą, odrzuciłem je, no bo Adrian... On też pewnie będzie, nie po to zwiększałem dystans, żeby teraz się na niego nadziać. Wstydziłem się, że boję się tego typa, byłem przecież dorosły, stało za mną prawo, nie tak łatwo było mnie dopaść, ale swoje wiedziałem. Adrian prześladował mnie wystarczająco długo, nauczyłem się, że jest niezniszczalny, nie można mu nic zrobić.
Kiedy zadzwoniła Agnieszka z pytaniem, czy jadę na zjazd, a jeśli tak, to czy dołączę do niej, bo nie ma pary, natychmiast się zgodziłem. Niespodziewana okazja wchodziła mi w ręce, ta dziewczyna była moją wielką niespełnioną miłością, żadna inna później nie zdołała wzbudzić we mnie takich uczuć. Jej nie mogłem powiedzieć, że boję się Adriana, Agnieszka zdecydowanie nie powinna o tym wiedzieć.
Opowiedziałem jej o wszystkim
Jedną z pierwszych osób, która mnie powitała przy wejściu do dawnej szkoły, był oczywiście Adrian. Stał otoczony wianuszkiem starych kumpli.
– Siema, brachu! – zawołał na mój widok.
Przyspawał się do nas, podrywał Agę i robił wszystko, żeby mnie wkurzyć. Kiedy dyrektor szkoły poprosił do tańca Agnieszkę, wymknąłem się na dwór, żeby od niego odpocząć. Nie zdziwiłem się, kiedy polazł za mną, chyba chciałem konfrontacji.
– Nie trzęś gaciami, nic ci nie zrobię – powiedział uspokajająco. – Straszny z ciebie cienias, nic się nie zmieniłeś. Aga jest dla ciebie za dobra, zostaw ją mnie. Jak będziesz grzeczny, nie dostaniesz w ryj. Jasne?
Pierwszy raz w życiu postawiłem mu się, nie myślałem o ryzyku, chciałem go dorwać. Z łatwością mnie przytrzymał.
– Lubiłem patrzeć, jak przede mną wiałeś, szkoda, że zabawa się skończyła. Łatwo było cię wytropić, głupku. Jesteś niby taki uczony, a nie zorientowałeś się, że firma, w której pracuję, świadczy usługi w całym mieście, deleguje ochroniarzy to tu, to tam. Załatwiałem sobie specjalnie fuchy tam, gdzie pracowałeś, dla draki, żeby zobaczyć, jak trzęsiesz portkami, dlatego nie mogłeś przede mną uciec.
Potem zasunął mi fangę w nos i poszedł. Bolało. Nie wiedziałem co bardziej – nos czy zraniona ambicja.
– Gołym okiem widać, że Adrian zazdrości ci osiągnięć – oceniła sytuację Agnieszka.
Nie zdołałem się powstrzymać, parsknąłem śmiechem.
– Miałem ci tego nie mówić, ale pewnie i tak się dowiesz – wybełkotałem. – Tajemnica mojego zawodowego sukcesu ma na imię Adrian. Gdyby nie on, pewnie dziś siedziałbym zadowolony w pierwszej robocie, jaka mi się napatoczyła, a uwierz mi, nie była wymagająca. Uciekałem przed cieniem, to nie moje zdolności mnie wywindowały, to ten mięśniak. Chyba jestem mu coś winien.
Agnieszka spojrzała na mój nos.
– Raczej nie, rachunki wyglądają na wyrównane. Będziesz musiał opowiedzieć mi, o co chodzi z tym cieniem.
Zgodziłem się i opowiadam jej do dziś, nie tylko o Adrianie. Czasem myślę, że – choć niezamierzenie – to właśnie on nas połączył.
Czytaj także:
„W szkole byłem popychadłem, a rówieśnicy mi dokuczali. Dziś mam prawie 40 lat i nadal drżę na widok dawnego prześladowcy”
„Szkolny osiłek bił mnie i upokarzał przed całą szkołą. Teraz ja jestem krezusem, a on... może najwyżej czyścić mi buty”
„Adoptowany syn chodził smutny, ginęły mu różne rzeczy. Bałam się, że prześladują go w szkole, ale on skrywał pewną tajemnicę”