Nadal nie mogę ochłonąć po wizycie u dyrektorki szkoły. Jak to ona powiedziała? „Pani Ania jest bardzo doświadczonym pedagogiem. Nie sądzę, żeby zachowała się niewłaściwie lub zrobiła coś złego. Chciała tylko wyjaśnić tę nieprzyjemną sprawę”. Na ogół jestem spokojna, ale ledwie się powstrzymałam, żeby nie palnąć jej w łeb. Przecież to kpiny w żywe oczy! Przez tego doświadczonego pedagoga mój Kuba nie chce chodzić do szkoły. I wcale mu się nie dziwię.
Wszystko zaczęło się dwa dni temu. Wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, bo w firmie wysiadły nam komputery i wiadomo było, że naprawa potrwa do późnej nocy. Cieszyłam się z tych niespodziewanych godzin wolności. Pomyślałam, że zabiorę synka na lodowisko. Od kilku dni mu to obiecywałam, ale wiecznie coś mi wypadało. A to zaległe pranie, a to sprzątanie. A teraz trafiła się okazja…
W mieszkaniu panowała podejrzana cisza. Gdy nie było mnie w domu, Kubuś oglądał telewizję albo grał w jakąś grę na konsoli. A tu nic. Otworzyłam drzwi do jego pokoju i zamarłam. Leżał na łóżku blady, zapłakany…
Nie wiedziałam, co się dzieje. Na zmianę uspokajałam go, przytulałam i pytałam, co się stało. Nie chciał niczego zdradzić. Wreszcie, gdzieś po godzinie, przełamał się i z trudem wydukał, że w szkole spotkała go straszna krzywda. Jaka? Wychowawczyni publicznie nazwała go złodziejem. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Mój syn złodziejem? Nigdy! Owszem, nie jest ideałem. Czasem zdarza mu się nie odrobić pracy domowej albo spóźnić na lekcje. Raz też poszarpał się z kolegą na korytarzu. Ale złodziejstwo? Wychowuję go na porządnego człowieka. Wie, co jest dobre, a co złe. I dam sobie głowę uciąć, że nigdy nie wziąłby cudzej rzeczy!
Z jakichś powodów to jego oskarżyli
W pierwszej chwili chciałam biec do szkoły i zrobić od razu karczemną awanturę. Ale gdy już trochę ochłonęłam, doszłam do wniosku, że najpierw muszę się dowiedzieć, co się dokładnie stało. Zaprowadziłam synka do kuchni, zrobiłam mu jego ulubiony budyń czekoladowy. A potem poprosiłam, by wszystko mi po kolei opowiedział.
Okazało się, że jednemu z jego kolegów, Arkowi, zginął bardzo drogi telefon komórkowy. Chwalił się nim od rana, wszystkim pokazywał… I nagle, zniknął! Kiedy chłopak to zauważył, natychmiast pobiegł ze skargą do wychowawczyni. A ta przyszła do ich klasy na lekcję matematyki i urządziła prywatne śledztwo.
Arek twierdził, że telefon zginął w czasie WF-u. Nauczycielka przepytała wszystkich uczniów i wyszło na to, że jedynym dzieckiem, które akurat tego dnia nie ćwiczyło, był właśnie Kubuś. Gapa zapomniał dresów i trampek! Przez całą lekcję siedział więc na ławce w sali gimnastycznej i przyglądał się, jak koledzy grają w koszykówkę. Do szatni wyszedł tylko raz, by skorzystać z toalety. Zresztą nie tylko on, bo wychodzili tam także ćwiczący chłopcy. Ale wychowawczyni jakoś przyczepiła się do niego. Mój syn stał się głównym podejrzanym. No i zaczęła go przesłuchiwać.
– Zapytała mnie, czy nie wiem, co się stało z telefonem Arka – opowiadał Kuba. – Powiedziałem, zgodnie z prawdą, że nie. Ale ona mi nie uwierzyła! Spojrzała na mnie groźnie i powiedziała, że w takim razie trzeba będzie załatwić sprawę inaczej. I wyszła z klasy. Mówię ci mamo, to było straszne! Matematyczki nikt właściwie nie słuchał. Zamiast na tablicę, wszyscy gapili się na mnie. Jakbym naprawdę był jakimś złodziejem!
Ciąg dalszy nastąpił na przerwie. Woźna odnalazła Kubę na korytarzu i powiedziała, że ma natychmiast iść do pokoju nauczycielskiego.
– Byli tam wszyscy nauczyciele! Siedzieli za tym swoim długim stołem, popijali kawkę i świdrowali mnie wzrokiem – ciągnął. – W pewnym momencie wstała wychowawczyni i powiedziała, żebym się przyznał i oddał telefon. To wtedy karą będzie tylko obniżony stopień z zachowania. Tłumaczyłem, że nie mam pojęcia, gdzie jest ta komórka, ale nie chciała mnie słuchać. Darła się, że złodziejstwa nikt w szkole tolerować nie będzie, że takich jak ja, to się do poprawczaka powinno wysyłać i że zaraz wezwą policję! – mój synek aż zająknął się ze zdenerwowania.
Pięści mi się zacisnęły ze złości, bo widziałam, jak Kuba to wszystko przeżywa. Ale jakoś mi się udało opanować nerwy. Cierpliwie czekałam, aż się odblokuje i dokończy opowieść.
Płakał, że koledzy wytykają go palcami
– Nawet się ucieszyłem – odezwał się pod dłuższej chwili. – Powiedziałam, że proszę bardzo, niech wzywa! Bo ja nic złego nie zrobiłem i niczego nie wziąłem. I jak chce, to już teraz mój plecak i kurtkę może przeszukać. A ona na to, że rewizję może mi zrobić tylko w obecności policji. No to powiedziałem, że na nich zaczekam. I wtedy zadzwonił dzwonek i pani kazała mi wrócić do klasy. Myślałem, że ta policja zaraz przyjedzie i wszystko się wyjaśni. Ale nie przyjechała…
Oczywiście, gdy syn skończył opowiadać, miałam ochotę wrócić do swojego pierwotnego pomysłu i natychmiast biec do szkoły, ale zrobiło się już późno i wiedziałam, że poza woźną to raczej nikogo nie zastanę. Poza tym Kuba błagał mnie, żebym nigdzie nie chodziła. Bo jak zrobię awanturę, to wychowawczyni będzie się na nim mścić. A tak może telefon do jutra się znajdzie i wszyscy zapomną o całym incydencie. Niestety, jak się szybko okazało, nie zapomnieli…
Następnego dnia wróciłam do domu bardzo późno, bo musiałam odpracować wolne popołudnie. Kuba już spał. Moja mama, która przyjechała się nim zająć, powiedziała, że wrócił ze szkoły o zwykłej porze, zjadł obiad, posiedział nad książkami i się położył.
– Nie był przypadkiem markotny, smutny? – dopytywałam się.
– Nie, pochwalił mnie za pomidorową i poszedł do siebie – odparła.
Wydawało się więc, że rzeczywiście sprawa się wyjaśniła i wszystko jest w porządku. Kładąc się do łóżka, postanowiłam, że na najbliższym zebraniu porozmawiam z wychowawczynią o jej bezmyślnym zachowaniu. Nie pozwolę, by bezpodstawnie oskarżała moje dziecko.
Bomba wybuchła dzisiejszego poranka. Jak zwykle poszłam budzić Kubę do szkoły, a on mi na to, że nigdzie nie idzie. I w płacz.
– Telefon się nie znalazł i wszyscy mnie palcami wytykają, wyzywają od złodziei. Na lekcjach sam w ławce siedzę, bo nikt nie chce się ze mną kolegować. Mówią, że ode mnie trzeba trzymać się z daleka. Bo mi się cudze rzeczy do rąk przyklejają – łkał.
– To pani niczego dzieciom nie wytłumaczyła, nie przeprosiła cię? – znowu się zdenerwowałam.
Tylko pokręcił głową.
Dyrektorka jeszcze broniła tej kobiety!
Tym razem nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do pracy, że biorę urlop na żądanie i pojechałam do szkoły. Syn nawet nie protestował. Koledzy porządnie musieli dać mu się we znaki. Wpadłam do pokoju nauczycielskiego jak burza. Wychowawczyni Kuby jeszcze nie było. Pech chciał, że akurat dzisiaj miała przyjść dopiero na piątą lekcję. Zamierzałam na nią poczekać, ale po namyśle doszłam do wniosku, że porozmawiam z dyrektorką.
Chyba na mnie czekała. Ktoś ją uprzedził, że biegam po szkole zła jak osa. Gdy sekretarka wpuściła mnie wreszcie do jej gabinetu, nawet nie dała mi dojść do słowa. Od razu chłodnym tonem oświadczyła, że zna całą sprawę bardzo dokładnie i nie widzi w zachowaniu pani Ani niczego niewłaściwego… Że ona chciała tylko wyjaśnić sprawę.
Ależ się zdenerwowałam! Krzyczałam, że chyba nie wie, co mówi, a ta jej doświadczona pedagog skrzywdziła moje dziecko. Nie tylko bezpodstawnie oskarżyła go przy wszystkich o kradzież, ale jeszcze nie wyjaśniła sprawy do końca, nie wezwała policji. Choć powinna to zrobić. A teraz mój syn cierpi, bo plotki rozeszły się po szkole i koledzy wyzywają go od złodziei. Powiedziałam, że dopóki sprawy nie załatwi, syn do szkoły nie przyjdzie.
Dyrektorka nadęła się i poczerwieniała jak indor. Widać było, że nie jest przyzwyczajona do krzyków rodziców. Oświadczyła, że porozmawia z panią Anią i poprosi ją, by wyjaśniła wszystko dzieciom i przeprosiła Kubę. A policji nie wezwała, bo nie chce psuć szkole opinii. To wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Jasne, lepiej wszystko zamieść pod dywan. Nawet kosztem niewinnego dziecka!
Z gabinetu wyszłam wzburzona. I choć od rozmowy z dyrektorką minęło już kilka godzin, nadal się trzęsę. Mam nadzieję, że dotrzyma słowa i zmusi wychowawczynię, by publicznie przeprosiła moje dziecko. A jak nie, to dopiero im pokażę! Napiszę skargę do kuratorium, a nawet do minister edukacji. Popamiętają mnie!
Czytaj także:
„Zostałam bezpodstawnie oskarżona o kradzież. Gdy pracownicy sklepu upokorzyli mnie przed ludźmi, wstąpił we mnie diabeł”
„Nie jestem złodziejką. Jestem kleptomanką. To utrudnia mi życie, ale boję się iść do lekarza. Może zawiadomi policję?”
„Zostałam niesłusznie oskarżona o kradzież. Przez nadgorliwego ochroniarza najadłam się wstydu przed ludźmi”