Siedzę w dawnej klasie, którą teraz szumnie nazywają garderobą. Rzeczywiście, wisi tu kilkanaście kostiumów śmierdzących pleśnią, pewnie ze szmateksu. Dawniej na pewno strasznie by mi się spodobały – choćby ta różowa suknia balowa, cała w cekinach i błyszczących szkiełkach. Dziś jestem przyzwyczajona do sukienek za grube tysiące, ale wtedy, kiedy jeszcze grywałam w tym szkolnym teatrze, nierzadko to moja mama przerabiała swoje sukienki na kostiumy dla mnie. Nawet suknię ślubną poświęciła na strój dla księżniczki. Już nawet nie pamiętam jakiej.
Staram się wynagrodzić jej jakoś te lata, kiedy tak się dla mnie poświęcała, i z każdego zakątka świata, w którym gości nasz teatr, przywożę jej jakiś drobiazg: kolczyki, broszki, szale… Zaraz pewnie mnie zawołają. Dali mi za przewodnika śmieszną, piegowatą dziewuszkę, która wpatruje się mnie, jakbym była największą gwiazdą aktorstwa. Dla nich, w tym moim małym miasteczku, pewnie nawet nią jestem. No cóż, udało mi się zagrać parę dobrych ról, byłam kilka razy za granicą, ale wielkiej kariery nie zrobiłam.
Ależ ona się postarzała!
A jednak to właśnie ja spośród absolwentów naszej szkoły podstawowej jestem najbardziej znana. Dlatego tu jestem – szkoła obchodzi stulecie istnienia. Zaprosili wszystkich, którzy się w czymś wybili. Jest jeden polityk, dość znany dziennikarz, piosenkarka, kilku księży, dziewczyna, która wystąpiła w telewizyjnym reality show… No i ja. Choć, szczerze mówiąc, wcale nie miałam ochoty jechać.
– Córuś, tutaj każdy chce cię zobaczyć – przekonywała mnie mama. – Przecież u nas do teatrów nikt nie chodzi, a o tobie tyle w gazetach pisali…
Przyjechałam swoim wysłużonym, poobtłukiwanym fordem. Pewnie się ludzie rozczarują, że to żadna limuzyna, jednak zarobki aktora wcale nie są takie gigantyczne, jak się niektórym wydaje. Może gdybym grała w telewizji… Ale mnie zawsze ciągnął teatr – scena i widzowie.
Nawet teraz, kiedy zerkam zza kurtyny na salę gimnastyczną, czuję podekscytowanie, choć prawie wszystkich znam. O, tam siedzi stara pani Jagoda, która całe życie gotowała w szkole. Pod filarem były weterynarz; on zawsze finansował dekoracje na nasze przedstawienia. Jest też wielu z dawnych nauczycieli. Dziś wydają się jacyś tacy mniejsi, mniej groźni niż wtedy, gdy dostawałam po łapach linijką, bo nie umiałam tabliczki mnożenia.
Dyskretnie wychylam się zza kurtyny, żeby zobaczyć, kto siedzi dalej. Nie mogę uwierzyć własnym oczom. Magda? Ta starsza, otyła kobieta? Czy to możliwe, żeby aż tak się zmieniła?! Fakt, minęło prawie dwadzieścia lat, ale jestem pewna, że ja wyglądam prawie tak samo jak wtedy…
Byliśmy w ósmej klasie i właśnie kończyliśmy podstawówkę. Nasz wychowawca – pan Darek, młody, energiczny polonista – miał jedną pasję: teatr. To właśnie on wymyślił, żeby zamiast tradycyjnych wierszyków z podziękowaniem dla grona pedagogicznego wystawić przedstawienie. A my, gotowi do wszystkiego, co odrywało nas od lekcji, radośnie przyklasnęliśmy.
Od początku było wiadomo, że główna rola przypadnie albo mnie, albo Magdzie. Już od zerówki walczyłyśmy o to, której z nas rysunek będzie ładniejszy i zawiśnie na wystawie. Potem rywalizowałyśmy o lepsze stopnie, o więcej wierszyków na akademiach i wygranych konkursów, o lepsze miejsca w różnych zawodach sportowych. A kiedy dorosłyśmy – o lepsze ubrania i przystojniejszych chłopców.
Co najdziwniejsze, przy tym wszystkim nawet dosyć się lubiłyśmy. Często razem wracałyśmy ze szkoły, pożyczałyśmy sobie książki… To była zdrowa, honorowa rywalizacja. Do przedstawienia też przygotowywałyśmy się razem: uczyłyśmy się tekstu, chodziłyśmy na próby. Ale obie chciałyśmy zagrać główną postać! Ja nawet bardziej, bo okazało się, że Magda ma zaśpiewać piosenkę na otwarcie akademii. Byłam pewna, że pan Darek rozdzieli zaszczyty sprawiedliwie i już gratulowałam sobie roli.
Któregoś dnia spóźniłam się na próbę. Kiedy w końcu wpadłam do sali, Magda właśnie przymierzała sukienkę uszytą przez moją mamę, a przeznaczoną dla głównej bohaterki.
– Trochę się chyba pomyliłaś z tą sukienką – rzuciłam.
Pan Darek, dziwnie zakłopotany, wychylił się z kantorka.
– Majka, właśnie chciałem z tobą o tym porozmawiać – powiedział. – Zdecydowałem, że Magda lepiej nada się do tej roli. Tobie brakuje temperamentu…
Kilka szwów, kilka nitek i gotowe
Zagotowałam się ze złości i upokorzenia. Ale, wbrew temu, co nauczyciel myślał, byłam dobrą aktorką. Uśmiechnęłam się tylko wdzięcznie, zatrzepotałam rzęsami i przyznałam mu rację.
– Nie szkodzi, proszę pana, dla mnie ta drugoplanowa rola jest wymarzona – zaszczebiotałam. – Tam dopiero mogę pokazać swój talent.
Swoje jednak myślałam. I, co najważniejsze, już wiedziałam, jaki jest słaby punkt Magdy, jak mogę się jej pozbyć…
– Majka, spróbuj zasunąć ten zamek – prosiła, bliska płaczu, kilka tygodni przed premierą. – Znowu nie mogę się dopiąć!
Męczyłam się przez kilka minut, zanim skapitulowałam.
– Nic z tego – stwierdziłam. – Daj go, to popuszczę trochę szwy, może się jakoś wbijesz.
– Ale to już trzeci raz – narzekała, kiedy robiłam poprawki. – A przecież wcale nie jem więcej niż zazwyczaj. Z nerwów zazwyczaj się chudnie, ale ja chyba jestem wyjątkiem od reguły.
– No, gotowe – powiedziałam wreszcie, rzucając jej sukienkę. – Jakbyś chciała schudnąć, to znam dobry patent.
– Odchudzanie? Nie z moją mamą! – roześmiała się Magda. – Ona zawsze pilnuje jak cerber, czy wszystko znikło z talerza.
Wzruszyłam tylko ramionami. Wiedziałam, że wkrótce do mnie przyjdzie po radę. A skąd miałam taką pewność? Bo przed próbami wkradałam się do naszej garderoby i zwężałam sukienkę Magdy. Mama nauczyła mnie trochę krawiectwa, więc wiedziałam, jak to zrobić, żeby nikt nic nie podejrzewał. Magda wpędzała się w depresję, a ja z zapamiętaniem wkuwałam jej tekst. Jeśli wszystko poszłoby dobrze, wkrótce byłby mi potrzebny.
– Jak ty to robisz, że jesteś taka szczupła? – zapytała już po dwóch dniach Magda, przysiadając się do mnie na przerwie.
No cóż, wiedziałam, że kolejny raz sukienka okazała się na naszą gwiazdę zbyt wąska. W odpowiedzi pokazałam dwa palce, wskazujący i środkowy.
– Co, mam przysięgnąć, że nie zdradzę sekretu? – zapytała żartem spytała Magda.
Po chwili jednak zrozumiała.
– No nie – otworzyła szeroko oczy z niedowierzaniem. – Ty… Maja, ty wymiotujesz?
– Jeszcze głośniej! – syknęłam, trącając ją w bok.
– Ale to przecież bulimia, prawda? I strasznie obrzydliwe! I chyba niezdrowe – nie mogła uwierzyć Magda.
– Dla urody trzeba cierpieć – wzruszyłam ramionami.
Oczywiście, sama nigdy niczego takiego nie robiłam, ale w jakiejś gazecie przeczytałam historię młodej dziewczyny, która opisywała, jak się to zaczęło.
– Nikt ci nie każe wsadzać palców do gardła – instruowałam Magdę. – Wystarczy, że napijesz się wody z sodą albo musztardą i efekt murowany!
– Nie, nie, to nie dla mnie! – stwierdziła, wzięła plecak i ruszyła korytarzem do wyjścia.
Może to wyszło jej na dobre?
A jednak moja intryga się powiodła. Magda do niczego mi się nie przyznała, jednak widziałam, że jest coraz bledsza, ma podkrążone oczy, kilka razy na korytarzu zakręciło się jej w głowie. Do tego ciągle przesiadywała w łazience. Ale muszę jej przyznać, i tak długo wytrzymała. Dopiero na próbie generalnej zemdlała. Zaniepokojony pan Darek wezwał pogotowie. Lekarz orzekł, że Magda jest niedożywiona i skrajnie wycieńczona.
– Nie ma mowy o żadnych występach – zakazał stanowczo.
Przedstawienie zawisło na włosku, wychowawca był bliski załamania nerwowego. I wtedy pojawiłam się ja, oznajmiając, że „przypadkowo” znam tekst, i mogę zastąpić Magdę.
Występ okazał się moim wielkim sukcesem, nie zapomnę tamtego uczucia szczęścia i dumy. Po przedstawieniu wpadłam do Magdy, do szpitala.
– Jeszcze nigdy nie widziałam tylu ludzi w szkole – opowiadałam. – A na koniec wszyscy wstali z miejsc i bili brawo!
Mizerna Magda patrzyła na mnie z zazdrością, ale ja nie czułam wyrzutów sumienia.
Skończyłam liceum, zdałam do szkoły aktorskiej, dostałam angaż w teatrze. Muszę jednak przyznać, że żadne brawa nigdy nie smakowały mi tak jak te po pierwszym występie. Od mamy dowiedziałam się, że Magda została lekarzem i pracuje w ośrodku dla dziewczyn z zaburzeniami odżywiania. Może więc ostatecznie moja szczeniacka intryga wyszła jej na dobre? Mam taką nadzieję…
Czytaj także:
„Narzeczony rzucił mnie, gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. Żeby nie płacić alimentów, uciekł do innego kraju”
„Mąż dobrze zarabia, a zapuścił dom jak ostatni menel. Mieszkamy w kompletnej ruinie, bo nie chce się zgodzić na remont”
„Nie kochałem Heleny, zależało mi tylko na jej synku. Odgrywałem rolę czułego faceta, a na boku miałem dziesiątki kochanek”