Kochałam Jana całym sercem. Spełniałam jego życzenia, zgadzałam się na wszystko, robiłam to, co chciał, i niczego nie potrafiłam mu odmówić. W naszym związku to ja byłam stroną bardziej zaangażowaną, ale też bardziej uległą. Jan podejmował decyzje, a ja się na nie godziłam.
Do pewnego momentu...
A dokładnie do chwili, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Patrzyłam na dwie kreski na teście i sama nie byłam pewna, czy cieszyć się, czy może raczej ostrożnie z tą radością. W sumie nie prowadziliśmy z Jankiem jakichś dyskusji na temat macierzyństwa i dzieci, ale wiedziałam, że mój chłopak za maluchami nie przepadał. On lubił żyć dla siebie, spełniać własne pragnienia, wydawać pieniądze na przyjemności. Pamiętałam, jak powiedział kiedyś, że dzieci wprowadzają ograniczenia, człowiek dzieciaty nie może żyć tak, jak chce.
– Może nie będzie zachwycony ciążą? – zastanawiałam się.
Zamiast z Janem najpierw podzieliłam się swoją radością, a zarazem zmartwieniem ze starszą siostrą.
– Małgonia, to cudnie! – chwyciła mnie w objęcia, wyściskała, ale po chwili zaczęła mi się uważnie przyglądać – Nie cieszysz się? – spytała.
– Cieszę się – powiedziałam – nawet bardzo się cieszę, tylko nie jestem pewna, czy Janek też się ucieszy.
– Niby dlaczego? – Marta spojrzała na mnie zdziwiona – zostanie ojcem, na pewno się ucieszy.
– Wiesz, on raczej nie przepada za dziećmi, a właściwie to ich nie lubi.
– Oj tam, lubi, nie lubi – zaśmiała się Marta. – Obcych to może i nie lubi, ale swoje będzie kochał. Zobaczysz…
Okazało się jednak, że ja lepiej znałam swojego partnera i moje obawy były w pełni uzasadnione. Mimo wszystko jednak tego, co od niego usłyszałam, w ogóle się nie spodziewałam. Chciałam, żeby było miło, rodzinnie, romantycznie. Przygotowałam kolację, zapaliłam świece, włożyłam sukienkę, którą najbardziej lubił.
– Dostałaś premię, Małgosiu? – zażartował Jan.
– Nie – pokręciłam głową – ale mam dla ciebie niespodziankę.
– Nie premię? – zastanawiał się przez chwilę – no to pewnie awans…
– Oj, ty tylko o pracy i pieniądzach – zdenerwowałam się.
– No to jaka to niespodzianka? – spytał.
– Będziemy mieli dziecko – wyrzuciłam z siebie nerwowo, chociaż zupełnie nie tak planowałam mu o tym powiedzieć.
Jan osłupiał, zamarł bez ruchu, jak żona Lota, i tylko gapił się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
– Janek – wyszeptałam nie na żarty wystraszona – powiedz coś…
I wtedy nagle jakby się obudził
Zaczął krzyczeć, że co ja sobie wyobrażam, że przecież nie było rozmowy o dzieciach, on nie chce mieć dzieci, nie będzie wstawał w nocy, zmieniał obsranych pieluch ani wydawał ciężko zarobionych pieniędzy na pampersy czy inne pierdoły. Jest na to wszystko za młody, chce jeszcze poznać świat i użyć życia. A w ogóle to nie lubi dzieci i nie chce ich mieć, ani teraz, ani nigdy! Ma inny plan na swoje życie. I co ja sobie w ogóle myślałam!?
– Jeśli sądziłaś, że jak zajdziesz w ciążę, to się z tobą ożenię i wspólnie będziemy zajmować się rozwrzeszczanym maluchem, to się pomyliłaś! – zakończył i gwałtownie złapał oddech.
– Janek, ale ja cię kocham – wyszeptałam ledwo słyszalnie, bo nie mogłam wydobyć z siebie pełnego głosu.
– Ja ciebie też – przytaknął – ja ciebie też kocham, ale tylko ciebie. Nie chcę mieć dziecka.
– Ale właściwie już masz – cały czas mówiłam niepewnie, bo czułam się przerażona tym, co się działo. Najgorsze jednak było jeszcze przede mną.
– Co ty pleciesz! Dziecka jeszcze nie ma. Wiem, co zrobimy – stwierdził nagle zdecydowanie – pójdziesz na zabieg. Usuniesz tę ciążę i o wszystkim zapomnimy. A potem zabiorę cię na długie wakacje. Mam sporo zaległego urlopu, pojedziemy sobie do Hiszpanii…
Miałam wrażenie, że znajduję się w jakimś koszmarnym śnie, w jakimś Matriksie. Rany boskie, mój Janek opowiada takie rzeczy?
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę
To był jakiś horror! Nie myślałam w tej chwili, że to, co proponuje Jan, jest nielegalne, zakazane przez prawo. Wcale o tym nie myślałam, bo to nie było dla mnie ważne. Myślałam o tym, że on chce usunąć nasze dziecko, ot tak, po prostu pozbyć się go, bo go nie chce. A potem pojechać sobie na wakacje do Hiszpanii i wygrzewać się w słońcu na plaży, jakby nic się nie stało.
– Nieee… – ledwie wydobyłam z siebie głos.
– Co nie? Jakie nie? To jest najlepsze rozwiązanie, a właściwie jedyne rozwiązanie!
– Nie zgadzam się – tym razem odezwałam się głośno i zdecydowanie.
Janek spojrzał na mnie zaskoczony. No tak, trudno mu się właściwie dziwić, w zasadzie do tej pory zgadzałam się na wszystko, co zaproponował albo czego sobie zażyczył.
– Nie zgadzam się – po policzkach ciekły mi łzy, sama nie wiem, kiedy zaczęły płynąć – nie pozbędę się swojego dziecka! Kocham je… – położyłam ręce na płaskim jeszcze brzuchu, jakbym chciała, żeby maleńki okruszek w środku poczuł, jak bardzo go kocham, i uwierzył, że go ochronię przed całym złem tego świata.
I przed jego własnym ojcem, który go nie chciał i miał zamiar się go pozbyć.
– Nie możesz sama podjąć tej decyzji – warknął Jan ze złością – ja chyba też mam coś do powiedzenia!
– Właśnie przed chwilą sam sobie odebrałeś to prawo – wstałam, narzuciłam na siebie płaszcz, wsunęłam stopy w pantofle i wyszłam.
Nie wzięłam nawet torebki. Nie mogłam zostać w jednym mieszkaniu z Janem ani minuty dłużej. Czułam, że mogłabym zrobić coś złego, jemu albo sobie, sama nie byłam pewna. Poszłam do siostry pieszo, chociaż to było daleko. Nie miałam dokumentów, pieniędzy ani biletu. Nie zastanawiałam się nad tym, po prostu szłam. Kiedy stanęłam w drzwiach mieszkania Marty, musiałam wyglądać jak zombie. Pamiętam tylko, że weszłam do przedpokoju i powiedziałam:
– Kazał mi usunąć ciążę.
Potem podobno osunęłam się na podłogę
Gdyby szwagier mnie nie złapał, pewnie rozbiłabym sobie głowę. Potem było pogotowie, lekarz, zastrzyk. Niewiele z tego wszystkiego przyswoiłam. Obudziłam się dopiero następnego dnia rano w małżeńskim łóżku siostry. Marta siedziała nade mną i przyglądała mi się ze smutkiem.
– To prawda, co nam wczoraj powiedziałaś, Małgoniu?
Kiwnęłam głową.
– Tak. Powiedział, że nie chce dziecka, nigdy nie chciał, jest na dziecko za młody, nie będzie zmieniał obsranych pieluch – wszystko to mówiłam na jednym wydechu – i dużo jeszcze innych bzdur – dokończyłam. – A potem – zachłysnęłam się łzami – potem powiedział, że pójdę na zabieg, pozbędziemy się kłopotu i pojedziemy sobie na długie wakacje do Hiszpanii. Już go nie kocham – wyszeptałam na końcu – teraz go nienawidzę.
Marta gładziła mnie po ręce. Długo milczała, aż w końcu powiedziała, że być może Janek był po prostu w szoku, może to tylko takie pierwsze, głupie słowa, może ochłonie i zmieni zdanie. Może nawet już zmienił…
– Nie interesuje mnie to. Te słowa padły. Były straszne. Nie potrafię zapomnieć tego, co powiedział.
Byłam zresztą pewna, że Jan zdania nie zmieni. Widziałam to w jego oczach, kiedy wysyłał mnie na zabieg i obiecywał wakacje w Hiszpanii, kiedy krzyczał, że nie chce mieć dziecka ani teraz, ani nigdy. Okazało się, że miałam rację.
Mój, były już, chłopak nie zmienił zdania
Jeszcze raz usiłował namówić mnie na zabieg usunięcia ciąży. Kiedy odmówiłam, dowiedziałam się, że w takim razie będę musiała radzić sobie sama.
– Ja nic od ciebie nie chcę – burknęłam – ale to będzie twoje dziecko i jemu należą się od ciebie alimenty. Czy ci się to podoba, czy nie – dodałam.
Jan nie powiedział ani słowa, nie zaprzeczył, ani nie wyraził zgody. Po prostu wstał i skierował się do wyjścia. Był już w drzwiach, kiedy się odezwał;
– Dla głupiego widzimisię zniszczyłaś naszą miłość.
Nie wytrzymałam i rzuciłam w niego kubkiem z herbatą. Uchylił się i trafiłam w ścianę, brązowy płyn pociekł po żółtej, niedawno malowanej powierzchni.
– Mogłaś mnie zabić, wariatko! Powinnaś się leczyć! – wrzasnął.
– Wynoś się! – ja również nie panowałam nad sobą.
Dobrze, że w mieszkaniu nie było ani Marty, ani Kacpra. Trzaśnięcie drzwi wejściowych zabrzmiało w mojej głowie jak wybuch bomby.
Wiedziałam, że to koniec
Niedługo później dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że Janek odszedł z firmy i wyjechał za granicę. Podobno miał bardzo atrakcyjną ofertę pracy. Wszyscy myśleli, że wyjeżdżamy razem. Nie chciało mi się wyjaśniać, prostować, tłumaczyć co, jak i dlaczego. Jeszcze trochę, a wszystko i tak się wyda, jak urośnie mi większy brzuch.
A Jan po prostu uciekł, jak tchórz. Nigdy nawet przez chwilę nie pomyślałam, że mężczyzna, z którym byłam i którego tak bardzo kochałam, jest właśnie taki, że może się w ten sposób zachować. Dzisiaj sama wychowuję czteromiesięcznego synka. Jan od chwili wyjazdu, a właściwie ucieczki nie dał znaku życia. Nawet w mediach społecznościowych nie istnieje. Pewnie się boi, że będę go szukać. A mnie się nie chce. Co małemu z takiego ojca, który od niego ucieka? Ja również chciałabym zapomnieć o Janku. Może jeszcze kiedyś poznam kogoś, kto zaakceptuje i pokocha nas oboje.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”