„Szkoda, że nie pomyślałam, kiedy pchałam się do łóżka koledze. Po żenującej wspólnej nocy nie umiałam mu spojrzeć w oczy”

Rodzice kazali mi oddać dziecko do adopcji fot. Adobe Stock, nicoletaionescu
„– Halo, nie podpisałeś numeru imieniem! – Elu, w nocy kilka razy krzyczałaś moje imię, więc chyba je pamiętasz… No, chyba że nie byłem wart zapamiętania. To znikam! – rzucił. Nakryłam głowę kołdrą. Było mi okropnie wstyd. Zbłaźniłam się na całej linii, a przecież strasznie mi się podobał. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?”.
/ 08.11.2022 19:15
Rodzice kazali mi oddać dziecko do adopcji fot. Adobe Stock, nicoletaionescu

Zaczęło się od kradzieży roweru. Moja damka zniknęła z podwórka pewnej jesiennej nocy. Policjant na komisariacie pytał trzy razy, czy na pewno chcę zgłaszać kradzież.

Przecież pani wie, że nigdy tego roweru nie znajdziemy – tłumaczył.

Był tak przekonujący, że się poddałam. Poszłam po nowy rower. Ale zamiast kolejnej damki kupiłam szosówkę. Rower był piękny, okazało się jednak, że nie bardzo umiem na nim jeździć. Głupio mi było zwracać rower do sklepu, więc znalazłam inne rozwiązanie – klub rowerowy z sekcją damską.

W grupie początkującej było nas sześć

Tam poznałam Kaśkę. Dziewczyna miała zapał. Zawsze na treningu była pierwsza. Po zajęciach, choć jak reszta padała na twarz, zawsze jechała „zrobić jeszcze jedną rundkę”. Do grupy zaawansowanej przeszłyśmy tylko ja i Kaśka. Pozostałe dziewczyny się po drodze wykruszyły. Na pierwsze zawody Kaśkę zaciągnęłam prawie siłą.

– Daj spokój, przecież nie mamy szans, tam się ścigają dziewczyny, które trenują od lat – oponowała.

Na moje argumenty, że to dla zabawy, Kaśka się żachnęła:

Dla zabawy? W zawodach startuje się, żeby wygrać. A my nie mamy szans.

Choć zajęłyśmy miejsca pod koniec pierwszej dziesiątki, Kaśka nagle zaproponowała, żebyśmy zapisały się od razu na wszystkie zawody w cyklu.

– Kachna, czy dobrze myślę, że twój nagły zapał do zawodów ma coś wspólnego z tym, że wróciłaś dziś do pokoju nad ranem? – zapytałam w drodze powrotnej.

W odpowiedzi dostałam kuksańca w bok. No cóż, miałam pewne podejrzenia co do tego, z kim Kaśka była tamtej nocy. Po zawodach poszłyśmy na imprezę dla uczestników. Ostatni raz widziałam ją koło północy z przystojnym brunetem. Chyba rozpoznałam w nim zwycięzcę jednej z męskich kategorii. Na drugich zawodach Kaśka zostawiła mnie zaraz za linią mety. Po chwili zobaczyłam ją uwieszoną na szyi „jej” kolarza. Pomachała mi z daleka.

Przedstawiła mi go na imprezie

– To jest Tomek. Mówię ci, naprawdę jest dobry… na tym rowerze – zachichotała.

Sytuacja powtórzyła się na imprezie po kolejnych zawodach. Kaśka szalała z Tomkiem, a ja sączyłam kieliszek wina za kieliszkiem, siedząc sama przy stoliku.

– Można? – nagle zobaczyłam przed nosem wyciągniętą dłoń.

Nawet się facetowi nie przyjrzałam, tylko dałam się poprowadzić na parkiet. Gdzieś w czasie czwartego czy piątego tańca poczułam jego rękę na pośladkach, a usta na szyi.

– Pójdziemy? – to było drugie słowo, które usłyszałam z jego ust tego wieczora.

Nie byłam trzeźwa. I wiedziałam, że Kaśka będzie nocować gdzie indziej. Pomyślałam, że co mi szkodzi. Może i ja powinnam coś mieć z tych wyścigów. Trudno powiedzieć, czy było fajnie, bo niewiele z tej nocy zapamiętałam. Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Ucieszyłam się, że mój gość już sobie poszedł, bo czułam się fatalnie. Ale po chwili zobaczyłam jego ubrania na podłodze. I usłyszałam szum wody pod prysznicem. Po chwili mój gość zjawił się w pokoju. Miał na sobie tylko ręcznik przewiązany wokół bioder. Wreszcie mu się mogłam przyjrzeć. Mokre włosy opadały mu na oczy. Umięśniona klata, płaski brzuch…

– O, cześć, nie chciałem cię obudzić. Już mnie nie ma, śpij dalej – nieznajomy uśmiechnął się i zaczął zbierać porozrzucane po podłodze ubrania.

Wziął do ręki mój telefon i coś w niego wstukał. Zadzwoniła jego komórka.

– Gdybyś doszła do wniosku, że możemy to powtórzyć, to już masz mój numer. A i tak pewnie spotkamy się za dwa tygodnie.

Mój gość był już prawie na korytarzu, gdy sobie o czymś przypomniałam.

– Halo! Ale może się przedstawisz, żebym wiedziała, jak zapisać twój numer – zawołałam za nim.

Facet stanął w drzwiach.

– Elu, w nocy kilka razy krzyczałaś: „Maciek, Maciek”. No ale widać nie byłem wart zapamiętania. To znikam.

Nakryłam głowę kołdrą.

Było mi okropnie wstyd

Zbłaźniłam się na całej linii. Godzinę później wróciła Kaśka. Cała w skowronkach.

– Boże, Elka… Jak ty wyglądasz? A to co? Pasek od spodni? Chyba męski – Kaśka sięgnęła pod łóżko.

Opowiedziałam jej wszystko.

– Miało być świetnie, a wyszło jak zwykle – zakończyłam.

Maciek oczywiście nie zadzwonił. Ale wcale się nie dziwiłam. Zresztą wiedziałam, że tak jest lepiej. Nie bardzo wiedziałam, co miałabym mu powiedzieć.

– Elka, ogarnij się. Może idź do fryzjera? Jutro kolejne zawody. Musisz mi go przedstawić – podekscytowana Kaśka piszczała w słuchawkę.

– Wiesz, chyba tym razem odpuszczę. Coś mnie bierze. Chyba jakaś grypa czy co – zaczęłam łgać.

Na samą myśl, że stanę z nim oko w oko, robiłam się czerwona. Ale Kaśka nie dała się zbyć.

– Zaraz, zaraz. Kto wymyślił te zawody? I mnie na nie zaciągnął? Teraz wymiękasz? Wiem, że nie jesteś chora, tylko panikujesz. Przecież ten cały Maciek cię nie zje. W najgorszym razie cię zignoruje. Na zachowuj się jak podlotek.

Pojechałyśmy. Na starcie rozglądałam się nerwowo, ale nigdzie go nie zobaczyłam. Może go nie ma. I po sprawie... I choć udawałam przed sobą, że to dobrze, poczułam skurcz w żołądku. Na trasie dałam z siebie wszystko. Po raz pierwszy dojechałam w pierwszej piątce i byłam lepsza niż Kaśka. Gdy odbierałam dyplom, poczułam, że ktoś się we mnie wpatruje. Spojrzałam przed siebie. Stał na samym przodzie z założonymi rękami i patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.

Znowu spiekłam raka

– Gratulacje. To chyba twój najlepszy wynik? – Maciek wyciągnął do mnie rękę.

Już miał mnie pocałować w policzek – gdy spiker wywołał jego nazwisko.

Moja kolej, do zobaczenia zaraz – szepnął i pobiegł odebrać srebrny medal.

Rozważałam ucieczkę, ale nie ruszyłam się nawet o krok. Po chwili poczułam jego ramię na moich plecach.

– Widzimy się wieczorem? Tylko poczekaj z piciem na mnie. I przynieś mój pasek, żebym nie zgubił spodni na parkiecie! – wyszeptał mi do ucha.

Zanim zdążyłam zareagować, zniknął. Namówiłam Kaśkę, żebyśmy się na tańce trochę spóźniły.

– Niech trochę poczekają, to skruszeją – zażartowałam.

Kaśka nie była zadowolona. Była gotowa na pół godziny przed czasem i nerwowo przebierała nogami.

– Chodźmy. Ale powoli – poddałam się.

W knajpie był już spory tłumek. Ale Maćka nigdzie nie widziałam. Nalałam sobie kieliszek wina, ale nawet nie zaczęłam pić. Krążyłam z nim wśród ludzi i wypatrywałam Maćka. Choć byłam bardzo czujna i tym razem mnie zaskoczył. Po prostu nagle wyrósł za moimi placami i objął mnie w pasie.

Tu jesteś, pięknie wyglądasz – szepnął, a ja zadrżałam.

Potem tańczyliśmy, piliśmy (ale ja z umiarem) i rozmawialiśmy. Dowiedziałam się, że jest architektem i też mieszka we Wrocławiu.

– To sporo ułatwia, co? – mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Udałam, że nie wiem, o co mu chodzi. W końcu znowu wylądowaliśmy w moim pokoju.

Ale z tej nocy zapamiętałam już każdą minutę…

Maciek zadzwonił jeszcze tego samego wieczora i zapytał: – To co, czekamy na ostatnie zawody w sezonie czy widzimy się wcześniej?

– Jak wolisz – udałam obojętność.

– No dobra, jestem starszy i mądrzejszy, wiec to ja zaproponuję spotkanie. W poniedziałek o 20? Zarezerwuję gdzieś stolik i prześlę szczegóły esemesem. Nie musisz odpowiadać. Wiem, że się zgadzasz. To pa!

Przez kolejne dwa tygodnie spotykaliśmy się co drugi dzień. Na zawody pojechaliśmy razem, jednym autem.

– Boski – syknęła mi do ucha Kaśka, gdy przypinał do bagażnika jej rower.

Zamieszkaliśmy razem zimą. Latem świętowaliśmy pierwszą rocznicę związku. Akurat w naszym przypadku ustalenie tej daty nie było trudne – przecież zaczęliśmy znajomość od konkretu. Na pierwszych zawodach tegorocznego cyklu czekał na mnie bukiet róż i wielka dmuchana jedynka. Po treningach z Maćkiem bardzo się podciągnęłam.

Po raz pierwszy stanęłam na podium!

Kaśka cały cykl skończyła na piątym miejscu. Trochę się na mnie boczyła, ale szybko pocieszył ją Szymon, następca Tomka. Wczoraj policzyłam, że jestem z Maćkiem już 15 miesięcy. Czyli o miesiąc dłużej niż z Antkiem, który zostawił mnie dla „influencerki” z Instagrama. I o którym myślałam wtedy, że jest mężczyzną mojego życia, że zostanę jego żoną i urodzę mu dzieci. Złamał mi serce. Na długo. Ale gdy dziś widzę, jak razem ze swoją Andżelą pręży gołą klatę przed obiektywem, chce mi się już tylko śmiać.

– Elcia, masz chwilę? Chodź na chwilę do salonu. Muszę cię o coś zapytać – rozmyślania przerwał mi głos Maćka.

Mam pewne podejrzenia, o co może mu chodzić… I myślę, że jeśli zada TO pytanie, to odpowiem „tak”.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA