– Ewka, nie uwierzysz. Ciocia Marylka załatwiła ci pracę w pięciogwiazdkowym hotelu w Warszawie! – mama wpadła do pokoju z wypiekami na twarzy…
Od ukończenia szkoły minęło już siedem miesięcy, a moje wysyłane w świat CV jak dotąd pozostawały bez odpowiedzi. Nic dziwnego. Nie miałam żadnego doświadczenia poza kilkoma wyjazdami do Holandii na tulipany.
– W hotelu? A co ja tam będę robić?
– No, sprzątać! A co byś chciała robić? Być dyrektorem? – zaśmiała się mama.
Mogłam się tego domyślić. Przez chwilę liczyłam, że załapię się na kelnerkę, ale dobre i to. W końcu gdzieś trzeba zacząć.
To było luksusowe miejsce
Ciotka załatwiła mi nie tylko pracę, ale i znalazła pokoik do wynajęcia niedaleko hotelu, żebym nie musiała dojeżdżać. Kilka dni później znalazłam się w stolicy. Na dworcu od razu wpadłam w ramiona cioci.
– Moja Ewunia! Aleś ty urosła. No, chodź. Taksówka na nas czeka. Zawiozę cię do twojej kwatery, a potem pokażę, jak dojść do hotelu. Jutro zaczynasz. Cieszysz się?
– No jasne! Dziękuję, ciociu za pomoc! To wielka szansa – powtarzałam, bo w domu nasłuchałam się od matki, żebym nie zapomniała wyrazić ogromu wdzięczności.
– Nie ma sprawy! – powiedziała ze spokojem, ale widziałam, że pęka z dumy, że przyniosła ratunek swojej siostrzenicy.
Mój pokój był bardzo skromny. Stare meble, tapczan i żarówka wisząca na kablu.
– Warunki spartańskie, ale w centrum stolicy jest drogo, więc nie chciałam narażać cię na wydatki – tłumaczyła ciotka.
– Jasne, nie ma problemu. To tylko sypialnia – odparłam bez cienia wyrzutów.
Zostawiłam bagaż, poszłyśmy na spacer ulicami wielkiego miasta w kierunku mojego nowego miejsca zatrudnienia. Hotel był wielki, strzelisty i pięknie oświetlony. Pomyślałam, że nocleg w nim to prawdziwy luksus dla wybranych. Widziałam ludzi podjeżdżających taksówkami pod samo wejście. Mieli nowoczesne walizki i piękne płaszcze, a w drzwiach witał ich portier. Aż trudno mi było uwierzyć, że jutro to ja wejdę przez te drzwi.
– Nie bój się, Ewcia. Pamiętaj. Ty tam tylko sprzątasz! – zaśmiała się ciotka, przypominając mi tym samym moje miejsce w szeregu.
Następnego dnia obudziłam się o świcie. Byłam przejęta i zestresowana. Nie chciałam się spóźnić, więc przyszłam za wcześnie.
– W czym mogę pani pomóc? – zapytał portier, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Mam tu być pokojówką. Jestem umówiona z panią Alicją – odczytałam z kartki nazwisko.
– Proszę się zgłosić w recepcji – wskazał drzwi, więc weszłam do tego pompatycznego holu; znów poczułam się jak mysz.
Miałam ochotę zniknąć, kiedy przez ciągnących się w nieskończoność dziesięć minut czekałam na swoją szefową. Kiedy wyszła z windy, od razu poczułam, że to ktoś z wyższej ligi. Wysoka, szczupła, z włosami spiętymi w ciasny kok kobieta szła w moim kierunku pewnym krokiem.
Popełniałam błąd za błędem
– Zapraszam ze mną, pani Ewo – powiedziała, nie pytając nawet, czy ja to ja.
To było przecież oczywiste.
– Pani Maryla mówiła, że zna się pani na rzeczy, więc cieszę się, że dołączy pani do zespołu. Najwyższa jakość to nasze motto. Nie akceptuję bylejakości. Zresztą, widzi pani hotel. Tu nic nie jest na pół gwiazdka. Nie może być sytuacji, żeby klient musiał czekać na pokój ani tym bardziej, żeby coś nie spełniło jego wygórowanych standardów. Rozumiemy się? – mówiła, gdy jechałyśmy windą, a ja słuchałam i zastanawiałam się, co też ciotka Marylka o mnie naopowiadała.
Wyszłyśmy z windy, szefowa otworzyła jakieś drzwi i z pokoju gospodarczego wysunęła dla mnie wózek i leżący na nim strój pokojówki.
– Zaraz przyjdzie Ola i panią przeszkoli. Przebierze się pani w szatni dla personelu, Ola panią tam zaprowadzi. A po pracy zapraszam na podpisanie umowy.
– Dziękuję – powiedziałam do jej pleców.
Po chwili pojawiła się młoda zestresowana dziewczyna o rozbieganych oczach.
– Czemu nie jesteś jeszcze ubrana?! – wyszeptała nerwowym głosem. – Chodź, szybko.
Otworzyła jeden z pokojów, w którym panował bałagan i niemal wepchnęła mnie do niego, zamykając za sobą drzwi. Przebierając się, słyszałam za drzwiami jej kroki.
– Już – wyszłam, nieco rozbawiona.
Uważałam, że wyglądam w tym stroju komicznie. Jakbym przebrała się za pokojówkę na bal przebierańców. Oli to wcale nie bawiło. Weszłyśmy do jakiegoś pokoju, gdzie natychmiast zaczęła rzucać nerwowymi instrukcjami. Co najpierw, co potem. Jak polerować, jak wygładzać, jak wietrzyć, jak szorować. Wpadła w totalny słowotok, równocześnie wykonując wszystkie czynności. Mówiła tak szybko, że trudno mi było nadążyć za jej wskazówkami, więc postanowiłam jej pomóc.
– Na razie patrz. Drugi pokój zrobisz sama – usadziła mnie.
No to patrzyłam. I starałam się zapamiętać. Szło jej szybko i sprawnie. Miałam nadzieję, że ja także dam sobie radę, ale już w kolejnym pokoju, gdy to moja „mentorka” stała i patrzyła, nie było tak łatwo. Pościel okazała się koszmarnie ciężka i stawiała opór przy wygładzaniu. Odkurzacz mocno wsysał się w dywan i nie dawał lekko sterować. A jakby tego było mało, zapominałam o detalach, takich jak wyrównanie zasłon, ustawienie szklanek denkami do góry czy przekręcenie wody etykietą do przodu w lodóweczce.
– Nauczę się – pocieszałam na głos samą siebie, ale Ola tylko kręciła głową.
– Lepiej szybko, bo masz osiem pokoi do zrobienia. Ja zresztą też, więc nie mogę stać nad tobą – zastrzegła, po czym wyszła, zostawiwszy mi siedem kart do drzwi.
Westchnęłam i zabrałam się do roboty.
Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo
Po godzinie moja szefowa wpadła sprawdzić, jak mi idzie, i od razu zauważyła, że nie odkurzyłam pod siedziskiem fotela, nie uporządkowałam kopert, a poduszki ułożyłam na łóżku w złej kolejności. Ona także nie zamierzała się nade mną litować.
– Ewa, Maryla ręczyła za ciebie głową. Nie każ mi jej ściąć!
Przełknęłam ślinę, wystraszona nie na żarty. Widziałam już oczami wyobraźni, co powiedzą ciotka i mama, kiedy usłyszą, że nie nadaję się do sprzątania. Zabrałam się do roboty i starałam się, jak tylko mogłam, to wszystko ogarnąć. Jedyną miłą niespodzianką w ciągu dnia była przerwa na bardzo dobry obiad w kantynie pracowniczej. Niestety, nie był za darmo, ale przynajmniej za korzystną cenę. Wszystkie pokojówki jadły i wymieniały się uwagami na temat klientów i postępów w pracy, ale do mnie nikt się nie odzywał, więc jadłam w milczeniu, a później wróciłam do pracy.
Pod koniec dnia padałam z wycieńczenia. Szefowa dała mi do podpisania umowę na okres próbny i zastrzegła, że jeśli się nie poprawię, wylecę. Wróciłam do wynajętej klitki pokoju i przepłakałam cały wieczór. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, lecz za minimalną płacę, było to jednak naprawdę ciężkie życie.
Każdego dnia rano wstawałam o świcie i pędziłam do hotelu. Przebierałam się i ruszałam do pracy. Szybko doszłam do wprawy, ale kosztowało mnie to naprawdę wiele wysiłku. Kiedy wróciłam na weekend do domu, babcia spojrzała na mnie z przerażeniem.
– Dziecko, a tobie co? Masz wory pod oczami i żebra na wierzchu!
– Bo ciężko pracuje – odpowiedziała mama, dumna, że jej nie zawiodłam.
– A nie za ciężko? Ile ci tam płacą?
– Minimalną.
– Kochana, wykończysz się tam – zmartwiła się babcia. – Poszukaj czegoś innego. Przecież są inne miejsca, gdzie z człowieka nie wyciskają ostatnich soków. Nie można tak żyć.
– Co też mamusia opowiada?! – oburzyła się mama. – Marylka załatwiła jej tę robotę po znajomości. To hotel, w którym zatrzymują się prawdziwe sławy!
– Sławy nie sławy, ale Ewka jest chuda jak patyk. Tak nie można.
Jaka choroba? Nie ma czasu na chorowanie!
Mama machnęła ręką, ale mnie słowa babci trochę przemówiły do wyobraźni. Postanowiłam napisać nowe CV i wysłać je do kilku innych firm w Warszawie. Może babcia miała rację? Może dałoby się robić coś innego. Kolejne tygodnie pracowałam w pocie czoła, czując się z dnia na dzień coraz słabsza. W końcu dopadło mnie przeziębienie. Zadzwoniłam do szefowej.
– Zwariowałaś, Ewka? Jakie zwolnienie? Mamy pełne obłożenie. Musisz przyjść.
Nie mogłam uwierzyć. Zwlokłam się z łóżka w gorączce i poszłam do pracy. Byłam wykończona. Kiedy wychodziłam z jednego z pokojów, wpadłam niechcący na klienta.
– Czy pani się dobrze czuje? Nie wygląda pani na zdrową – powiedział na mój widok szczerze zaniepokojony.
– Wszystko w porządku – skłamałam i poszłam dalej, ledwie trzymając się na nogach.
Po chwili przybiegła do mnie szefowa.
– Zwariowałaś Ewka?! Skarżysz się klientom?! – syknęła wściekła, a mnie zatkało.
– Nic nie mówiłam. Sam zauważył, że źle się czuję.
– Idź do domu, wykuruj się. Ale nie wiem, czy będzie tu jeszcze dla ciebie miejsce, jak dojdziesz do siebie – powiedziała wrogo.
Wróciłam do siebie i położyłam się spać. Nie zastanawiałam się już nawet nad tym, co się stało i jakie będzie to mieć konsekwencje. Chciałam się po prostu wyspać, wreszcie odpocząć. Kiedy się obudziłam, zobaczyłam nieodebrane połączenie. Byłam pewna, że to od szefowej, więc oddzwoniłam.
– Dzień dobry, dzwonię w sprawie pracy w sklepie odzieżowym, do którego składała pani ofertę. Jest pani nadal zainteresowana?
– Tak. Jak najbardziej. Tylko, że dzisiaj nie czuję się najlepiej. Jestem chora.
– Rozumiem. Czy w takim razie mogę zaprosić panią na rozmowę w przyszłym tygodniu?
– Oczywiście – odpowiedziałam z ulgą, że oferta nie przepadnie z powodu mojej choroby.
Poszłam do lekarza, który stwierdził ciężkie zapalenie oskrzeli. I jeszcze na mnie nakrzyczał:
– Nie wolno zwlekać z wizytą u lekarza przy takich objawach! Mało brakowało, a rzuciłoby się pani na płuca. Musi pani wziąć antybiotyk.
W drodze do domu wykupiłam leki. Były drogie, ale nie miałam wyjścia. Zażyłam je i położyłam się spać. Po kilku godzinach obudził mnie dzwonek do drzwi. Usłyszałam jak przez mgłę jednego z lokatorów, który z kimś rozmawiał. Po chwili do mojego pokoju weszła ciocia Marylka.
Zdrowie jest ważniejsze niż praca
– Ewunia, jesteś chora? Czemu nie dzwoniłaś, dziecko? – zapytała z troską.
– Nie chciałam cię martwić. Już z tego wychodzę, mam leki – odparłam. – Musiałam iść wczoraj do pracy, bo szefowa nie pozwoliła mi wziąć zwolnienia, no i trochę się doprawiłam…
– Jak to ci nie pozwoliła?! Przecież ty ledwo żyjesz?! – wyrzuciła z siebie oburzona.
Zrobiła mi herbaty z cytryną, a później zniknęła na chwilę, a ja zasnęłam. Kiedy się obudziłam, ciocia podała mi w miseczce gorącą zupę.
– Dzięki, że się mną zajmujesz, ciociu.
– Dziecko… źle ci tam w tej pracy? Nie myśl, że musisz ją utrzymać, bo ci ją załatwiłam. Ja chciałam dobrze – powiedziała zatroskana.
– A nie obrazisz się, jak ją zmienię? Dzwonili do mnie ze sklepu z ubraniami…
– No jasne, że się nie obrażę!
Ulżyło mi, naprawdę. Nie chciałam, żeby miała mnie za niewdzięcznicę, a tym bardziej bałam się, że powie mojej mamie, że nie doceniłam jej pomocy. Z drugiej strony, wiedziałam, że nie wytrzymam dłużej w tej robocie.
Kiedy po kilku dniach poczułam się już lepiej, zadzwoniłam do sklepu, do którego zaproszono mnie na rozmowę. Okazało się, że propozycja wciąż jest aktualna. Na miejscu spotkałam się ze spokojną, fajną babką w moim wieku. Powiedziała, że ona także pochodzi z małej miejscowości i świetnie pracuje jej się w tym miejscu. Kiedy zaproponowała mi pracę na lepszych warunkach płacowych, nie miałam wątpliwości. Zaniosłam wymówienie do hotelu.
– Zwariowałaś, Ewka?! – krzyknęła moja, była już, szefowa. – Nie możesz zrezygnować.
– Mogę. To okres próbny. Próbowałam i dziękuję. Nie chcę przypłacić zdrowiem współpracy z panią.
Widziałam, jak dosłownie opada jej szczęka, i z poczuciem satysfakcji wyszłam z hotelu, żegnając się miło z portierem. Ani mama, ani ciocia nigdy nie miały mi za złe zmiany pracy, a babcia wręcz z dumą spojrzała, gdy wróciłam do nich nieco pełniejsza i z blaskiem w oczach.
Dziś wiem, że to była najlepsza decyzja mojego życia. Babcia miała rację! Teraz mam wspaniałą pracę i stać mnie na lepsze mieszkanie. I przede wszystkim uśmiech nie schodzi mi z twarzy! I tak zamierzam przejść przez życie…
Czytaj także:
„Żona oskarżyła sąsiadkę o kradzież i zrobiła aferę na cały blok. Ludzie gadają po kątach, a ja nie wiem, gdzie oczy podziać”
„Porzuciłam karierę w korpo, żeby budować szkoły w Afryce. Ledwo starcza mi na chleb, ale mam czas na pasję i miłość”
„Stres w pracy doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego. Przez moją głupią pomyłkę ucierpiał niewinny człowiek”