Pomyślałam, że poniekąd sprawiedliwości dziejowej właśnie stała się zadość, jako że to przez Mordę ja sama kilka lat wcześniej trafiłam do psychiatry… Morda była moją koleżanką z pracy. Zatrudniłyśmy się w firmie w tym samym czasie. Trzy lata później obie aplikowałyśmy na stanowisko kierowniczki działu. Do tamtej pory dobrze dogadywałam się z Mordą. Wówczas nie miała tego przezwiska, była zwykłą Grażyną. Kilka razy poszłyśmy nawet na kawę po pracy, razem chodziłyśmy na kursy doszkalające. Gdy zaczęłyśmy konkurować, myślałam, że po prostu zwycięży lepsza. Nie przypuszczałam, że pragnienie awansu zmieni Grażynę w zimną sukę.
Mówiąc w skrócie, nie grała czysto
Obrobiła mi tyłek przed prezesem, przez nią nie udało mi się wykonać zadania, i zdradziła moje zdanie na temat jednego z dyrektorów, które wypsnęło mi się podczas rozmowy prywatnej. I tak stała się moją przełożoną. Myślałam, że na tym się skończy. Ale Grażynie chyba spodobało się bycie wredną suką, bo nie wróciła do dawnej siebie. I nie zmieniła celu swoich ataków. To był klasyczny mobbing. A że ja nie jestem specjalnie odporna na tego rodzaju traktowanie, wpadłam w dołek, nerwicę i tak znalazłam się w gabinecie psychoterapeuty.
Doktor Jerzy był dość przystojnym czterdziestolatkiem. Mówił cichym, spokojnym głosem. I był mądry. Już po kilku miesiącach poczułam się inną kobietą – bardziej pewną siebie, silniejszą psychicznie. Sprawił, że zaczęłam siebie lubić. A zrobił to wszystko, odkrywając, że korzenie mojej niepewności tkwią w dzieciństwie. Uprzytomnił mi, że moja matka zabijała we mnie poczucie dumy z tego, że jestem kobietą. I że gdybym była słaba, jak często wmawiał mi ojciec, dałabym się ulepić na wzór i podobieństwie kobiet w mojej rodzinie, które żyją, by służyć swoim panom. Brak akceptacji rodziny podgryzał moje dobre samopoczucie. A ja o tym nie miałam pojęcia. Dopiero gdy rozłożyliśmy moje życie na elementy podstawowe, okazało się, jak bardzo jestem poraniona. Po trzech latach terapii zaczęłam wychodzić na prostą. I wtedy doktor zajął się moim życiem miłosnym. A właściwie jego brakiem.
– Jest pani atrakcyjną kobietą. Założę się, że mężczyźni próbują nawiązać z panią bliższy kontakt. Dlaczego jest pani sama?
Powiedziałam mu, że ciężko pracowałam od dziecka, by zostać tym, kim jestem, i mam pewne plany. Że jest szansa na objęcie stanowiska kierownika działu, w którym bardzo bym chciała pracować. I że mężczyzna tylko by mnie rozproszył.
– Na szczęście Morda już ma swój stołek, więc nie powinna mi przeszkadzać w zdobyciu mojego – uśmiechnęłam się. – A z tych, co aplikują, ja jestem najlepsza.
– Rozumiem. Wybrała pani karierę zawodową, bo czuje się pani niepewnie w kontaktach towarzyskich. Spróbujmy się dowiedzieć, co jest tego przyczyną. A kiedy już to pani zrozumie, będzie pani mogła ułożyć sobie również i tę sferę życia. I wtedy poczuje pani całkowite spełnienie.
– Jeszcze musiałabym znaleźć odpowiedniego mężczyznę, a to nie jest łatwa sprawa w tych czasach.
– Sądzę, że z tym akurat kłopotu nie będzie – uśmiechnął się łagodnie, a mnie zrobiło się ciepło na sercu.
Pomyślałam wówczas, że chciałabym, aby ten hipotetyczny mężczyzna był do niego podobny. Bo choć często sesje u doktora Jerzego były bolesne i męczące, to on sam był jak balsam na obolałą duszę. A zwłaszcza jego ciepły i łagodny uśmiech.
W jednym mnie zawiódł
Nie przewidział, że Morda nie zostawi mnie w spokoju. Kiedy się dowiedziała, że aplikuję na stanowisko kierowniczki projektów rozwojowych – to jeden z bardziej prestiżowych działów w naszej firmie – zaczęła rzucać mi kłody pod nogi. Była moją przełożoną, więc przygniatała mnie pracą, bym nie miała czasu przygotować się do konkursu. Lobbowała przeciwko mnie wśród członków zarządu. Prokurowała jakieś fałszywe informacje, które miały mnie oczerniać. Nie potrafiłam udowodnić, że to ona mnie wrabia. Nie potrafiłam też odpłacić się pięknym za nadobne. Do tego trzeba mieć odpowiedni talent i charakter. Morda chciała mnie utrącić z czystej złośliwości. Powiedziała mi to wprost:
– Zrobię wszystko, by ci się nie udało.
– Ale dlaczego? – spytałam szczerze zdumiona. – Nic ci nie zrobiłam.
– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Po prostu mnie wkurzasz.
I było tak przez prawie cztery miesiące. Niemal widziałam, jak moje marzenie odpływa w dal. Na sesjach u psychoterapeuty płakałam. Doktor Jerzy podawał mi chusteczki i próbował podnieść mnie na duchu. Pewnego dnia po raz pierwszy przełamał dystans lekarz–pacjent, usiadł obok mnie i przytulił.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział. – Musi być pani silna.
Jego dotyk ukoił mnie, ale uznałam, że gada farmazony. Jak może być dobrze, skoro Morda przekabaciła już połowę ludzi, od których zależało przyznanie mi awansu? Pewnego dnia, trzy tygodnie przed rozstrzygnięciem konkursu, w firmie gruchnęła wieść, że Morda trafiła do szpitala psychiatrycznego.
– Miała załamanie nerwowe – powiedziała Anka, jej sekretarka, z ledwo wyczuwalną satysfakcją w głosie. – Nie ma z nią kontaktu.
Trzy tygodnie później wygrałam konkurs i dostałam awans.
Moje szczęście i radość nie miały granic
Następnego dnia zadzwoniła sekretarka doktora Jerzego i odwołała moją wizytę. Z powodów osobistych doktor zawiesza praktykę do odwołania, dowiedziałam się. Zrobiło mi się bardzo smutno. Dotarło do mnie, że oprócz doktora nie mam nikogo, komu mogłabym opowiedzieć o moim sukcesie. Komu by zależało. I pomyślałam, że powinnam zakończyć wizyty w gabinecie psychologa jako pacjentka. I spróbować… nie wiem… właściwie nie wiedziałam nic o jego życiu osobistym. Czy był z kimś? Czy miałam u niego szansę?
Dwa dni później dostałam wezwanie na komendę policji w sprawie Mordy, znaczy Grażyny.
– Nie wiem, co jej się stało – powiedziałam, siadając na krześle przed biurkiem nadkomisarz. – Nie byłyśmy blisko.
– Tak słyszałam – policjantka skinęła głową. – Mobbing, pomówienia, złośliwości pod pani adresem. Trochę pani przecierpiała. Depresja, nerwica.
Cała wewnątrz zesztywniałam. Skąd ona to wiedziała? Nikomu w pracy nie mówiłam, doświadczenia z Mordą oduczyły mnie wylewności. Nagle przyszło mi do głowy, że Morda prowadziła pamiętnik.
– To wszystko prawda – powiedziałam ostrożnie. – Ale ja nie potrafię się mścić. Nic jej nie zrobiłam, choć czasami, przyznaję, marzyłam o tym. Ona to gdzieś zapisała? I w ogóle, skąd Grażyna wiedziała, nikomu o tym nie mówiłam.
Policjantka patrzyła na mnie uważnie, ale ja byłam w kropce.
– Pani naprawdę nie miała pojęcia? – spytała wreszcie.
A potem wyjęła z leżących na biurku akt jakiś zeszyt, otworzyła na jednej z ostatnich stron i podała mi go. Od razu rozpoznałam okrągłe pismo doktora Jerzego. Ze zdumieniem zaczęłam czytać: „Dzisiaj ośmieliłem się jej dotknąć. Płakała. Objąłem ją, czując jej drobne ciało tuż przy swoim. Odniosłem wrażenie, że jej kości są kruche jak u ptaka. Całe moje ciało zaśpiewało…”.
Byłam w szoku. Podniosłam wzrok na policjantkę. Ruchem głowy kazała mi czytać dalej. Przeleciałam wzrokiem kilka akapitów, w których doktor Jerzy opisywał uczucia, jakie wywołało w nim dotknięcie mojego ciała, wygląd moich ust… Czułam zawstydzenie (inni to czytali) pomieszane z podekscytowaniem (podobam mu się) i niepokojem (policja!). Zatrzymałam się na fragmencie, który wzbudził moją zgrozę. „Czuję, że zbliża się czas, kiedy będę mógł powiedzieć jej, że ją kocham. Że pragnę, by była moja, ta jak ja jestem jej od pierwszej chwili, gdy na mnie spojrzała trzy lata temu. Ale wiem, że najpierw musi odnieść sukces w pracy, by przyjęła miłość. Klęska ją załamie i znów się ode mnie oddali. Dlatego usunę jej wroga raz na zawsze”.
Nie mogłam czytać dalej
Znów spojrzałam na policjantkę.
– Niemożliwe – wyszeptałam. – To taki łagodny, mądry człowiek.
Nadkomisarz zabrała mi zeszyt.
– Ten mądry, łagodny człowiek nafaszerował pani szefową lekami psychotropowymi i odpowiednią sugestią doprowadził do psychozy – powiedziała. – Gdyby nie to, że jeden z lekarzy w szpitalu miał kiedyś do czynienia z podobnym przypadkiem i kazał zrobić badania na obecność psychotropów we krwi kobiety, to pani terapeucie udałoby się uniknąć odpowiedzialności. Na szczęście prowadził dokładne zapiski, a także nagrywał wasze spotkania, więc wiemy, że nie była pani jego wspólniczką.
Nie jestem złą kobietą, ale nie potrafię współczuć Mordzie ani wykrzesać z siebie choćby odrobiny poczucia winy. I czasem nachodzi mnie myśl, że uczucie Jerzego musiało być wyjątkowo silne, skoro posunął się aż do zbrodni. Dostał dziesięć lat. Czasem się zastanawiam, czy poczekać na niego. Taka miłość nie zdarza się często…
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”