„Szef znalazł sobie na moje miejsce >>wizjonera<<. Gdy prawda wyszła na jaw, błagał, żebym mu pomógł”

Przyjaciele przekreślili mnie przez fałszywą plotkę fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Zanim Oskar, ze swoimi rzekomo wielkimi koneksjami i wizjami, przyprowadził choć jednego dużego klienta, zaczęli od nas odchodzić ci dotychczasowi. Przychody firmy w ciągu dwóch miesięcy zmniejszyły się o 50 procent! Stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej firmować swoim nazwiskiem tych działań. Złożyłem wypowiedzenie”.
/ 20.04.2023 07:15
Przyjaciele przekreślili mnie przez fałszywą plotkę fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Arkadiusz, właściciel firmy kurierskiej Pędem, w której pracowałem był naprawdę niezwykłym człowiekiem. Skończył zaledwie szkołę podstawową, choć bez wątpienia był bardzo inteligentny i oczytany. Ale widać już wtedy miał niespokojną naturę i nie był w stanie chwilę usiedzieć w miejscu. Nienawidził schematów, stałych godzin pracy i pewnie nawet w przedszkolu opuszczał kolejne zajęcia. Ale mimo przerwanej edukacji dostał od życia niezłą szkołę. Zjeździł cały świat i z niejednego pieca jadł chleb.

Za granicą najczęściej pracował jako kurier

Gdy wrócił do kraju, za zarobione pieniądze założył firmę kurierską. Wiele osób nie wróżyło mu przyszłości, bo miewał dziwne pomysły na ten biznes. Niektóre rzeczywiście były chybione, ale sporo wypaliło, dlatego Pędem rozwijało się i przynosiło właścicielowi sowite zyski. Ja zostałem tu dyrektorem operacyjnym, kiedy to była już spora firma. Wkrótce zorientowałem się, że mojemu szefowi znudziło się już prowadzenie tego biznesu i przyjmując mnie do pracy, chciał znaleźć kogoś, kto odwali za niego czarną robotę. Dla siebie zostawił tylko planowanie strategiczne i wizję rozwoju. Ale i to już zaczynało go nudzić. Wtedy powiedział mi, że chce się całkiem wycofać z zajmowania się firmą i musi poszukać kogoś na swoje prezesowskie miejsce. Poczułem się urażony, że nie pomyślał o mnie. On to zresztą wyczuł i z właściwą sobie bezpośredniością oznajmił mi:

– Sorry, Januszku, że ci tego nie proponuję, ale ty prochu nie wymyślisz. Jesteś świetny w tym, co robisz, ale ja potrzebuję kogoś z wizją.

Pomyślałem, że warto mu pomóc w tych poszukiwaniach. Znałem w tej branży prawie wszystkich menadżerów wyższego szczebla. Mogłem zatroszczyć się zawczasu, żeby zostać podwładnym kogoś sympatycznego. Rozpuściłem wici wśród znajomych, żeby zorientować się, kto mógłby zostać nowym prezesem Pędem. Zanim jednak uzyskałem jakieś informacje zwrotne, szef zawołał mnie do siebie. W jego gabinecie zastałem wysokiego, łysego mężczyznę. Siedział wygodnie na kanapie, z nogą zarzuconą na nogę.

Krytycznie otaksował mnie od stóp do głów

– Januszku, poznaj, to jest pan Oskar. Od jutra zaczynam mu przekazywać swoje obowiązki.

Łysy nawet nie raczył wstać, podając mi dłoń na przywitanie. Zresztą podał mi ją nieledwie tak, jakby oczekiwał nie uścisku, ale pocałunku. Zapanowała chwila kłopotliwego milczenia, podczas której usiłowałem sobie przypomnieć, czy jego nazwisko jest mi znane i przypisać go do jakiejś firmy w branży. Ponieważ mi się to nie udało, zapytałem:

Skąd pan do nas przychodzi?

– Z niebytu – odparł z niechętną miną. – Oskar nigdy wcześniej nie pracował w tej branży – pospieszył z wyjaśnieniami szef. – Ale jest człowiekiem z wizją i fantastycznymi kontaktami, które pozwolą się rozwinąć Pędem.

Kiedy to usłyszałem, od razu poczułem, że naszą firmę czekają wielkie kłopoty. I nie pomyliłem się. Oskar bowiem nie tylko nie miał zielonego pojęcia o branży kurierskiej, ale też nie miał zamiaru niczego się o niej dowiadywać. Gdy chciałem go wprowadzić w pewne sprawy, powiedział, że zostawia je mnie, bo nadmierna fachowa wiedza może mu przeszkadzać we wprowadzaniu jego wizjonerskich rozwiązań. Trzeba przyznać, że raźno wziął się do pracy. Jego prezesowski gabinet znajdował się nad magazynem przesyłek. Oskar mógł obserwować pracę w magazynie poprzez przeszkloną ścianę. Robił to bardzo uważnie przez tydzień.

Potem wezwał mnie do siebie

– Praca magazynu jest źle zorganizowana. Zanotuj, co trzeba poprawić.

Posłusznie wziąłem długopis oraz kartkę i usiadłem na krześle. Włos mi się jeżył na głowie, gdy słuchałem tych jego poprawek, które rewolucjonizowały pracę magazynu. I to rewolucjonizowały w taki sposób, że byłem przekonany, iż wkrótce zapanuje tam zupełny chaos i nikt nic nie będzie wiedział. Dlatego próbowałem się sprzeciwić, chcąc mu wytłumaczyć błędy w jego myśleniu. Ale jego to zupełnie nie interesowało. Moje wszystkie argumenty odbijał stwierdzeniem, że go nie rozumiem, bo jego pomysły są wizjonerskie i pionierskie. Oczywiście okazało się, że miałem rację i w magazynie zapanował chaos. Ale to nie był już kłopot Oskara, który właściwie przestał bywać w firmie. Na jakąkolwiek próbę kontaktu z nim i zmuszenia go do przyjścia do firmy odpowiadał niezmiennie, że te „duperele techniczne” go nie interesują, on jest od wizji rozwoju. Nie miałem wyjścia, musiałem o wszystkim powiadomić właściciela firmy.

– Ten chaos to na pewno chwilowa rzecz – uspokajał mnie. – Często tak jest zaraz po wprowadzeniu zmian.

– Moim zdaniem będzie tak cały czas.

Może ty po prostu nie rozumiesz jego wizji, Januszku?

– Może. Ale jeśli tak jest, to byłoby dobrze, gdyby tu był i jakoś tę wizję wcielił w życie. A tymczasem…

– Wiem, nie ma go ostatnio w firmie. Uprzedzał mnie o tym. On teraz pracuje nad pozyskaniem nowych klientów.

Zanim jednak Oskar przyprowadził choć jednego dużego klienta, zaczęli od nas odchodzić ci dotychczasowi. 

W błyskawicznym tempie...

Przychody firmy w ciągu dwóch miesięcy zmniejszyły się o 50 procent! Stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej firmować swoim nazwiskiem tych działań. Zwłaszcza, że w branży nikt nie słyszał o Oskarze i wszystko szło na moje konto. Złożyłem wypowiedzenie. Pan Arkadiusz był bardzo niezadowolony z mojej decyzji, ale nie próbował mnie skłonić do jej zmiany. Za to Oskar był szczęśliwy z mojego wypowiedzenia. Wkrótce przyjął na moje miejsce nową osobę, podobno takiego samego wizjonera. Teraz obaj wzięli się za jeszcze bardziej rewolucyjne zmiany i korzystanie ze swoich znajomości w celu przyciągnięcia nowych klientów. Wkrótce firma miała już tak złą opinię, że nikt nie chciał korzystać z jej usług. Wtedy zadzwonił do mnie pan Arek.

– Z tego, co wiem, nigdzie nie pracujesz – rozpoczął ostrożnie.

– Ale mam już dwie propozycje. W tej chwili je rozważam…

To może rozważysz i moją. Oskar zrezygnował.

– Sam? Z kupy pieniędzy za nicnierobienie? – ironizowałem.

– Wiem, możesz być na mnie zły. Ale facet kipiał pomysłami i energią. No i jakie miał kontakty…

Nie miał żadnych...

– Nie kłóćmy się. Teraz chodzi o to, żeby uratować Pędem. Nie mogę ci oferować wysokiej pensji, bo firma ma kłopoty, ale może zgodziłbyś się w zamian za udziały… Powiedzmy pięć procent?

Od następnego dnia zacząłem wdrażać w Pędem, jako prezes firmy, jej plan naprawczy. Nie było to trudne, po prostu wracałem do poprzednich standardów. Dużo trudniejsze było odzyskanie zaufania klientów. Ale to także powoli udawało się zrobić. Kiedy po dwóch latach firma znów stanęła na nogi, szef oznajmił mi:

– Odchodzę na emeryturę.

– Co pan będzie robił?

– Kupiłem z żoną dom w Bieszczadach. Mamy zamiar oddać się medytacjom. Ostatnio sporo się tym interesowałem. Poznałem mnóstwo ciekawych ludzi. Myślę, że jeden z nich mógłby cię wesprzeć w prowadzeniu Pędem i wnieść do firmy dużo duchowości. Nie gniewaj się, Janusz, ale ty do wszystkiego podchodzisz strasznie technicznie…

Doświadczenie niczego go nie nauczyło

Ale ja nie miałem ochoty na kolejny eksperyment. Zagroziłem, że jeśli przyjmie tego „duchowego doradcę”, zrezygnuję z pracy. A jeśli już nie chce się zajmować Pędem, znajdę inwestora i odkupię resztę jego udziałów. Zgodził się, a uzyskane pieniądze zainwestował w nieruchomości w Bieszczadach, gdzie otworzył ośrodek rozwoju duchowego, który świetnie prosperuje. W życiu bym nie wymyślił, że da się na tym zarobić. Cóż, w końcu to on jest wizjonerem, a nie ja. Niech idzie mu jak najlepiej, ale ja już z nim w interesy nie wchodzę.

Czytaj także:
„Wiedziałam, że szef jest humorzasty, ale teraz przeciągał strunę. Chciałam mu pomóc, ale takiej odpowiedzi się nie spodziewałam”
„Wdałam się w romans z szefem wszystkich szefów. Czuję się jak Kopciuszek, który wreszcie spotkał swojego księcia”
„Szef dyskryminował mnie w pracy, bo jestem kobietą. Zaciągnęłam drania do łóżka, żeby dopiąć swego i dostać awans”

Redakcja poleca

REKLAMA