Przyznaję, byłam głupia, że dałam się wciągnąć w tę rozmowę. Wiem, co pomyślałby ktoś, kto przypadkiem mógł ją usłyszeć – że jestem prostytutką, która właśnie pertraktuje z klientem. Jednak tak naprawdę, to szef mnie po prostu zaskoczył. Nie miałam pojęcia, jak się zachować.
– Daję 100 za godzinę – uśmiechał się, więc sądziłam, że żartuje.
– To lepiej niż w agencji – rzucił i zrobił do mnie oko.
– 150! I dodatki za fantazje. Muszę coś z tego mieć! – nie mam pojęcia, dlaczego to powiedziałam.
– Jak będziesz grzeczna i miła, na pewno nie pożałujesz! – odparł. – Tylko buzia w kubeł. Pełna dyskrecja. Rozumiesz?!
Miał 50-tkę na karku, żonę i dwójkę dzieci
Zapewne w domu zachowywał się przykładnie. Ale nie w pracy. Zwykle zaczynał od poklepywania pracownic po tyłku, macania i świńskich dowcipów. Po jakimś czasie przechodził do konkretów. Wzywał dziewczynę do siebie i walił prosto z mostu: „Chcesz u mnie pracować? Bierz nadgodziny. Są dobrze płatne… Nie?! To fora ze dwora!”.
U nas w miasteczku o pracę bardzo trudno. Większość młodych powyjeżdżała za chlebem. Zostali tylko ci, którzy musieli. Ja, niestety, nie miałam wyboru. Mama była częściowo sparaliżowana po wylewie, a ojciec zostawił nas wiele lat temu i nie widziałam go od tamtego czasu, choć co miesiąc przysyłał mamie alimenty. Miałam dwójkę młodszego rodzeństwa w wieku szkolnym, więc to na mnie spoczęła większość domowych obowiązków. Pomagałam, jak mogłam.
Zawsze chciałam studiować psychologię
Uczyłam się dobrze, maturę zdałam bez problemów. I co z tego, skoro najbliższy uniwerek znajdował się trzysta kilometrów od mojego miasta? Studia dzienne nie wchodziły więc w grę. Z kolei za zaoczne trzeba było zapłacić.
– Myśl o sobie, o swojej przyszłości – radziła mi moja nauczycielka z liceum. – Napisz do ojca. Przecież on też ma obowiązki. Alimenty nie wystarczą. Niech weźmie młodych do siebie, przynajmniej na jakiś czas. Dla samej mamy łatwiej znajdziesz jakąś pomoc.
Jednak kiedy wspomniałam o tym pomyśle w domu, dzieciaki zaczęły niemalże histeryzować. Krzyczały, że nie chcą mieszkać u taty i mam nigdzie nie wyjeżdżać. Mama również nie była zachwycona, więc odpuściłam.
„Trudno – myślałam. – Widocznie taki już mój los!”.
Zaczęłam rozglądać się za pracą. Tym bardziej że skończył się obowiązek alimentacyjny mojego ojca wobec mnie, bo skończyłam 18 lat i już się nie uczyłam. Tata założył więc sprawę i sąd zaoczne zdecydował: albo dostarczę zaświadczenie o kontynuowaniu nauki, albo nastąpi cofnięcie alimentów. I tak z rodzinnego budżetu ubyło nami kilkaset złotych.
Długo nie mogłam znaleźć roboty. Zaczynałam się już mocno niepokoić. Wtedy koleżanka namówiła mnie, żebym spróbowała w przetwórni. Sama pracowała tam przez jakiś czas.
– Masz maturę, jesteś ładna, na produkcję nie pójdziesz – powiedziała z dziwnym uśmieszkiem. – Jak będziesz mądra, to się ustawisz...
Od razu mi to śmierdziało, ale w domu robiło się coraz biedniej, poszłam więc na rozmowę kwalifikacyjną. Właściciel wyglądał na luzaka. Rozwalił się w fotelu i od góry do dołu zlustrował mnie wzrokiem.
Czułam się niezręcznie
Nawet nie spojrzał na moje CV, za to biust obejrzał bardzo dokładnie.
– Nosisz rozmiar C czy D? – spytał.
Podobnie wyglądała cała rozmowa. Zero pytań o kwalifikacje czy doświadczenie, za to mnóstwo komentarzy na temat mojego wyglądu. Facet miał tupet. Musiał widzieć, że mi zależy...
– Wezmę cię na okres próbny. W praniu wyjdzie, czy się nadajesz – powiedział.
– A umowa? – spytałam nieśmiało.
– Żartujesz sobie? Najpierw się wykaż, potem pogadamy o umowach! – parsknął.
– Czy dostanę jakiś zakres obowiązków? – chciałam się dowiedzieć.
– Na razie dostaw sobie krzesło w sekretariacie i bądź do dyspozycji – burknął.
Po trzech dniach dostałam pierwszego klapsa w pupę. Trochę mnie to zaskoczyło, choć zdążyłam się już zorientować, że facet gustował w młodych laskach.
– Żeby moja stara miała taki tyłek! – rozmarzył się. – Po co ty w portkach chodzisz? Jutro cię widzę w kiecce. Tylko krótkiej! Nie masz się czego wstydzić...
Wieczorem obcięłam więc starą dżinsową spódnicę i następnego dnia poszłam w niej do pracy. No co liczyłam? Nie mam pojęcia...
Byłam bardzo młoda i głupia jak but
Myślałam, że jakoś się uda go ugłaskać za pomocą spódniczki mini, uśmiechów i drobnych poufałości.
„Taki dziadyga – kombinowałam – wystarczy, że sobie popatrzy!”.
Niestety, spódniczka to nie był dobry pomysł. Jeszcze tego samego dnia szef wezwał mnie do swojego pokoju. To właśnie wtedy odbyła się rozmowa o seksualnych usługach za dodatkową kasę. Nie rozegrałam tego dobrze, ale jak już wspomniałam, kompletnie mnie zaskoczył. Najpierw nie wiedząc, jak się zachować, próbowałam obrócić wszystko w żart, a chwilę później udawałam, że mnie to nie rusza i z niejednego pieca chleb jadłam. I to był mój następny błąd.
– Takie zachowanie ośmiela i prowokuje do następnych kroków – wytłumaczyła mi potem policjantka. – Nie postawiła pani wyraźnej granicy, nie zaprotestowała! A nawet podjęła dyskusję o pieniądzach… Teraz pani szef twierdzi, że z jego strony to były tylko żarty. Niezręczne, prymitywne, ale jedynie żarty!
Najgorsze wydarzyło się, gdy skończyliśmy te pseudo-pertraktacje. W jednej chwili przewrócił mnie na dywan i próbował siłą się do mnie dobierać...
Zrozumiałam, że to nie żarty
Wyrwałam mu się, po czym czerwona i rozchełstana wypadłam do sekretariatu. Krzyczałam, że chciał mnie zgwałcić, kazałam wzywać policję. Tak się darłam, że powinni się zlecieć wszyscy wtedy obecni w budynku. Ale nikt się nie pojawił. Sama zadzwoniłam na komendę. Zanim przyjechali, mój szef jak gdyby nigdy nic wyszedł od siebie już przyczesany, zupełnie spokojny, i przez wewnętrzny telefon wezwał swojego zastępcę.
– Będziesz świadkiem – powiedział. – Ta mała próbuje mnie szantażować.
– Nieładnie! A o co jej chodzi?
– O stały angaż – skłamał gładko. – Pracuje u nas od niedawna i wymyśliła sobie, że tak mnie zażyje. Zobacz, jak jest ubrana! A zwracałem jej uwagę, że w pracy nie wypada chodzić z gołą pupą...
To samo zeznał na przesłuchaniu. Pracownicy stanęli po jego stronie, w tym wszystkie dziewczyny, o których wiedziałam, że z nim spały. Nawet najbliższa koleżanka wyśmiała mnie, gdy poprosiłam, by potwierdziła moją wersję.
– Zwariowałaś? – żachnęła się. – Nie zamierzam rozbijać swojego małżeństwa! A ty powinnaś nauczyć się trzymać buzię na kłódkę. Milczenie jest złotem...
Przypuszczam, że moja sprawa zostanie umorzona z braku dowodów. W dodatku szef grozi, że oskarży mnie o zniesławienie! Najgorsze jest jednak to, że ludzie patrzą na mnie krzywo i wyzywają od puszczalskich. Bo cierpię przez to nie tylko ja, ale też moja rodzina.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”