„Szef traktował mnie jak śmiecia, bo wiedział, że potrzebuję pracy. Gdy próbował mnie uderzyć, oskarżyłam go o mobbing"

Mężczyzna, który stosuje mobbing fot. Adobe Stock, StockPhotoPro
„Trudno było złowić klienta. Szef o tym wiedział, a mimo to każdego dnia wyżywał się na mnie bardziej. Bywały niedziele, kiedy wymiotowałam ze stresu przed poniedziałkiem. Nie miałam najmniejszej ochoty tam pracować, ale co miałam robić?! Pójść na bezrobocie?”.
/ 25.08.2021 12:23
Mężczyzna, który stosuje mobbing fot. Adobe Stock, StockPhotoPro

Promienie słońca wdarły się przez okno i padły prosto na moją twarz. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Ten spokój trwał jednak zaledwie dwie sekundy. Szybko zorientowałam się, że to nie weekend tylko środek tygodnia, a skoro jest jasno, to na pewno musiałam zaspać.

Psia kość! Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się zaspać do pracy, a na samą myśl, że przyjadę spóźniona, poczułam skurcz żołądka. Mój szef nie należał do przyjemniaczków…

W pośpiechu się ubrałam, przemyłam twarz i wrzuciłam do torebki tusz i szminkę, żeby podmalować się po drodze, i ruszyłam biegiem na dwór. W pędzie mamrotałam jeszcze tylko szybkie dzień dobry mijanym na klatce sąsiadom. Na zewnątrz od razu poczułam na twarzy igiełki siarczystego mrozu. Dawno nie było tak zimno.

– Pani Patrycjo, gdzie pani tak biegnie?!– zawołał sąsiad, którego mijałam z ogniem w oczach, kiedy kończył odśnieżać samochód.

Akurat wypadły mi dokumenty, kiedy poszukiwałam w torebce kluczyków.

– Ech, szkoda gadać, panie Dawidzie. Zaspałam do pracy… – przyznałam.

Zawsze uważałam go za przystojniaka, więc było mi głupio, że przyłapał mnie w takiej nerwówce. Szybko zlokalizowałam swoje auto na parkingu. Było przykryte wielką czapą śniegu.

– Zabiję się! – mruknęłam świadoma, że stracę kolejny kwadrans na zabawy ze śniegiem.

Oczami wyobraźni już widziałam wypowiedzenie, a przecież nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy. To biuro podróży jest jedyne  w naszym miasteczku.

– To ja panią podwiozę, pani Patrycjo, jadę w tym samym kierunku.

– Serio? Super, dziękuję!

Byłam już cała spięta i zestresowana, co chyba zauważył mój towarzysz.

– Pani Patrycjo, niech się pani tak nie martwi. Każdemu się czasem zdarza. Przecież nie urwą pani głowy. Mnie to co innego. Ja jakbym się spóźnił na lekcję, to uczniowie roznieśliby salę gimnastyczną – zaśmiał się.

– Widać, że nie zna pan mojego szefa. Urywanie głów to jego specjalność. Może jakbym przyszła z panem jako obstawą, to by się trochę wystraszył – odparłam, zapinając pasy.

– Zawsze do usług! – zaśmiał się. – Może przejdźmy na ty. Jestem Dawid.

– Patrycja – odparłam, zadowolona z tego, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.

Fajnie byłoby, gdyby Dawid był moim ochroniarzem

Podobało mi się, że udało nam się przełamać pierwsze lody i czegoś się o sobie dowiedzieć. Kiedy odchyliłam osłonkę, żeby zakryć rażące mnie słońce, natrafiłam na niemniej porażający widok w małym lustereczku. Jasny gwint! Zupełnie zapomniałam, że jestem bez makijażu.

Nie wiedziałam, co gorsza – jechać w takim wydaniu, czy się malować przy Dawidzie.

W końcu uznałam, że i tak nie mogę przyjść spóźniona i nieumalowana.

Sąsiad przyglądał się kątem oka moim wysiłkom. Robienie makijażu podczas jazdy było dużo trudniejsze, niż mi się wydawało, ale dałam radę. Dawid uśmiechnął się z uznaniem, kiedy wysiadałam gotowa do boju.

– Ktoś, kto potrafi na zakrętach pomalować rzęsy, chyba nie potrzebuje obstawy, ale gdyby była konieczna, wal jak w dym.

– Ach, dziękuję. Na pewno dam radę…– skłamałam, żeby nie wyjść na panikarę, ale czułam, że zaczynają mi się trząść kolana; to chyba nie była normalna reakcja na pracę?!

– Może przyjadę po ciebie w drodze powrotnej? No bo jak wrócisz?

– Autobusem.

– Nie, no bez sensu. Jedziemy w tym samym kierunku! Będę o szesnastej.

Skinęłam głową zadowolona. Nie tylko dlatego, że trafił mi się transport, ale też dlatego, że tak atrakcyjny. Weszłam do biura zadowolona, gdy nagle dostrzegłam minę szefa.

– Jak to miło, że masz taki dobry humor!– warknął, ledwie przekroczyłam próg.

– Przepraszam. Zaspałam!

– To wracaj spać do domu! Mam tu milion dziewczyn, które dałyby się pokroić za pracę tutaj. Po turystyce, a nie jakiejś tam geografii!

Niby w jaki sposób miałam zatrzymać tego klienta?

Jakoś wątpiłam, żeby tak było, ale przeprosiłam go raz jeszcze i usiadłam przy swoim biurku. Jego obsesja punktualności wydawała się trochę przesadzona, bo klienci jakoś nie pchali się do nas drzwiami i oknami. Ci, którzy chcieli jechać na zimowy urlop, dawno już zarezerwowali miejsce, a do wakacji zostało jeszcze mnóstwo czasu. Mimo to każdego dnia musiałam wysłuchiwać pretensji szefa, który zarzucał mi, że te pustki są tu z mojej winy.

– Nigdy nie zapraszasz klientów, żeby wrócili po sezonie! To masz efekty.

– Ludzie nie mają pieniędzy, żeby dwa razy w roku jeździć na wakacje! Mówię, że zapraszamy ponownie. Co jeszcze mogę zrobić?

– Mnie pytasz? Płacę ci za myślenie, to myśl! – odwrzaskiwał wściekle.

Domyślałam się, że czuje presję, bo ma do opłacenia rachunki i pewnie jakieś długi, o których nieraz wspominał, a większość ludzi rezerwuje wakacje przez internet w dużych biurach. To była miażdżąca konkurencja, z którą trudno stawać w szranki. Jeszcze dziesięć lat temu nasze biuro było sensacją w mieście. Byłam dumna, gdy po geografii udało mi się dostać tę fuchę. Wtedy to było coś, ale dziś?

Ceny konkurencji biły nasze na łeb, więc trudno było złowić klienta. Szef o tym wiedział, a mimo to każdego dnia wyżywał się na mnie bardziej. Bywały niedziele, kiedy wymiotowałam ze stresu przed poniedziałkiem. Nie miałam najmniejszej ochoty tam pracować, ale co miałam robić?! Pójść na bezrobocie?

Cały dzień wrzucałam do internetu oferty, choć miałam świadomość, że szanse na to, że kogoś nimi ściągnę, są nikłe. Wolałam jednak pisać cokolwiek, niż siedzieć i mierzyć się ze wzrokiem tego terrorysty.
Tego dnia pięć minut przed końcem pracy dzwoneczek nad drzwiami zabrzęczał i do środka wszedł jakiś mężczyzna.

– Dzień dobry, to biuro ubezpieczeń? – zapytał.

– Nie, to biuro podróży– odparłam. – Ubezpieczenia są za rogiem.

– Ale my możemy ubezpieczyć pana na wakacjach – syknął do mnie szef i chyba liczył na to, że powtórzę to samo zdanie temu przypadkowemu przechodniowi. Spojrzałam na niego zdumiona.

Nie zamierzałam powtarzać bzdur. Kiedy mężczyzna wyszedł, szef aż się zaczerwienił na twarzy, a na jego szyi pojawiły się charakterystyczne dla nerwicowców plamy.

– Jak mogłaś tak go puścić?! Zwariowałaś? To był klient! A ty go wypuściłaś! Bez słowa!

– To nie był klient, szefie, tylko facet, który pomylił drzwi! Nie był zainteresowany…

– A skąd ty możesz wiedzieć, czym był zainteresowany, skoro go tu nie zatrzymałaś?! Jesteś beznadziejna! – wrzasnął.

Wstał i zbliżył się do mojego biurka

– Beznadziejna, rozumiesz?! – podniósł rękę tak, jakby chciał mnie uderzyć. Jakimś cudem nagle za jego plecami pojawił się Dawid i podbiegł w naszym kierunku.

– Co pan wyprawia?! – wrzasnął i złapał szefa mocno za rękę, co tylko go rozsierdziło.

Zaczął się wyrywać i chciał uderzyć także Dawida. Nie mogłam na to patrzeć!

Wzięłam torebkę i wymknęłam się, ciągnąc za sobą Dawida, a szef wrzeszczał tak, że było go jeszcze słychać na ulicy. Wrzeszczał, że jestem zwolniona i mam mu się więcej nie pokazywać na oczy. Nie było to dla mnie nic nowego. Jego groźby były na porządku dziennym. Kiedy pierwszy raz mnie „zwolnił”, potraktowałam jego słowa poważnie i następnego dnia nie pojawiłam się w pracy, a on zadzwonił do mnie wściekły i kazał natychmiast wracać.

– To jest jakiś psychol! – powiedział Dawid oszołomiony. – Czemu ty u niego pracujesz? Przecież on jest niebezpieczny. Trzeba to zgłosić do inspekcji pracy. Facet chciał cię uderzyć.

– Wiem – wyszeptałam i wtedy nerwy mi puściły; poryczałam się jak dziecko.

Nie chciałam się przyznawać, ale naprawdę bałam się, że któregoś dnia szef coś mi zrobi.

– Nie zostawię cię z tym samej. Nie możesz tu więcej pracować.

– Ale co ja mogę robić? Tu nie ma pracy.

– Jest. I ja ci ją załatwię – powiedział stanowczo Dawid.

Od razu pomyślałam, że gdybym miała u swego boku kogoś, kto jest tak pewny siebie, na pewno dawno już bym odeszła. Jednak w moim przypadku strach przed nieznanym był silniejszy niż świadomość, że nie wolno dać się tak traktować.

Dawid wiózł mnie do domu w milczeniu.  Miałam wrażenie, że jest wściekły i nie wiedziałam do końca na kogo. Trudno było uwierzyć, że to moja sytuacja tak bardzo go rozemocjonowała. Przecież praktycznie się nie znaliśmy. W pewnym momencie skręcił w inną uliczkę.

– Masz coś do załatwienia po drodze? – zapytałam zdziwiona.

– Nie. Ty masz. I to od razu.

W ostatniej chwili zrozumiałam, że przywiózł mnie na policję

– Idziemy zgłosić mobbing. Nie wolno z tym zwlekać. A o pracę się nie martw. Pomogę ci. Wyszliśmy z auta i nagle dotarło do mnie, że Dawid ma rację. Że powinnam była zrobić to już dawno temu. Nawet jeśli faktycznie nie znajdę nic innego, nie mogłam szefowi pozwalać na takie zachowanie.

Poszłam zgłosić sprawę, a Dawid potwierdził wszystko jako świadek. Dopiero gdy opowiedziałam o wielu sytuacjach, z którymi mierzyłam się od miesięcy, poczułam wielką ulgę. Jakby kamień spadł mi z serca.
Sprawa o mobbing trafiła do sądu i zostało mi zasądzone odszkodowanie, a pozwanemu wyrok w zawieszeniu. Firma mojego szefa poszła z torbami, choć wiem, że pewnie i bez tej sprawy długo by nie pociągnęła.

Jestem szczęśliwa, że odważyłam się zawalczyć o siebie. Dzięki temu nie tylko pokazałam byłemu szefowi, że nie jest bezkarny, ale też poznałam mężczyznę swojego życia, który jest dla mnie wsparciem w każdej sytuacji.

No i dostałam pracę! Jestem teraz nauczycielką geografii i choć nigdy bym nie podejrzewała – właśnie to jest zawód moich marzeń, w którym spełniam się jak nigdy dotąd. 

Czytaj także:
„Chciałam zafundować wesele, a wnuk wymyślił, że chce mieć ślub na Giewoncie z garstką gości. Niedoczekanie!”
„Uczennica chciała mnie uwieść. Odmówiłem, a ona oskarżyła mnie o molestowanie. Zrobiła mi z życia piekło"
„Według mojej teściowej wszystko robiłam źle. Nie umiałam nawet prać i prasować. Ta jędza zrujnowała nasze małżeństwo"

Redakcja poleca

REKLAMA