„Uczennica chciała mnie uwieść. Odmówiłem, a ona oskarżyła mnie o molestowanie. Zrobiła mi z życia piekło"

Mężczyzna, który stracił wszystko fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Moje życie rozpadało się jak domek z kart. Do szkoły oczywiście nie mogłem wrócić. Dyrektor zawiesił mnie w obowiązkach. Ktoś napisał nam na drzwiach: >>śmierć pedofilom<<, ktoś inny porysował samochód, jeszcze ktoś zaczepił w sklepie Kasię i zapytał, jak może mieszkać pod jednym dachem ze zboczeńcem".
/ 23.08.2021 13:54
Mężczyzna, który stracił wszystko fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Klaudia pojawiła się w naszym gimnazjum we wrześniu dwa lata temu. Od razu czułem, że będą z nią kłopoty. Po drugiej klasie wyrzucono ją z prywatnej szkoły. W pokoju nauczycielskim szeptano, że dyrektorowi tamtej placówki bardziej zależało na dobrej opinii i statystykach niż pieniądzach jej zamożnych rodziców. Pozbył się dziewczyny bez żalu. A że musiała się gdzieś uczyć, trafiła do nas.

Już od pierwszych dni pokazywała, że ma edukację gdzieś. Przychodziła do szkoły tylko po to, by zaprezentować najmodniejsze ciuchy i najnowsze gadżety. Na lekcjach nie uważała, niczego nie notowała. Siedziała z nosem w telefonie albo paplała z koleżanką z ławki. A gdy próbowałem przywołać ją do porządku, pyskowała i wychodziła z klasy.

Zachowywała się w ten sposób wobec wszystkich nauczycieli. Próbowałam o tym porozmawiać z jej rodzicami, ale nic do nich nie docierało. Bronili córki. Mówili, że to dobre, ale wrażliwe dziecko i potrzebuje trochę czasu, by odnaleźć się w nowym miejscu i środowisku. Powtarzali to za każdym razem, gdy wzywałem ich na rozmowę.

Nie rozumiałem, jak mogą być aż tak ślepi!

Klaudia po pierwszym półroczu miała prawie same pały. Szybko stało się jasne, że raczej nie zostanie dopuszczona do egzaminu końcowego. Na wieść o tym jej rodzice nagle się obudzili. Biegali po wszystkich nauczycielach i błagali, by postawili córce pozytywne stopnie.

Niektórzy się zgodzili, ja nie. Sumienie mi na to nie pozwalało. Miałem postawić dwóję komuś, kto nawet nie zajrzał do książki? To byłoby nieuczciwe wobec tych uczniów, którzy ciężko pracowali. Od razu więc zastrzegłem, że jeśli ich córka nie opanuje perfekcyjnie całego materiału, to z dopuszczenia nic nie będzie. Nie byli zbyt szczęśliwi, ale pogodzili się z faktami. Zarzekali się, że tym razem już na pewno przypilnują Klaudii.

Ojciec nawet obiecał, że nie wypuści jej z domu, dopóki nie poprawi stopni. Czyżby wreszcie zmądrzeli i przykręcą córce śrubę? Wszystko na to wskazywało…

Dwa dni później postanowiłem zostać dłużej w szkole. Chciałem w spokoju sprawdzić klasówki. Zrobiłem sobie wielki kubek kawy i zamknąłem się w pracowni matematycznej. Właśnie sięgałem po pierwszą pracę, gdy do środka, bez pukania, weszła Klaudia.

– A co ty tu robisz o tej porze? – zdziwiłem się.

– Muszę z panem porozmawiać – podeszła do biurka.

– Teraz? Jak widzisz, jestem zajęty. Przyjdź jutro przed lekcją – powiedziałem, ale dziewczyna nie
ruszyła się nawet na krok.

– Nieźle mnie pan załatwił. Starzy mi dali szlaban na wszystko, dopóki nie zaliczę matmy – westchnęła.

– To wracaj do domu i się ucz. Czas ku temu najwyższy – mruknąłem.

– A nie możemy tego załatwić inaczej? – uśmiechnęła się.

– Co masz na myśli?

– Wsparcie finansowe. Powiedzmy pięć tysięcy. Wiem, że nauczycielskie pensje są głodowe. A wakacje tuż-tuż… Będzie pan miał za co zabrać żonę nad morze. A ja jakoś przeżyję bez nowych butów i innych szmatek – odparła.

Aż się zatrząsłem ze złości

– Zmiataj stąd natychmiast albo zadzwonię do twoich rodziców. No chyba, że to ich pomysł!

– Nie, starzy nic o tym nie wiedzą. To miało być z mojego kieszonkowego… Na pewno nie da się pan przekonać? – uniosła brwi.

– Nie! – wrzasnąłem.

Nachyliła się nade mną.

– No to może wolisz się zabawić? Potrafię być milutka. Będziesz zachwycony… – szepnęła mi do ucha i złapała mnie za krocze.

Zerwałem się z krzesła jak oparzony. Nieźle mnie zszokowała.

– Co ty najlepszego wyprawiasz, dziewczyno?! – wykrztusiłem.

Czułem się zażenowany, a jednocześnie przerażony. Nie mogłem uwierzyć, że niespełna szesnastoletnia uczennica może składać nauczycielowi tego rodzaju propozycje.

– Nic takiego. Próbuję tylko zaliczyć matematykę – odparła.

Pozbierałem klasówki i szybko ruszyłem do drzwi. Dopiero w progu się odwróciłem.

– Masz dwa miesiące na opanowanie materiału. I radzę ci się przyłożyć do nauki, bo przepytam cię bardzo dokładnie. Jeden błąd i po tobie – zagroziłem.

Aż poczerwieniała ze złości.

– Jeszcze zobaczymy. Wykręcę ci taki numer, że pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś – wycedziła.

Wyprowadzili mnie ze szkoły w kajdankach

Po rozmowie z Klaudią od razu pojechałem do domu. Nikomu nie powiedziałem o tym, co się stało. Do dziś tego żałuję. Gdybym powtórzył natychmiast całą rozmowę dyrektorowi albo przynajmniej nagrał wszystko na komórkę, następne tygodnie mojego życia wyglądałyby zupełnie inaczej. Wtedy jednak
chyba po prostu się bałem.

Wiadomo, jacy są ludzie. Zaraz zaczęliby gadać, plotkować za plecami, snuć różne dziwne przypuszczenia. Po co mi to było? Nawet żonie o niczym nie wspomniałem. Zresztą do głowy mi nawet nie przyszło, że dziewczyna spełni swoją groźbę. Wręcz przeciwnie, byłem pewien, że przed następną lekcją przybiegnie do mnie z przeprosinami, lub w najgorszym wypadku, będzie unikać mnie jak ognia.

Następnego dnia Klaudia nie przyszła do szkoły. Pojawili się natomiast policjanci. Zabrali mnie wprost z pokoju nauczycielskiego. Próbowałem się dowiedzieć, o co chodzi, ale mnie zbywali. Twierdzili, że wszystko wyjaśnią mi na komendzie.

Gdy prowadzili mnie korytarzem do radiowozu, czułem na sobie spojrzenia setek oczu. Uczniowie szeptali coś między sobą, nagrywali wszystko na komórki. Ze wstydu miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to dopiero początek horroru.

Trafiłem do pokoju przesłuchań

Tam dowiedziałem się, że Klaudia oskarżyła mnie o molestowanie. Ponoć przyjechała z rodzicami na komisariat i ze łzami w oczach opowiadała, jak to wiele razy wsadzałem jej ręce za bluzkę i majtki, jak kazałem się dotykać w intymnych miejscach i obiecywałem dobry stopień na koniec roku w zamian za seks. Słuchałem tego, słuchałem i nie wierzyłem własnym uszom.

– Ależ to totalne bzdury, bezpodstawne oskarżenia! To ona chciała mi zapłacić za zaliczenie. A gdy się nie zgodziłem, proponowała stosunek! To zepsuta, podstępna i okrutna dziewczyna! – zaprotestowałem.

– Doprawdy? – policjant spojrzał na mnie spod oka.

– Przysięgam! – zawołałem.

Mężczyzna pokręcił tylko głową z niedowierzaniem.

– Człowieku, czy ty słyszysz, co mówisz? Chcesz mnie przekonać, że nastolatka z dobrego i szanowanego domu uknuła taki perfidny plan? Dobrze ci radzę, lepiej się przyznaj. Być może sąd weźmie to pod uwagę i dostaniesz niższy wyrok… – powiedział, a ja poczułem, jak cały świat wali mi się na głowę.

Na policji maglowali mnie przez wiele godzin. Tego dnia i następnego. Zadawali dziesiątki pytań. Czasem bardzo kłopotliwych i intymnych. Kończyli i zaczynali od nowa. Tak, jakby byli przekonani, że jestem winny. Broniłem się, zaprzeczałem. Jak katarynka powtarzałem, że to ja jestem ofiarą, a Klaudia wszystko to wymyśliła, żeby się zemścić. W niczym to jednak nie pomogło.

Prokurator, zdenerwowany moim uporem, wystąpił do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie na trzy miesiące. W uzasadnieniu napisał, że mogę mataczyć, próbować zacierać ślady, straszyć pokrzywdzoną. No i sąd przychylił się do tego wniosku. Dwa dni później trafiłem więc za kratki.

To były koszmarne tygodnie. Siedziałem sam w celi, bo podejrzewani o „zwyczajne” przestępstwa, bardzo nie lubią tych, którzy krzywdzą dzieci. Przez grube stalowe drzwi docierały do mnie wyzwiska i pogróżki. Gdy dostawałem jedzenie, dyżurny więzień ze szczegółami opowiadał, co się ze mną stanie, gdy wpadnę w ich łapy.

Strażnicy też patrzyli na mnie z pogardą. Czasem zastanawiałem się, czy któryś z nich nie „zapomni” zamknąć celi i nie odejdzie na drugi koniec bloku. A wtedy…

Zawsze uważałem się za silnego i odpornego na przeciwności losu faceta, ale wtedy omal się nie załamałem. Przy życiu trzymało mnie tylko wsparcie żony, Kasi, i najbliższej rodziny. Oni wierzyli w moją niewinność, wynajęli świetnego adwokata. Dzięki jego staraniom tymczasowy areszt zamieniono mi na poręczenie majątkowe.

Na wolności wcale nie było lepiej. Było chyba nawet gorzej niż w więzieniu. Moje życie rozpadało się jak domek z kart. Do szkoły oczywiście nie mogłem wrócić. Dyrektor zawiesił mnie w obowiązkach. Po cichu przyznał, że wierzy w moją niewinność, ale zaraz dodał, że nie miał innego wyjścia.

Wieści o moim aresztowaniu rozeszły się po mieście lotem błyskawicy. Podobno kilka godzin po tym, jak zabrano mnie na komisariat, w szkole zrobiło się tłoczno od rodziców. Szturmowali gabinet dyrektora i żądali, by natychmiast wyrzucił mnie z pracy. Gdybym pojawił się na lekcji, sytuacja zapewne by się powtórzyła.

Ktoś napisał na drzwiach „śmierć pedofilom”

Prawie nie wychodziłem z mieszkania. A jeśli już, to w nocy, żeby nikt mnie nie widział. Bałem się ludzi. Sąsiedzi i znajomi w ogóle się do mnie nie odzywali lub obrzucali mnie wyzwiskami. Nie obchodziło ich, że jeszcze nie stanąłem przed sądem i według prawa wciąż jestem niewinny.

Oni wiedzieli swoje, już mnie osądzili. Ktoś napisał nam na drzwiach: „śmierć pedofilom”, ktoś inny porysował samochód, jeszcze ktoś zaczepił w sklepie Kasię i zapytał, jak może mieszkać pod jednym dachem ze zboczeńcem. Wróciła wtedy do domu taka roztrzęsiona i zapłakana…

Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Z wesołego, pełnego życia faceta stawałem się wrakiem człowieka. Nawet z adwokatem nie chciałem się spotykać. Nie wierzyłem już w sprawiedliwość. Zobojętniałem na otaczającą mnie rzeczywistość. Bo dlaczego miałbym się przejmować? Przecież i tak straciłem już wszystko. Dobre imię, szacunek, przyjaciół, pracę…

I kiedy wydawało się, że pójdę na dno, nastąpił przełom. To było jakieś dwa miesiące po tym, jak wyszedłem z aresztu. Zadzwonił adwokat. Powiedział, że mam natychmiast przyjechać do prokuratury.

– Po co? Nie może pan sam tego załatwić? – jęknąłem.

– Mogę. Ale w trakcie śledztwa wyszły na jaw pewne okoliczności, który podważyły dotychczasowe ustalenia. Chcę, żeby pan się z nimi koniecznie zapoznał – odparł.

Pojechałem. Razem z Kasią. Adwokat już na nas czekał. Weszliśmy do pokoju. Prokurator siedział za biurkiem i przekładał papiery. Choć starał się to ukryć, był zmieszany.

– No cóż, wygląda na to, że jest pan niewinny – zaczął.

– Słucham? – nie dowierzałem.

– No tak. W trakcie dochodzenia wypłynął pewien dowód…

– Jaki, do cholery? – warknąłem.

– A taki – powiedział, a potem pokazał mi filmik ściągnięty z jednego z portali społecznościowych.

Była na nim Klaudia. Rozbawiona opowiadała do kamerki, jak to załatwiła upartego nauczyciela matmy, który próbował skłonić ją do nauki. Radziła innym dziewczynom, by poszły w jej ślady, tłumaczyła, że to bardzo proste. Wystarczy poskarżyć się rodzicom, popłakać, poudawać skrzywdzoną na policji i facet
jest załatwiony na amen.

– Pokazaliśmy jej ten film… Najpierw wszystkiemu zaprzeczała, ale w końcu przyznała, że oskarżenia pod pańskim adresem były zmyślone. Zostanie pan oczyszczony z zarzutów – dodał prokurator.

W pierwszej chwili poczułem olbrzymią ulgę i radość. Ale zaraz potem ogarnęła mnie wściekłość. Przypomniały mi się wszystkie upokorzenia, których doznałem przez ostatnie miesiące. Zerwałem się z krzesła i zacząłem krzyczeć. Przeklinałem i prokuratora, i Klaudię. Dobrze, że Kasia i adwokat zdołali mnie jakoś uspokoić, bo nie wiem, czym by się to wszystko skończyło.

Od tamtego wydarzenia minął już prawie rok. Klaudia nie przystąpiła do egzaminu końcowego w gimnazjum. Ostatecznie stanęła przed sądem dla nieletnich i trafiła do poprawczaka. Byłem na rozprawie i widziałam jej minę po ogłoszeniu wyroku. Była przerażona, zaczęła płakać. Z niedowierzaniem patrzyła to na sędziego, to na rodziców. Po tym, co mi zrobiła, nie stać mnie było na współczucie.

Nie wiem, czy kiedyś jeszcze wrócę do zawodu

Po wycofaniu oskarżenia dyrektor przywrócił mnie do pracy, ale jeszcze nie pojawiłem się w szkole. Jestem na urlopie zdrowotnym i próbuję od nowa poukładać sobie życie. Złożyłem w sądzie pozew o odszkodowanie. Od państwa i od rodziców Klaudii. Adwokat twierdzi, że mam szansę nawet na kilkaset tysięcy złotych. Przydadzą się. Coraz poważniej myślę bowiem o przeprowadzce do innej dzielnicy i zmianie zawodu.

Nie chcę już mieszkać wśród ludzi, którzy mnie obrażali i szykanowali. Nie chcę też wracać do szkoły. Nie mam przecież żadnej gwarancji, że w klasie nie pojawi się następna Klaudia. I nie będzie próbowała zamienić mojego życia w piekło.

Czytaj także:
„Mąż mnie zdradził i zarządził rozwód. A ja nie chciałam się rozstawać, chciałam wybaczyć i odbudować nasz związek"
„Moja dziewczyna była chorobliwie zazdrosna, ta wariatka powinna się leczyć. Śledziła mnie, wyzywała moje koleżanki"
„Mój chłopak ma problem z agresją, a ja jestem w ciąży. Kocham go, ale boję się, że kiedyś zrobi krzywdę dziecku"

Redakcja poleca

REKLAMA