„Według mojej teściowej wszystko robiłam źle. Nie umiałam nawet prać i prasować. Ta jędza zrujnowała nasze małżeństwo"

Kobieta, która kłóci się z teściową fot. Adobe Stock, New Africa
„Według mojej teściowej nie nadawałam się kompletnie do niczego. Nie smakowało jej nic, co ugotowałam. Głośno ogłaszała, że Januszek tego nie lubi. Poprawiała po mnie sprzątanie, zmywanie, pranie. Kiedy zauważyłam, że wyjęła z szafy koszule Janusza i zaczęła je po raz drugi prasować, wybuchłam"
/ 23.08.2021 12:33
Kobieta, która kłóci się z teściową fot. Adobe Stock, New Africa

Albo mamusia, albo ja! Już przy pierwszej wizycie u przyszłej teściowej czułam, że coś jest nie tak. Traktowała syna jak małego chłopczyka.

Taki sygnał już podczas naszego pierwszego spotkania niczego dobrego nie zapowiadał. Ona odnosiła się do Janusza, faceta, któremu brakowało dwa lata do trzydziestki, jak do dziecka, które idzie do pierwszej klasy. A może nawet jeszcze gorzej. Nie przypominam sobie, żeby moja mama zachowywała się podobnie kiedykolwiek wobec mnie. Siedziałam przy stole i modliłam się w duchu, żebyśmy czym prędzej stamtąd wyszli.

– Janusz… – jęknęłam, kiedy tylko zamknęły się za nami drzwi mieszkania.

– Wiem, kochanie, wszystko wiem – usłyszałam w odpowiedzi – mama jest trochę nadopiekuńcza w stosunku do mnie. To chyba dlatego, że sama mnie wychowała – usiłował nieporadnie tłumaczyć, ale nie mogłam tego słuchać.

– Przestań – poprosiłam – trzeba mnie było ostrzec.

– Niby co miałem ci powiedzieć?

– Sama nie wiem – zachichotałam – może to, że jak przekraczasz próg mieszkania swojej mamy, zamieniasz się w dzidziusia.

Popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem w oczach. Chyba nie spodobał mu się mój żarcik. Ja zresztą też nie spodobałam się teściowej. Nawet nie próbowała tego ukrywać.

Starałam się przekonać Janusza, żebyśmy po ślubie wynajęli jakieś małe mieszkanie. Z dwóch naszych pensji byłoby nas stać, a mieszkalibyśmy sami. Okazało się to jednak nie takie proste.

– Nie mogę zostawić mamy samej – twierdził Janusz. – Ma chore serce, potrzebuje opieki.

– Będziemy ją odwiedzać, możemy poszukać mieszkania niedaleko.

– Nie możemy tak zrobić, Majka, zrozum. Mama poświęciła mi całe życie, nie mogę tak po prostu się wyprowadzić.

– Czy ty sam siebie słyszysz? – zdenerwowałam się w końcu. – Twoja mama nie jest przecież niedołężną staruszką. Mogłaby nawet jeszcze ułożyć sobie życie.

– Przestań wymyślać, Majka.

Przy odrobinie dobrej woli byłoby nam razem dobrze, niestety…

Co miałam robić? Nie wiedziałam, jak przekonać Janusza. W końcu mu ustąpiłam i po ślubie wprowadziłam się do mieszkania, w którym Janusz mieszkał z mamą. Było duże i piękne. W przedwojennej kamienicy, należało jeszcze do jego dziadków. W sumie prawda była taka, że przy odrobinie dobrej woli mogliśmy tam wygodnie mieszkać wszyscy troje.

Niestety dobrej woli zabrakło od samego początku, przede wszystkim ze strony mojej teściowej. To, że mnie nie lubiła, to pikuś. Gorsze było to, że za bardzo kochała swojego synka. Chyba w ogóle nie rozumiała tego, że on już dawno dorósł, że przestał być małym chłopczykiem, że ma żonę i potrzebuje choćby odrobiny prywatności.

Wieczorami wchodziła do naszego pokoju bez pukania, rozsiadała się w fotelu i ogłaszała.

– Posiedzę sobie trochę z wami, nudno mi tak samej – po czym przejmowała pilota do telewizora i szukała swoich ulubionych seriali. Jeszcze gorzej czułam się, kiedy wchodziła rano, również bez pukania, budzić Januszka do pracy.

– Mamo, my mamy budzik – powtarzałam nieskończoną ilość razy – nie musisz nas budzić, w ogóle nie musisz się zrywać, możesz dłużej pospać.

– Przecież trzeba naszykować Januszkowi śniadanie – słyszałam w odpowiedzi.

– Mamo, zlituj się. Janusz jest już wystarczająco dorosły, żeby sam sobie zrobił śniadanie.

– Kto to widział, żeby mężczyzna sam sobie robił śniadanie! – oburzała się. – Co z ciebie za żona! – obrzucała mnie wzrokiem w którym czaiły się sztylety.

– Janusz, proszę cię, powiedz jej coś, bo ja dłużej tego nie wytrzymam – prosiłam męża, ale on jakby nic nie rozumiał.

– Przestań się denerwować, kochanie. Co ci przeszkadza, że matka zrobi mi śniadanie, przyzwyczaiła się, nie potrafi inaczej.

– To niech się nauczy – denerwowałam się coraz bardziej.

A kiedy przychodziła sobota i niedziela, kiedy nie szliśmy do pracy, chcieliśmy się pobyczyć, poleżeć razem w łóżku, teściowa nie mogła tego znieść. Potrafiła wejść do nas, oczywiście bez pukania, z jakimś kompletnie bzdurnym pytaniem. Niechby tylko Janusz poszedł rano do kuchni zrobić dla nas kawę, natychmiast słyszałam jej podniesiony głos.

– Kto to widział, żeby spać do południa. Myślałby kto, żeby nie mogła sobie zrobić kawy, tylko będziesz jej do łóżka podawał.

– Mamo, przestań – usiłował ją uciszyć mój mąż, ale efekt był odwrotny i teściowa zachowywała się jeszcze głośniej.

Z tygodnia na tydzień czułam się coraz bardziej zmęczona i sfrustrowana

Według mojej teściowej nie nadawałam się kompletnie do niczego. Nie smakowało jej nic, co ugotowałam. Głośno ogłaszała, że Januszek tego nie lubi, Januszek tego jadł nie będzie. Poprawiała po mnie sprzątanie, zmywanie, pranie. Kiedy zauważyłam, że wyjęła z szafy uprasowane koszule Janusza i zaczęła je po raz drugi prasować, wybuchłam,

– Czy mogłaby mama to zostawić? – wyrwałam jej z ręki koszulę, którą właśnie zdjęła z deski.

– Chciałam tylko pomóc – spojrzała na mnie z oburzeniem. – Przecież sama widzisz, że to nie jest dobrze zrobione.

– Jest zrobione, tak jak jest, a mama niech się nie wtrąca.

Odwróciła się wtedy i zostawiając żelazko, wyszła do swojego pokoju trzasnąwszy drzwiami. Wieczorem poskarżyła się Januszowi.

– Podobno pokłóciłyście się z mamą? – zapytał, kiedy kładliśmy się spać. – Powinnaś jej ustąpić, naprawdę. Teraz źle się czuje, ciśnienie jej się podniosło.

Patrzyłam na swojego męża i aż się we mnie gotowało. Czy on jest ślepy? Czy nie widzi, że nasze małżeństwo się rozsypie, jeśli to jeszcze trochę będzie tak trwało.

– Janusz, ja dłużej nie dam rady mieszkać z twoją matką, wyprowadźmy się, proszę.

– Ale Majka, przecież już ci tłumaczyłem.

– Kocham cię, tylko że naprawdę już nie mogę.

– Porozmawiam z nią, obiecuję.

Westchnęłam tylko. Wierzyłam mu, że chce dobrze. Może i porozmawia, ale to nic nie pomoże.
I nie pomogło.

Po następnej awanturze, która wybuchła, kiedy zastałam teściową grzebiącą w naszej komodzie, powiedziałam sobie dość. Wieczorem zakomunikowałam mężowi, że niech robi, co chce, ja szukam mieszkania do wynajęcia. Mimo że prosił, przekonywał, nie chciałam zmienić zdania. Dwa tygodnie później byłam gotowa.

– Janusz, przykro mi, ale sam musisz zdecydować. Albo wyprowadzasz się ze mną, albo zostajesz z mamusią.

Wyprowadziliśmy się, znowu uwierzyłam, że wszystko się ułoży

Widziałam, że mąż jest w rozterce, chciał, jak to mawiała moja babcia, mieć ciastko i zjeść ciastko, ale tak dłużej się nie dało.

W końcu jednak stanął na wysokości zadania, przynajmniej według mojej oceny, i  wyprowadziliśmy się razem. Teściowa nie ukrywała swojego niezadowolenia, a ja radości i, nie ukrywam, satysfakcji. Bardzo się cieszyłam, że będziemy mogli zacząć wszystko od początku. Pierwszy wieczór spędziliśmy na urządzaniu się, następnego przygotowałam romantyczną kolację. Naprawdę się starałam, kupiłam zapachowe świece, ugotowałam ulubioną potrawę Janusza.

Niestety, tak pięknie zapowiadający się wieczór przerwał nam telefon od teściowej. Popłakała histerycznie do słuchawki, ponarzekała, jak to źle się czuje, jakie ma wysokie ciśnienie i sama już nie wiem co. W każdym razie w efekcie tej rozmowy, mój mąż rzucił wszystko i pojechał do mamusi. Wrócił dopiero rankiem.

– Przepraszam cię, kochanie, musiałem zostać z mamą, bardzo źle się czuła – powiedział i poszedł pod prysznic. Wyglądało na to, że według niego nic się nie stało. Mama zadzwoniła, synek pobiegł na jej wezwanie. Sytuacja powtarzała się nagminnie, im dłużej mieszkaliśmy razem, tym częściej.

Teściowa telefonowała do nas o różnych porach i z różnymi bzdetami. Janusz zaglądał do niej po pracy, woził ją do lekarza, na zakupy, na cmentarz, sama już zresztą nie wiem gdzie. Najgorsze jednak były wieczorne telefony, po których mój mąż wychodził i nocował u mamusi, bo „źle się czuła”. Któregoś razu wstałam zdecydowanie i powiedziałam:

– Pojadę z tobą.

Miałam wrażenie, że wcale nie był zadowolony, ale nie zaprotestował. Teściową zastaliśmy przed telewizorem, nie wyglądała na chorą, raczej na zaskoczoną moją obecnością. Spędziliśmy wtedy u niej dwie godziny i wróciliśmy do domu.

– Sam chyba dobrze widziałeś, że w ogóle nic jej nie dolega. Ona tobą manipuluje, naprawdę tego nie widzisz? – spytałam.

– Może trochę masz rację, ale gdyby naprawdę coś jej się stało? Nie jest już najmłodsza – do mojego męża jak zwykle nic nie docierało. Byłam coraz bardziej zrezygnowana.

– Może powinniście mieć dziecko – próbowała delikatnie sugerować moja mama, ale mnie na samą myśl o tym ogarniało przerażenie. Okropna teściowa, wymagająca nie wiadomo czego, niedojrzały mąż biegający na każde skinienie swojej mamusi i na dodatek jeszcze dziecko. Chyba bym zwariowała.

– Majka, ty się po prostu powinnaś rozwieść – powiedziała mi wprost przyjaciółka, kiedy którąś z kolei niedzielę spędzałam z nią zamiast z mężem.

– Ale ja się nie chcę rozwodzić! – krzyknęłam. – Kocham Janusza, chcę z nim być, chcę mieć z nim dzieci, stworzyć rodzinę, chcę się z nim zestarzeć.

– Problem w tym, że on już stworzył rodzinę ze swoją mamusią i chyba innej stworzyć nie potrafi.
Słowa przyjaciółki mnie przygnębiły, ale trudno odmówić jej racji

Upiłam się wtedy, bo chyba po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że Karolina nazywa rzeczy po imieniu, a ja to wszystko też wiem, tylko nie chcę do siebie dopuścić tej prawdy. Janusz oczywiście nawet nie zauważył mojej rozpaczy, bo wrócił do domu dopiero w poniedziałek po pracy. W ostatnim okresie miał już u mamusi trochę swoich rzeczy, żeby zawsze mógł przenocować i spokojnie udać się rano do firmy.

Ze dwa dni udawaliśmy, jak zresztą już od pewnego czasu, że wszystko jest w porządku, aż w końcu nie wytrzymałam. Zrobiłam Januszowi potworną awanturę. Wyzywałam jego i teściową, zarzucałam jej, że chce zniszczyć nasze małżeństwo, że jest manipulantką i starą zołzą. Janusz usłyszał, że jest dupkiem, maminsynkiem i ofiarą.

Dopiero kiedy krzyknęłam, że pewnie wolałby sypiać z mamusią, zamiast z żoną, dotarło do mnie nagle, że chyba posunęłam się za daleko i zamilkłam. Janusz przez cały czas nie odezwał się ani słowem, tylko patrzył na mnie ze smutkiem.

– Więc co chciałabyś, żebym zrobił? – zapytał w końcu. – Mam się wyrzec matki?

– Wyrzec nie, ale może postawić jakieś granice. Twoja mama nie jest staruszką wymagającą nieustannej opieki. Wydaje mi się, że gdybyśmy ją odwiedzali raz na dwa tygodnie, dobrze, dobrze – wycofałam się natychmiast, widząc jego przerażoną minę – niech będzie raz na tydzień, to w zupełności wystarczy. Przecież ty więcej czasu spędzasz z mamusią niż ze mną – dodałam.

– Majka, ale co ja niby mam zrobić, kiedy ona dzwoni, płacze, żali się, że jest chora, stara, źle się czuje, ma wysokie ciśnienie? No co ja mam zrobić? – głos Janusza brzmiał jakoś strasznie żałośnie. Zrobiło mi się go żal, ale zacisnęłam zęby i powiedziałam sobie w duchu, że może powinnam zacząć żałować samej siebie.

– Daję ci miesiąc – warknęłam przez zęby. – Albo coś z tym zrobisz, albo rozwiodę się z tobą. Dłużej tak nie dam rady. Sama wtedy nie byłam pewna swojej decyzji, przecież nie chciałam się rozwodzić.

Powiedziałam tak, żeby przestraszyć Janusza, sprowokować, zmusić do czegoś. Niewiele to jednak dało. Owszem przez pierwszy tydzień spędzał wieczory w domu, mimo że teściowa dzwoniła i prowadził z nią długie rozmowy, jakoś ją zbywał i nie wychodził. Już w sobotę musiał jednak zawieźć mamę do ciotki Anieli do Otwocka.

– Janusz, ja mam plany dla nas na ten weekend – powiedziałam tylko.

– Ale ja już jej obiecałem. Możesz jechać z nami – dodał po chwili.

– Dziękuję bardzo, nie skorzystam.

Z dnia na dzień byłam coraz bardziej zła i coraz bardziej przekonana, że żadne moje prośby ani tłumaczenia nie pomogą. Żadna miłość nie zmieni mojego Janusza. Był tak uzależniony od swojej matki i jej humorów, że nie potrafił się od niej uwolnić. Odczekałam miesiąc, tak jak zapowiedziałam.

Potem jeszcze drugi, bo nie potrafiłam tak po prostu rozstać się z Januszem. Byłam jednak coraz bardziej zmęczona. Od kiedy przestałam walczyć z mężem, żyliśmy coraz bardziej obok siebie. Janusz naprawdę więcej czasu spędzał z mamusią niż ze mną. W końcu podjęłam decyzję.

Nie chcę rywalizować z twoją matką, więc lepiej się rozstańmy

– Bardzo cię kocham – powiedziałam mu – ale nie będę konkurować z twoją matką, nie potrafię, nie chcę, nie mam sił. Złożę papiery o rozwód, chcę, żebyś się wyprowadził.

W duchu myślałam, że Janusz pomimo wszystko będzie próbował walczyć o nasz związek, łudziłam się, że mu na mnie bardziej zależy, że jeszcze mnie kocha. Okazało się, że jednak nie, nie miałam szans z mamusią. Pokornie spakował swoje rzeczy i wyprowadził się do niej.

– Przepraszam cię, Majka, że nam nie wyszło – powiedział tylko.

Rozwiedliśmy się za porozumieniem stron. Nie mieliśmy dzieci, nie mieliśmy wspólnego majątku, który trzeba dzielić, pani sędzia szybko orzekła, że nie jesteśmy już małżeństwem. Wypowiedziałam umowę najmu naszego mieszkania i wynajęłam sobie maleńką kawalerkę na drugim końcu miasta. Nie chciałam, żeby cokolwiek przypominało mi o Januszu i jego mamusi.

Miesiąc temu poznałam Mariusza. Spotykamy się na razie niezobowiązująco. Bardzo ostrożnie podchodzę do nowego związku, mimo że Mariusz ma na pewno jedną ogromną zaletę. Wychował się w Domu Dziecka, nie ma mamusi.

Czytaj także:
„Mój mąż był tyranem i alkoholikiem. Gdy przestałam dawać mu pieniądze, chciał mnie zabić. Groził mi nożem”
„Zdrada męża uratowała nasze małżeństwo. Uświadomiłam sobie, że byłam złą żoną, a to było jego wołanie o pomoc”
„Wychowałam potwora. Moja 15-letnia córka zaplanowała morderstwo swojej koleżanki. Wynajęła płatnego zabójcę"

Redakcja poleca

REKLAMA