„Szef powierzył mi kierownicze stanowisko, które chciał objąć mój przyjaciel. Dla jego dobra utrąciłem jego kandydaturę”

mężczyzna dostaje awans fot. Adobe Stock, opolja
„– Znam Darka lepiej niż on sam siebie, dlatego wiem, że nie nadaje się na to stanowisko. Kocham go jak brata. Ryzykuję, że się śmiertelnie obrazi, ale nie chcę, żeby się zbłaźnił. Jeśli pan go wybierze, straci i on, i firma. Pan awansuje kogoś innego, a on zostanie zdegradowany albo zwolniony. Stanie się pośmiewiskiem, a na to nie mogę pozwolić”.
/ 07.08.2022 13:15
mężczyzna dostaje awans fot. Adobe Stock, opolja

Z Darkiem znam się od najmłodszych lat. Jesteśmy przyjaciółmi już ponad ćwierć wieku. Kawał czasu. Aktualnie pracowaliśmy razem w dużej firmie z branży IT i… Któregoś dnia do wszystkich z naszego działu trafił mail od prezesa zarządu, że ogłasza konkurs na stanowisko kierownicze nowo powstającego zespołu. Czułem, że jestem zbyt niedoświadczony, więc nie zgłosiłem swojej kandydatury. Natomiast mój nieco pyszałkowaty, a zarazem naiwny przyjaciel nie miał takich oporów.

– Wysłałem swoją kandydaturę – obwieścił mi podczas przerwy na lunch.

Spojrzałem na niego zdziwiony, ale nic nie odparłem. Darek sprawdzał się jako szeregowy pracownik, ale był kiepski w dalekosiężnym myśleniu, delegowaniu zadań oraz w dyplomacji. Nie bardzo umiał też układać sobie relacje z ludźmi, więc w roli szefa większego zespołu poległby na całej linii. Zwykle ja byłem od planowania, dogadywania się, on robił za obstawę i siłę roboczą…

Nazwisko Darka zaczyna się na „ż”, więc na rozmowę kwalifikacyjną wchodził ostatni. Rzecz jasna poszedłem z nim. W domyśle, by go wspierać, gdy go z miejsca odrzucą. Tymczasem kiedy wyszedł, wyglądał na bardzo zadowolonego. Uniósł kciuk w górę.

– Rany! – wychrypiał – w życiu się tyle nie nagadałem. Idę po wodę – dodał i opuścił sekretariat.

Wolno zbierałem się za nim, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i…

– Pan też do mnie? – zapytał szef.

Poszedłem pogadać z szefem

W przypływie nagłego szaleństwa, które jedni nazwą lojalnością, a inni wprost przeciwnie, potwierdziłem… Po pięciu minutach mojej przemowy szef uniósł w górę rękę.

– Panie Damianie, podsumujmy. Pan nie zamierza zgłosić swojej kandydatury, tylko utrącić kandydaturę pana Darka, który jest pana przyjacielem od ponad dwudziestu pięciu lat?

– Tak. Znam Darka lepiej niż on sam siebie, dlatego wiem, że nie nadaje się na to stanowisko. Kocham go jak brata, nawet bardziej, bo z bratem wciąż się żremy, a z Darkiem chyba nigdy poważnie się nie pokłóciłem. Teraz ryzykuję, że się śmiertelnie obrazi, ale nie chcę, żeby się zbłaźnił. Jeśli pan go wybierze, straci i on, i firma. Więc ostatecznie i on, i pan będziecie żałować. Tyle że pan może awansować kogoś innego, a Darek zostanie zdegradowany albo nawet zwolniony. Stanie się pośmiewiskiem, a na to nie mogę pozwolić.

– Ale pan nie chce…? – upewnił się.

– Mam za małą wiedzę i za małe doświadczenie – stwierdziłem samokrytycznie. – Dobrze dogaduję się z innymi, ale nie mam autorytetu, żeby poprowadzić cały zespół. Brak mi charyzmy, którą powinien mieć lider i…

– Za to ma pan trzeźwy ogląd sprawy, sporo wiedzy i zna pan swoje ograniczenia.

– Najważniejsze to zdawać sobie sprawę nie tylko z tego, co się wie, ale przede wszystkim z tego, czego się nie wie – zacytowałem jakieś mądre zdanie z książki dla menedżerów.

Szef spojrzał na mnie badawczo.

– Hm. Kiedy zapytałem pana przyjaciela, kogo widziałby na stanowisku swojego zastępcy, wskazał pana. Bez wahania. I był jedynym, który zrobił to bez namysłu, bez wykrętów. Zakładając czysto hipotetycznie, gdyby został pan szefem nowego działu, wziąłby pan swojego przyjaciela na zastępcę?

– Nie wiem, czy na zastępcę, ale do zespołu na pewno. Jest pracowity, solidny, ale…

– Rozumiem. Muszę się zastanowić dzień albo dwa. I dziękuję za szczerość.

Pożegnałem się i wyszedłem. Darek czekał na mnie we wspólnej sali.

Gdzie byłeś? – zapytał.

– Musiałem skoczyć do toalety – skłamałem. – To co? Idziemy gdzieś w miasto? Wszak to piątek, piąteczek, piątunio…

– Jasne. Będziemy oblewać mój awans!

Nie powiem, żebym się dobrze bawił. Z każdym wypitym piwem czułem coraz większe wyrzuty sumienia, które potęgował fakt, że Darek z kolei robił się coraz weselszy. Cieszył się z awansu, którego prawdopodobnie dzięki mojej brawurowej akcji nie dostanie. A szef może nie zachować dla siebie informacji, kto mu tę świnię podłożył.

Poza tym cały czas tłukło mi się po głowie, że jednak powinienem złożyć swoją kandydaturę, wtedy przynajmniej byłoby bardziej fair. Bo przecież też chciałem dostać nowe stanowisko. Miałem obawy z tym związane, tylko głupiec ich nie ma, ale… chciałem. Za to Darek nie bał się, nie wahał, pod tym względem był lepszy ode mnie. Więc może to ja się myliłem i byłby całkiem dobrym szefem, zwłaszcza ze mną w roli zastępcy?

Dla dobra przyjaźni, milczę

W poniedziałek, jadąc do pracy, liczyłem się z najgorszym scenariuszem. Mianowicie, że Darek dostaje awans, a ja wypowiedzenie. Kara za obgadywanie kumpla za plecami. Co gorsza, tracę też kumpla i dostaję od niego po pysku, bo już wie, kto próbował podłożyć mu nogę na drodze kariery. Westchnąłem ciężko, gdy na dzień dobry szef wezwał mnie do siebie. Poszedłem jak na ścięcie…

No i zatkało mnie, gdy usłyszałem, że to ja mam poprowadzić nowy dział.

– Jeśli się pan zgodzi, to po pierwsze, nie wydam pana przed przyjacielem, i panu też nie radzę tego robić. Po drugie, będzie pan miał moje specjalne wsparcie. A po trzecie… spokojnie, bez obaw, poradzi pan sobie, wierzę w pana – powiedział szef.

– Ale skąd ta wiara?

– Cóż… z jednej strony można by uznać pana piątkową akcję za zwykłe świństwo. Proszę nie zaprzeczać. Na pierwszy rzut oka to naprawdę nie wygląda ciekawie. To znaczy wyglądałoby, gdyby pan sam chciał tej fuchy, a tylko krygował się, że nie chce. Jako przełożony muszę umieć oceniać takie niuanse, i pana akcję odczytałem jako wyraz troski. Nie tylko o przyjaciela, ale także o dobro firmy. Więc niech pan się bierze do roboty…

Zespół pracował przez rok. A ja przez ten rok wiele się nauczyłem o sobie i o przyjaźni. Z początku miałem cholerne wyrzuty sumienia, dlatego zaproponowałem Darkowi pozycję mojej prawej ręki. Jeśli ja byłem wilkiem alfa, on był betą, i prawdę mówiąc, wyglądał na bardziej zadowolonego z mojego awansu, niż gdyby on sam objął to stanowisko. A im dłużej trwała nasza praca, tym bardziej się cieszył. Mnie zaś przybywało siwych włosów. Co innego być zwykłym pracownikiem, a co innego zawiadywać pracą ośmiu osób i realizować kontrakt wart prawie cztery miliony złotych.

Chciałem wyznać prawdę Darkowi, mając nadzieję, że on także potraktuje moją „przyjacielską interwencję” jak troskę, a nie zdradę. Czyż przyjaciele nie powinni być szczerzy wobec siebie? Czy nie powinni mówić sobie nawet przykrych rzeczy? No właśnie. Więc czemu poleciałem z ozorem do szefa, zamiast bezpośrednio jemu wyłuszczyć swoje zastrzeżenia? Może gdzieś w najdalszym zakątku, nie do końca świadomie, zazdrościłem mu junackiej odwagi i nie zawsze uzasadnionej pewności siebie? Dlatego ostatecznie poszedłem za radą szefa i nie przyznałem się Darkowi.

Wtedy się odezwałem dla dobra Darka i firmy, teraz milczałem dla dobra naszej przyjaźniNie było mi z tym lekko. Dręczył mnie dylemat moralny, bo czy białe kłamstwo jest faktycznie czymś lepszym niż prawda? Dla kogo lepszym: dla mnie, dla niego, dla nas obu? I co, mam zachować ten sekret do grobowej deski? Nie wygadać się nawet po pijaku? Czy nie zjedzą mnie wyrzuty sumienia?

Dopiero po roku wytężonej pracy, kiedy stawałem na uszach, żeby podołać wyzwaniom natury zawodowej i nie zawieść pokładanej we mnie wiary, a projekt zakończył się spektakularnym sukcesem, uznałem, że jestem rozgrzeszony. Sam Darek tego rozgrzeszenia mi udzielił, chociaż nie wprost. Na zamknięcie projektu zrobiliśmy imprezę dla całego zespołu. Darek, już po kilku drinkach, powiedział wylewnie:

– Kurde, jak ja się cieszę, że szef wybrał do tej roboty ciebie, a nie mnie…

– Tak?

– Tak! Ja bym sobie nawet w połowie nie poradził tak dobrze jak ty. Byłaby wielka kicha, zamiast wielkiego sukcesu.

Ucieszyła mnie ta opina z jego ust, bo… teraz łatwiej dochowam tajemnicy. Szef ma rację, pewne rzeczy lepiej przemilczeć.

Czytaj także:
„Szwagierka chce trzymać całą rodzinę pod pantoflem. Udało jej się otumanić brata, ale ja nie pozwolę bawić się moim kosztem”
„Przyjaciółka wychowała nieudaczników, których utrzymuje i jeszcze obsługuje. I ona śmie krytykować moje dzieci!”
„Byłam dziewczyną na telefon i spotkałam na imprezie byłego klienta. Patrzył na mnie bezwstydnie, a obok stał mój narzeczony"

Redakcja poleca

REKLAMA