„Przyjaciółka wychowała nieudaczników, których utrzymuje i jeszcze obsługuje. I ona śmie krytykować moje dzieci”

Sąsiadka obgaduje moje dzieci, a to jej są źle wychowane fot. Adobe Stock, motortion
„– Na stare lata samej zostać… Nie zazdroszczę. – Bez przesady, jeszcze nie jestem taka stara – zbywałam ją. Co za plotkara! Gdybym się wygadała, że mi dobrze samej, zaraz by pognała rozgłaszać, jaka ze mnie wyrodna matka. Jestem dumna, że moje dzieci wyjechały. Te Jolki wiecznie narzekają, że praca mało płatna i niepewna, a uczyć się nie chciało”.
/ 02.08.2022 14:30
Sąsiadka obgaduje moje dzieci, a to jej są źle wychowane fot. Adobe Stock, motortion

Wstyd się przyznać, ale na początku nie mogłam się nacieszyć, że mam całe mieszkanie dla siebie: nocą mogę się wreszcie wyspać, bo dziecko mnie nie budzi, jak sobie posprzątam, to tak jest, koniec potykania się o porozrzucane zabawki, koniec z hałdami brudnego prania w łazience, ze stertami brudnych naczyń w zlewozmywaku. I nikt mi się po kuchni nie plącze, w szafkach nie przewraca, w czasie obiadu nie wyławia zielonej pietruszki, układając z niej wianek dokoła talerza.

Co to zresztą za obiad dla jednej osoby?

Początkowo, co ugotowałam, to mi zostawało, i jadłam po kilka dni!

– Tęskno ci, co, Helka?– zagadywała sąsiadka. – Na stare lata samej zostać… Nie zazdroszczę.

– Bez przesady, Jolu, jeszcze nie jestem taka stara – zbywałam ją.

Dobra z niej kobieta, ale plotkara straszna! Gdybym się wygadała, że mi dobrze samej, zaraz by pognała po całej dzielnicy rozgłaszać, jaka ze mnie wyrodna matka. Po co mi to? Zresztą zgadzałam się z decyzją syna i synowej, że powinni szukać szczęścia za granicą. Gorzej niż tu być nie mogło, a Wielka Brytania to nie antypody i, jeśli się nie uda, wrócić zawsze mogą. Znowu wtedy wyniosę swoje rzeczy do najmniejszej sypialenki i damy radę…

– Nie wiem, jak mogłaś pozwolić, żeby młodzi jechali taki szmat drogi – za każdym razem, gdy się widziałyśmy, sąsiadka miała coś do dodania. – I to z twoim jedynym wnukiem! Mnie by chyba serce pękło.

Tak, jakbym miała coś do powiedzenia – to raz. Po drugie, na ślepo nie pojechali, tylko do znajomych, niemalże na gotowe. A po trzecie, dumna jestem, że wzięli los we własne ręce, zamiast siedzieć ze mną na kupie jak dzieci Joli i narzekać, że praca mało płatna, niepewna i do tego na śmieciówkach. Sąsiadka bywała u mnie coraz częściej, a to po cukier, bo jej zabrakło, a to zapytać, czy już listonosz chodził…

Z początku myślałam, że na przeszpiegi łazi i trzymałam ją na dystans, ale kiedyś przyleciała wściekła i po prostu zażyczyła sobie, żebym jej zrobiła kawy, bo zaraz pęknie.

– Ty to masz, Helka, dobrze – sapnęła po pierwszym łyku kawy. – Jaki tu spokój u ciebie.

Wzruszyłam ramionami.

– No co? Ileż można robić za posługaczkę we własnym domu? I jak człowiek wreszcie usiądzie, żeby serial obejrzeć, to mu pilota zabierają, bo jakiś mecz jest.

– Myślałam, że macie dwa telewizory – bąknęła.

– Mieliśmy! – parsknęłam. – Kamilek rzucił klockiem w plazmę, i tyle.

Siedziałyśmy przy tej kawie chyba ze dwie godziny i całkiem było przyjemnie. W końcu dwie kobiety w zbliżonym wieku zawsze mają o czym pogadać… I tak się jakoś złożyło, że z biegiem czasu się zaprzyjaźniłyśmy.

A już całkiem zapomniałam, jak to jest mieć koleżankę!

Nie tylko, żeby porozmawiać, ale także wyjść gdzieś razem. Samej nigdy mi się chciało, a teraz zdarzało nam się wyskoczyć do kina albo obejrzeć jakąś wystawę. Wcale nie byłam taka stara, jak mi się już zaczęło wydawać – świat nadal miał mi wiele do zaoferowania. To Jola mnie namówiła na kupno laptopa, a potem założenie internetu, bo skąd niby miałam wiedzieć, że istnieje coś takiego jak Skype, dzięki któremu mogłam zobaczyć rodzinę, a nie tylko słyszeć przez telefon szybkie relacje. Technika to jednak wspaniała sprawa!

Serce rosło, jak człowiek widział, że młodzi sobie radzą. Syn miał pracę, synowa chodziła do szkoły językowej, a wieczorami dorabiała sprzątaniem w biurach, Kamil dostał się bez problemu do przedszkola. Dziwne, u nas nie było dla niego miejsca – jak ci wyspiarze to robią, że dla wszystkich dzieci wystarcza? No naprawdę, dobrze jest mieć bliskich na wyciągnięcie ręki, jednak jeszcze lepiej wiedzieć, że mają przed sobą perspektywy. Jola nie mogła uwierzyć, gdy jej opowiadałam, że tam, w Wielkiej Brytanii, małżeństwo z dzieckiem po prostu musi dysponować sypialnią dla malucha, osobną dla rodziców i salonem. Takie prawo.

– Żartujesz, Helka – sąsiadka patrzyła na mnie jak na raroga. – Moi mają dwójkę, gniotą się w dwóch pokojach, wspólnej kuchni i nikogo to nie obchodzi! Czasem mam wrażenie, że najlepszą rzecz dla rodziny zrobię, gdy wreszcie umrę…

– Bez twojej emerytury ma się im polepszyć? Zapomnij, Jola.

Śmiałyśmy się potem z tego pół godziny, bo co innego mogłyśmy zrobić? Takie życie! W tym roku młodzi zdecydowali, że najwyższy czas, bym ich odwiedziła. Przyznam szczerze, trochę mnie to przerosło… Aż mnie w dołku ściskało, gdy o tym próbowałam myśleć, może lepiej niech oni wpadną na wakacje.

Dopiero Jola mi uświadomiła, jaka jestem niemądra

Sama boję się katastrofy, a najbliższych namawiam na podróż?! Tak więc, powoli szykowałam się do pierwszego w życiu lotu, gdy łup! – nastąpił Brexit. Wiedziałam, rzecz jasna, że jakieś referendum się szykuje, może jestem stara, ale ostatecznie nie żyję na Marsie i jakiś kontakt ze światem mam. Tylko że tak się ostatnio dziwnie w tej polityce porobiło, krajowej, europejskiej, ba, nawet światowej, że człowiek już jednym uchem wpuszcza, drugim wypuszcza, bo ma wrażenie, że połowa to bicie piany i szczucie jednych na drugich.

A tu któregoś dnia pod koniec czerwca przybiega Jola i wrzeszczy już od progu, że Wielka Brytania występuje z Unii Europejskiej. Wychodzą, i to się na pewno odbije na Polakach, którzy mieszkają w Zjednoczonym Królestwie. Jej córka i zięć już od rana o tym trąbią, gratulując sobie, że nie poszli śladem moich. Poczytałam trochę, posłuchałam radia i uznałam, że za wcześnie na panikę. Jeszcze ich parlament musi zatwierdzić referendum, a wcale nie jest powiedziane, że to zrobi. Co ja się będę martwić na zapas?

A że nieudacznicy się cieszą, to nic nowego, jakiś powód sobie trzeba znaleźć, żeby się dowartościować. Tymczasem po kilku dniach Jola pojawiła się z gazetą i mówi:

– Patrz! Teraz się zaczęła nagonka na Polaków, jakieś ulotki, graffiti na murach, żeby wracali do siebie. Nic nie chcę mówić, Helka, ale wesoło to tam twoi nie mają – podsumowała. – Na twoim miejscu, szykowałabym dom na ich powrót, a nie wybierała się w zamorskie podróże!

„Może ona ma rację – pomyślałam. – Może lepiej zaoszczędzić te pieniądze, które by poszły na bilety? Jeśli syn z rodziną wróci, to każdy grosz się przyda…”.

Postanowiłam umówić się z młodymi na Skypie i wypytać u źródła, jak się sprawy mają, w końcu kto wie lepiej niż Bartek z Pauliną? Syn tylko postukał się w czoło, wysłuchawszy moich rewelacji, i stwierdził, że chyba zwariowałam. Akurat bilety zabukował i już je wysłał na moją pocztę elektroniczną!

„A może to jednak zły pomysł?” – wciąż się wahałam.

– Zawołam Kamilka, powiesz mu, że babcia nie przyjedzie, chcesz? Ty wiesz, jak on się cieszy?

– Ale Brexit, synu… – zaczęłam. – U nas piszą, że podrzucają wam nienawistne ulotki, jakieś napisy na murach wymalowują… Kto wie, czy nie będziecie musieli wracać, może trzeba oszczędzać?

A syn na to, że u nich to akurat jest spokój

Nikt im nic nie robi, a Paulina nawet dostała dwie propozycje małżeństwa w pracy. Więc jakby co, to się rozwiodą, ona wyjdzie za Szkota i jakoś się ułoży. Tym bardziej że Szkocja się odgraża, że w Unii zostanie, choćby miała wystąpić ze Zjednoczonego Królestwa! Też sobie porę na żarty znalazł, ja się naprawdę martwię, co dalej będzie, a ten się śmieje!

Mamo, przestań kombinować. Oni będą ze dwa lata wychodzić, jeśli w ogóle. Widzimy się pod koniec sierpnia w Glasgow, okej?

Powiedziałam, że tak, bo co miałam mówić? Zresztą trochę się uspokoiłam po rozmowie z synem, w końcu jest tam na miejscu i wie, co mówi. Postanowiłam więcej żadnych bzdur nie czytać, wiadomo, że dziennikarze z byle czego muszą sensację zrobić, za to w końcu im płacą. Gdy Jola przyszła, oglądałam właśnie w internecie Glasgow i sprawdzałam, co tam jest do zwiedzania. Może w te piękne góry dałoby się wybrać, Bartek mówił, że postara się pożyczyć samochód od kolegi.

– Leć, leć, więcej okazji możesz nie mieć, jak Polaków stamtąd wyrzucą! – poradziła koleżanka. – Kto wie, czy razem nie będziecie wracać. Mój zięć mówił dziś…

Skąd mi do głowy przyszło, że to moja przyjaciółka? Zawsze była plotkarą i intrygantką, odkąd pamiętam. Otworzyłam drzwi i pokazałam, że ma wyjść. Jeszcze coś próbowała tłumaczyć, ale nie chciałam z nią gadać. Pojadę! Wszystko będzie dobrze!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA