„Szef chronił Anetę przed zwolnieniem, bo miał z nią romans. Nie wiedział, że uwiodła go, żeby zniszczyć jego firmę”

Uwiodła szefa, żeby zniszczyć jego firmę fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Kiedy Aneta przyszła do pracy, była jedną z nas. Potem szybko awansowała, chociaż nie miała dużego doświadczenia ani wysokich kwalifikacji... Ja też otrzymałam propozycję awansu. Kiedy odmówiłam, wiedziałam, że moja pozycja w firmie się osłabi”.
/ 29.05.2022 14:15
Uwiodła szefa, żeby zniszczyć jego firmę fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Jestem sennym koszmarem, a jednocześnie zbawieniem dyrektorów firm, które wpadły w kłopoty. Podpisują ze mną kontrakt, który zakłada, że pomogę wyprowadzić firmę z tarapatów i postawię wszystko na nogi. To tak zwana brudna robota. Często bowiem spotykam się z nienawiścią ze strony pracowników, wywołuję skrajne emocje. To cena, jaką płacę za to, że przynoszę im korzyści.

Sama zarabiam też dobre pieniądze

Tamta firma sprzedawała programy informatyczne. Nie była duża, ale miała potencjał. Pracownikom przedstawił mnie jeden z dwóch właścicieli, Tomasz.

– Powitajcie koleżankę – powiedział. – Jestem pewien, że dzięki niej zaczniemy znów piąć się w górę. Proszę wszystkich o współpracę. Pani Kamila będzie potrzebowała waszej aktywności.

Spojrzałam na pracowników: w ich oczach dostrzegłam agresję. Nic niezwykłego, byłam do tego przyzwyczajona. Nie przejmowałam się, miałam swój cel. Zauważyłam jednak ciekawą rzecz. Gdy Tomasz przedstawiał mnie załodze, jego wspólnik Karol przypatrywał się temu z dystansem, mrużąc oczy. Dziwne.

Następne dni spędziłam, jeżdżąc ze sprzedawcami w teren i pokazując im, jakie popełniają błędy. Miałam jednak wrażenie, że to nie w ich pracy tkwi problem. A to znaczyło, że byli źle zarządzani. Gdy wypytywałam o reguły określone przez szefową działu sprzedaży, Anetę, natychmiast nabierali wody w usta. Wyglądało to na coś więcej niż lęk przed ocenianiem zwierzchnika.

Postanowiłam więc umówić się na spotkanie z szefową

Wysłałam do niej kilka propozycji terminów, ale odpowiedzią było milczenie lub prośba o przełożenie rozmowy na inny dzień.

– Proszę uzbroić się w cierpliwość – usłyszałam od Karola. – Kierowniczka ma mnóstwo spraw na głowie. Jest bardzo zapracowaną osobą. Ale to spotkanie z pewnością dojdzie do skutku.

Następnego dnia przypadkiem natknęłam się na nią w kuchni. Nie wyglądała, jakby czuła się niezręcznie z powodu unikania mnie. Zaczęła zagadywać o pogodę i o to, jak się czuję w firmie. A potem rzuciła pośpiesznie:

– Muszę lecieć, mam mnóstwo roboty.

I tyle ją widziałam. Byłam wściekła. Miałam doświadczenie z niedostępnymi ludźmi, lecz teraz pierwszy raz czułam, że przegrywam.

Po paru dniach jedna z pracownic poprosiła mnie o rozmowę. Na początku rozmowy nieśmiało stwierdziła, że chciałaby się podzielić przemyśleniami. Czułam, że jest to osoba uczciwa. Pani Barbara, bo tak miała na imię, zauważyła ponoć, że najlepsze punkty sprzedaży dostaje grupa ludzi skupionych wokół kierowniczki Anety. Oczywiście podzieliła się z szefostwem swoimi spostrzeżeniami, lecz je zignorowano. Chciała nawet odejść, jednak zwyciężył lęk przed brakiem pracy. Dlatego została.

– Niezręcznie mi o tym mówić – spuściła wzrok – ale chyba wiem, o co chodzi.

– Jestem tu po to, żeby było lepiej. Wszystko, co pani wie, może się okazać przydatne – zachęciłam ją i to chyba poskutkowało, bo podjęła wątek:

– Kiedy pani Aneta przyszła do pracy, była jedną z nas. Potem szybko awansowała, chociaż nie miała dużego doświadczenia ani wysokich kwalifikacji. Zaczęły się pojawiać różne plotki... Podobno Aneta często wychodziła z pracy z Karolem. W tym samym czasie między szefami coraz częściej dochodziło do nieporozumień i zgrzytów. Ja też miałam propozycje szybszego awansu – ciągnęła Barbara. – Ale wiedziałam, że to oznacza konieczność dziwnych spotkań po godzinach pracy. Na coś takiego nie mogłam się zgodzić. Kiedy kolejny raz odmówiłam wyjścia wieczorem na drinka, czułam, że moja pozycja nie będzie już tak mocna jak dawniej. Wiedziałam też, że gdy Aneta zostanie kierownikiem, nie będzie łatwo.

„No tak. Romanse, awanse przez łóżko – standard” – pomyślałam, jednak nie mogłam się do tego przyczepić.

To nie była dobra linia ataku

Chyba że... Musiałam odnaleźć sedno tego wszystkiego. Po rozmowie z Barbarą postanowiłam więc odwiedzić kilka punktów sprzedaży. Witano mnie z uprzejmością nawet tam, gdzie wyniki były kiepskie. Teoretycznie wszystko wydawało się w porządku. W ostatnim odwiedzonym salonie kierownik spojrzał na mnie z ironią i spytał:

– Jak pani sądzi, czy dystrybucja i sprzedaż produktów innej firmy ma sens?

– O czym pan mówi? – zdziwiłam się.

– Zostałem zapoznany przez panią Anetę z waszym programem rozwoju, który zakłada współpracę z, hmmm…powiedziałbym, z konkurencją. Nie rozumiem takiej strategii. Dla mnie jest to korzystne, bo dostaję od waszych sprzedawców dobry, tańszy produkt. Ale tak właściwie, to po co to robicie?

Osłupiałam. Po powrocie do biura zaczęłam przeglądać papiery. Wynikało z nich, że wszystko jest w porządku. Dziwne było jednak to, że kiedy od marca ogólna sprzedaż spadła o 10 procent, zespół Anety generował bardzo duże zyski. Dodatkowe dochody oznaczały większą prowizję, która była opatrzona komentarzem: „efekty marketingowe”. Brzmiało to bardzo podejrzanie. O dziwo, w tej samej chwili nadszedł mail Anety z informacją, że jest gotowa na spotkanie ze mną.

„Nagle jej się zaczęło spieszyć” – pomyślałam z ironią.

Weszła do mojego pokoju bez pukania. Było to wbrew zasadom służbowym. Mimo to postanowiłam zacząć rozmowę.

– Widzę, że jest pani osobą zapracowaną. Ma pani predyspozycje do zrobienia kariery, ale brakuje mi woli współpracy z pani strony – powiedziałam spokojnie.

Moje słowa wywołały burzę

Najwyraźniej wściekła się za mój protekcjonalny ton. Musiała być zarozumiała.

Jest tu pani od miesiąca, a już wydaje pani oceny? – wycedziła.

Postanowiłam uderzyć z grubej rury.

– Mam w rękach pewien dokument, który chciałabym przejrzeć, żeby skończyć raport. Umowa o współpracy z nową firmą. Myślę, że trzeba przedyskutować wspólnie na zebraniu jej sens i korzyści z niej wynikające.

Aneta wyraźnie zbladła.

– To nie należy do pani kompetencji. Nic pani ode mnie nie dostanie, bo nie ma pani takiego prawa. Uważam spotkanie za zakończone – wstała i wyszła.

Następnego dnia Karol złapał mnie na korytarzu. Był zdenerwowany. Ostrym tonem oświadczył mi, że wybiegam poza ustalone kompetencje, i że w ocenie pracowników za bardzo kieruję się emocjami. Moje działania nie przynoszą spodziewanych korzyści, a metody reorganizacji firmy budzą niepokój. Próbowałam się wytłumaczyć, lecz mnie nie słuchał. Zachowywał się bardzo dziwnie. Na koniec ku mojemu zdumieniu mocno podniósł głos.

– Pracownicy są zestresowani, a to, co pani robi, uderza w kompetencje ścisłego kierownictwa! – zawołał. – Nasza dalsza współpraca jest niemożliwa.

Wszystko wskazywało na to, że poniosłam porażkę

Ale ja nie poddawałam się tak łatwo. Zwłaszcza gdy byłam pewna zdobytych informacji. Mój kontrakt zakładał jasne reguły. Odgoniłam wątpliwości i kliknęłam klawisz „wyślij”. Raport wykazujący, że działania prowadzone przez Anetę w związku z partnerską współpracą z inną firmą są błędem, trafił na skrzynki mailowe obu właścicieli. Po kilku dniach dostałam maila od Tomasza:

W związku z zaistniałą sytuacją oczekuję od Pani udziału w spotkaniu z prawnikiem. Zostaliśmy narażeni na szkody i musimy podjąć stosowne środki. Liczę na Pani zaangażowanie. Proszę traktować tę wiadomość jako poufną. Jej treść znana jest tylko mnie i Pani”.

Kilka dni później prowadziłam rozmowy z prawnikami. Zauważyłam, że w biurze nie ma Anety. Karol również pojawiał się w firmie mniej regularnie. Zniknęła cała jego pewność siebie. Przemykał chyłkiem po korytarzu i z nikim nie rozmawiał. Czułam, że coś się zmienia. Wkrótce okazało się, że Aneta w rzeczywistości pracowała dla konkurencji. Była czymś w rodzaju „agenta”.

Trudno powiedzieć, dlaczego Karol z nią spiskował. Tak czy inaczej Tomasz przygotowuje przeciwko niemu pozew, w którym zarzuca swojemu wspólnikowi defraudację znacznych środków finansowych. Firma zaś działa coraz lepiej. Czyli jednak moja misja zakończyła się sukcesem! A ja przygotowuję się do rewolucji w kolejnym miejscu. Jestem osobą do wynajęcia. Prywatnie nie interesuje mnie, kto z kim sypia. Ale jeśli te upojne noce zaczynają niszczyć pracę innych ludzi, z tym większą chęcią wkraczam do akcji.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA