W rodzinie mam opinię wrednej zołzy. To znaczy, moi bliscy mówią o mnie mniej więcej tak: „Róża to zołza. To prawda, bardzo pomaga rodzicom i można na nią liczyć w trudnej sytuacji, ale kiedy chodzi o Wiesia, to wredna jest niemożliwie”.
Wiesiek to mój młodszy o trzy lata brat
Legenda rodzinna głosi, że kiedy mama przyjechała z nim ze szpitala, podeszłam do kołyski, popatrzyłam na oseska i na niego splunęłam. Nie wierzę w to, miałam trzy lata, nie umiałam pluć!
Faktem jednak jest, że nie znosiłam go od dziecka. Działał mi na nerwy. Szczypałam go więc, kopałam, zabierałam mu zabawki i skarżyłam na niego rodzicom, potem nauczycielom w szkole, przypisując mu moje własne przewiny.
Więcej – wiedząc, że boi się ciemności i ciasnych pomieszczeń, kilka razy zamknęłam go w szafie na kilka godzin, w piwnicy i w skrzyni na ziemniaki u babci na wsi. Podrzucałam mu do łóżka ślimaki i zaskrońce, i cieszył mnie jego strach i obrzydzenie. Kiedy byłam starsza, potrafiłam się już opanować przed takimi dziecinnymi zagrywkami, ale zawsze w głębi duszy cieszyły mnie jego wpadki życiowe i nieszczęścia.
I nigdy mu w niczym nie pomogłam. Nigdy
Nie pilnowałam go, jak był mały. Nie pomagałam w nauce. Nie wspierałam go finansowo, gdy miał problemy, a stać mnie, bo mam własną firmę, która doskonale prosperuje. Nie byłam na jego ślubie i nigdy nie dałam prezentu jego dziecku.
Gdy mi to rodzina wypominała, mówiłam, że powinien się cieszyć, że nie donoszę na niego do skarbówki, że jego żona wynajmuje lokatorom mieszkanie po babci, nie płacąc podatków. A często czułam pokusę.
Czym mi się naraził? Właściwie niczym. Czasem tak jest – poznajesz kogoś i ciągnie cię do niego, jakbyś spotkał utraconego przyjaciela. Albo wręcz przeciwnie – nie możesz znieść widoku takiej osoby, irytuje cię w niej wszystko. Psycholodzy mówią, że powodem mogą być feromony, których zapachu nie czujemy, ale odbiera je nasza podświadomość. Albo energia naszej aury, czyli otaczającego nas pola elektromagnetycznego.
Jednak powodem mojego wrogiego stosunku do brata okazało się całkiem co innego.
Wyszło to na jaw kilka lat temu
Niedawno skończyłam czterdzieści lat i uczciłam to wielkim rodzinnym obiadem w moim domu. Wieśka i jego żonę Izę zaprosiłam tylko dlatego, że mama udała, że za chwilę dostanie załamania nerwowego. Zawsze to robiła, a ja zawsze ulegałam.
Jakiś miesiąc później doszły do mnie słuchy, że Wiesiek ma kłopoty finansowe. A to siostra podczas wypadu na zakupy do galerii rzuciła, że mój czternastoletni bratanek doznał skomplikowanego złamania ręki, kiedy przewrócił się na rowerze, i trzeba było opłacić specjalną operację.
– Poszły całe ich oszczędności, bo przecież oboje nie zarabiają dużo. A że mają hipotekę, żaden bank nie da im kredytu. On myśli już o jakiejś szybkiej pożyczce, ale to zakładanie sobie sznura na szyję, prawda? Sama nas przed tym ostrzegałaś.
Malwina, mówiąc to, przerzucała bluzki na wieszaku, ale widziałam, że z ukosa rzuca na mnie ukradkowe spojrzenia, sprawdzając moją reakcję.
– Zobacz – powiedziałam, pokazując jej świetny sweterek. Przyłożyłam go do niej. – Chcesz? Kupię ci go.
Malwina zacisnęła wargi
Odmówiła sweterka, ale już więcej do tematu brata nie wróciła. Znała mnie zbyt dobrze. Potem któraś z ciotek wspomniała „mimochodem”, że Iza, moja szwagierka, straciła pracę i szuka nowej, a czasu mało, bo zbliża się termin spłaty raty kredytu za mieszkanie. A ja podobno kogoś potrzebuję… A na końcu mama przyszła do kuchni, gdzie robiłam swoją ulubioną sałatkę, usiadła przy stole i zagaiła:
– Róża, musimy porozmawiać poważnie.
– Znowu? – jęknęłam.
– Znowu. Rodzina pomaga Wieśkowi jak może, ale już nie dajemy rady. Oczywiście Malwina mogłaby cię poprosić o pożyczkę, ty byś jej dała pieniądze, a ona dałaby je Wieśkowi. Problem w tym, że on by ich nie wziął, wiedząc, że dzieje się to za twoimi plecami. On od dziecka bardzo cię kocha, poważa i cierpi, widząc, że ma w tobie wroga. A nie zrobił ci nic złego. Prawda?
Zacisnęłam wargi. Nie lubiłam tego fragmentu dyskusji, bo jako osoba rozsądna i logiczna do bólu czułam się niewygodnie, bo faktycznie racjonalnego powodu mojej nienawiści do Wieśka nie potrafiłam podać.
– Mamo. Rozmawiałyśmy o tym tysiące razy. Nie pomogę Wieśkowi.
– Potrzebuje dziesięciu tysięcy złotych. Rodzinie dałaś o wiele więcej. To dla ciebie pryszcz.
Przesada, ale faktycznie, mogłam dać bratu tę sumę
Nawet bym tego nie poczuła.
– Nie.
To słowo wyszło ze mnie jak uderzenie sędziowskiego młotka po ogłoszeniu ostatecznego wyroku. Mama przez chwilę milczała.
– Wiesz, że to jest nieracjonalne, prawda? – spytała w końcu. – Nienormalne.
– Cóż – wzruszyłam obojętnie ramionami.
– Nigdy cię nie ciekawiło, skąd bierze się ta twoja nienawiść do niego? Nie chciałabyś się dowiedzieć?
Spojrzałam na mamę podejrzliwie. Coś kombinowała. Miałam rację. Okazało się, że umówiła mnie z… hipnotyzerem! Powiedziałam stanowcze nie, wtedy mama zaczęła mnie szantażować.
– Mam już dość tej głupiej wojny między moimi dziećmi. Musimy dojść do źródła twojej niechęci.
Bardzo cię z ojcem kochamy, jest nam tu dobrze, ale jeśli tego nie zrobisz, idziemy do domu starców. Uniosła dumnie głowę i wyszła z kuchni.
No i co ja miałam zrobić?
Mamie się śpieszyło, więc dwa dni później leżałam już na kozetce w gabinecie psychiatry, która parała się także hipnozą, czyli wprowadzaniem pacjentów w trans. Kiedyś o tym czytałam. Nie da się w ten sposób kogoś zmusić, żeby myślał, że jest kurczakiem, ale da się wyciągnąć z niego informacje, które chowa gdzieś bardzo głęboko.
Pani doktor znała już całą historię, oczywiście z punktu widzenia mamy.
– A co pani mi może o tym powiedzieć? Jak pani myśli, skąd wypływa ta niechęć do brata? Pojawiła się tak zupełnie bez powodu?
– Może to feromony. Albo aura – odparłam obojętnie.
– Pani mama mówiła, że czasem tłumaczy to pani słowami „on jest zły”, choć nie potrafi podać na to przykładu. Szczerze mówiąc, właśnie to zdanie sprawiło, że zgodziłam się przeprowadzić seans.
Zaciekawiła mnie.
– Dlaczego?
– Bo to dowodzi, że powodem nie jest aura ani feromony. Ani nic podobnego.
– Więc co?
– Nie chciałaby się pani dowiedzieć?
Poczułam narastający we mnie opór.
– Nie.
– Dlaczego?
Zastanowiłam się. No właśnie, czemu?
Przyjrzałam się moim emocjom jakby z zewnątrz.
– Bo wtedy… nie wiem, zmienię zdanie? A tego nie chcę? To dziwne.
Lekarka entuzjastycznie pokiwała głową.
– Właśnie. To co, zajrzymy w pani duszę?
Ciekawość przeważyła nad tym moim dziwnym oporem. Psychiatra wprowadziła mnie w trans. Cofała mnie w przeszłość, cofała, aż w pewnym momencie zagubiłam się, odpłynęłam. I gdy wynurzyłam się z niebytu, byłam całkiem gdzie indziej. I całkiem kimś innym…
Stałam nad grobem mojej matki, ubrana w długą czarną suknię. Na świat patrzyłam przez czarną woalkę. Dookoła stali nieznani mi ludzie, a także kilkoro, których, miałam wrażenie, że znałam. Rodzina?
I wtedy zobaczyłam jego.
Stał z tyłu, przy innym grobie, palił cygaro i patrzył na mnie z drwiną w oczach.
Mój starszy brat Edmund. Zło wcielone
To on doprowadził naszą rodzinę do ruiny, wydając wszystkie pieniądze na hazard. Brał pożyczki bankowe pod zastaw firmy taty. Ojciec załamał się bankructwem i zdradą jedynego syna. Kiedy bank stwierdził, że zabiera nam dom na poczet długów, strzelił sobie w usta, zostawiając nas same, mnie, matkę i moją młodszą siostrę, Elenę.
Trzy miesiące później Edmund sprzedał Elenę swojemu przyjacielowi, obleśnemu rozpustnikowi, na żonę. Mąż tak ją tak bił, że poroniła, a Edmund tylko się śmiał, gdy błagałyśmy go o pomoc.
Kilka tygodni później umarła ze zgryzoty moja matka, a ja po pogrzebie pójdę na służbę jako guwernantka. Wolę to, niż zostać workiem treningowym dla jego kolejnego przyjaciela.
– Nienawidzę cię – powiedziałam, podchodząc do niego na trzy kroki. – Na grób mojej matki przysięgam, że zemszczę się na tobie za wszystkie nasze krzywdy, choćbym miała czekać do końca świata. Kiedyś ci się odpłacę. Roześmiał się i splunął mi pod nogi…
Ocknęłam się z transu, przejęta bólem, oblana łzami
Cała się trzęsłam. Już wiedziałam, skąd ta moja nienawiść do Wieśka. Skąd wrażenie, że tkwi w nim zło. Czy to prawda, że wszyscy tkwimy w wielkim kole wcieleń, wymieniając się rolami, spłacając swoje długi i mszcząc się za krzywdy doznane wieki wcześniej? Być może, ale ja uznałam, że nie muszę poddawać się karmie.
Długo trwało, zanim prawie zupełnie pozbyłam się uprzedzeń w stosunku do brata i jego rodziny. Prawie. Ta zadra chyba będzie we mnie do końca. Ale przynajmniej mogłam już teraz zmusić się, by mu pomóc. A moja rodzina stawia mnie teraz za przykład:
– Jeśli nawet ta wredna zołza, ciotka Róża, mogła wreszcie pogodzić się z bratem, to i ty możesz przestać się dąsać…
Czytaj także:
„Zawsze byłem mrukiem i samotnikiem. Sąsiadka rozbudziła we mnie pragnienia, o które nigdy się nie podejrzewałem”
„Choroba mogła mnie zabrać w każdej chwili tak, jak moją mamę. Obiecałam sobie, że nie wydam na świat kolejnej sieroty”
„W tajemnicy przed rodziną urodziłam dziecko obcym ludziom. Zrobiłam to dla pieniędzy i ani trochę nie żałuję”