Kiedy przybyłam z Kielc do Warszawy, miałam 18 lat, wykształcenie zawodowe, urodę co najwyżej przeciętną i głębokie pragnienie, by znaleźć męża i żyć przy jego boku cicho i w miarę dostatnio. W stolicy nie znałam nikogo, zamieszkałam razem z koleżanką na stancji i zatrudniłam się jako barmanka w kręgielni.
Rozpoczynałam życie w stolicy
Pierwsze tygodnie były dla mnie szokiem. Z zawiścią patrzyłam na atrakcyjne dziewczyny, które przychodziły się bawić z przystojnymi chłopakami. Wszyscy uśmiechnięci, wysportowani, bogaci. Wieczorami na stancji przyglądałam się swemu ciału. Z pewnością nie miałam szans u tych młodych bożków… Przychodzili roześmiani, siadali przy barku, zamawiali napoje – wyluzowani, bez żadnych zmartwień.
Leżąc nocami w łóżku, wyobrażałam sobie, że jestem jedną z ich dziewczyn – tą najpiękniejszą i najbardziej seksowną. Że mężczyźni obrzucają mnie pożądliwymi spojrzeniami. Na razie jednak to ja nie mogłam oderwać wzroku od nich. Jeden nie tylko to zauważył, ale i wykorzystał.
– Hej – zaczepił mnie któregoś dnia.
– Od dawna ci się przyglądam… – spojrzał na plakietkę na mojej piersi – Justyna. Fajne imię – mrugnął okiem, a ja poczułam, jak serce bije mi mocniej.
– Dzięki – mruknęłam zawstydzona.
– Czy nie myślałaś o tym, żeby sobie z kimś zagrać? – spytał z uśmiechem.
– Może… Kiedyś…
– Miałem na myśli coś innego – znów mrugnął okiem, a widząc moje zaskoczenie, dodał: – Nie rozumiesz? Jak tak ćwiczę z chłopakami rzuty, to mam wielką ochotę i z tobą poćwiczyć, maleńka.
Poczułam się jak księżniczka, na którą zwrócił uwagę książę i zamierza właśnie iść do jej ojca po zgodę na ślub. Jeszcze wtedy nie rozumiałam, że tak naprawdę chłopak mówił: „Jesteś idealna na szybki numerek pod koniec fajnej zabawy”. Wtedy jednak prawda nie miała znaczenia. Nie przeszkadzało mi, że się obściskuję z obcym chłopakiem w ciasnej pakamerze. Ważne było, że jeden z tych nieosiągalnych samców mnie zauważył i uznał za pociągającą! A gdy potem „zauważyli” mnie inni, poczułam się jak w raju. Drwiące uśmieszki koleżanek uznawałam za wyraz zazdrości.
Byłam pewna, że w ten sposób zyskam ich miłość
Owszem, byłam głupia i naiwna. Zawsze tak jest, gdy za dużo marzymy, a niezbyt często patrzymy w lustro. A jeśli dodać do tego stosy pochłanianych romansideł… Ileż razy zaczytywałam się w tych wszystkich bzdurach, ileż razy utożsamiałam z głównymi bohaterkami! Schemat był zawsze ten sam.
Ona go kocha, choć jest uboga, a niekiedy nawet brzydka. On nie zwraca na nią uwagi. Lecz pewnego dnia dostrzega promieniujące z niej wewnętrzne piękno. Nie bacząc więc na przeszkody, zakazy, a nawet groźbę wydziedziczenia – zaczyna ją kochać szaleńczą miłością, którą może przerwać jedynie śmierć. Ta, oczywiście, nie następuje, więc oboje żyją długo i szczęśliwie.
Moje życie w iluzji i wyczekiwanie tego jednego jedynego trwało prawie dwa lata. Przez ten czas wyszkoliłam się w szybkich numerkach i osiągnęłam biegłość w zaspokajaniu męskich żądz. Kiedyś policzyłam tych, z którymi mniej lub bardziej systematycznie się „spotykałam” – było ich siedmiu. Czułam tęsknotę za mniej fizycznymi kontaktami. Chciałam pójść z jednym do kina, z innym do parku, ale oni nigdy nie mieli czasu...
Prawda mnie zabolała...
Nie wiadomo, jak długo by to trwało, gdyby nie nowy ajent kręgielni. Po miesiącu zorientował się, co jest grane. Pewnego dnia, pod koniec pracy, gdy już nie było prawie nikogo usiadł za barem.
– Traktujesz siebie jak szmatę i pozwalasz, żeby inni też cię tak traktowali – powiedział mi z brutalną szczerością, choć bez cienia wrogości. – Czy nie widzisz, że cię wykorzystują? Gdybyś była zwykłą zdzirą, tobym z tobą nie rozmawiał. Ale ty jesteś porządną dziewczyną, to widać. Marzysz pewnie o miłości i o mężu…
Przytaknęłam zdumiona jego wywodem. Oczywiście natychmiast zaczerwieniłam się od stóp do czubka głowy.
– Nie tędy droga – ciągnął. – Masz jeszcze czas wszystko zmienić. Ci chłopcy przychodzą do ciebie, żebyś ulżyła im w ich żądzach, ale na tańce umawiają się z innymi. Miłość wyznają tym, które im nie pozwalają na zbyt wiele. Będąc dla wszystkich, nie będziesz miała nikogo.
Być może w głębi duszy o tym wszystkim wiedziałam, lecz usłyszawszy to wypowiedziane na głos przez kogoś innego, poczułam się tak, jakbym dostała pięścią w twarz. Wybiegłam z kręgielni, szlochając. Nie spałam praktycznie całą noc.
Przeżywałam na nowo te dwa „szczęśliwe” lata, każdą wizytę w pakamerze. Tym razem widziałam to w taki sposób, jak naprawdę wyglądało. Tak się wstydziłam... Doczytałam do końca swój romans, ale na ostatniej stronie nie czekał na mnie kochający mężczyzna, tylko świadomość, że jestem głupią i naiwną prowincjuszką, która dała się nabrać na czułe słówka. Następnego dnia złożyłam wymówienie, a tydzień później znalazłam pracę w hotelowej restauracji.
Starałam się zapomnieć o przeszłości. Jak to zwykle bywa, ze skrajności wpadłam w skrajność. Postanowiłam raz na zawsze zerwać z mężczyznami. Byłam zimna, oschła, niedostępna. Czułam się jednak zbrukana i wykorzystana… Wspomnienia paliły jak ogień.
On naprawdę mnie kochał
Tak minęły kolejne dwa lata. Rany w mojej duszy powoli się zabliźniły, ja sama nieco złagodniałam. Pewnie dlatego jeden z kucharzy ośmielił się zaprosić mnie do kina. Odmówiłam dwa razy, kiedy jednak spróbował po raz trzeci, a pozostałe kelnerki z restauracji zaczęły mnie namawiać, żebym poszła – uległam.
Marek miał 28 lat, był nieśmiały i łagodny. Traktował mnie jak królową. Czułam, że on uważa randkę ze mną za zaszczyt, który go niespodziewanie spotkał. Było to dla mnie zupełnie nowe doznanie, więc pozwoliłam się zaprosić jeszcze raz, i jeszcze raz... Wkrótce byliśmy parą, a ja nie mogłam już sobie wyobrazić, jak mogłam żyć bez miłości Marka.
Pół roku później poprosił mnie o rękę, przedstawił rodzicom, a potem pojechaliśmy do mojej rodzinnej wsi omówić sprawę ślubu i wesela. Było ciepłe lato, na łąkach kwitły trawy i kwiaty, wokół unosił się słodki zapach. Usiedliśmy nad stawem i zaczęliśmy się całować. Powoli przekraczaliśmy granicę niewinnych pieszczot. W końcu już dawno byliśmy dorośli, zakochani; wkrótce mieliśmy się pobrać...
Byłam przekonana, że nadeszła chwila spełnienia. I wtedy nagle z całą siłą dopadło mnie wspomnienie pakamery i dusznego uścisku muskularnego, spoconego ciała. Wspomnienie było tak wyraźne, a skurcz sumienia tak bolesny, że wyrwałam się z ramion Marka i zaczęłam płakać. Narzeczony tulił mnie czule i szeptał:
– Wiedziałem, że ktoś cię skrzywdził. Czułem to. Ale to już się nie powtórzy, nikt cię nie zgwałci. Opowiedz o wszystkim, poradzimy sobie. Kocham cię.
Jak mogłam mu o tym opowiedzieć?! Przecież nikt mnie nie zgwałcił. Sama się puszczałam. I jeszcze leciałam w podskokach na każcie skinienie. I taka byłam dumna – jak najgorsza dziwka, szmata… Nie byłam go warta. Zerwałam zaręczyny, nie podając przyczyn.
Lecz Marek nie miał zamiaru pozwolić mi odejść. Skoro nie chciałam mu powiedzieć, co się stało, postanowił sam dojść prawdy. Dowiedział się, gdzie poprzednio pracowałam, i poszedł tam. Na szczęście trafił na faceta, który otworzył mi oczy. Obaj odbyli długą, szczerą rozmowę.
– Kocham cię bardzo i nie chcę nikogo innego – powiedział mi później. – Wiem, co się wydarzyło, i wiem, że to nie tylko twoja wina. Ludzie popełniają błędy, ale ważne, że chcą je naprawić i więcej ich nie popełniać. Zapomnijmy o przeszłości.
Zaczynam wszystko od nowa
Byłam zdumiona i szczęśliwa. Wydało mi się, że teraz, gdy nie dzielą nas żadne tajemnice czy niedomówienia, wszystko będzie w porządku. Lecz kiedy tylko spróbowaliśmy przypieczętować zgodę aktem miłosnym, znów przed moimi oczyma stanęła scena z kręgielni. I znów poczułam panikę i niechęć do seksu… Od trzech miesięcy chodzę na spotkania psychoterapeutyczne. Robię postępy. Może kiedyś pozbędę się koszmarów.
Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”