„Nie chcę kolejnego dziecka. Nie chodzi nawet o pieluchy czy zarwane noce. W ciągu roku kochałem się z własną żoną... 5 razy!"

mężczyzna który nie chce kolejnego dziecka fot. Adobe Stock
„Ja jednak wiedziałem już wtedy, że nie chcę kolejnego dziecka. Nie byłem pewien, czy już nigdy, czy tylko przez pewien czas. Trochę się ostatnio gubiłem w tym, o co mi chodzi. Żeby było jasne – nie chodziło o inną kobietę. Chociaż… Od jakiegoś czasu flirtowałem z Gabrysią, koleżanką z pracy".
/ 11.10.2022 08:40
mężczyzna który nie chce kolejnego dziecka fot. Adobe Stock

Zawsze oboje pragnęliśmy mieć dzieci. Już od klasy maturalnej, kiedy zacząłem się spotykać z Jagodą, planowaliśmy, że będziemy mieli co najmniej dwójkę, a może nawet trójkę. To wspólne marzenie chyba cementowało naszą miłość, bo ja widziałem w niej nie tylko kobietę, a ona we mnie nie tylko mężczyznę, ale również idealny materiał na ojca i matkę. To nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyło.

Od razu planowaliśmy dzieci

Nic dziwnego więc, że już rok po naszym ślubie urodził się Maciuś. A dwa lata później Kubuś. Myśleliśmy o trzecim dziecku, ale postanowiliśmy poczekać trochę dłużej. W chwili narodzin Kubusia mieliśmy po dwadzieścia siedem lat. Jagoda chciała wrócić do pracy przynajmniej na trzy, cztery lata, zanim zajdzie w kolejną ciążę. Ja także uważałem, że to rozsądny pomysł, który na dodatek pozwoli nam złapać oddech. Bo nie da się ukryć, że nasi synkowie ostro dawali nam w kość.

Kiedy Kubuś skończył rok, u Jagody w pracy zrobiła się nieciekawa sytuacja. Szykowały się zwolnienia, więc atmosfera stała się przykra i napięta.

– Może byśmy pomyśleli o jakiejś siostrzyczce dla naszych chłopców? – zaproponowała Jagoda pewnego wieczoru, gdy leżeliśmy już w łóżku.

– Mieliśmy jeszcze zaczekać… – zauważyłem niepewnie, mocno zdumiony.

– Ale w tej sytuacji… Z dnia na dzień mogę stracić pracę. Nie ma sensu czekać, bo jak potem znajdę nową, to nie będę mogła tak od razu odejść na macierzyński.

– Sam nie wiem – bąknąłem nieprzekonany. – Muszę się nad tym zastanowić…

Jagoda nie naciskała i dała mi czas do namysłu

Ja jednak wiedziałem już wtedy, że nie chcę kolejnego dziecka. Nie byłem pewien, czy już nigdy, czy tylko przez pewien czas. Trochę się ostatnio gubiłem w tym, o co mi chodzi. Żeby było jasne – nie chodziło o inną kobietę. Chociaż… Od jakiegoś czasu flirtowałem z Gabrysią, koleżanką z pracy. Ot tak, niewinnie: prawiliśmy sobie czasem komplementy, sprawialiśmy drobne przyjemności. Czułem, że jestem dla niej atrakcyjny jako mężczyzna. A brakowało mi tego ostatnio w kontaktach z żoną. Bo Jagoda cały swój czas dzieliła między swoją pracę a naszych chłopców. Stawała na głowie, żeby im dogodzić w ten czy inny sposób. Gotowała dla nich jakieś wymyślne frykasy, bawiła się z nimi. Moje potrzeby zeszły na dalszy plan.

Dlatego właśnie zacząłem flirtować z Gabrysią. Kompensowałem sobie to, że żona już nie widzi we mnie faceta. A ten flirt powoli zaczynał być niebezpieczny…

– Na pewno mnie niedługo zwolnią – oświadczyła mi żona jakieś dwa miesiące po tamtej naszej rozmowie o dziecku. – Musimy się szybko zdecydować…

– Kochanie, nie przesadzaj, nie mamy nawet trzydziestu lat – protestowałem.

– Ty chyba nie chcesz tego dziecka – niespodziewanie naburmuszyła się.

– Chcę – skłamałem. – Ale uważam, że decydowanie na łapu-capu nie ma sensu.

– To po prostu racjonalne podejście do sprawy – broniła się moja żona.

– No właśnie. Racjonalne. A nie takie powinno być – spróbowałem ją podejść z innej strony. – Chęć posiadania dziecka powinna wypływać z miłości i głębokiego przekonania, że chcemy je mieć właśnie teraz. Uważam, że decydowanie się wyłącznie dlatego, że się boisz stracić pracę, jest niewłaściwe. Kto wie, może zwolnią jakichś ludzi nad tobą, którzy za dużo zarabiają, i ty dostaniesz awans?

Jagodzie te argumenty nie trafiały do przekonania

Były jednak na tyle logiczne, że chyba dobrze maskowały moje prawdziwe motywy. Nie chciałem się z nimi zdradzać. Żona by nie zrozumiała... Za miesiąc, w lipcu, czekał mnie służbowy wyjazd z Gabrysią, którego z jednej strony się bałem, a z drugiej pragnąłem. Czułem, że coś tam się musi stać między nami, że do czegoś dojdzie. I wtedy będę lepiej wiedział, na czym stoję.

Parę dni przed wyjazdem, gdy myślami byłem już daleko od domu, Jagoda wróciła z pracy zapłakana. Co oznaczało, że dostała wypowiedzenie. Bardzo mi to było nie na rękę, bałem się pretensji żony. Jak się okazało, miałem się czego bać.

– A nie mówiłam?! – wypominała mi. – Trzeba się było od razu decydować!

– Kochanie, przecież dopiero co zaczęliśmy mówić o trzecim dziecku…

– Gadamy o tym od trzech miesięcy!

– Od dwóch i pół – uściśliłem. – A nawet gdybyśmy zaczęli się starać, wcale nie wiadomo, czy od razu by się udało.

Jagoda zrobiła minę, jakby ją olśniło.

Ty naprawdę nie chcesz tego dziecka – stwierdziła. – Mogłeś od razu powiedzieć. Dałabym ci z tym spokój…

Westchnąłem ciężko. Chyba czas wyznać całą prawdę… Już tego nie uniknę.

– To nie tak, że nie chcę. Ja się po prostu trochę boję… – spuściłem głowę.

– Czego? – spojrzała na mnie z łagodnym zdziwieniem. – Maciek z Kubą nas wytrenowali. Czego tu się bać?

Że... że będziesz mnie jeszcze mniej kochać – w końcu to z siebie wyrzuciłem.

Powiedziałem jej o swoich wątpliwościach

Nie wspominałem oczywiście o Gabrysi, ale tak miedzy słowami dałem żonie do zrozumienia, że są kobiety, które widzą we mnie faceta.

Jak można być zazdrosnym o własnych synów?! – zdenerwowała się żona.

– Normalnie – odparłem. – Dla nich jesteś gotowa na wszystko, a o mnie zapominasz. Wciąż przynoszę ci kwiaty, daję prezenty, mówię o miłości. A ty?

– Ja… – zawahała się. – Jestem po prostu zmęczona, nie mam na nic siły.

– To mogłabyś trochę tej siły zaoszczędzić na Maćku i Kubusiu, żebym i ja coś z tego miał. Wiesz, jak często się kochamy? W ciągu ostatniego roku pięć razy!

Pokłóciłem się z żoną. Teraz nic mnie już nie powstrzymywało przed zdradą.

W dzień wyjazdu wstałem rano

Jagoda już nie spała, krzątała się w kuchni. Nie odzywała się do mnie, bo wciąż się na siebie gniewaliśmy. Dopiero kiedy byłem już właściwie spakowany, zawołała mnie do siebie.

– Masz, upiekłam dla ciebie babkę – wręczyła mi cudownie pachnące ciasto, po czym dodała: – Myślałam nad tym, co mówiłeś o zaniedbywaniu. Może masz trochę racji… Ale to nie tak, że przestałam cię kochać. Chłopcy są po prostu bardzo absorbujący. Tak czy owak, obiecuję ci, że postaram się już o tobie nie zapominać.

Podczas służbowego wyjazdu Gabrysia zaprosiła mnie do swojego pokoju na lampkę wina i małe co nieco. Wymówiłem się bólem głowy i zmęczeniem. Nie była zachwycona… Cóż, żona jest ważniejsza.

Na szczęście kłótnie mamy już za sobą, teraz oboje szukamy pracy dla Jagody. Jesteśmy też umówieni, że bez względu na wszystko, kiedy Maciek pójdzie do szkoły, zaczniemy starania o trzecie dziecko. Wystarczyło mi kilka słów, kilka ciepłych gestów, żebym znów poczuł się kochanym i przestał się bać kolejnego potomka.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA