„Synowi dokuczali w szkole, więc żona zarządziła nauczanie domowe. Problem w tym, że to ja miałem robić za nauczyciela”

rozmowa męża i żony fot. Adobe Stock, fizkes
„Nie chciała słuchać moich protestów. Bo to dla dzieci najlepsze, a skoro i tak straciłem pracę, to nie ma żadnych przeszkód, bym się tym zajął. Obiecała mi tylko, że jeśli dostanę jakąś bardzo dobrą propozycję, to ona się zwolni i chętnie zastąpi mnie w roli nauczyciela”.
/ 17.11.2022 18:30
rozmowa męża i żony fot. Adobe Stock, fizkes

– Nigdy już nie pójdę do szkoły! – oświadczył stanowczo Kuba na mój widok, a potem minął mnie i poszedł do swojego pokoju. Widać było, że jest zły jak osa, o ile można się w ten sposób wyrazić o kilkuletnim chłopcu. Zdziwiłem się.

– Co się stało? – spytałem żony.

– Mówi, że źle się czuje w szkole, bo koledzy mu dokuczają, a nauczycielki nie lubią – wyjaśniła, wzdychając ciężko.

– Przesadza – machnąłem tylko ręką. – Za jakiś czas na pewno mu przejdzie…

– A jeśli nie? – zmartwiła się Kasia. – To już trwa kilka miesięcy, a dzieci w pierwszej klasie zwykle lubią chodzić do szkoły. Jeśli chcesz wiedzieć, twój młodszy syn już zapowiedział, że nie idzie do zerówki.

– Kasiu, oni przecież jeszcze nie wiedzą, co dla nich najlepsze – westchnąłem.

– Nie można lekceważyć ich opinii!

Żona wzięła mnie na poważną rozmowę

No nie! Pewnie Kasia zaraz mi jeszcze powie, że nasza trzyletnia córka ma rację, twierdząc, że przedszkole nie jest fajne?!

– Nie ma się nad czym rozwodzić, kochanie – powiedziałem. – Tak czy owak, dzieci muszą chodzić do przedszkola i szkoły. Możesz co najwyżej poszukać Kubusiowi jakiejś innej podstawówki.

No i żona wprawdzie zaczęła wypytywać dyrektorów o możliwość przeniesienia Kuby, ale widziałem, że tak naprawdę co innego chodzi jej po głowie… Wkrótce zresztą moje obawy się potwierdziły. Pewnego dnia Kasia wzięła mnie na poważną rozmowę i oświadczyła:

– Od przyszłego roku szkolnego sama ich będę uczyć w domu.

W Polsce istnieje taka możliwość. Dziecko jest wciąż przypisane do swojej szkoły, uczestniczy w jej życiu, ale cała nauka odbywa się w domu. Jej poziom szkoła systematycznie sprawdza poprzez wewnętrzne egzaminy. Kasia nawiązała już nawet kontakty z ludźmi, którzy się tym zajmują, i bardzo poważnie przygotowała się do zostania domową nauczycielką.

Osobiście byłem temu pomysłowi przeciwny. Przede wszystkim uważałem, że nie damy sobie rady z ogromem wiedzy do przekazania ani z zorganizowaniem wszystkiego. Po drugie, kasa. Kasia i tak pracowała tylko na pół etatu, a teraz musiałaby zrezygnować nawet z tego. Po trzecie, nie miała żadnego pedagogicznego przygotowania. A poza tym uważałem, że naszym dzieciom dobrze robi codzienny kontakt z innymi dziećmi, bo uczy je współdziałania w grupie.

Kasia jednak albo nie słuchała moich argumentów, albo próbowała je obalać. Przekonywała, że nawet nie odczujemy braku jej pensji, bo sporo zaoszczędzimy na przedszkolu Lenki i wielu innych opłatach, które ponosiliśmy w związku z edukacją dzieci w państwowych placówkach. Ponadto większość rodziców samodzielnie uczących swoje dzieci nie ma wykształcenia pedagogicznego, a ich pociechy bez problemu zaliczają egzaminy. No i tak wzmacniają się rodzinne więzy.

Mam zostać w domu? Nie wiem, czy chcę...

Zgodziłem się na jej pomysł trochę dla świętego spokoju. Od nowego roku szkolnego żona zaczęła uczyć Kubę i Franka, a Lenka została przy nich wolnym słuchaczem. Ja pomagałem czasem, po pracy i w weekendy, w przedmiotach ścisłych. Muszę przyznać, że wbrew moim obawom chłopcy zaczęli robić błyskawiczne postępy, i to we wszystkich przedmiotach. A co jeszcze ciekawsze, Lenka uczyła się pisać i czytać niewiele wolniej niż Franek!

Całoroczny program szkolny przerobiliśmy w niecałe pół roku. I kiedy wydawało się, że znaleźliśmy idealny model edukacji dla naszych dzieci, zostałem zwolniony z pracy. Przez dwa miesiące intensywnie poszukiwałem nowego zajęcia, ale nie znalazłem żadnej propozycji, którą można było uznać za interesującą. Jedynym wyjściem wydawało się, żeby moja żona wróciła do pracy. Kasia zaczęła więc chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Po jednej z nich wróciła szczęśliwa.

– Chcą mnie, i to od zaraz! – zawołała. – Mam zacząć w przyszłym tygodniu.

– No to wspaniale! Jak będziemy oboje zarabiać, nie powinno być problemu…

– Wystarczy, że ja będę zarabiać. Ty zostajesz w domu – oświadczyła Kasia.

Nie chciała słuchać moich protestów. Bo to dla dzieci najlepsze, a skoro i tak straciłem pracę, to nie ma żadnych przeszkód, bym się tym zajął. Obiecała mi tylko, że jeśli dostanę jakąś bardzo dobrą propozycję, to ona się zwolni i chętnie zastąpi mnie w roli nauczyciela. A do tego czasu mam robić to ja! I tak jest już od dwóch lat. Przez ten czas między mną a dziećmi narodziła się więź, którą mogę określić jako wyjątkową.

Czytaj także:
„Przyjaciółka tak bardzo chciała udowodnić mi, że mój mąż to drań, że... sama mi go ukradła. Zdradzali mnie pod moim nosem”
„Sądziłam, że sąsiadka to zgorzkniała baba, która dla zabawy robi mi na złość. Dopiero po 20 latach odkryłam jej tajemnicę”
„W złości doniosłam na przyjaciółkę, bo olała mnie dla nowego gacha. Nie sądziłam, że moja zemsta zrujnuje jej życie”

Redakcja poleca

REKLAMA