Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że po ślubie moje kontakty towarzyskie ulegną tak drastycznym ograniczeniom. Niektóre wygasały, inne się nawiązywały, ale ponieważ tendencja spadkowa była dostrzegalna gołym okiem, coraz mocniej zależało mi na utrzymaniu więzów z tymi przyjaciółmi, którzy pozostali. Próbowałam ich przemycić do związku z różną skutecznością.
Miała awersję do facetów
– Nie lubię tej dziewczyny – oznajmił mąż po wyjściu Karoliny. – Co więcej, mam wrażenie, że ona też nie darzy mnie sympatią.
Cóż, miał rację… Karolina nie mogła się jakoś pogodzić z faktem, że wyszłam za mąż. Przecież na studiach byłyśmy praktycznie nierozłączne.
– Świat miał być nasz – wypominała mi. – Europę prawie udało nam się zwiedzić, ale Azja cały czas na nas czeka, a ty co? Rezygnujesz ze swoich marzeń, żeby dogadzać jakiemuś samcowi! Po cholerę ci były studia, skoro z uśmiechem dałaś się zredukować
do roli robota kuchennego?
Ciężko wytłumaczyć „singlowi”, że związek może być także rodzajem przygody i niesie ze sobą sporo wrażeń. Fakt, musimy się trochę nagiąć, zrezygnować z odrobiny siebie, ale w zamian dostajemy cząstkę drugiej osoby, więc naprawdę nic nie tracimy. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że nawet zyskujemy, ale dla kogoś, kto nie ma partnera, to tylko czcza gadanina…
– Nie mam, bo nie chcę – unosiła hardo głowę. – Takie kity możesz swojej babci wstawiać. Wcześniej czy później i tak moje będzie na wierzchu.
Mniej więcej tymi słowami pożegnała mnie trzy lata temu i wyjechała do Belgii. Pisywałyśmy do siebie, więc wiedziałam, że miała tam krótki i bardzo burzliwy romans. Facet okazał się niewiernym łajdakiem i potwierdził tylko opinię Karoliny o braku wyższych uczuć u męskiej populacji.
Przybrała maskę cynizmu i oschłości, ale tak naprawdę bardzo przeżyła rozstanie. Pisała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona i wykorzystana. To zupełnie do niej nie pasowało, była zawsze pogodna i niezależna, a tu nagle depresja z powodu faceta? Naprawdę musiała się zaangażować w ten związek. Pocieszałam ją jak mogłam, godzinami rozmawiałyśmy na Skype, ale niewiele to pomagało. Była jak przekłuty balon, z którego powoli schodzi powietrze.
– Wracaj do kraju – zaproponowałam. – Tu przynajmniej będziesz miała wokół siebie życzliwych ludzi.
Wróciła. Załatwiłam jej pracę w mojej firmie, gdzie całkiem dobrze zaczęła sobie radzić. Wynajęła kawalerkę, przygarnęła bezpańskiego kota, który z utęsknieniem oczekiwał jej powrotu z pracy i powoli odzyskiwała dawną witalność. Często do niej zaglądałam na pogaduchy w dawnym stylu, które przeciągały się do późnych godzin wieczornych. Dobrze było ją znów mieć przy sobie, choć Paweł nie podzielał mojej radości.
– Ciągle u niej przesiadujesz – marudził. – Już zaczynam żałować, że ściągnęłaś ją z Belgii. Ja też czasem chciałbym z tobą spędzić wieczór.
– Pewnie! – szydziła Karolina. – Przy piwku i meczu w telewizji. Do czego mu niby jesteś potrzebna? Nie ma kto zrobić popcornu?
– Przestań – studziłam ją. – Ostatnio przyszłaś akurat, jak były eliminacje. Na co dzień nie wygląda to tak źle.
Ciche dni kompletnie mnie wykańczały…
Źle nie było, ale dobrze też nie, nasz związek przeżywał kryzys. Często się kłóciliśmy, głównie z powodu dziecka, które bardzo chciałam mieć. Paweł uważał, że to wszystko skomplikuje. Dla niego było stanowczo za wcześnie, by z czegokolwiek rezygnować, a ja nie dysponowałam ilością czasu, która by go satysfakcjonowała. Zegar biologiczny tykał; byłam przekonana, że dla mojego organizmu nie będzie lepszej pory na ciążę i macierzyństwo.
Nie potrafiliśmy się dogadać w tej kwestii, co rzutowało na nasze relacje. Coraz częściej zdarzały się „ciche dni”, które wykańczały mnie bardziej niż porządna awantura. Niestety, Paweł unikał konfrontacji jak diabeł święconej wody, więc kłótnie, po których atmosfera jest zawsze dużo klarowniejsza, przytrafiały się sporadycznie. Coraz częściej przygniatało mnie poczucie winy albo wściekłość, a na ogół jedno i drugie jednocześnie.
– Po co ci to? – pytała Karolina. – Skoro nie dorósł do rodzicielstwa, niech wraca do mamy. Tego kwiatu pół światu. Z twoją urodą i figurą, możesz przebierać, więc nie pozwól, żeby jakiś cienias zmarnował ci życie.
Jej słowa trochę mnie podnosiły na duchu, ale zdawałam sobie sprawę, że Karolina po prostu nie lubi mojego męża. Wszystkie próby wprowadzenia jej jako przyjaciela rodziny spaliły na panewce. Ich wzajemna niechęć przekreślała wszelkie starania.
– Ta baba jest po prostu niewyżyta seksualnie – opiniował Paweł. – Gdy znajdzie sobie chłopa, może będzie trochę strawniejsza dla otoczenia.
– To może spróbujmy ją wyswatać? – podsunęłam pomysł, który mógł nas trochę zbliżyć. – Ten twój kolega z pracy… Konrad, tak? Wygląda na sympatycznego chłopaka.
– Konrad? – zastanawiał się przez chwilę i widziałam, że mój pomysł zaczyna mu się podobać. – Nie, szkoda go dla takiej zołzy, ale wiesz… jest taki jeden, którego nie lubię. To może być nawet zabawne.
Wyraźnie coś było na rzeczy
Nasza inicjatywa miała wynikać z sympatii, nie ze złośliwości, ale machnęłam ręką na pobudki. Mówiąc szczerze, też uważałam, że Karolinie nie zaszkodziłoby trochę dobrego seksu, bo jej uwagi na temat mojego związku działały mi na nerwy.
Udało nam się w końcu zorganizować wyjazd całą paczką na spływ kajakowy i chyba coś zaiskrzyło między Karoliną i którymś z chłopaków, bo zrobiła się nagle tajemnicza jak egipskie piramidy. Wyraźnie coś było na rzeczy. Po powrocie nie miała już dla mnie czasu i zrobiła się mniej złośliwa.
– Ani chybi któryś z chłopaków odwiedza jej łóżko – powiedziałam Pawłowi. – Tylko który? Jak myślisz?
– A co mnie to obchodzi? – odburknął. – Mam swoje problemy.
Miał rację. Jeszcze na spływie wydawało się, że wszystko między nami wróciło do normy i jakoś się znów dogadujemy, ale to było tylko wrażenie. Może za bardzo, za radą Karoliny zresztą, zaczęłam naciskać w sprawie dzidziusia? Zarzucała mi przecież, że zrobiłam się jak ciepłe kluchy i powinnam być bardziej stanowcza.
– Przyciśnij go do muru – powiedziała. – Niech zdecyduje, czy to prawdziwy związek, czy tylko zabawa w dom.
Wydawało się, że jej uwaga jest trafna. Paweł to dorosły facet, nie może ciągle chować głowy w piasek i zwodzić mnie do pięćdziesiątki! Cóż, najwyraźniej uznał, że może… Wykręcał się od wszelkich deklaracji, a potem po prostu przeniósł pościel na tapczan, jakby się obawiał, że mogę go wykorzystać w czasie snu, by zajść w upragnioną ciążę. Nigdy dotąd nikt mnie tak nie upokorzył. Dwie noce przepłakałam, wtulając twarz w poduszkę, a potem pękłam.
– Równie dobrze możesz sypiać gdzie indziej – powiedziałam, kiedy trzeciego wieczoru wyjął z szafy pościel, by przenieść ją na tapczan. – Co cię tu jeszcze trzyma?
– Nic – odparł bez zastanowienia, jakby czekał na to pytanie. – Właściwie już dawno chciałem to zrobić.
Wrzucił kołdrę do szafy i wyciągnął z niej spakowaną wcześniej torbę podróżną. Zarzucił ją sobie na ramię i skierował się do drzwi wyjściowych. Nie wierzyłam w to, co widzę: mężczyzna, który był całym moim światem, spokojnie i obojętnie wkładał buty i zamierzał mnie po prostu opuścić. Jakby nigdy nic między nami nie było, jakbym przeżyła kilka lat z obcym facetem.
– Komputer i resztę gratów wezmę przy okazji – powiedział beztrosko, zamykając za sobą drzwi.
Gdybym nie była tak zszokowana tempem akcji, pewnie wybiegłabym za nim na klatkę schodową, błagając, by wrócił, i przepraszając za nietaktowne zachowanie… „Sukinsyn, od dawna to planował – myślałam. – Dobrze, że nie zdążyłam wybiec. Zrobiłabym z siebie idiotkę, a on i tak wcześniej czy później wróci, bo gdzie się podzieje? U mamusi nie wytrzyma dłużej niż trzy dni, u kolegów może przewaletować parę nocy w warunkach dalekich od luksusów… Nie zniesie tymczasowości na dłuższą metę, za dobrze znam jego przywiązanie do wygód”.
Byłam na przemian wściekła i zrozpaczona, a że obydwa te stany powodują u mnie zwykle większe wydzielanie łez, to przez całą noc ryczałam jak bóbr. Do pracy poszłam z czerwonymi oczami, żaden makijaż nie był w stanie tego zamaskować.
Nie miała w ogóle wyrzutów sumienia
– Co się stało? – spytała z troską Karolina, kiedy mnie zobaczyła.
Chciałam się komuś wyżalić, ale do tego potrzebowałam trochę intymności. Chwyciłam więc rękę przyjaciółki i pociągnęłam ją w stronę damskiej toalety. Tam znowu się poryczałam, opowiadając jej wydarzenia wczorajszego wieczoru. Trochę mi ulżyło. Karolina słuchała cierpliwie, głaszcząc mnie po głowie, kiedy się za bardzo rozklejałam i dostarczając metry papieru toaletowego do wycierania łez.
– A teraz – zakończyłam opowieść – umieram ze zmartwienia. Gdzie on mógł pójść? Może mu się coś stało?
– Mieszka u mnie – oznajmiła przyjaciółka. – Myślałam, że wiesz. On się dusił w tym małżeństwie, ty też. Pewnie będziesz zła, ale powinnaś mi podziękować za rozwiązanie problemu.
– Że jak? – nic nie rozumiałam.
– Kto mógł przewidzieć, że między nami tak zaiskrzy? – wzruszyła ramionami. – Niesamowita chemia, nie spodziewałabym się… Chryste, nie patrz tak na mnie, przecież miałaś go dość!
Słuchałam jej i narastała we mnie przemożna chęć, by wyrwać muszlę klozetową i przywalić w tę radosną gębę. Karolinę uratowało tylko to, że do łazienki weszła szefowa, każąc nam wracać na miejsca pracy.
Zanosi się na to, że będę zmuszona do codziennego oglądania gęby mojej „przyjaciółki”, a być może do wysłuchiwania opowieści o jej szczęśliwym związku z moim mężem… Na razie wzięłam zaległy urlop i szukam nowej pracy, ale nie zanosi się na to, bym znalazła równie dobrą jak obecna.
Czytaj także:
„Życie na spokojnym osiedlu zamieniło się w koszmar. Żałowałam, że spełniliśmy marzenie o domu na wsi”
„Odkryłam, że mój facet… rozbiera się dla pieniędzy! Dopiero wtedy zaczął mnie pociągać jako mężczyzna”
„Swoją wielką szkolną miłość spotkałam spocona, z rozmazanym makijażem i w piżamie. Potem było już tylko gorzej...”