„Synowa żyje jak pączek w maśle. Wyłudza zasiłki na dzieci, nie pracuje, a ze mnie robi darmową opiekunkę”

Zmęczona babcia fot. iStock by GettyImages, SBDIGIT
„Dzień przejścia na zasłużoną emeryturę był jednym z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Miałam mnóstwo planów na spędzanie tego czasu, a każdy kolejny miał być znacznie ciekawszy od poprzedniego. Jednak synowa miała wobec mnie nieco inne zamiary”.
/ 18.01.2024 13:15
Zmęczona babcia fot. iStock by GettyImages, SBDIGIT

W pierwszym dniu emerytury obudziłam się przerażona. "No nie, spóźniłam się" — pomyślałam przestraszona i szybko poderwałam się z łóżka. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że jestem już na emeryturze i nie ma znaczenia, o której godzinie podniosę się z łóżka. Odetchnęłam z ulgą i z powrotem zanurzyłam się w objęcia Morfeusza. Obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu.

— Cześć mamo, obudziłam cię? — usłyszałam w słuchawce głos synowej. W tle wydzierały się bliźniaki, które niedawno skończyły dwa lata.

— Nie, nie, nie obudziłaś mnie — zaprzeczyłam, chociaż na powiekach jeszcze czułam resztki snu.

Spojrzałam na zegarek. "O, już późno" — pomyślałam i wyskoczyłam spod kołdry. Wyczuwałam zapach kawy, który mój mąż przygotował jeszcze przed wyjściem do pracy.

— To dobrze — odetchnęła synowa. — Mogę mieć do ciebie prośbę? — zapytała.

Od razu domyśliłam się, o co chodzi.

— O której będziecie? — zapytałam.

Synowa chciała, abym przez kilka godzin popilnowała bliźniaki. W tym czasie ona miała spotkać się z potencjalnym pracodawcą. I chociaż nie było mi to na rękę, to jednak nie mogłam jej odmówić. Uważałam, że jej powrót do pracy to dobra decyzja, a przecież podczas tych rozmów musiała z kimś zostawić dzieciaki.

Wprawdzie już od wielu miesięcy proponowałam jej, aby oddała maluchy do żłobka, to jednak ona wciąż odmawiała. Według niej to był zbędny wydatek — zwłaszcza w sytuacji, gdy cały czas nie mogła znaleźć pracy.

Pocieszałam ją, że znalezienie zajęcia to tylko kwestia czasu. Jednak pewnego dnia synowa oświadczyła mi, że zaprzestała poszukiwań.

— Przecież to mi się w ogóle nie opłaca — powiedziała któregoś razu, gdy zapytałam ją, jak jej idzie szukanie zajęcia. — Od nowego roku wzrastają wypłaty i dodatki na dzieci. W związku z tym postanowiłam, że nie będę szukać pracy i zostaję z dziećmi w domu.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Z jednej strony uważałam, że kobieta powinna pracować z pobudek ekonomicznych — chociażby dlatego, aby dokładać się do domowego budżetu i zbierać na przyszłą emeryturę. Z drugiej strony byłam przekonana, że jest to potrzebne dla samej kobiety. Przecież ciągłe siedzenie w domu z dziećmi może doprowadzić do obłędu. Ale nie tylko to było ważne.

— A dzieci? — zapytałam.

— Co dzieci? — zapytała zdziwiona.

— Przecież dzieci potrzebują towarzystwa swoich rówieśników — powiedziałam. Przez wiele lat pracowałam jako przedszkolanka i doskonale wiedziałam, że właśnie taka jest prawda.

— Mają siebie — odpowiedziała synowa. — Nie będę wydawała pieniędzy na żłobek, skoro i tak nie wybieram się do pracy.

Nie zgadzałam się z jej decyzją. Ale to nie była moja sprawa, więc nie zamierzałam jej pouczać. Szkoda tylko, że szybko przekonałam się, że jednak decyzja mojej synowej ma ogromny wpływ także na moje życie.

Czy mogę przyprowadzić do ciebie bliźniaki?

Na ten dzień miałam mnóstwo zaplanowanych zadań — chciałam spotkać się z przyjaciółką, odwiedzić bibliotekę i w końcu zapisać się na jogę. Na te ćwiczenia namówiła mnie koleżanka, która była nimi zachwycona.

— Zobaczysz, że przypadną ci do gustu — namawiała mnie Tereska za każdym razem, gdy tylko się spotykałyśmy. I w końcu jej uległam, bo stwierdziłam, że dawka ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Jednak gdy stałam już przy wejściu i szukałam kluczy do mieszkania, to odezwała się moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. To była moja synowa.

— Tak Kasiu? — zapytałam. W tym momencie nie na rękę były mi pogaduszki z żoną syna, bo za kilka minut miałam autobus.

— Masz może chwilę wolnego czasu? — zapytała. "O nie, tylko nie to" — pomyślałam. Byłam przekonana, że chce mnie poprosić o to, abym zajęła się wnukami. 

— A dlaczego pytasz? — zapytałam ostrożnie. Bardzo kochałam bliźniaki, ale akurat dzisiaj miałam inne plany.
— Bo pomyślałam sobie, że mogłabyś chwilę popilnować chłopców — usłyszałam niepewny głos Kasi. Jakoś zupełnie mnie to nie zdziwiło. — Muszę posprzątać w mieszkaniu, a przy dzieciakach nie jest to możliwe — kontynuowała tymczasem moja synowa. Z jej słów wynikało, że albo posprząta dom albo zajmie się dziećmi.

Westchnęłam. Ale zaraz potem zganiłam się w myślach. "Przecież to twoje wnuki" — pomyślałam. Dlatego odłożyłam swoje plany na bok i powiedziałam synowej, żeby przywiozła dzieciaki.

— Bardzo ci dziękuję. Za chwilę będziemy — odpowiedziała synowa. I faktycznie pojawiła się kilka minut później. Wyglądało to tak, jakby dzwoniła do mnie, stojąc kilkaset metrów od mojego bloku.

Nie stać mnie na żłobek

Dzień z bliźniakami niesamowicie mnie wymęczył. Janek i Franek były wprawdzie kochanymi chłopakami, ale także niezłymi urwisami. Pilnując ich, trzeba było mieć oczy dookoła głowy i energię kogoś o trzydzieści lat młodszego. Dlatego oddając je synowej, czułam się całkowicie wypruta z energii.

— Chyba dały ci popalić — synowa spojrzała na mnie ze współczuciem.

— Nie, no skąd — odpowiedziałam. — To kochane dzieciaki.

Synowa tylko na mnie spojrzała i miło się uśmiechnęła. A następnego dnia zadzwoniła ponownie, abym znowu popilnowała tę dwójkę.

— Chciałabym zrobić większe zakupy — argumentowała swoją prośbę. — A z nimi potrwa to o wiele dłużej — dodała. Doskonale ją rozumiałam, bo nieraz widziałam rodziców z dziećmi, którzy zamiast robienia zakupów biegali między półkami sklepowymi w poszukiwaniu swoich pociech.

— No dobrze, przywieź ich — powiedziałam zrezygnowana. I chociaż wcale nie miałam ochoty na spędzenie kolejnego dnia z wnukami, to nie potrafiłam odmówić.

Prośby synowej o popilnowanie wnuków zdarzały się coraz częściej, Dochodziło już nawet do tego, że niemal każdego dnia podrzucała mi chłopców i szła załatwiać swoje sprawy.

— Ja już nie mam siły — żaliłam się mężowi. — Na emeryturze miałam odpoczywać, a nie pracować jako przedszkolanka na cały etat.

Mąż spojrzał na mnie ze współczuciem i zaproponował, abym porozmawiała z synową. Tak też zamierzałam zrobić. Gdy zadzwoniła do mnie kolejnego dnia z prośbą o pomoc, to tym razem postanowiłam odmówić.

— Ale mamo, ja nie mam ich z kim zostawić — usłyszałam błagalny głos synowej. I chociaż zrobiło mi się jej szkoda, to postanowiłam być stanowcza.

— Przykro mi, ale będziesz musiała sobie jakoś poradzić. Ja mam inne plany — powiedziałam. A potem dodałam to, co chciałam zaproponować jej już dawno temu. — Myślę, że to jest ten czas, aby zastanowić się nad oddaniem chłopców do żłobka.

W słuchawce zapanowała cisza, a potem usłyszałam oburzony głos synowej.

— Do żłobka? — zabrzmiało to tak, jakby placówka edukacyjna dla maluchów była najgorszym złem tego świata.

— Tak, do żłobka — odpowiedziałam. — Chłopcom to dobrze zrobi, a ty będziesz mieć w końcu czas na wszystkie swoje zajęcia.

I kiedy byłam przekonana, że moje argumenty trafiły prosto do celu, to synowa wyprowadziła mnie z błędu.

— Nie będę wydawać pieniędzy na żłobek — powiedziała Kasia. — To zbędny wydatek. Zwłaszcza w sytuacji, gdy chłopcy mają matkę i babcię.

Wyczułam w jej głosie pretensję. Spodziewałam się, że za chwilę usłyszę, że jestem złą babcią, bo nie chcę każdego dnia spędzać z wnukami.

— To oczywiście jest twoja decyzja i ja ją szanuję — powiedziałam spokojnie. — Ale niestety nie mogę stale ci pomagać.

— Co z ciebie za babcia?! — wykrzyknęła synowa, a w jej głosie usłyszałam słabo skrywaną złość. Już na końcu języka miałam ciętą ripostę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.

— Babcia, która ma także swoje życie — odpowiedziałam i się rozłączyłam. Potem zastanawiałam się, czy nie byłam zbyt ostra, ale  mój mąż wziął moją stronę i powiedziałam, że postąpiłam w jedyny słuszny sposób.

Synowa nie odzywała się do mnie przez kilka kolejnych tygodni. Podobnie jak syn, który chyba także się na mnie obraził. I chociaż bardzo tęskniłam za wnukami, to nie zamierzałam pierwsza odpuścić. Uważałam, że żłobek to najlepsze wyjście i nic nie mogło zmienić mojego zdania. Po jakimś czasie synowa przyznała mi rację. Zadzwoniła i powiedziała, że oddała chłopców do prywatnej placówki edukacyjnej.

— Na razie jest to tylko kilka godzin dziennie, ale z czasem będzie to coraz dłużej — powiedziała gdy zapytałam ją o szczegóły. A potem podziękowała mi za to, że niejako zmusiłam ją do tej decyzji.

Okazało się, że maluchy są bardzo zadowolone z pobytu w żłobku, a moja synowa w końcu ma czas dla siebie. "A przecież mówiłam, że tak będzie" — przemknęło mi przez myśl. Jednak nie odważyłam się powiedzieć tego głośno. Najważniejsze, że wszystko się jakoś ułożyło, a Kasia przekonała się, że żłobek to naprawdę dobre rozwiązanie.

Czytaj także:
„Na emeryturze czułem się jak znoszony kapeć. Dzięki wizycie w sanatorium rozruszałem nie tylko kości”
„Rozpieszczam synową, bo syn nie potrafi o nią zadbać. Marzę o tym, żeby zostawiła tego chłystka i wpadła w moje ramiona”
„Marzyłem o dziecku, ale moja żona nie chciała o tym słyszeć. Zasłaniała się karierą i figurą”

Redakcja poleca

REKLAMA