„Marzyłem o dziecku, ale moja żona nie chciała o tym słyszeć. Zasłaniała się karierą i figurą”

Nieszczęśliwe małżeństwo fot. iStock by GettyImages, GeorgeRudy
„To, co mówiła, dosłownie sprawiło, że zamarłem. Marzyłem o zostaniu ojcem. O dwójce dzieci. Chłopcu i dziewczynce. Bardzo często wyobrażałem sobie wspólne świętowanie, wyjazdy, wesołe głosy wypełniające dom. Ale Ania miała inne plany. I to była dla mnie niemiła niespodzianka”.
/ 15.01.2024 18:30
Nieszczęśliwe małżeństwo fot. iStock by GettyImages, GeorgeRudy

Moja żona wybierała się na urodzinową imprezę do Marty, swojej bliskiej przyjaciółki. Dlaczego ona musiała urodzić się akurat drugiego maja? Dlaczego nie mógł to być listopad? Mogłoby to być nawet w jakiś słoneczny dzień – nie mam nic przeciwko – pod warunkiem, że byłoby na tyle chłodno, żeby nie dało się urządzić grilla.

Weekend majowy na działce

Marta jest naprawdę spoko. Tylko nie rozumiem, czemu co roku to ona zajmuje nam ten długi, majowy weekend. Gdyby nie moja miłość do Ani, pewnie bym ogarnął coś, żeby trochę poluźnić naszą wieloletnią przyjaźń. Ale ja Anię kocham i bardzo chcę mieć z nią dzieci. Wyobrażam sobie uroczą małą dziewczynkę z czarnymi warkoczykami i błękitnymi oczami. Tylko moja żona może urodzić takiego aniołka. Może kiedy spędzi trochę czasu z córeczką Marty i Kamila, to jej się spodoba i sama zechce mieć dziecko?

– Znowu zasnąłeś przed telewizorem – usłyszałem rozbawiony głos żony.

– Wcale nie śpię – zaprzeczyłem, otwierając oczy. – Oglądam.

– A co konkretnie oglądasz?

– Wiadomości.

– Możliwe, że je oglądałeś, zanim zaczął się ten serial o leniuchach i alkoholikach.

No i tak to było, moja partnerka była szybsza w ogarnięciu, co tam się akurat dzieje na telewizyjnym wyświetlaczu.

– Dobra, dobra, powiedz lepiej, co tam kupiłaś – zasugerowałem zmianę tematu.

– To jest prezent dla Marty – oznajmiła, kładąc na stole coś, co wyglądało jak lampa, ale bez kabla do prądu. – To świecznik – dodała, widząc zdezorientowanie w moich oczach.

– A dla mnie coś kupiłaś?

– Dla nas obojga raczej... Zobacz!

Pokazała mi papierową torbę ze wzorem w niedźwiedzie, a ja zaniemówiłem. Czyżby w środku były malutkie buciki, czyżby moje marzenie o ojcostwie miało się wkrótce spełnić...? Nie, nie tym razem. Ania wyjęła z torby bieliznę. Koronkową, czarną, seksowną. Przełknąłem ślinę.

– Skoro to jest też i dla mnie, to chyba powinnaś to założyć – zasugerowałem, a mój głos brzmiał dziwnie. Był głęboki, lekko zachrypnięty.

Ania rzuciła mi zachęcający uśmiech, po czym wyszła z pokoju, seksownie kołysząc biodrami. Musiałem zmobilizować całą swoją wolę, żeby nie podążyć za nią. Na szczęście wróciła po chwili. Miała na sobie jedynie nową bieliznę... Kiedy ją zobaczyłem, objąłem ją, a potem pocałowałem. Zrozumiałem już, dlaczego zgodziłem się na spędzanie majówki u Marty, zamiast na pieszych wędrówkach po Karpaczu czy wędkowaniu na Mazurach.

Chciałem, żeby była szczęśliwa. Uznałem jednak, że zrobię wszystko, żebym i ja miał coś z tego wyjazdu. Wdychając zapach rumiankowych włosów Ani, zacząłem układać plan działania...

Po dwóch dniach byliśmy już na działce Marty i Kamila. Dziewczyny zabrały się za przyrządzanie posiłków na następny dzień, a Kamil zabrał swoją trzyletnią córeczkę na spacer do lasu. Dołączyłem do nich na chwilę.

– Zaraz was dogonię – oznajmiłem, gdy przechodziliśmy obok sklepiku na obrzeżach wioski. – Muszę tylko coś do picia kupić.

– Witam serdecznie – przywitała mnie kobieta za ladą. – Co podać?

– Czy mógłbym prosić panią o przysługę? Mógłbym zostawić tutaj wędkę?

– Tutaj? W sklepie? – zdziwiła się. – Co to za pomysł?

– Ja tak z miłości do mojej żony. Bo wie pani – schyliłem się do niej i mówiąc ciszej, dodałem – moja żona uwielbia karasia z grilla, a słyszałem, że w waszych stawach są naprawdę duże ryby.

– No tak, są. Ale co z tego?

– Chciałbym zrobić jej niespodziankę.

– I dlatego chce pan zostawić tutaj wędkę?

– Nie mogę jej powiedzieć, że idę na ryby, bo jeśli nic nie złowię, będzie rozczarowana.

– Czemu miałby pan nie nic nie złapać – odpowiedziała ekspedientka, uniesionymi ramionami. – Mój mąż to o, takiego wielkiego wczoraj złowił – szeroko rozłożyła ręce, pokazując w ten sposób imponujący rozmiar zdobyczy.

– Ale pani mąż to przecież wędkarz z krwi i kości – kontynuowałem. – Ja jestem tylko amator, więc nie jestem pewny, czy mi się uda.

– No tak.

– To jak, pomoże mi pani?

– Dlaczego miałabym nie pomóc grzecznemu panu. Niech będzie.

Powód, dla którego żona zawsze mówiła "nie"

Przenoszenie sprzętu z samochodu do sklepu w taki sposób, aby nie przyciągnąć niczyjej uwagi, nie było łatwym zadaniem, ale jakoś dałem radę. Mogłem już wrócić. Następnego dnia czekała mnie przyjemna noc z wędką, piwkiem i świętym spokojem. Oczywiście najpierw zjem smakowity urodzinowy obiad, no i przydałoby się zapakować coś pysznego na drogę. Wieczór zapowiadał się super, a ja nie chciałem być w samym środku kulinarnych zmagań, więc zdecydowałem się usiąść na ławce przed domem.

– Nie martw się – usłyszałem żonę. – Paweł na pewno się nie zgubi. Pewnie miał ochotę na samotny spacer po lesie.

– Jesteś pewna? – pytał Kamil. – Może powinienem iść go poszukać?

– Nie przesadzaj. Znam swojego męża. Trochę sobie połazi, pooddycha świeżym powietrzem i wróci.

– No dobra, skoro tak, to ja pójdę przeczytać Zuzce bajeczkę, a wy tu sobie...

– Idź, idź – wygoniła go Marta.

Na chwilę zapadła cisza, więc zacząłem myśleć, czy nie wrócić już do domu, żeby się o mnie nie martwili. Ale jak już zamierzałem wstać, usłyszałem, jak moja żona mówi:

– Zazdroszczę ci Zuzy.

No, tego się nie spodziewałem. Aż wbiło mnie w ziemię. Naprawdę chciałem zostać ojcem. Ojcem dla dwojga dzieci. Małego chłopca i dziewczynki. Często wyobrażałem sobie, jak spędzamy razem święta, urlopy, jak ich wesoły śmiech wypełnia cały dom. Ale Ania miała ina to inne spojrzenie. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo nigdy nie poruszaliśmy tematu powiększenia rodziny. Od zawsze się zabezpieczaliśmy i tak już zostało.

– To może już czas, żebyście pomyśleli o dziecku? – rzuciła Marta.

– Łatwo ci mówić.

– Próbowanie jest przecież proste. No i przyjemne.

– Nie o to chodzi. Pracuję przecież na zlecenie, więc nie będę mogła iść na macierzyński. Musimy jeszcze trochę poczekać.

– Anka, ale na co chcesz czekać? Sory, że to powiem, no ale młodsza się nie robisz. I przecież nie masz pewności, że za rok czy dwa dostaniesz umowę o pracę. Może wcale jej nie będziesz miała.

– Przestań tak mówić.

– Mówię, jak jest – ton Marty nagle się zmienił i stał się łagodniejszy. – Może, zamiast się zamartwiać na zapas, po prostu porozmawiaj o tym z Pawłem.

Usłyszałem jeszcze, jak ktoś pociąga nosem. Super. Ania płakała, bo brakowało jej dziecka, o którym oboje marzyliśmy. A ja tylko siedziałem i słuchałem, zamiast podejść do niej i ją zapewnić, że nie musi się przejmować pieniędzmi, jakimś tam zasiłkiem macierzyńskim, czy czymkolwiek innym, bo razem damy sobie radę.

Marzenia się spełniają

Uznałem, że czas działać tu i teraz. Na początek kwiaty. No ale wiadomo, w tej... no, dziurze, nie ma żadnej kwiaciarni. Co teraz? Zastanawiałem się przez chwilę. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że najlepiej zapytać kogoś w pobliskim sklepie.

– Czy wie pani, czy znajdę gdzieś w okolicy kwiaty? – zapytałem. – Muszę zdobyć bukiet. To bardzo ważne.

– Na pewno coś przeskrobał i teraz chce przeprosić – skomentowała kobieta za ladą. – Ale tak, jest taka jedna, co to kwiaty uprawia. O, tam, koło kościoła – wskazała mi miejsce.

– Świetnie, bardzo mi pani pomogła – podziękowałem i ruszyłem we wskazanym kierunku. Już z daleka zauważyłem dom otoczony morzem kolorowych kwiatów.

Szczęście mi dopisało. W ogrodzie zastałem pracującą kobietę. Dostrzegła mnie, kiedy podchodziłem do furtki.

– Szuka pan kogoś? – spytała.

– Dzień dobry, tak. Pani. Chciałbym poprosić o przysługę. Bardzo potrzebuję ładnej wiązanki dla mojej żony. Pani w sklepie spożywczym mi powiedziała...

– Rozumiem, że to dla pana ważne, skoro przyszedł pan akurat dzisiaj – przerwała mi. – Nie ma problemu, zaraz coś wymyślimy.

– Bardzo dziękuję – odwdzięczyłem się gospodyni serdecznym uśmiechem.

Zastałem Anię na tej samej ławce, na której sam niedawno siedziałem.

– Gdzie się włóczyłeś? – zapytała nieco oskarżycielsko. – Martwiłam się.

– Nie musiałaś. Mam tu coś dla ciebie. – Wręczyłem jej bukiet.

– Dla mnie? Jakie piękne, dziękuję! – Przycisnęła kwiaty do twarzy. Po chwili jednak spojrzała na mnie z zaskoczeniem. – Ale z jakiej to okazji? – spytała nieufnie. – Co znowu nawywijałeś?

– Właściwie to dopiero planuję coś nawywijać. Może pójdziemy się przejść?

– Teraz zaczynam się naprawdę martwić – powiedziała, lecz podniosła się i pozwoliła chwycić swoją dłoń.

– A możesz mi powiedzieć, dlaczego zabrałeś wędkę?

– Jutro wcześnie rano idę na ryby, chcę złowić karasia, żebyś miała świeżego na grilla.

– Daj już sobie z tym spokój, Marta i tak zrobiła tyle żarcia, że...

– Ale karasia złowię. Specjalnie dla ciebie. Bo tak chcę.

– No dobra, jak się tak upierasz, niech będzie. – Ucałowała mnie w policzek.

Weszliśmy w gęsty las. Objąłem Anię i przytuleni do siebie szliśmy dalej. Zbierałem w sobie odwagę, żeby w końcu poruszyć pewną sprawę.

– Marzy mi się, żebyśmy stworzyli rodzinę – wypaliłem wreszcie.

– Co? Jak to? – Ania była zaskoczona.

– Po prostu. Przestaniesz brać pigułki. I zaczniemy działać.

– A co z urlopem macierzyńskim, którego nie...

– Ććśśś – przerwałem jej. – Poradzimy sobie. Jestem tego pewien.

Czytaj także:
„Mój mąż ma tyle wspólnego z romantykiem, co weganin z golonką, ale teraz mnie zaskoczył. Czułam, że ma coś na sumieniu”
„Wymodliłam sobie układ idealny. Przed ołtarzem przysięgałam mężowi, a w zakrystii spotykam się z kochankiem”
„Lubię romansować ze stażystami. Uczę ich czegoś więcej niż tajników firmy. Taka praca z misją”

Redakcja poleca

REKLAMA