W naszej przestronnej kuchni z widokiem na zielony ogród krzątali się Nadia i Paweł. On z entuzjazmem polewał dorsza sosem beszamelowym, podczas gdy Nadia kontrolowała, czy biszkopt w piekarniku odpowiednio się podniósł. Do salonu docierały przepyszne zapachy.
Ja przygotowałam stół do jedzenia, po czym zasiadłam przy nim jak królowa. Daniel natomiast miał problemy z otwarciem butelki wina. Powstrzymałam się od impulsu, żeby mu pomóc. Mój syn, mający już 24 lata, na pewno wiedział, jak poradzić sobie samemu z wyjęciem korka. W tym czasie ja skupiłam się na dekorowaniu stołu. Były to porcelanowe naczynia z Ćmielowa, ozdobione czerwonymi, pozłacanymi krawędziami.
Niedzielny obiad był rytuałem
Mimo, że w naszej czteroosobowej rodzinie każdy z nas miał swoje obowiązki, niedzielny obiad zawsze jadaliśmy razem. Paweł, mój partner, chciał, aby takie wspólne posiłki były codziennością. Ja jednak prowadziłam agencję turystyczną, co wiązało się z późnymi powrotami do domu i częstymi wyjazdami. Mój syn, Daniel, studiował i pracował dodatkowo w firmie swojego taty. A Nadia, nasza synowa, była protetyczką i czasami zdarzało jej się pracować nawet 12 godzin na dobę. Paweł był tym z nas, który miał najwięcej wolnego czasu. Kiedyś pracował jako popularny trener personalny, teraz jednak prowadził własną siłownię i nie przemęczał się zbytnio. Zatrudnił zdolnego menedżera, który wykonywał większość obowiązków za niego. Dla Pawła najważniejszy był dom, a nie pieniądze.
Na początku nie mogłam pojąć, że ktoś jest w stanie być szczęśliwy, popijając kawę na tarasie czy też przycinając rośliny w ogrodzie. Wszyscy moi dawni partnerzy, włączając w to jedynego męża – tatę Daniela – uwielbiali się bawić. Dla nich dom to było miejsce, gdzie można było odespać po imprezie i zmienić ubranie. Ja również lubiłam zabawę, ale coraz częściej pragnęłam mieć partnera, z którym mogłabym po prostu prowadzić normalne życie.
Nie byłam do niego przekonana
Pawła spotkałam na siłowni pięć lat temu. Wtedy ani ja, ani on nie byliśmy z nikim związani, ale na pierwszy rzut oka nie zrobił na mnie większego wrażenia. Wyglądał bardzo porządnie. Miał starannie przycięte lekko siwe włosy i nosił różowy sweterek. Początkowo myślałam nawet, że może preferować osoby tej samej płci. Kiedy przychodziłam na trening, zawsze patrzył na mnie z ciekawością i w końcu zaprosił mnie na kawę. Trzykrotnie odmówiłam, ale za czwartym razem zgodziłam się. Okazało się, że jest naprawdę świetnym mężczyzną. Był wykształcony, inteligentny, miał poczucie humoru i był pełen pasji do życia. Też miał za sobą rozwód.
Miałam pewne obawy, jak go przyjmie Daniel, gdy zamieszkamy razem. Co jakiś czas ktoś u mnie nocował, ale nikt poza ojcem Daniela nie mieszkał tu na stałe. Na początku były pewne spięcia, ale w takim wielkim domu obaj po prostu odnaleźli swoje kąty. Paweł zajął dolną część domu, a Daniel piętro.
W domu zrobiło się gwarno
Gdy Daniel rok temu zakochał się w Nadii, to właśnie Paweł był tym, któremu zwierzył się ze swoich uczuć. Teraz panowie są więc w ewidentnie dobrych relacjach.
Początkowo nie była pewna co do Nadii. Jak zwykle, potrzebowałam trochę czasu, żeby się przekonać. Nadia była sympatyczna, samodzielna, ale też wyjątkowo piękna. Długonoga, blondynka o długich włosach. Mogła mieć każdego faceta. Daniel to mój syn, ale zdawałam sobie sprawę, że wciąż jest trochę dzieckiem. Szczupły, nieśmiały, niezbyt asertywny. Na pieniądze na pewno nie polowała, bo po pierwsze, pochodziła z bogatej rodziny, po drugie, sama już całkiem nieźle zarabiała. Więc co w nim widziała? Cokolwiek to było, musiało ją porwać, bo wkrótce również się do nas wprowadziła.
Byliśmy szczęśliwi
– Zaraz przyniosę rybkę! – zawołał Paweł i po chwili pojawił się w jadalni z dużym półmiskiem.
Wcześniej na stole pojawiły się już ryż i warzywa. Kochał gotować, odkrywać nowe smaki. Następnie zwracał się do nas z pytaniem, czy potrawa nam smakuje. I zawsze smakowała! Choć sama nie byłam zbyt dobrą kucharką, umiałam docenić kogoś, kto potrafił dobrze gotować. Nadia również miała pewne umiejętności kulinarne, więc możemy powiedzieć, że ja i mój syn byliśmy w kuchennym niebie. Ryba była fantastyczna. Kwadrans później Paweł przygotowywał kawę, a Nadia zabrała się za krojenie biszkoptu. Tymczasem Daniel sprzątał talerze ze stołu.
– Czuję się szczęśliwy – szepnął, gdy zauważył mój wzrok. – Czy powinienem to ukrywać, żeby nie zapeszyć?
– Nie mów tak. Ja również jestem szczęśliwa – odparłam z uśmiechem.
Miałam niespełnione marzenie
Moja agencja turystyczna przynosiła dochód, miałam świetnego mężczyznę u boku, a mój syn szczęśliwie się zakochał. Wszyscy byliśmy zdrowi i niczego nam nie brakowało. Jednak tak naprawdę byłam szczęśliwa w jakichś 90 procentach. Pozostałe dziesięć zajmowało moje niespełnione marzenie o zamieszkaniu w Lizbonie.
To miasto po prostu mnie fascynowało... Ogromne place, szerokie aleje, a obok zawiłe labirynty wąskich uliczek. Małe restauracje, prowadzone od dziesięcioleci, z obrazami przodków na ścianach. Autentyczne, a nie z galerii handlowej. W Lizbonie czas się zatrzymywał. Miałam tam przyjaciółkę, która od dawna namawiała mnie na wspólny biznes. Mogłabym z nią prowadzić biuro podróży, ale to oznaczałoby konieczność przeprowadzki.
Paweł nie wyobrażał sobie siebie w Portugalii – już kilka kroków od domu czuł się przygnębiony. Był też przekonany, że jest już za późno, aby zaczynać całe życie od początku. Dwa lata temu przekroczył pięćdziesiątkę i natychmiast poczuł, że jest bardzo stary.
Byłam w szoku
Zdziwiło mnie, że w moim domu nie świeciło się żadne światło i panowała zupełna cisza. Zazwyczaj Paweł coś słuchał – wiadomości radiowe, muzykę, a czasem nawet audiobooki. Zwykle słychać było też dudnienie z góry, bo młodzi zazwyczaj oglądali seriale czy teledyski. Zawsze ktoś tam chodził. Ta absolutna pustka była niezwykła. Wiedziałam, że Daniel wróci później, ale Nadia i Paweł powinni być już w domu...
– Hej, jest tu kto? – zawołałam.
Nikt nie odpowiedział. Zapaliłam światła. Nie pamiętam, kiedy zauważyłam list leżący na stole w salonie. Dostrzegłam go dość późno. Zdążyłam się przebrać, wypić zioła na lepszy sen, a nawet porozmawiać z przyjaciółką przez telefon. Kilka razy przechodziłam obok tego listu, ale jakoś nie zwrócił mojej uwagi. A może moje oczy go widziały, ale mózg celowo opóźniał ten moment, chcąc mnie jak najdłużej chronić przed tym, co było w środku... Bo nie zmartwił mnie ten brak ruchu, ani to, że Nadia nie przygotowała niczego dla Daniela. Przecież zwykle gotowała mu coś, kiedy wracał późno. Nawet kiedy w końcu stanęłam przy stole i zobaczyłam list, nadal byłam w dobrym nastroju.
Na kopercie ktoś napisał odręcznie: „dla Anny i Daniela”. Moją pierwszą reakcją było przekonanie, że ktoś zrobił nam niespodziankę. Czemu od razu pomyślałam, że to list od Pawła i Nadii?
„Drodzy, nie możemy dłużej żyć w fałszu. Połączyło nas niespodziewane uczucie. Próbowaliśmy z nim walczyć, ale okazało się to niemożliwe. Nie chcemy Was dłużej okłamywać, więc zdecydowaliśmy się razem odejść. Nadia i Paweł”.
Nie wiedziałam, jak mu powiedzieć
Osunęłam się na fotel i przez długi czas nie przesunęłam się nawet o milimetr. Cała energia jakby uciekła z mojego ciała. Czułam, jakby mój świat zamienił się w gęstą mgłę, która ciasno otoczyła całe moje ciało. Przywrócił mnie do rzeczywistości dopiero powrót Daniela. Mój macierzyński instynkt nagle się włączyć. Musiałam ochronić swoje dziecko i być silna.
– Dzisiaj w pracy nie dali mi ani chwili wytchnienia. Burczy mi w brzuchu tak, jakby przejeżdżał pociąg. Co mamy dzisiaj na kolację?! – wołał z holu.
Wyjątkowo długo zdejmował obuwie. Czas zdawał się zwalniać, tak jakby zaraz miał nastąpić wypadek samochodowy.
– Dlaczego tu tak cicho? Gdzie są wszyscy?
Nie miał jeszcze pojęcia, jeszcze był radosny. Pragnęłam, aby ten moment trwał jak najdłużej, bo zdawałam sobie sprawę, że wkrótce jego świat rozpadnie się na milion kawałków. Jego młode serce przepełniała miłość do Nadii, wybrał już nawet pierścionek zaręczynowy, planował oświadczyny na wakacje. Byłam przekonana, że stworzą dobre małżeństwo...
Daniel wziął od mnie list, który nieświadomie wciąż trzymałam. Czytał, a ja obserwowałam jego twarz. W końcu oddał mi list. Był niesamowicie spokojny. Dotknęłam jego ręki, chciałam go przytulić, ale nie pozwolił mi.
– Muszę się położyć.
– Daniel...
– Nie przejmuj się, po prostu muszę iść spać. Jutro sobie pogadamy – rzucił i odszedł na piętro.
Czułam się zdradzona i oszukana
Zostałam sama w salonie. Gdy drzwi do pokoju Daniela się zamknęły, w głowie zaczęły się pojawiać wcześniej ignorowane obrazy. Rozmowy Pawła z Nadią. Jak razem gotowali, biegali po lesie. Oboje byli wysportowani. Kiedy to się zaczęło? Jak długo to trwało? Dlaczego niczego nie dostrzegłam? Paweł był od niej starszy o niemal 30 lat! Czy to przez moją pracę? Czy nie byłam wystarczająco często w domu? Czy nie dbałam wystarczająco o siebie? Myśli goniły jedna za drugą. Nadal siedziałam przy stole, wiedząc, że i tak nie zdołam zasnąć. Jak mógł mi to zrobić?! Jak ona mogła to zrobić Danielowi?!
Najbardziej przykro mi było z powodu syna. Zawsze brakowało mi dla niego czasu. Praca była zawsze na pierwszym miejscu. A jeśli nie praca, to jakiś przystojny, ale bezwartościowy mężczyzna... Gdybym poświęciła mu więcej uwagi, wszystko mogłoby się potoczyć inaczej.
Martwiłam się o syna
Pragnęłam, aby Daniel solidnie wypoczął. W końcu sen to najlepszy lek na wszystko. Ja jednak nie odczuwałam zmęczenia. O poranku wzięłam chłodny prysznic, a następnie przygotowałam sobie mocną kawę. Starałam się nie myśleć dużo o Nadii. Była młoda i miała prawo popełniać błędy, ale Paweł był przecież dojrzałym mężczyzną.
Powinien zareagować, gdy zauważył, że coś zaczyna między nimi iskrzyć. Może nawet próbował... Jak długo utrzymywali nas w niewiedzy? To było najbardziej bolesne. Czy w czasie, gdy przygotowywali niedzielne śniadanie dla nas, byli już świadomi, że w poniedziałek nas opuszczą? Musieli to wiedzieć. Czy tylko czekali, aż ja i Daniel pójdziemy do pracy, żeby zacząć się pakować?
Musiałam wypić kawę, żeby się jakoś zebrać do kupy. W biurze czekało na mnie czytanie i podpisywanie kilku kluczowych kontraktów, ale nie mogłam zostawić Daniela na pastwę losu. W jego pokoju panowała cisza. Otworzyłam drzwi i weszłam cicho. Daniel spał, jakby nic złego się nie wydarzyło. Jego oddech był głęboki, twarz spokojna. Wyglądał jeszcze młodziej niż zwykle. Gładka skóra, lekki zarost. Wydawało się, że nie ma żadnych snów. Zasłoniłam rolety w oknie. Daniel zawsze był zwolennikiem późnego wstawania. Postanowiłam więc pozwolić mu się wyspać i iść do biura.
Wróciłam już cztery godziny później. Bezzwłocznie udałam się do jego pokoju. Łóżko było puste, pościel starannie złożona. Daniel zazwyczaj zostawiał po sobie niechlujnie złożoną pościel... Syna zastałam w kuchni. Był całkowicie załamany. A kolejne miesiące stały się walką o to, by nie pochłonęła go depresja.
Sprzedałam dom
Zdecydowałam się sprzedać nasz dom. Cenę ustaliłam na połowę wartości nieruchomości, ponieważ chciałam jak najszybciej się jej pozbyć. Znalazłam małe, dwupokojowe mieszkanie do wynajęcia w Lizbonie, niedaleko centrum, ale przy cichej uliczce. Daniel zdecydował się wyjechać ze mną.
Zaczynaliśmy dzień późno, pijąc kawę w małym bistro na parterze budynku. Następnie Daniel udawał się do pracy, a ja korzystałam z wolnego czasu. Po powrocie do domu zajmowałam się przygotowaniem obiadu. Wieczory spędzaliśmy razem, oglądając telewizję. Unikaliśmy poważnych rozmów. Znajoma nadal próbowała mnie przekonać do założenia z nią wspólnego biznesu, ale za każdym razem odmawiałam.
Musieliśmy żyć dalej
Aż przyszła ciepła niedziela. Na obiad zrobiłam zapiekankę z krewetkami, a na deser upiekłam biszkopt. To były pierwsze moje próby przygotowania tych dań i byłam z siebie niesamowicie dumna.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że to właśnie z Portugalii pochodzi biszkopt? Miejscowi nazywają go pao de lo.
Daniel spojrzał na ciasto i… zaczął płakać. Łzy spływały mu po twarzy jedna po drugiej. Serce mi zamarło.
– To jest ostatni deser, jaki przygotowała Nadia – wyjaśnił.
– Wybacz – nagle przypomniało mi się, że to prawda, Nadia tamtego dnia piekła biszkopt.– To nie jest twoja wina. To ja tak... - rozłożył ręce w moim kierunku.
Przytuliliśmy się i płakaliśmy. Gdy nasze łzy wyschły, opanował nas ogromny głód. Pao de lo smakowało zupełnie inaczej niż tamten biszkopt. Było słodsze i wilgotniejsze. Zjedliśmy całe.
– Twoje ciasto smakuje o wiele lepiej, mamo – zaśmiał się Daniel.
Nieco później wyjechał do Londynu. Znalazł tam zatrudnienie w agencji reklamowej. A ja w końcu zdecydowałam się założyć biuro podróży z przyjaciółką. Może uda nam się zapomnieć, ale nie wiem, czy wybaczyć.
Czytaj także: „Krewni uważali, że bez faceta jestem bezwartościowa. Chcieli mi zabrać kota, bo twierdzili, że przez niego jestem sama”
„Mama twierdzi, że bez mężczyzny nie dam sobie rady. A ja nie chcę brać byle chłystka i żałować, że przegrałam życie”
„Lubię czuć się lepsza od innych. Nikt nie wie, że mój mąż ma ciężką rękę, a każdy siniak to moja cena za luksus”