„Synowa wymyśliła sobie partnerski związek i gania do prac domowych mojego syna. Jeszcze karmi go sałatą”

Przejęta kobieta fot. Adobe Stock, Kateryna
Co ona sobie wyobraża? Syn z grypą zasuwa w pracy, a w domu lata ze ścierką. Nieodczekanie mieć taką synową.
/ 11.06.2021 13:50
Przejęta kobieta fot. Adobe Stock, Kateryna

Daliśmy mu mnóstwo miłości i uwagi, staraliśmy się, by miał szczęśliwe dzieciństwo. A teraz on i jego żona co chwilę nam udowadniają, jak beznadziejni jesteśmy…

Przykro mi. Powiedzmy sobie szczerze: krzywa moich ambicji jako teściowej opada nieustannie w dół. Kiedy Andrzej przyprowadził Alinę, postanowiłam traktować ją jak córkę, której nigdy nie miałam. Gdy już widywałyśmy się częściej, doszłam do wniosku, że wystarczy, jeżeli zostaniemy przyjaciółkami. Ale kiedy pomieszkaliśmy razem kilka miesięcy, całkiem spuściłam z tonu. Niech tylko dziewczyna będzie dobra dla mojego syna i ewentualnych wnuków.

– I to jest słuszne podejście – skwitował mój mąż. – Wkrótce młodzi wyprowadzą się na swoje i wszyscy odetchniemy, zobaczysz – stwierdził.

Rzeczywiście, odkąd Andrzej dostał etat w korporacji i zaczął porządnie zarabiać, coraz częściej mówiło się o wynajęciu mieszkania w centrum. Bez sensu to dojeżdżanie dzień w dzień! I oto, któregoś dnia po powrocie z pracy, zobaczyłam tylko tył samochodu młodych niknący za zakrętem.

– Nawet się nie pożegnali? – dosłownie wmurowało mnie w ziemię.

– No wiesz, jeszcze by musieli dziękować za kilkumiesięczną gościnę – odparł Janek z sarkazmem.– Podobno to taka okazja, że musieli brać od razu.

Postanowiłam się nie przejmować

Wzięłam kąpiel i pół dnia włóczyłam się w szlafroku na tę okoliczność. A potem diabeł mnie podkusił i zajrzałam do pokoju, który młodzi opuścili, i mało trupem nie padłam na miejscu. Rzeczywiście, spieszyli się, jakby front szedł!

– Zostaw – Janek zajrzał mi przez ramię. – Wpadną na niedzielny obiadek, to ich zagonię do sprzątania. Ale nie wpadli… Kontakty prawie zamarły, czasem Andrzej się odezwał przez telefon, żeby zameldować, że żyją, i tyle.

– Co chcesz, młodzi są – oświecił mnie Janek. – Czas im inaczej płynie. Ja jednak cały czas roztrząsałam, czy popełniliśmy jakieś błędy? Byliśmy z mężem niemili, wtrącaliśmy się? Przysięgam, ja bardzo się pilnowałam, szanowałam ich prywatność, jak mogłam, czego o młodych akurat nie dało się powiedzieć. Czasem słuchali głośno muzyki wieczorem, a już gdy ktoś do nich wpadał, można było zapomnieć o spokojnym śnie, bo bawili się na całego.

Janek miał rację, teraz wreszcie mogliśmy odetchnąć, taka prawda. Jakiś czas później moja mama wylądowała w szpitalu ze skomplikowanym złamaniem, bo spadła ze schodów. Zawiadomiłam syna i dodałam, że byłoby miło, gdyby ją odwiedził – wciąż o niego pyta.

– A ty myślisz, że ja mam czas? – naskoczył na mnie. – Pracuję do siedemnastej, czasem dłużej, potem…

– Nie przesadzajmy, to przecież twoja babcia – przerwałam.

– Właśnie, nie przesadzajmy – podchwycił. – Mówimy o złamanej nodze, a nie o łożu śmierci.

Mąż nie był zaskoczony. Przyznał się, że niedawno, będąc w mieście u specjalisty, zajechał do syna, bo musiał dwie godziny czekać na wyniki badań.

– Miałem nadzieję, że to usprawiedliwia mój najazd na gniazdko miłości – wyjaśnił z właściwym sobie sarkazmem. – Akurat Andrzej wpadł na lunch, mogło być miło, a Alina mówi nagle, że skoro już jestem, to mógłbym chociaż wstrzelić kołki w ścianę… Nie byłoby sprawy, gdyby poprosiła – wyjaśnił. – A Andrzej nawet nie zwrócił jej uwagi!

To było najbardziej bolesne. Myślałam zawsze, że wychowaliśmy syna na wrażliwego człowieka, a teraz łuski spadały nam z oczu – Andrzej nie tylko nie reagował na impertynencje żony, on ich nie dostrzegał! A może w gruncie rzeczy był taki sam i dobrali się z Aliną jak dwa ziarnka maku w korcu?

– Burak, Jadziu – skwitował Janek. – Wychowaliśmy faceta z aspiracjami do tytułu megagbura. Smutna prawda. Burak, nie burak, ale jednak dziecko rodzone… Dlatego zdecydowałam, że raz w tygodniu ja będę dzwonić. Naprawdę tęskniłam, a tych kilka minut rozmowy chyba nikogo nie nadweręży, prawda?

– Jak sobie chcesz – wzruszył ramionami Janek. – Ja tam na siłę pchał się nie będę. Zresztą jestem pewien, że jak będą potrzebować pomocy, to sobie szybciutko przypomną nasz adres.

No nie, miałam liczyć na to, że rodzonemu dziecku powinie się noga?! Zatem dzwoniłam regularnie, i równie regularnie żałowałam, że znów chwyciłam za słuchawkę. Zawsze usłyszałam coś niemiłego: a to Alinka powiadomiła mnie, że przeszła na dietę, bo nie chce na starość wyglądać jak ja, to znów Andrzej poinformował, że myślą o dziecku, ale najpierw chcieliby się urządzić, bo nie życzyłby sobie, żeby jego syn latał w butach z lumpeksu jak on, gdy był mały… Krzywa ambicji opadła mi zupełnie, kiedy dowiedziałam się, że Andrzej chodzi do pracy z grypą, bo nie stać ich na to, by wziął chorobowe.

No tak, za dobrze moim synem to się Alinka nie zajmuje! Może niech go chociaż nie skrzywdzi? Daruje mu tę głupią dietę, na którą sama przeszła? Ileż on pociągnie na jakichś postnych sałatkach?

– Nie bój się, Danuśka. On sobie krzywdy zrobić nie da – zapewnił mnie mąż. Wczoraj, o dziwo, to Andrzej zadzwonił, żeby zapytać, jak się czyści fugi w łazience, bo wypadł jego dyżur sprzątania. Wyjaśniłam mu, co i jak, pogadaliśmy nawet chwilę i okazało się, że mój syn, mimo że pracuje dwa razy więcej od swojej żony, to obowiązków w domu ma tyle samo co ona. Jak nie więcej. Mąż, który słuchał naszej rozmowy, dał mi znak, żebym nie komentowała, więc ugryzłam się w język.

– Wiesz, mamo – rzucił lekko Andrzej. – U nas nie będzie tak jak u was. Tata sobie wciąż na wyjazdach, a ty ze szmatą przyspawaną do ręki. Janek stał blisko, więc usłyszał wszystko. Aż mu twarz pobielała z nerwów. „Tata SOBIE wciąż na wyjazdach!” Też coś! Janek latami nie brał urlopu, bo dorabiał na różnych fuchach!

– Czy ja cię, synu, prosiłam o komentarze na temat mojego małżeństwa? – zapytałam zimno.

– No nie, ale… – zacukał się Andrzej.

– Człowiek z klasą nie komentuje cudzego życia i ja się tej zasady trzymam – ciągnęłam na pozór spokojnie, choć się we mnie gotowało.

– Ale mamo… Odłożyłam słuchawkę.

– Dosyć tego dowartościowywania się naszym kosztem – powiedziałam do męża. – Jakieś granice muszą być. A teraz się zastanawiam. Może trzeba było przemilczeć, przełknąć? Albo wytłumaczyć? A krzywa moich ambicji osiągnęła dno. Oby tylko młodzi całkiem nie zerwali z nami kontaktów…

Czytaj także:
„Mój poród był koszmarny. Dzieci wyciągano ze mnie kleszczami, odmówiono mi cesarki. Prawie tego nie przeżyliśmy”
„Od początku ukrywała, kto jest ojcem jej syna. Nie zdążyła zdradzić prawdy. Umarła tuż po porodzie”
„Przez 30 lat myślałam, że zostawił mnie, bo wylądowałam na wózku. Wszystko ukartowała moja wyrachowana matka”

Redakcja poleca

REKLAMA