Pamiętam ten dzień, gdy spotkałam go po raz pierwszy. Szłam właśnie w odwiedziny do przyjaciółki wystrojona w nowy płaszcz i modne szpilki na dziesięciocentymetrowych obcasach. Byłam ledwie kilkanaście metrów od jej klatki, gdy nagle poczułam uderzenie w plecy. Nawet tak bardzo nie bolało, ale okropnie się przestraszyłam, straciłam równowagę i... wyłożyłam się jak długa, w dodatku prosto w ogromną kałużę!
Zza krzaka wyskoczył jakiś chłopiec z procą w ręku i zobaczywszy, co się stało, otworzył szeroko buzię ze zdziwienia, a jego twarz przybrała kolor purpury. „Chyba spodziewał się kogoś innego…” – przebiegło mi przez myśl, gdy już udało mi się wstać z chodnika i starałam się oczyścić swój nowy płaszcz z błota. Jakby na potwierdzenie moich myśli z pobliskiego krzaka po drugiej stronie alejki dobiegł złośliwy rechot i dwóch chłopaczków w podobnym wieku dało dyla, prawie klepiąc się piętami po tyłkach z radości. Najwyraźniej to oni mieli zostać ofiarami!
Malec z procą także nie czekał, aż dojdę do siebie, tylko umknął między bloki i tyle go widziałam.
– Hej! Może byś chociaż powiedział „przepraszam!” – zawołałam za nim.
Ale mogłam sobie gadać do jego pleców obleczonych w jaskrawo pomarańczową wiatrówkę z jakimś chińskim znakiem.
Kilka dni później wybrałam się na zakupy. Jechałam autobusem, patrząc przez okno na mijane witryny sklepów, gdy nagle wśród przechodniów mignęła mi znajoma pomarańczowa wiatrówka. „Ha! Jestem pewna, że to on!”– pomyślałam i odezwał się we mnie dydaktyzm. W końcu nie na darmo od pięciu lat uczę matematyki takie właśnie łebki w gimnazjum. Wysiadłam na najbliższym przystanku i ruszyłam naprzeciw łobuziakowi. W pierwszej chwili mnie nie poznał, dopiero gdy zablokowałam mu przejście
i stwierdziłam:
– Nadal mnie nie przeprosiłeś! – w jego oczach zapalił się błysk zrozumienia.
Nie sądziłam, że nie jest sam.
– Kamil? Co tu się dzieje? – za plecami chłopca wyrósł nagle jakiś mężczyzna.
A ponieważ ancymon nabrał wody w usta, poczułam się w obowiązku wyjaśnić, dlaczego zaczepiam go na ulicy.
– Pana… – zawahałam się przez sekundę – … syn strzelił do mnie z procy w zeszły poniedziałek – wyjaśniłam.
– Mój wnuk – poprawił mnie natychmiast nieznajomy.
– Ach! – kiwnęłam głową.
Nie byłam pewna, mówiąc o synu, bo mężczyzna był w bliżej nieokreślonym wieku. Mógł mieć zarówno czterdzieści, jak i pięćdziesiąt lat, jego włosy były wprawdzie szpakowate, ale sylwetka nadal dość młodzieńcza.
– Kamil? Dlaczego to zrobiłeś? – zwrócił się spokojnie do wnuka.
Ten widząc, że nie grozi mu natychmiastowe manto, zaczął się usprawiedliwiać:
– Bawiłem się z kolegami! Ta pani nadeszła niespodziewanie! – I w końcu wykrztusił z siebie to, na co czekałam: – Bardzo przepraszam, to było niechcący!
Kiwnęłam głową, że rozumiem, z trudem walcząc z tym, żeby się nie roześmiać. Ten dzieciak ze swoimi rudymi włosami, zabawnie odstającymi uszami i szerokim uśmiechem, którym mnie teraz obdarzył, kogoś mi przypominał…
– Mnie także jest przykro i wstyd za wnuka, że się tak zachował… – dołączył się do przeprosin dziadek. – Mam nadzieję, że nic się pani nie stało?
– Nie – zapewniłam go. – Chodziło mi tylko o magiczne słowo „przepraszam”...
Pożegnaliśmy się więc i poszliśmy każde w swoją stronę. Ale los najwyraźniej miał jakiś cel, stawiając na mojej drodze Kamila i jego dziadka, bo na tym spotkaniu się nie skończyło.
Kiedy wpadłam znowu do mojej przyjaciółki, w drzwiach jej mieszkania minęłam się z Kamilem!
– O! – wykrzyknęłam zaskoczona.
– Nie masz dzisiaj ze sobą procy? – spytałam z uśmiechem.
– Nie mam – zapewnił mnie, wcale nie skrępowany.
– To wy się znacie? – zdziwiła się Anka.
– Można to tak ująć… – uśmiechnęłam się i spojrzałam za chłopcem, który zbiegał już na parter, skacząc po dwa stopnie.
– Fajny dzieciak! Udzielam mu korepetycji z angielskiego, bo wkrótce będzie zdawał egzaminy do renomowanego gimnazjum i dziadek chce, aby się dostał – wyjaśniła mi, po czym dodała. – Szczerze mówiąc, to pytał mnie o to, czy nie znam jakiegoś nauczyciela matematyki… Kamil ma piątkę z tego przedmiotu, ale trzeba z nim przerobić testy z ubiegłych lat, żeby poznał styl zadań. Myślałam o tobie… – spojrzała na mnie pytająco.
– Czemu nie? – zgodziłam się.
Dziadek Kamila zadzwonił do mnie następnego dnia
I tak zaczęłam wpadać do chłopca dwa razy w tygodniu. Faktycznie był zdolny, musiałam to przyznać. Jego dziadek był bardzo zadowolony z mojej opinii.
– Udał mi się! – wyraźnie pokraśniał. – Przynajmniej on! – dodał i zaraz jakby się tego zawstydził.
Jednak ta uwaga dała mi do myślenia. Nie chciałam być wścibska, ale to było dla mnie dziwne, że wychowuje wnuka sam…
– Gdzie są rodzice Kamila? Albo jego babcia? – spytałam przyjaciółkę.
– To smutna historia… Znam ją dobrze, bo mama Kamila chodziła do tej samej szkoły, co ja. Była dwa lata młodsza… – powiedziała Anka.
– Młodsza? – zaskoczona szybko policzyłam w myślach.
Z Anką poznałyśmy się na studiach, jesteśmy w tym samym wieku – mamy po trzydzieści lat… Minus dwanaście, bo tyle liczy sobie teraz Kamil, daje osiemnaście. Skoro matka Kamila była dwa lata młodsza od Anki, musiała go urodzić mając zaledwie szesnaście lat!
– Nie mylisz się w obliczeniach – przyjaciółka pokiwała głową. – Aśka była ledwie po pierwszej klasie liceum, kiedy wróciła z wakacji w ciąży. Nigdy nie powiedziała, kto jest ojcem dziecka, chociaż pan Artur ją o to błagał.
– Dlaczego nie usunęła? – urodzenie dziecka w jej sytuacji wydało mi się bohaterstwem. Samotna szesnastoletnia matka…
– Żadne bohaterstwo! Po prostu było już za późno na zabieg! Aśka albo się nie zorientowała, że jest w ciąży – przynajmniej tak potem mówiła, że jeszcze nie miesiączkowała regularnie – albo się wstydziła ojca. Gdyby żyła jej mama, być może zauważyłaby, co się dzieje z córką i zareagowała wcześniej. Ale pan Artur wychowywał ją samotnie od wielu lat, jego żona zmarła na wadę serca. Ta sama choroba zabrała kilka lat temu Aśkę… Ujawniła się dopiero po porodzie, nie zdążono z przeszczepem.
– Koszmar… Ten facet znowu został sam z kolejnym dzieckiem… – westchnęłam i ogarnęła mnie fala współczucia dla sympatycznego pana Artura.
– Dobrze, że go ma – zapewniła mnie Anka. – Kamil jest jego oczkiem w głowie i tylko dzięki niemu tak szybko pozbierał się po śmierci córki. Nie mógł się załamać, musiał się zaopiekować pięcioletnim wtedy wnukiem.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
– Ale w sumie szkoda, że to wszystko tak się potoczyło… Ta Aśka zabrała do grobu tajemnicę, kto jest ojcem Kamila. Myślisz, że… nie wiedziała?
– Chodzi ci o to, że spała z kim popadnie? – zapytała Anka. – Nie… To nie była dziewczyna tego rodzaju. Podejrzewam raczej, że za jej milczeniem kryła się jakaś wielka pierwsza miłość. Chyba po prostu chciała chronić ukochanego.
– Chronić?! A skąd pewność, że ten facet nie chciałby wiedzieć, że ma dziecko? – prychnęłam.
– A masz pewność, że nie wie? – Anka odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
– Może mu jednak powiedziała i wtedy kazał się jej wynosić?
Może… Ale miałam przeczucie, że sprawy potoczyły się tak, jak ja sądziłam. Ojciec Kamila nie wiedział, że ma tak świetnego syna…
Czułam się dziwnie związana z tym dzieckiem, sama nie wiem dlaczego.
W dodatku kogoś mi przypominało. To wrażenie dręczyło mnie, odkąd po raz pierwszy zobaczyłam Kamila. Te zabawne uszy, piegi na nosie, uśmiech odsłaniający lekko zachodzące na siebie jedynki… Sposób w jaki przygryzał wargi, gdy zastanawiał się nad jakimś zadaniem i pilnie wypisywał ciągi liczb. Wydawało mi się czasami, że już kiedyś znałam podobnego chłopca. Tylko gdzie i kiedy? „Popadam w obsesję” – ganiłam siebie, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie przyglądać się Kamilowi i nie kombinować.
Olśnienie przyszło nagle i zupełnie przypadkiem. Kamil otworzył szufladę w poszukiwaniu cyrkla i gdy przerzucał jej zawartość, zobaczyłam jego klasowe zdjęcie.
Wtedy w moim umyśle jakby otworzyła się jakaś klapka i…
Kiedy tylko wróciłam do domu, od razu rzuciłam się do pudełka ze starymi fotografiami i wygrzebałam moje klasowe zdjęcie z podstawówki.
– Norbert… – szepnęłam, patrząc na roześmianego dwunastolatka w drugim rzędzie.
Wyglądał jak klon Kamila… Albo raczej to Kamil był jego dokładną kopią. „To nie może być przypadek!” – pomyślałam i pokazałam zdjęcie Ance.
Najpierw zbladła, a potem zapytała:
– Kto to?
– Mój kolega z klasy. Krótko chodziłam do tej podstawówki, zaledwie dwa lata, dlatego skojarzyłam go dopiero teraz. Prawda, że jest identyczny? – stwierdziłam z przejęciem.
Anka, widząc mój błysk w oczach, przeraziła się.
– Lepiej się w to nie mieszaj! Jest przecież dobrze tak, jak jest! Zresztą… nie masz żadnej pewności! – wykrzyknęła.
Ale mnie jest trudno zatrzymać, kiedy już owładnie mną jakaś myśl. I teraz tak właśnie było. „Nie mogę przecież nic nie zrobić!” – myślałam. „Muszę delikatnie wybadać Norberta. Tylko jak? Nie widziałam go od dwudziestu lat i chociaż pamiętam, że się lubiliśmy, to przecież nie wpadnę do niego nagle ze zdjęciami Kamila i nie zapytam, czy dwanaście lat temu przespał się z Aśką Szymańską! Zresztą, najpierw muszę go odszukać!
To okazało się całkiem łatwe w dobie Internetu. Norbert miał swój profil na jednym z portali społecznościowych, na którym przy jego nazwisku wypisane były szkoły, do których chodził. W tym nasza wspólna podstawówka. Niestety, profil był zablokowany co oznaczało, że oprócz podstawowych informacji nie mogłam dowiedzieć się niczego więcej. Na przykład, czy ma już żonę i dzieci…
„Trudno” – pomyślałam. „Ja mu przecież tylko powiem o Kamilu, nie każę mu od razu się ujawniać. Zrobi to, jeśli będzie chciał. Sam podejmie taką decyzję.
Tylko jak sprawdzić, czy Norbert znał Joannę? Najłatwiej będzie po prostu podać się za nią i zapytać, co u niego…”
– zadecydowałam. „Jeśli tylko nie wie, że Joanna nie żyje, powinno się udać”.
Nie wiedział i bardzo się ucieszył, odpowiadając na mojego maila z pozdrowieniami. Nie był żonaty ani dzieciaty. Pracował w banku. Trochę głupio się czułam, opisując mu, co się niby teraz ze mną dzieje – pisałam na swój temat, ale jako zmarła osoba… Nie chciałam pisać mu w mailu o Kamilu. Do tego potrzebna mi była osobista rozmowa.
„Może się spotkamy?” – zaproponował w końcu Norbert. Zgodziłam się i z biciem serca poszłam na umówione spotkanie. Byłam przygotowana, w torebce miałam dwa zdjęcia, które udało mi się zabrać z domu pana Artura – Kamila i jego mamy jako nastolatki. Od razu poznałam Norberta, siedzącego przy jednym ze stolików. On mnie nie, bo spodziewał się niedużej blondynki, a weszła wysoka szatynka. Spojrzał jednak na mnie z zainteresowaniem, które rosło w miarę, jak zbliżałam się do jego stolika.
– Cześć! – powiedziałam. – Jesteśmy umówieni.
– Ale… Ty nie jesteś Joanną! Znam cię, jednak na pewno nie masz na imię Aśka – stwierdził zaskoczony.
– To prawda, nie mam, ale to ze mną jesteś umówiony – przyznałam siadając.
– Jesteś przyjaciółką Aśki? To jakiś żart, randka w ciemno, czy coś w tym rodzaju? Ona przyjdzie? – dopytywał się.
– Nie przyjdzie i nie jestem jej koleżanką, chociaż właśnie o niej chciałabym z tobą porozmawiać – spokojnie starałam się dać odpór temu gradowi pytań.
– Już wiem! Masz na imię Agata i chodziliśmy kiedyś do jednej klasy! – wykrzyknął w końcu. – Możesz mi powiedzieć, co się tutaj dzieje?
– Po to tutaj jestem – westchnęłam.
– Słuchaj, sprawa jest bardzo delikatna i nie zrozum mnie źle, ale naprawdę nie chcę się w nic wtrącać. Po prostu uważam, że powinieneś wiedzieć. I tyle.
– Wiedzieć? O czym?
Milcząc, wyjęłam zdjęcie Kamila i położyłam przed nim. Spojrzał na nie i wykrzyknął.
– Skąd masz moje zdjęcie?
Milczałam, a Norbert w końcu wziął fotkę do ręki.
– Zaraz… to chyba nie jestem ja… Zdjęcie jest zrobione teraz, te kolory, ta bluza z Batmanem. Kto to jest? – spytał.
– Podejrzewam, że twój syn. Ma dwanaście lat – odparłam.
– Zwariowałaś? Przecież myśmy razem nigdy nie spali! – spojrzał na mnie jak na kliniczny przypadek.
– Ze mną nie spałeś, ale z Joanną...?
Milczał przez chwilę, wyraźnie oszołomiony, po czym zapytał:
– Dlaczego ona sama do mnie z tym nie przyszła?
– Nie może. Nie żyje.
Krótko streściłam mu wszystko, co sama wiedziałam. Nie było tego wiele.
– To znaczy, że gdyby Kamil nie spotkał ciebie i nie był do mnie tak podobny, pewnie nigdy bym się nie dowiedział, że mam syna… – wyszeptał wstrząśnięty Norbert. – Dlaczego ona to przede mną ukryła?
– Sam sobie odpowiedz na to pytanie, na ile poważna była wtedy wasza znajomość. Ona miała tylko szesnaście lat, ty osiemnaście. Jak byś zareagował na wieść, że jest w ciąży? – zapytałam.
– Byłbym ciężko przerażony i… chyba wściekły – przyznał po chwili Norbert.
– Słuchaj, mówisz, że chłopiec jest wychowywany tylko przez dziadka. Myślisz, że mógłbym się z nim spotkać? – zapytał.
Odetchnęłam. Wszystko szło we właściwym kierunku…
– Będę musiała to jakoś zaaranżować – stwierdziłam. – Skoro zaczęłam tę historię, to i skończę.
– Wiesz co? Jesteś w porządku. Zawsze cię lubiłem – powiedział na odchodnym Norbert. – Pójdę do domu i spróbuję jakoś poukładać sobie to wszystko w głowie. Będziemy w kontakcie.
Mnie czekało niełatwe zadanie – rozmowa z panem Arturem
Zaczęłam od pokazania mu klasowego zdjęcia…
– Ten chłopiec wygląda jak Kamil! – wykrzyknął na widok Norberta.
– No właśnie… To mój kolega z klasy, od razu przyszło mi coś do głowy…
– To może być przypadek! – przerwał mi pan Artur. – Skąd pewność, że w ogóle znał Joannę.
– Bo go już o to zapytałam – przyznałam się. – Przepraszam za tę samowolkę, ale chciałam się najpierw upewnić, czy w ogóle będzie chciał poznać Kamilka… – spojrzałam na pana Artura niepewnie, czy nie wybuchnie gniewem, ale on tylko schował twarz w dłoniach. A potem zapytał zduszonym głosem.
– I co, chce?
– Chce… – odparłam.
– Tysiące razy wyobrażałem sobie chłopaka, który uwiódł mi córkę, stając się ojcem mojego wnuka i zastanawiałem się, co mu powiem… A teraz sam nie wiem, co mam zrobić… – przyznał mi się.
– To przyzwoity chłopak. Mogę za niego ręczyć. Nic nie wiedział o ciąży Joanny.
– Daj mi do niego telefon! – poprosił pan Artur.
Nie znam szczegółów tej rozmowy, może kiedyś się o nich dowiem, ale grunt, że już tydzień później Kamil poznał Norberta. Nie było sensu ukrywać przed nim, kim jest, podobieństwo rzucało się w oczy. Mały był zachwycony, że odnalazł się jego ojciec, a kiedy poznał całą historię, prawie z radości mnie udusił.
– Pani Agatko, jak dobrze, że do pani strzeliłem z tej procy! – wykrzyknął.
„To się jeszcze okaże…” – pomyślałam. Zaczęliśmy się bowiem z Norbertem spotykać, na razie w tajemnicy, ale wygląda na to, że będzie z tego coś poważnego. Być może więc Kamil dzięki swojemu psikusowi nie tylko poznał ojca, ale i zyska macochę?
Czytaj także:
„Patrzyłem na śmierć przyjaciela i nic nie mogłem zrobić. To straszne, ale uważam, że sam się o to prosił”
„Nie umiem zaakceptować swojego zięcia. Według mnie nie nadaje się ani na męża, ani tym bardziej na ojca”
„8 lat znosiłam przemoc ze strony męża. Odeszłam dopiero, gdy rzucił naszą kilkuletnią córką o ścianę”