Wstałam, jak zwykle, wcześnie rano. Dobrze, że już coraz dłuższe dni i nie muszę wychodzić z domu przed wschodem słońca. Nienawidzę jesieni i zimy, ale co robić. Jestem sprzątaczką, w dodatku pracuję na drugim końcu miasta.
Muszę przyjechać na tyle wcześnie do biura, by sprzątnąć, zanim wszyscy przyjdą. Potem idę do drugiej firmy, tu pracuję do 14. W domu jestem koło 16, akurat zdążę odebrać córkę ze świetlicy i mam dla niej cały wieczór.
Wiem, co znaczy wstydzić się swoich rodziców
– Będziemy chodzić do prac różnych rodziców, wiesz? – Marta paplała, zmieniając kapcie na buty. – I pójdziemy do pizzerii, bo tata Michała robi pizzę. Michał powiedział, że będziemy mogli nawet zjeść, jaką chcemy.
– To wspaniale – pomogłam jej włożyć kapcie do worka, wzięłam tornister.
– A jeszcze pójdziemy do drukarni. Pani powiedziała, żebyś do niej zadzwoniła i umówiła się, kiedy możemy przyjść do ciebie… – paplała moja gaduła.
Nagle dotarło do mnie, co powiedziała, i aż przystanęłam.
– Kto ma do mnie przyjść?
– No, my – Marta popatrzyła na mnie zdziwiona. – Powiedziałam, że pracujesz tam, gdzie są różne akcje i można kupić nawet złoto. I pani powiedziała, że to może być ciekawe. Zgłosiłam cię. Pójdziemy do taty Michała, taty Oli, mamy Kasi, ona pracuje w cukierni. I do ciebie. Do tego biura mak…
– Maklerskiego – podpowiedziałam automatycznie i zrobiło mi się słabo.
Fakt, powiedziałam małej, że pracuję w biurze maklerskim i tak zresztą wpisałam w ankiecie, którą wypełniałam na początku roku szkolnego. Po części jest to zgodne z prawdą. Nie wyjaśniłam tylko, co tam robię. Opowiadałam córeczce, jak wygląda obrót papierami wartościowymi, co to są akcje, co można kupić na giełdzie. O tym, że jestem sprzątaczką, ona nie ma pojęcia.
Mój tata pracował w MPO. I nigdy nie zapomnę, jak dzieci się ze mnie śmiały, jak mi dokuczały, wołały za mną „córka śmieciarza”. Skoro ja sama wstydzę się swojej pracy, jak czułaby się moja córka? Dlatego ukrywam przed nią, co naprawdę robię; żeby zaoszczędzić jej tych przykrości, które ja poznałam aż za dobrze.
No dobrze, tylko że teraz muszę rozplątać to, co zaplątałam. Tylko jak? Powiedzieć wychowawczyni prawdę? Nie wierzę, żeby udało się to potem utrzymać w tajemnicy. A powiedzieć Marcie? Nie zrozumie, będzie miała do mnie żal. Wieczorem, kiedy mała poszła już spać, powiedziałam wszystko mężowi.
I nagle mnie olśniło
– Bo ja od początku mówiłem, że źle robisz – orzekł. – Czego tu się wstydzić? Praca to praca, żadna nie hańbi. Nawydziwiałaś, to teraz masz. Ja ci nie pomogę, sama odkręcaj.
Jak zwykle! Właściwie sama nie wiem, na co liczyłam, skoro zawsze zostawałam ze swoimi problemami sama. Mój mąż nie jest zły, ale do rozmowy to on się nie nadaje. Żadnego wsparcia, żadnej pomocy. I co teraz?
Nic nie wymyśliłam, a tymczasem następnego dnia wychowawczyni sama do mnie zadzwoniła. Akurat jechałam do drugiej pracy, byłam w autobusie i nic nie słyszałam. To dało mi parę minut na zastanowienie… I nagle mnie olśniło.
Po prostu powiem, że tam bez upoważnienia nie można wejść. Przeproszę, bo Marta nie musiała o tym wiedzieć. Córce pewnie będzie przykro, bo każde dziecko chce się pochwalić rodzicami. Ale myślę, że zrozumie. A może nawet poczuje się dumna, że jej mama wykonuje takie ważne, tajne zadania?
Odetchnęłam z ulgą – sprawa załatwiona. Ale wiedziałam, czułam, że to nie koniec. Kiedyś Marta się dowie, co robię naprawdę. I co wtedy?
Czytaj także:
„2 lata po ślubie mój mąż zginął w wypadku. Teraz wredna teściowa chce zabrać mi mieszkanie, bo należało do jej syna”
„Nie kocham swojego syna. Przypomina mi ukochanego, który zostawił mnie z brzuchem. Mówił, że nie da rady być... ojcem”
„Byłam w 5 miesiącu ciąży, gdy mąż miał wypadek i zapadł w śpiączkę. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie”