„Synowa to księżniczka, która wszystko musi mieć najlepsze. Przez jej widzimisię nabrali kredytów i teraz toną w długach”

Zadłużone małżeństwo fot. Adobe Stock, fizkes
„Synowa cierpi na przesadną chęć posiadania i imponowania innym, co pewnie wynika z jakichś kompleksów. Ona po prostu musi mieć! Jeśli samochód, to nowy. Mieszkanie po kimś? Nigdy! Wyłącznie nowe, na raty, choćby na pół wieku”.
/ 26.04.2022 16:25
Zadłużone małżeństwo fot. Adobe Stock, fizkes

Wierzę święcie w przeczucie. Na przykład, kiedy wsiadam do samolotu, wiem z absolutną pewnością, że maszyna rozleci się w powietrzu. Wiem to, i już. Nic nie może zmienić tego przekonania.

Co prawda, wszystkie moje wyprawy lotnicze skończyły się szczęśliwie, ale i tak za każdym razem wiem swoje. Jednak poza sytuacjami, gdy wbrew naturze muszę unosić się w powietrzu, zwykle na przeczucie mogę liczyć…

Kilka miesięcy temu niespodziewanie odwiedził mnie starszy syn z żoną i moim uroczym wnukiem. Patrycja i Dominik są małżeństwem od sześciu lat. Gdy brali ślub, byłem naprawdę szczęśliwy.

Dominik nie należy bowiem do osób tryskających energią i nie ma przydatnej na co dzień łatwości podejmowania decyzji. Natomiast Patrycja jest kobietą czynu, gotową nawet diabła złapać za rogi. Niestety, moje rzekomo niezawodne przeczucie w ogóle mnie nie ostrzegło.

„Będą się świetnie uzupełniać” – pomyślałem wtedy naiwnie, zupełnie nie przewidując nieuchronnych komplikacji.

W miarę upływu czasu okazało się niestety, że w pewnych sprawach Patrycja nie zna umiaru. Nie potrafi z życia czerpać małą łyżeczką, lecz wyłącznie największą wojskową chochlą. Jako młode małżeństwo na dorobku i bez oszczędności, zdecydowali się kupić samochód na raty.

– Koniecznie nowy! I porządny, żaden tam Opel czy Toyota – stwierdziła Patrycja i ku mojemu przerażeniu, tak też zrobiła.

Jak pamiętam, było to tuż po ślubie

Potem szybko przyszła kolej na mieszkanie. Kupili kawalerkę w nowiuteńkim bloku. Moja żona była wręcz zachwycona nabytkiem młodych:

– Ale tu dużo miejsca! I zobacz – zwróciła mi uwagę – jaka ustawna kuchnia…

– Za małe! – stwierdziła po roku synowa. – Sprzedamy razem z ratami i kupimy większe mieszkanie – zdecydowała, nie dopuszczając dyskusji.

Już wtedy nieśmiało zauważyłem, że tkwią po uszy w ratach. Co więcej, ciągłe zobowiązania finansowe uniemożliwiały im wspólny wyjazd na jakiś sensowny urlop, który nawet po latach wspomina się z przyjemnością.

– Zamiast pakować się w kolejne spłaty, może odłożylibyście trochę pieniędzy na jakąś egzotyczną podróż? – zaproponowałem, ale bez przekonania.

Oboje z powątpiewaniem pokiwali głowami. Kupili 85 metrów z ogromnym tarasem. Sam chciałbym mieć takie. Jak wspomniałem, odwiedzili nas jakiś czas temu po dość długim okresie niewidzenia. Po wymianie zwyczajowych uprzejmości synowa oświadczyła nagle:

– Wynegocjowałam dużo niższą cenę za dom. Jest duży, nowy z naprawdę sporą działką. Sami go wykończymy!

„Jaki znowu dom?!” – pomyślałem zdumiony, czując, że brwi podjeżdżają mi do góry, na chwilę zasłaniając łysinę.

Za samochód od kilku lat spłacali raty, dużo większe płacili za mieszkanie. Po diabła im dom? W dodatku prawdopodobnie za miastem, więc będą musieli oboje dojeżdżać dużo dłużej niż teraz.
A uroczy wnuk, irytująco podobny do synowej? Co z przedszkolem, a potem szkołą? Jak daleko stamtąd do sklepu, lekarza, poczty, autobusu?

Tym razem natychmiast włączyło się niezawodne przeczucie i podpowiedziało mi nieuniknioną klęskę. Natychmiast wziąłem głęboki wdech i policzyłem do dziesięciu, żeby się uspokoić.

– Kolejne raty? Co się stanie, jeśli któreś z was straci pracę? – spytałem zaczepnym tonem. – Wszystko przepadnie? Zamieszkacie pod mostem? – tym razem naprawdę wyprowadzili mnie z równowagi.

Nie słuchali mnie, oni wiedzieli swoje!

Jednak moje pytania nie zrobiły na nich wrażenia. Zgodnie wzruszyli ramionami, spoglądając na mnie jak na zdziwaczałego starca, który nie wie, co mówi.

– Niedawno dostałem sporą podwyżkę – pochwalił się syn. – Na pewno nie zamierzają mnie zwolnić!

– Ja też mam niezłą pensję – dodała synowa, a ja spojrzałem na nią uważnie.

„Dziecko nie jest winne, że odziedziczyło po niej urodę” – powtarzałem sobie w myślach jak mantrę. Skinąłem głową. Wiedziałem, ile zarabia. Ale przecież ciut więcej niż średnia krajowa, to jeszcze nie majątek!

– Jesteście dorośli i sami podejmiecie decyzję – odezwałem się. – Mogę teraz gadać przez godzinę, przekonywać, że to zły pomysł, ale i tak zrobicie po swojemu.

Od tamtej rozmowy minęły dwa tygodnie. Nie dawali znaku życia, więc zadzwoniłem kontrolnie.

– W piątek wywalili mnie z pracy – przyznał syn, ledwo zapytałem, co u nich.

Był najwyraźniej rozbawiony sytuacją. Niestety, ja zupełnie nie.

– Co dalej? Mam nadzieję, że przynajmniej spróbujesz odzyskać zaliczkę na domek? – zasugerowałem.

– Eee, chyba nie. Zresztą to był zadatek, a nie zaliczka. Przepadnie, jeśli zrezygnujemy. Chcemy mieć ten dom. Po okresie wypowiedzenia z pracy będę wykańczał wnętrze. Schody muszę zrobić, poręcze…Wiesz może, jak się za to zabrać? – spytał.

Oba włosy na głowie stanęły mi dęba.

– Wyłącznie teoretycznie – odparłem. – Widziałem już niejedne schody i poręcze. Jednak nie miałem okazji na samodzielne konstruowanie takich rzeczy. Obawiam się, że mimo szczerych chęci nie potrafię ci pomóc – dokończyłem.

Starałem się o żartobliwy ton, choć wcale nie było mi do śmiechu. Synowa cierpi na przesadną chęć posiadania i imponowania innym, co pewnie wynika z jakichś kompleksów. Ona po prostu musi mieć! Jeśli samochód, to nowy. Mieszkanie po kimś? Nigdy! Wyłącznie nowe, na raty, choćby na pół wieku.

Stwierdziła któregoś dnia, że meble po prostu wypada zmieniać co kilka lat. Zrozumiałem, że to złośliwość pod moim adresem. Oboje z żoną uważamy, że nasze dwudziestoletnie regały są nadal dość ładne, a przede wszystkim całe. Nie mamy więc powodu, by kupować nowe, zresztą
i tak nie bardzo jest za co.

„Problem Patrycji polega na tym, że za stylem życia nie nadążają jej wątłe zarobki” – podsumowałem w myślach.

A potem usłyszałem, co mówi syn:

– Dwa banki odmówiły nam kredytu…

Wytrzeszczanie oczu do słuchawki nie miało sensu. Zrozumiałem, że zdecydowali się dać zadatek za dom, nie mając ani kredytu, ani nawet obietnicy z banku!

Chciałbym, żeby wreszcie zmądrzeli

– Co zamierzacie dalej zrobić z tą sytuacją? – nie ustępowałem.

– Chyba jednak zrezygnujemy – stwierdził Dominik po chwili zastanowienia.

Odetchnąłem z ulgą. Może odzyskał resztkę rozsądku i wrócił do rzeczywistości? Dobrze, że syn do czegoś w życiu dąży. Jednak najwyraźniej on i Patrycja zapomnieli o realiach i uznali, że dosłownie każde marzenie można szybko zrealizować. Duże dzieci…

Czytaj także:
„Mama była słabego zdrowia, więc ukrywałam przed nią ciążę, bo chciałam oszczędzić jej stresów. Teraz tego żałuję”
„Dla innych emerytura to koniec świata, a dla mnie nowy i lepszy początek. W końcu złapałam życie za rogi”
„Umówiłam moją przyjaciółkę z nieznajomym z ulicy. Powinna być mi wdzięczna, a zachowała się podle”

Redakcja poleca

REKLAMA