„Mama była słabego zdrowia, więc ukrywałam przed nią ciążę, bo chciałam oszczędzić jej stresów. Teraz tego żałuję”

kobieta, która żałuje, że nie powiedziała o ciąży fot. Adobe Stock, Tomsickova
„Zajrzałam do barku. Mama trzymała tam wino, oraz ważne dokumenty. Ale moją uwagę przykuło coś innego: para malutkich bucików. Takich, jakie zakłada się niemowlętom. Wzięłam je do ręki i wtedy zobaczyłam, że pod nimi jest koperta z moim imieniem”.
/ 21.04.2022 07:38
kobieta, która żałuje, że nie powiedziała o ciąży fot. Adobe Stock, Tomsickova

Problemy zdrowotne towarzyszą mojej rodzinie od zawsze. Tata zmarł na raka po długiej walce, a mama chorowała od wielu lat na serce. Kiedy działo się to wszystko, o czym chcę opowiedzieć, miała sześćdziesiąt lat i musiała na siebie bardzo uważać. Żadnego większego wysiłku, zdrowa dieta, dużo snu, a przede wszystkim jak najmniej stresów.

Cała rodzina starała się oszczędzać jej zmartwień. Często ukrywaliśmy przed nią problemy, z którymi się borykaliśmy. Kiedy jednak zaszłam w pierwszą ciążę, nie przypuszczałam, że ta radosna nowina może zamienić się w stres i smutek, więc zaraz pobiegłam do mamy. Chciałam podzielić się z nią swoją radością. Żeby pomóc jej rozproszyć smutne myśli.

No i przez kilka tygodni razem przeżywałyśmy moją ciążę. Rozmawiałyśmy tylko o mnie i o dziecku. O tym, jak się czuję, co jem, kiedy idę do lekarza, jak zamierzam wyremontować pokoik malucha, no i czy będzie to dziewczynka czy chłopiec. Byłam młoda, naiwna i pełna niezmąconego optymizmu. Nie przypuszczałam, że coś może pójść nie tak. Dlatego, kiedy na kolejnym USG okazało się, że płód się nie rozwija, a jego serce nie bije – przeżyłam szok. Dostałam od lekarzy tabletki poronne... I tak koszmarnie skończyła się ta moja pierwsza ciąża.

A ponieważ relacjonowałam mamie wszystkie wydarzenia związane z ciążą – nie było sposobu na to, by ukryć przed nią tę tragedię. Musiałam jej powiedzieć. Tak zrobiłam, a potem gorzko pożałowałam, że w ogóle powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Mama tak się moim poronieniem przejęła, że trafiła do szpitala. To na szczęście nie był jeszcze zawał, ale stan przedzawałowy. Lekarze zatrzymali ją na tydzień i przestrzegali, by nigdy więcej nie narażać jej na takie stresy. Postanowiłam wtedy, że jeśli zajdę kolejny raz w ciążę, to na pewno jej nie powiem.

Tym razem postanowiłam milczeć

– No i co? Jest druga kreska? Jest?! – pytał mnie mąż z przedpokoju, gdy ja siedziałam w łazience i wgapiałam się w pojawiające się na teście ciążowym paseczki.

To było jakieś pół roku po tym, kiedy poroniłam. Znów staraliśmy się od dziecko, a właśnie teraz o tydzień spóźniał mi się okres.

– No jest?! – powtórzył niecierpliwie.

– Jest! – z tym okrzykiem wyskoczyłam

z łazienki, żeby go uściskać. Zaraz jednak się odsunęłam i ostudziłam w sobie entuzjazm. – Tylko żeby tym razem się udało…

– Nic się nie martw, na pewno będzie dobrze – powiedział mąż z przekonaniem.

–  A jeśli nie? – szukałam silniejszego pocieszenia w jego słowach.

– Daj spokój. Nie myśl o tym.

– No dobra, dobra, masz rację – westchnęłam. – Tylko ani słowa mamie!

– Jasne, jasne.

– I nikomu innemu. Nie możemy się przed nikim wygadać, żeby czasem ta informacja jakoś do niej nie dotarła.

– Aśka, czy ty czasem trochę nie przesadzasz? Chyba panikujesz.

– Nawet gdyby tak było, to masz mi obiecać, słyszysz? Nikomu ani słowa!

Jarek przysiągł, że będzie milczał jak grób. Oboje uznaliśmy, że nie ma sensu na razie tak bardzo się tą wieścią ekscytować. Trzeba poczekać, żeby nie zapeszyć i za bardzo się nie przyzwyczajać do tej myśli. I w razie nieszczęścia cierpieć choć trochę mniej... W takim emocjonalnym rozchwianiu oraz w tajemnicy przed wszystkimi czekaliśmy na kolejne badania. Doszliśmy do wniosku, że powiemy mojej mamie pierwszej, ale dopiero wtedy, kiedy będzie już trochę widać brzuch. Kiedy już dłużej nie będzie można ukrywać tego, że wkrótce zostanie babcią!

Nie było mi łatwo. Nie dość, że byłam z mamą blisko i zawsze o wszystkim jej opowiadałam, to na domiar złego bardzo źle się w tych pierwszych tygodniach czułam. Wiecznie brało mnie na wymioty, byłam słaba, zmęczona. A mama zawsze bardzo przejmowała się moim zdrowiem i samopoczuciem. I oczywiście nic nie mogło ujść jej uwadze. Gdy więc pytała, czy się źle czuję, zrzucałam wszystko na pracę.

– Co ty taka blada jesteś, córeczko? – pytała, patrząc na mnie z troską.

– Ja? Nie, no skąd, mamuś... Wydaje ci się tylko – udawałam, że przesadza.

– Przecież widzę.

– Może jestem trochę niewyspana. Do późna siedziałam przy papierach z pracy.

– Asieńko!

– Musiałam. Ale spokojnie, nie pracowałabym tyle, gdybym nie czuła, że nie mam siły – nie chciałam, by się przejmowała.

– To się zawsze tak człowiekowi wydaje, że jeszcze ma siłę, jeszcze ma czas, że jeszcze wytrzyma. A potem? Potem się dopiero okazuje, że przesadził – wzdychała.

Nic się nie martw mamo, jestem młoda, zdrowa, dam sobie radę. A przecież wiesz, że robotę mam dobrą, muszę ja szanować.

– Pewnie jeszcze przez nią Jarka zaniedbujesz… – nie poddawała się.

– Troszeczkę. Ale kocha, to wytrzyma!

Specjalnie potwierdzałam jej przypuszczenia, żeby myślała, że faktycznie nie mamy z Jarkiem na nic czasu. A już z całą pewnością nie na staranie się o dziecko.

Tak wyglądały nasze rozmowy. Mama dopytywała, a ja robiłam uniki i ją zwodziłam. Oboje z mężem czekaliśmy na odpowiednią chwilę, żeby jej powiedzieć. I w końcu zaczęłam do tego dojrzewać. Zbliżał się koniec trzeciego miesiąca i uznałam, że raczej już wszystko powinno być w porządku. Niestety, życie lubi krzyżować nam plany. Potrafi być najokrutniejsze w chwilach, kiedy wydaje nam się, że wychodzimy na prostą.

W barku znalazłam list

Kilka przed tym, gdy miałam powiedzieć mamie o ciąży, do mojej firmy przyjechał niespodziewanie Jarek. Wszedł do pokoju, w którym pracuję, a ja się bardzo zdziwiłam.

– A co ty tutaj robisz? – spytałam z uśmiechem..

– Asiu, chodzi o mamę…

Teraz dopiero zauważyłam jego minę. Zrozumiałam, że to nie była radosna wizyta.

– Co się stało? Jest w szpitalu? – zapytałam, a serce zaczęło mi walić jak młotem.

Pamiętam tylko, że nie nic odpowiedział. W jego oczach dostrzegłam wielki smutek – i w w jednej chwili zrozumiałam, że nie przyjeżdżałby do mnie w środku dnia, gdyby nie stało się najgorsze. Zemdlałam.

Odzyskałam przytomność na korytarzu. Zapamiętałam tylko otwarte okna, wiatr i przenikliwy chłód. No i Jarka klęczącego przy mnie ze szklanką wody. Potem przyszły najgorsze dni w moim życiu. Musiałam pochować moją ukochaną mamę… Było mi nawet trudniej, niż wtedy, gdy razem żegnałyśmy tatę.

Dodatkowym brzemieniem był dla mnie fakt, że nie zdążyłam jej przed śmiercią powiedzieć o mojej ciąży. Tym bardziej że dziecko rozwijało się prawidłowo i nawet stres związany z pogrzebem mamy nie spowodował żadnych problemów. Miałam więc wyrzuty sumienia, że umarła, nie wiedząc, że pod moim sercem rośnie jej wnuk. Gdy tylko sobie o tym pomyślałam, od razu cisnęły mi się do oczu łzy.

Niespodzianie ulgę w cierpieniu znalazłam podczas sprzątania domu rodziców. To było trzy tygodnie po pogrzebie. Choć Jarek się temu sprzeciwiał, poszłam sama. Chciałam się w ten sposób pożegnać z mamą, znaleźć chwilę, w której ostatni raz byłybyśmy sam na sam. Chodziłam po domu i zaglądałam w różne kąty, otwierałam szafy i szuflady. Wspominałam chwile, gdy byłyśmy razem. I te ostatnie, i te, gdy byłam dzieckiem.

W pewnym momencie zajrzałam do barku. Mama trzymała tam wino, na którego kropelkę pozwalała sobie od czasu do czasu, oraz wszystkie ważne dokumenty. Ale moją uwagę przykuło coś innego: para malutkich, pomarańczowych bucików. Takich, jakie zakłada się niemowlętom. Wzięłam je do ręki i wtedy zobaczyłam, że pod nimi jest koperta z moim imieniem. Otwierałam ją drżącymi rękami.

„Asieńko, skoro to czytasz, to pewnie mnie już nie ma. Zapewne nie doczekałam narodzin wnuka. Chciałam jednak, żebyś wiedziała, że już dawno się domyśliłam tego, co chciałaś ukryć. Wiem, że znów jesteś w ciąży. Nic Ci o tym nie mówiłam, bo nie chciałam Cię martwić. Pewnie denerwowałabyś się tym, że ja się za bardzo przejmuję, a to niezdrowe dla ciąży. Milczałam więc dla twojego dobra, tak jak i ty dla mojego. Widzisz, śmieszne jesteśmy obie z tą naszą troską i tajemnicami. Z tym naszym milczeniem, by oszczędzić sobie nawzajem stresów. Teraz uśmiechnij się więc, Córeńko, i ciesz tym pięknym czasem, bo nie ma w życiu nic wspanialszego od macierzyństwa. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze, i doczekasz się tak cudownego dziecka, jakie ja miałam szczęście urodzić. Będę na Was na pewno spoglądała z góry. Kocham Cię i tęsknię. Do zobaczenia za wiele, wiele lat”.

Uśmiechnęłam się tak, jak prosiła, ale przez łzy. Nie wiem, czy bardziej płakałam, czy bardziej się ze mnie i z niej śmiałam. Często zakładam córeczce buciki od babci. Dostała po niej coś jeszcze – imię. Irena…

Czytaj także:
„Zgorzkniała sąsiadka nie dawała mi żyć, ciągle straszyła mnie policją. Przez nią bałam się nawet spuścić wodę w toalecie”
„Zdradziła go z własnym bratem i zaszła w ciążę, a potem chciała wrobić w ojcostwo, żeby płacił na dziecko”
„Kupel chciał zostawić rodzinę dla jakiejś pierwszej lepszej. Nie mogłem spokojnie patrzeć, jak marnuje sobie życie”

Redakcja poleca

REKLAMA